Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 23 czerwca 2021

Natalka Śniadanko "Lubczyk na poddaszu" - Kojące własności ciszy

Natalka Śniadanko

Lubczyk na poddaszu

Tytuł oryginału: Комашина марзанка
Tłumaczenie: Ksenia Kaniewska
Wydawnictwo: Biuro Literackie
Seria: Proza
Liczba stron: 140




Bohater powieści Lubczyk na poddaszu autorstwa ukraińskiej pisarki Natalki Śniadanko (ur. 1973) stwierdza, że etapy związku dwójki bliskich sobie ludzi przebiegają wg następującego schematu: (...) czas zakochania, uskrzydlenia, spotykania się, narzeczeństwa, ślubu, miesiąc miodowy, a potem długie i nudne dni powszednie z postępującym, na początku bolesny, a potem uciążliwym przyzwyczajaniem się do siebie [1]. Teza jak teza, chciałoby się na to rzec – z pewnością nietrudno byłoby znaleźć przykłady dowodzące jej nieprawdziwości, ale traktując to zdanie bardziej jako bodziec zachęcający do refleksji w materii międzyludzkich relacji, przyznać trzeba, że niemal zawsze w egzystencji dwójki ludzi przychodzi moment, kiedy obie strony są zmęczone wspólnym życiem. Cóż wtedy czynić i jak zażegnać kryzys, który podstępnie się do nas zakradł?

Protagonistami powieści są Saron i Sarona, małżeństwo, które przypadkiem trafia do dziwacznego hotelu, położonego gdzieś w leśnej głuszy. Rozdzieleni, przebywający w osobnych pokojach, nie wychodzący za zewnątrz, kontaktujący się tylko za sprawą listów, zawieszeni w tajemniczym bezczasie, pogrążają się w autoanalizie, przeprowadzając wiwisekcję własnych wspomnień. To wymuszone odosobnienie okazuje się znakomitą odtrutką dla dotychczasowego bytu, prowadzonego w ogromnym pędzie, bez chwil na zastanowienie się – protagoniści zyskują sposobność, by zanurzyć się we własnym umyśle, podsumować swoje życiowe doświadczenia i przekonać się jak wiele sekretów może skrywać przed nami ktoś, kogo pozornie bardzo dobrze znamy.

Hotelowy nastrój wykreowany przez Śniadanko – oniryzm przeplatający się z poetyzmem – jest na tyle magnetyczny, że szybko ulega mu także czytelnik, dający zaprosić się do tego specyficznego miejsca, gdzie (…) godziny zaczną spływać coraz wolniej i po trochu skleją się w ciągnącą masę, w której już nie będzie miało znaczenia, czy jest ranek, czy dzień, jesień, czy wiosna (…) [2]. Proza ukraińskiej pisarki jest lekka i eteryczna – słowne pejzaże kreślone są z impresjonistycznym sznytem, w efekcie czego nasz umysł syci się pięknymi, choć efemerycznymi obrazami, w których twarda rzeczywistość splata się z realizmem z pogranicza snu.

Atmosfera Lubczyku na poddaszu idealnie współgra z podejmowaną tematyką. Ta niemal wyczuwalna w powietrzu delikatność stanowi znakomite tło dla rozważań dotyczących więzów łączących dwójkę ludzi. Śniadanko podkreśla kruchość i subtelność skomplikowanej, miłosnej układanki, sygnalizując, że jest ona niesłychanie wrażliwa na wszelkie podmuchy, co niesie za sobą konieczność nieustannej pielęgnacji i troski. Autorka pokazuje przy tym jak trudno jest niekiedy zachować zdrowy balans, by z jednej strony nie popaść w koleiny rutyny, które mogą szybko doprowadzić nas do zaniedbań naznaczonych stagnacją, marazmem i zobojętnieniem, z drugiej zaś, by nie utonąć w bagienku przesadnej atencji, mającej tendencje do przeradzania się w silnie toksyczną zaborczość, nacechowaną chorobliwą zazdrością i nieufnością. Jednocześnie Śniadanko umiejętnie kreśli łatwość, z jaką rezygnujemy z poznawania najbliższej nam osoby na rzecz wyobrażeń i uproszczeń, w rezultacie czego płaszczyzna kontaktu i zrozumienia gwałtownie się kurczy. W ten sposób Ukrainka zdaje się uświadamiać nam fakt, niewygodny i niejednokrotnie wypierany, że pomimo fizycznej bliskości, możliwe jest bytowanie w zupełnie innych światach, które tylko z rzadka się ze sobą przecinają. W przypadku bohaterów Lubczyku na poddaszu jednym z remediów zastosowanych w celu odtworzenia nadwyrężonej relacji jest próba porozumiewania się za pomocą listów – epistolografia jawi się jako forma komunikacji, dzięki której możliwe staje się mówienie o rzeczach na tyle niewygodnych, że nie sposób wypowiedzieć ich w cztery oczy. Wydaje się, że lecznicze własności pisma wynikają również z tego, że wymaga ono znacznie większego zaangażowania niż rozmowa, która nierzadko potrafi przedzierzgnąć się w monologi wygłaszane przez osoby zbyt mocno skoncentrowane na sobie, by dostrzec potrzeby i strapienia drugiej strony.

