Jo Nesbø
Karaluchy
tytuł oryginału: Kakerlakkene
tłumaczenie: Iwona Zimnicka
wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie 2014
cykl: Harry Hole (tom 2)
seria: Ślady zbrodni
liczba stron:319
Karaluchy, druga po Człowieku nietoperzu powieść z serii poświęconej przygodom Harry’ego Hole, norweskiego policjanta z wydziału zabójstw, miała być moim trzecim spotkaniem z prozą wielce modnego norweskiego współczesnego pisarza Jo Nesbø (wcześniej był jeszcze Łowcy głów spoza serii). Oczekiwania miałem duże, bo niby taka sława, a wspomniane już wcześniej lektury wcale mnie nie zachwyciły. Owszem, miały to coś, co sprawiło, że czytało się je z przyjemnością, ale i poważne wady również. Ciekaw, czy do trzech razy sztuka, czy objawi mi się w końcu godne podziwu dzieło tej gwiazdy norweskiej literatury kryminalnej, zacząłem czytać.
W Bangkoku, w moteliku będącym de facto niezbyt zakamuflowanym miejscem urzędowania prostytutek, zamordowany zostaje norweski ambasador. Władze naciskają na szefa wydziału zabójstw policji w Oslo, by wysłać na miejsce kogoś, kto szybko zamknie sprawę w sposób, który pomoże uniknąć skandalu. Wybór pada, jak łatwo się domyślić, na protagonistę naszego cyklu powieściowego, który w wyniku wydarzeń opisanych w pierwszej powieści stał się osobą znaną, a teraz za bardzo zaprzyjaźnił się z alkoholem. To ostatnie zdaje się obiecywać, że nie będzie zbyt wyrywny, nie nadepnie na odcisk zbyt wielu ludziom i nie spowoduje dyplomatycznych komplikacji. Czy tak się stanie, tego oczywiście nie zdradzę.
Powieść wciąga od samego początku, choć bez przesady. Są miejsca, w których trudno się od niej oderwać i takie, w których bez problemu można zrobić przerwę na spacer z psem czy film w TV. Nie wiem, czy to zabieg celowy, ale wcale nie wspominam o tym w negatywnym kontekście. Ta specyfika ma swoje zalety.
Intryga jest przyjemnie skomplikowana i czytelnik, podobnie jak biedny Harry, nie ma szans na wykrycie sprawcy przed czasem. Owszem, można obstawiać, a nawet trafić, ale nie można wiedzieć. Niestety, pewne elementy fabuły są tak ograne, że aż wstyd, jak choćby postać detektywa mającego problem z alkoholem. A szkoda.
Akcja Człowieka nietoperza rozgrywała się w Australii, a Karaluchów w Tajlandii. To ciekawa koncepcja – zwiedzanie egzotycznych dla Europejczyka miejsc w trakcie polowania na zabójców. Ze zbrodnią zwiedzaj świat. Bardzo mi się ten pomysł podoba, tym bardziej, iż mam wrażenie, że norweski pisarz ciekawie ukazuje specyfikę różnych miejsc i narodów.
Autor bardzo dobrze wczuwa się w pewne klimaty. Jako pierwszy z tych, których powieści czytałem, wyartykułował choćby taki temat, jak pobyt w celi człowieka z lekką choćby klaustrofobią, przypadłością wcale nie tak sporadyczną. Takiego podejrzanego na dobrą sprawę nie trzeba torturować, by uzyskać przyznanie się do wszystkiego. Takich perełek jest więcej.
Niestety, nie wszystko jest tak pięknie, jak by się chciało. Znów mamy tę samą sytuację, co w przypadku wcześniej przeze mnie poznanych powieści Nesbø. W pewnych aspektach jego książki są świetne, a w innych takie sobie. O ogranych schematach już wspominałem, ale nie tylko o to chodzi. Nawet nie o niezbyt oryginalne, zwłaszcza psychologicznie, kreślenie postaci.
