Carson McCullers
The Haunted Boy
Literatura to cudowna sieć naczyń połączonych. Niemało dzieł interferuje ze sobą na najróżniejszych poziomach. Istnieją powieści, w których wspomina się o innych utworach; bywają tytuły napisane pod wpływem innych, jako rodzaj hołdu czy fascynacji; wreszcie nie brak książek polecanych w uprawianej przez danego pisarza bądź pisarkę eseistyce czy diarystyce. Dla przykładu, ja po króciutki zbiór opowiadań The Haunted Boy wydany przez Penguin Books w ramach serii Penguin Modern, sięgnąłem pod wpływem lektury Tak ukochanej Melanii Gai Mazzucco. W tej fabularyzowanej biografii przybliżona zostaje barwna postać Annemarie Schwarzenbach: pisarki, fotografki, dziennikarki, podróżniczki i wreszcie skandalistki, sławnej szczególnie w okresie 20-lecia międzywojennego. Wśród grona przyjaciół i znajomych pozostających w orbicie towarzyskich zainteresowań bohaterki wspomniana zostaje amerykańska pisarka Carson McCullers (1917 – 1967), która miała wręcz obsesję na punkcie Schwarzenbach. Przyznaję, że kilka krótkich wzmianek o McCullers zaintrygowało mnie na tyle, że postanowiłem zapoznać się z twórczością tej artystki i w ten sposób podjąłem się lektury wspomnianego zbioru The Haunted Boy.
Książeczka składa się z 3 utworów. Oprócz tytułowego są to The Sojourner oraz A Domestic Dilemma. Wszystkie pochodzą z tego samego okresu, tj. powstały na przełomie lat 40-tych i 50-tych XX wieku. Ponadto każde z opowiadań porusza zbliżoną tematykę, która oscyluje wokół imponderabiliów, tj. rzeczy nieuchwytnych i niewyrażalnych, na czele z szeroko rozumianymi miłością, smutkiem i zgryzotą.
Zbiór postrzegać można jako kolekcję niezwykle precyzyjnych, a przy tym bardzo oszczędnie nakreślonych portretów psychologicznych postaci, które wytrącone zostają ze stanu równowagi. Hugh Brown, bohater The Haunted Boy czyli Nawiedzanego chłopca, to młody człowiek, który zmaga się z konsekwencjami próby samobójczej matki, w rezultacie czego każda niezapowiedziana aktywność rodzicielki wiąże się z niepokojem i obawą. John Ferris, protagonista Sojornuer, co można tłumaczyć jako Gość albo Przejezdny, to niespełna 40-letni mężczyzna, Amerykanin mieszkający w Paryżu, który wraca do ojczyzny na pogrzeb ojca. Przypadkowe spotkanie z Elizabeth, byłą żoną stanowi bodziec do podsumowań własnego żywota, które okazuje się pasmem niestałości – częste zmiany miejsc zamieszkania, następne małżeństwa i nierzadko epizodyczne związki wyraźnie kontrastują ze szczęściem rodzinnym osiągniętym przez Elizabeth. Z kolei Martin Meadows, główny charakter The Domestic Dilemma (Dylemat wewnętrzny) to osobnik, któremu przychodzi zmierzyć się z krępującym problemem, jakim jest postępujący alkoholizm małżonki, przy czym obserwatorami rozwijającego się dramatu jest dwójka małych dzieci.
Sylwetki bohaterów zostały odmalowane bardzo zwięźle, z użyciem skromnej palety środków – McCullers posiada niezwykłe wyczucie, dzięki któremu za pomocą kilku zdań z opisem gestów, mimiki czy wykonywanych czynności udaje jej się zbudować przekonujący obraz stanu psychologicznego, w jakim aktualnie znajduje się dana osoba. W skromnych objętościowo tekstach, czytelnik niemal z miejsca może zrozumieć położenie protagonisty – który jawi się jako człowiek z krwi i kości – i doświadczyć siły targających nim doznań. Z tego względu wszystkie 3 teksty odznaczają się specyficznym nastrojem, w którym dominują podskórny lęk, podświadoma nerwowość oraz wrażenie, że sprawy coraz bardziej wymykają się spod kontroli. To napięcie – tłumione i trudne do skanalizowania – to efekt mierzenia się z rzeczami, o których niekiedy się słyszy, ale które niemal zawsze zdają się zbyt abstrakcyjne, by mogły przydarzyć się nam bądź naszym najbliższym. Co istotne, autorka jednocześnie przypomina, że ciężkie doświadczenia i przejścia w obrębie rodzinnego grona to z reguły konsekwencja zaniedbań w pielęgnowaniu międzyludzkich interakcji oraz niezdarności w wyrażaniu własnych uczuć. W rezultacie nie potrafimy okazywać miłości, przywiązania czy przyjaźni, co tylko katalizuje złość i frustrację, którą zdarza się nam przelewać na tych, na których nam zależy.