Co ciekawe, Lubczyk na poddaszu to także intrygujący portret Ukrainy. Jako, że w tekście przybliżone zostają sylwetki Sarona, Sarony oraz ich rodzin, czytelnik zyskuje okazję, by liznąć nieco historii tego skrawka Europy Środkowej ze szczególnym uwzględnieniem prowincji oraz terenów wiejskich. Wyprawa po jeżyny w leśne ostępy; ciężka, fizyczna praca związana ze świniobiciem (bynajmniej nie kończąca się wraz z zaszlachtowaniem świni); smaki domowych przetworów; figura nieobecnego ojca, wyjeżdżającego za pracą na mityczny Zachód; naznaczony pustką pejzaż miasteczek, z których poznikała mniejszość żydowska; krewni z zagranicy, zasypujący swoich bliskich paczkami; przesadny kult ciężkiej pracy, który stopniowo zabija umiejętność odpoczywania czy świętowania – wielce prawdopodobnie, że migawki kreślone przez Śniadanko dla niektórych czytelników bądź czytelniczek będą wyzwalaczem, uruchamiającym własne wspomnienia.

Wypadkową tych wszystkich elementów jest kojąca i zmysłowa proza, która sprawia wrażenie jakby chociaż w pewnej części była utkana z ciszy i milczenia. Natalka Śniadanko zaprasza nas do interesującego świata, w którym człowiek przypomina sobie, że uczucie, jakim darzy się dwójka ludzi to dar wymagający ciągłej troski. I rzadko kiedy wystarcza samo ziele lubczyku, które wedle ludowych mądrości skrywa w sobie moce wzajemnej miłości.

Ambrose

 

------------------------------------
[1] Natalka Śniadanko, Lubczyk na poddaszu, przeł. Ksenia Kaniewska, Biuro Literackie, Wrocław 2014, s. 105
[2] Tamże, s. 110

8 komentarzy:

  1. Po Twojej recenzji bardzo (!) chcę przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa! A książkę polecam. Jest króciutka, a przy tym całkiem przyjemnie pobudza szare komórki do rozmyślań nad miłosną materią :)

      Usuń
  2. „Światło i mrok”, „Mąż i żona”, „Lubczyk na poddaszu”... Widzę, że ostatnio pociągają Cię książki o perypetiach małżeńskich. :) Ciekawią mnie małżonkowie z tej powieści. Nie piszą do siebie SMS-ów, tylko tradycyjne listy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, chociaż tego nie planowałem. Do kompletu można jeszcze dorzucić "Thirst for Love" Mishimy, która niedawno przewinęła się przez bloga :)

      Związek bohaterów Śniadanko znajduje się w kryzysie czy impasie - coś w rodzaju terapii zostaje im zaserwowane niejako wbrew im woli, a jednym z elementów kuracji jest właśnie komunikacja poprzez listy.

      Usuń
  3. Mnie też dobrze było w świecie Śniadanko. Proza przyjemna, o kojących właściwościach. Niewiele z niej dzisiaj pamiętam, ale może to znak, że warto wrócić do jej wcześniejszych powieści.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, akurat "Lubczyk na poddaszu" to ten typ prozy, w przypadku na pierwszy plan wysuwa się nastrój, spychając fabułę nieco na ubocze. No ale powrót jak najbardziej może wyjść na dobre :) A której książki Śniadanko jeszcze czytałaś? Którąś polecasz szczególnie?

      Usuń
    2. Czytałam "Kolekcję namiętności", pamiętam, że była nieco zabawna. Intryguje mnie jej "Frau Muller nie zamierza płacić więcej".

      Usuń
    3. Hm, hm, to może i ja zainteresuję się "Frau Muller nie zamierza płacić więcej". Intryguje już sam tytuł.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)