Lisa Gardner
W ukryciu
tytuł oryginału: Hide
tłumaczenie: Katarzyna Procner-Chlebowska
cykl: Detektyw D.D. Warren (tom 2)
seria: Biblioteka Newsweeka
wydawnictwo: Sonia Draga 2014
liczba stron: 368
Ostatnio trafiło mi się kilka lektur, które, delikatnie mówiąc, raczej mnie nie zachwyciły. Aby to zmienić sięgnąłem po pewniaka, przynajmniej taką miałem nadzieję, czyli książkę Lisy Gardner, poczytnej współczesnej amerykańskiej pisarki specjalizującej się w thrillerach i romansach (te ostatnie firmuje jako Alicia Scott), której prozy już dwa razy próbowałem, i która dała mi naprawdę świetną rozrywkę. Obie przeczytane przeze mnie powieści były z cyklu Detektyw D.D. Warren* (tytułowa detektyw to funkcjonariuszka wydziału zabójstw bostońskiej policji), a konkretnie były to pierwsza i trzecia część serii. Postanowiłem teraz uzupełnić lukę w poznawaniu całości według powieściowej chronologii i sięgnąć po część drugą, zatytułowaną W ukryciu.
Bobby Dodge, niegdyś snajper w Stanowym Wydziale do Zadań Specjalnych Policji w Massachusetts, dziś świeżo upieczony detektyw zostaje poproszony przez sierżant policji bostońskiej, D.D Warren, o pomoc w rozwikłaniu tajemniczej zbrodni sprzed lat. W ruinach dawnego szpitala psychiatrycznego grupa dzieciaków dokonała przypadkiem przerażającego odkrycia. W podziemnej kryjówce bezwzględny morderca pozostawił przed laty swoje trofea. Wszystkie były drobne. Wszystkie były nagie. Wszystkie płci żeńskiej. Zmumifikowane ciała sześciu małych dziewczynek.
Śladów jest niewiele, zaledwie kilka dowodów zebranych na miejscu zbrodni, w tym medalion przywieszony do jednego z worków, na którym wygrawerowano imię „Annabelle M.Granger”. Bobby nie przypuszcza nawet, jak skomplikuje się sprawa, gdy okaże się, że prawdziwa Annabelle żyje, a ktoś w dalszym ciągu czyha na jej życie.
Tyle notka wydawcy na okładce i na tym poprzestańmy, jeśli chodzi o przybliżenie fabuły. Więcej w tym temacie zdradzać nie będę, tym bardziej, iż intryga jest niezwykle oryginalna, choć wydawałoby się, iż w tej branży nic nowego nie da się już wymyślić. Z pozoru nieco wydumane zakończenie, którego nie sposób przed czasem przewidzieć, oceniam jako w rzeczywistości całkiem realistyczne. Autorka, tak jak rzeczywistość, dyskretnie nami manipuluje, co dodaje lekturze dodatkowego smaczku.
Wielką siłą warsztatu Lisy Garnder jest klimat. Czytelnik od pierwszych stron może się z łatwością wcielić w skórę Annabelle, choć przecież żaden z nas nie był nigdy w sytuacji kogoś, kto w pewnym momencie stwierdza, że niczego nie jest pewny, nie tylko tego who is who, ale nawet tego, kim sam jest, i to nie w sensie filozoficznym, a konkretnym, administracyjnym – imienia, nazwiska, numeru ubezpieczenia. No właśnie, protagonistką jest niewątpliwie Annabelle Granger, na co wskazuje choćby to, że jest jedyną osobą, której przypisany jest narrator pierwszoosobowy; reszta korzysta z trzecioosobowego. To niezbyt częsty zabieg, by główne postaci spinające cykl powieściowy w całość (D. D. Waren i Bobby Dodge), w konkretnej powieści były postaciami raczej drugoplanowymi, choć wyraźnie wpływającymi na przebieg wszystkiego, co się dzieje. Dodajmy, że zabieg jak najbardziej udany, podobnie jak trudna sztuka łączenia narratora pierwszo- i trzecioosobowego.
Wspomniałem o atmosferze. Szpital psychiatryczny, przepracowany do granic wydział zabójstw, życie w permanentnym ukryciu, życie w ciągłej tęsknocie za zaginioną osobą, klimat bezpośredniego niebezpieczeństwa i jednocześnie nieuchwytnego, permanentnego zagrożenia – pisarka wszystkie te odmienne stany wpływające niewątpliwie na percepcję rzeczywistości, na sposób reagowania, uczucia i podejmowane decyzje, potrafi oddać z prawdziwą maestrią. Nawet tłumaczka, która w tym przypadku, w moim odczuciu, nie do końca się sprawdziła, nawet drobne błędy i niezręczności, nie są w stanie zepsuć efektu i czytelnik obdarzony wyobraźnią może wręcz czuć te emocje, które dotykają powieściowych bohaterów.
W ukryciu to thriller kryminalny z wyraźnym rysem psychologicznym. Akcja przypomina ruszającą lawinę – z początku jakby zatrzymana, rusza powoli, ale już od pierwszych chwil wyczuwalna jest ta atmosfera napięcia, jak cisza przed burzą, która każe nam się spodziewać, że jak już ruszy, to... Sami wiecie – jak to lawina. Naprawdę ciężko się od tej lektury oderwać, więc nie zabierajcie się za nią, jeśli macie przed sobą jakąś terminową pracę, przygotowania do egzaminu, czy coś podobnego. Tym bardziej, że możecie nabrać chęci na następną powieść Lisy.