W utworach stosowana jest oszczędna symbolika, która pointuje bądź podkreśla ich wymowę. Najlepiej wypada ona w opowiadaniu Sojourner. Już sam tytuł, który nie posiada bezpośredniego przełożenia na język polski, oznaczający człowieka przebywającego tymczasowo w danym miejscu (nie jestem pewien czy zaproponowany wyraz przejezdny jest tutaj w pełni adekwatny) można dwuznacznie odczytać, bowiem John Ferris jest takim właśnie przejezdnym w sensie zarówno dosłownym jak i metaforycznym. Mężczyzna regularnie zmienia miasta, w których mieszka, ale równie łatwo kończy i rozpoczyna nowe relacje, na skutek czego jego egzystencja naznaczona jest epizodycznością i nietrwałością. Ta krótkotrwałość i ulotność to w dużej mierze zasługa samego Johna, bowiem jego wkład w pielęgnację związku jest bardzo skromny, a działania, jeśli już jakieś podejmuje, są spóźnione i niewystarczające – istotna jest tutaj ostatnia scena, w której mężczyzna proponuje synowi swojej aktualnej partnerki wizytę w teatrzyku kukiełkowym, zapominając, że jest już po sezonie i teatr jest zamknięty. Bardzo ciekawie prezentuje się też cisza, która wyściela początkowe strony The Haunted Boy. O ile brak dźwięku może kojarzyć się ze spokojem i harmonią, o tyle w przypadku Hugh Browna jest on złowrogi i złowieszczy, bowiem zwiastuje potencjalne zagrożenie.
Wszystkie składowe, których Carson McCullers używa do tkania swojej prozy powodują, że jej opowiadania to mikroskopijne perełki, a obcowanie z nimi do niemała przyjemność. Co interesujące, wydaje się, że w wielu momentach, autorka korzysta z własnych, niełatwych przeżyć – samobójcza śmierć męża (1953), z którym Carson związała się w 1937 roku, a następnie rozstała się na kilka lat (1941 – 1945), by ponownie wziąć z nim ślub (1945); nałóg alkoholowy; aura skandalistki z racji bardzo rozwiązłego stylu życia czy bliskich kontaktów z czarnoskórą mniejszością w dobie raczkujących ruchów na rzecz równouprawnienia Afroamerykanów; wreszcie poważne kłopoty zdrowotne; wszystkie te rzeczy pobrzmiewają delikatnym echem w literackich miniaturkach McCullers i być może to właśnie dzięki nim teksty są tak mocno nasycone autentyzmem. Warto sięgnąć.
Widzę, że poznawanie twórczości autorki zacząłeś od jej mniej znanej (w Polsce chyba w ogóle nieznanej) książki. Najbardziej znana to oczywiście „Serce to samotny myśliwy”. :)
OdpowiedzUsuńPozycja, od której rozpocząłem znajomość z McCullers to skromniutki zbiór opowiadań - wydaje mi się, że właśnie krótkie teksty to taki papierek lakmusowy, dzięki któremu szybko można przekonać się czy dany styl nam podejdzie czy też nie. W przypadku McCullers zaiskrzyło, więc pewnie sięgnę po wspomnianą przez Ciebie pozycję, bo podejrzewam, że znajdę ją bez problemu w bibliotece :)
UsuńWidzę, że znalazłeś kolejną perełkę:) Zaintrygowałeś mnie. Mam nadzieję, że przynajmniej ta bardziej znana pozycja autorki będzie łatwo dostępna:)
OdpowiedzUsuńTo dopiero mój początek znajomości z McCullers, ale faktycznie zapowiada się interesująco :)
UsuńMam wrażenie, że McCullers to jedna z autorek, które w USA są rozpoznawane i cenione, ale u nas raczej nielicznym.
OdpowiedzUsuńAle kogo winić za taką sytuację :) ? A swoją drogą to piekielnie ciekawe, że niektórzy artyści i artystki mogą doczekać się przekładu niemal wszystkich dzieł a inni pozostają na krawędzi niebytu. Tu chyba sporo zależy od tłumaczy i badań literackich. Może McCullers nikt dotąd się w Polsce na poważnie nie zainteresował.
UsuńOch - mam wrażenie, że to kolejny aspekt polskiej specyfiki - irracjonalność i nieprzewidywalność naszego rynku wydawniczego. Przestały mnie już dziwić serie wydawnicze wydawane od środka, z pominięciem pewnych tomów ze środka czy też urwane bez kontynuacji. Ostatnio trafiam na coraz ciekawsze kwiatki jak na przykład powieść (tłumaczenie) wydana w tym samym roku przez to samo wydawnictwo pod dwoma różnymi tytułami albo powieści wydane z podaniem błędnego tytułu oryginału (ten sam tytuł oryginału w dwóch różnych tomach cyklu - oczywiście z różnymi polskimi tytułami). Nieraz jest to ze szkodą dla autora, powiedzmy na przykład, gdy raz figuruje on na okładce jako Kowalski Jan, potem jako Kowalski Jan M., a jeszcze kiedy indziej jako Kowalski Jan Mateusz. Skąd czytelnik zagraniczny ma wiedzieć, że to ta sama osoba. Nie wspomnę o problemach z wyszukiwaniem książek takiego autora dla nabywcy zagranicznego.
Usuń