We wstępie i prawie całej powieści wszystko, kolokwialnie mówiąc, trzyma się kupy. Akcja rozwija się naturalnie, jedno wynika z drugiego, zachowane są związki przyczynowo-skutkowe, a przypadek nie zaczyna nagle działać w jedną tylko stronę. Niestety, im bliżej końca, tym wszystko staje się bardziej naciągane, mniej prawdopodobne, mniej przekonujące, tak jakby autor nie do końca wiedział jak szybko przejść do zakończenia, które sobie wymyślił i którego wystąpienie wcale nie wydaje się być realne w świetle wcześniejszych wydarzeń. W kulminacji mamy to, czego najbardziej nie lubię, ze względu na infantylność i nielogiczność – geniusz zła, niezniszczalny i niezwyciężony, nietykalny i absolutnie zabójczy, nagle daje się załatwić jak pierwszy lepszy amator. Tak jakby autor pisał bez z góry założonego planu, znając tylko początek, który jakoś się rozwinie, i zakończenie, które z góry założył. Potwierdza to też pewna mętność stylu, która objawia się głównie pod koniec, a której serdecznie w kryminałach nie cierpię. Szczególnie w tym gatunku ważne jest, by język giętki pisarza wyraził, co ma pomyśleć czytelnicza głowa, że strawestuję Słowackiego.
Jakby tego było mało, w końcówce pojawiają się zupełnie niepotrzebne potknięcia, które powinny zostać wyeliminowane w procesie tworzenia finalnego produktu, jakim jest wydana powieść. Choćby naładował zamiast przeładował. To niby tylko drobne potknięcie, ale...
Jeśli finis coronat opus, to scena finałowa Karaluchów nie tyle wieńczy, co psuje. Główny rekwizyt w nim występujący to... - Młot pneumatyczny bez podłączenia do sprężarki i w dodatku na baterię. No comment*.
Jak więc oceniać? Z jednej strony przez prawie cały czas jest świetnie, a z drugiej, są momenty, zwłaszcza pod koniec... Może łyżka dziegciu nie psuje całości, może książka to nie zupa, a na przykład pieczeń, która z jednej strony może być super, z drugiej spalona... Chociaż, jeśli i tak musisz zjeść całą...
Wszystko w Karaluchach jest takie jakieś nie do końca, podobnie jak tytuł, którego powiązanie z treścią jest lekko mówiąc naciągane i z daleka pachnie manipulacją marketingową.
Nie mogę tej książki z czystym sumieniem polecić, gdyż zdaję sobie sprawę, że wielu się na niej zawiedzie. Z drugiej strony, sam znalazłem w tej lekturze ukontentowanie, poza końcówką oczywiście, i pewnie za jakiś czas skuszę się na kolejny odcinek przygód Harry’ego Hole. Decyzję, czy sięgnąć po Karaluchy, musicie więc podjąć sami
Wasz Andrew
* Oczywiście nie przesądzam, kto zawinił – tłumacz czy autor. Recenzja jest zawsze z efektu końcowego - z konkretnego wydania, konkretnego tłumaczenia, itd.
Cykl z Harrym Hole:
- 1997 Flaggermusmannen (Człowiek-nietoperz, przeł. Iwona Zimnicka, Otwock 2005)
- 1998 Kakerlakkene (Karaluchy, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2011)
- 2000 Rødstrupe (Czerwone gardło, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2006)
- 2002 Sorgenfri (Trzeci klucz, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2007)
- 2003 Marekors (Pentagram, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2007)
- 2005 Frelseren (Wybawiciel, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2009)
- 2007 Snømannen (Pierwszy śnieg, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2010)
- 2009 Panserhjerte (Pancerne serce, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2010)
- 2011 Gjenferd (Upiory, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2012)
- 2013 Politi (Policja, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2013)
- 2017 Tørst (Pragnienie, przeł. I. Zimnicka, Wrocław 2017)
Czytałem jedną część serii i miałem dość podobne odczucia. Taki skandynawski tasiemiec, którego poszczególne części można spokojnie czytać w pewnych odstępach, ale w dużym natężeniu byłyby zapewne męczące.
OdpowiedzUsuń