No właśnie – ten klimat, ta wciągająca akcja, wyraziste postaci, obok których nie można przejść obojętnie, tworzą całość, która z samej swej istoty obarczona jest wielką wadą. Za szybko się kończy! Po zakończeniu lektury chciałby się krzyknąć – Czemu to już koniec? - i zaraz sięgnąć po następną część cyklu, albo po inną równie wciągającą powieść. A to nie zawsze jest możliwe...
Uważny czytelnik znajdzie też kilka perełek, których dostarcza umiejętnie odmalowane tło, jak również tematów do refleksji (zresztą niejednokrotnie podkreślonych przez autorkę) jak choćby zapory betonowe przed podjazdem do siedziby policji. Rzecz nie do pomyślenia jeszcze kilka lat wcześniej (powieść opublikowana w 2007) – dokąd zmierzasz demokracjo?
Lisa Gardner, co widać i czuć, po raz kolejny świetnie się przygotowała od strony merytorycznej i pokazuje, że nawet osoba nie mająca niczego wspólnego ze służbami ani światem przestępczym może się profesjonalnie wypowiadać w sprawach kryminalnych. W podziękowaniach zamieszczonych po zakończeniu przybliża nam nieco, jak to możliwe. Szkoda tylko, że większości naszych autorów, nawet tych nagradzanych i promowanych, chyba się po prostu nie chce, ba - nie chce się nawet zajrzeć do słownika, co skutkuje różnymi pożałowania godnymi wpadkami.
Powieść dostarcza nam nie tylko świetnej rozrywki, ale każe otworzyć oczy na ciemną stronę rzeczywistości, na którą zwykle większość z nas stara się być ślepa. Mało kto myśli choćby o możliwości wypadku komunikacyjnego, zwykle uważamy, że takie rzeczy dotykają innych, nie nas, a sprawy porwań, seryjnych morderców, osób zaginionych bez wieści, większość spycha do podświadomości, albo w domenę fikcji literackiej, gdzieś w okolice między Milczeniem owiec a UFO. Czytając W ukryciu dobrze sobie uświadomić, że nawet w naszej, jednak nieco siermiężnej, i dużo mniejszej niż Stany, Polsce, co roku znika kilkanaście tysięcy osób. To takie nie całkiem małe miasteczko. Gdyby ci ludzie wszyscy jednocześnie przepadli bez wieści, pewnie nie dałoby się tego nie zauważyć, ale że znikają pojedynczo lub małymi grupkami... A część z nich nigdy nie zostaje odnaleziona, nawet martwa.
No, ale to tylko takie refleksje. Kolejna książka Lisy trafia na moją listę ulubionych i polecanych. Gorąco zapraszam do lektury
Wasz Andrew
*cykl: Detektyw D.D. Warren:
Samotna (Alone,2005)
W ukryciu (Hide, 2007)
Sąsiad (The Neighbor, 2009)
Dziecięce koszmary (Live to Tell, 2010)
Kochać mocniej (Love You More, 2011)
Złap mnie (Catch Me, 2012)
Nie bój się (Fear Nothing, 2014)
Find Her (2016)
Ciekawa recenzja, mam tylko jedną małą uwagę - nie zgodzę się z tym, że większość autorów, szczególnie kryminałów, nie robi pożądnego researchu przed napisaniem powieści. Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Mróz jest prawnikiem, więc ma odpowiednią wiedzę, by pisać o świecie palestry, Bonda i Puzyńska współpracują z policją... Tak więc sytuacja nie jest tak dramatyczna :)
OdpowiedzUsuńProzy Mroza nie próbowałem, więc się nie wypowiadam. Niestety, książki Bondy i Puzyńskiej oceniłem bardzo nisko. Zapraszam do lektury moich wrażeń z lektury ich powieści. Oczywiście, istnieje możliwość, że inne ich powieści udały się lepiej. Staram się zawsze wypowiadać nie na temat autora, tylko tego, co pokazał w książce, o której akurat piszę.
UsuńPolscy autorzy chyba nie mają też zwyczaju umieszczania podziękowań dla osób, z którymi się konsultowały. W podobnym kontekście pamiętam tylko wpis Łukasza Orbitowskiego na jego blogu, na którym wspominał część takich osób. Jego "Inna Dusza" pokazuje zresztą, że akurat on potrafi świetnie przyłożyć się do pracy źródłowej. I mówię to jako chłopak, który dorastał w Bydgoszczy w tamtym czasie.
OdpowiedzUsuńWracając jednak do samej recenzji - brzmi bardzo zachęcająco, dopiszę do listy na czas, gdy przejdzie mi tymczasowa niechęć do kryminałów.
Zgadzam się, że część polskich autorów kryminałów dobrze się przygotowuje, że wspomnę choćby Marka Krajewskiego, ale po ostatniej serii próbek made in Poland mam wrażenie, że to jednak wyjątki. Przynajmniej efekty każą tak domniemywać...
UsuńRacja, rzeczywiście nie ma u nas zwyczaju dziękowania osobom, które pomogły autorowi. Zdarza się, że mnie nudzą te wylewne podziękowania dla redaktorów, zon, dzieci, wykładowców, kotów autora itp. ale z drugiej strony są one miłym gestem i pokazują ogrom pracy, którą należy włożyć w napisanie książki.
OdpowiedzUsuń