Lisa Halliday
Asymetria
Akcja utworu osadzona jest na początku XXI wieku i koncentruje się wokół perypetii trójki bohaterów. Część pierwsza, zatytułowana Głupota to historia romansu 25-letniej Alice, asystentki redaktora pracującej w wydawnictwie Gryphon oraz znacznie starszego Ezry Blazera (Alice wspomina, że w podobnym wieku jest jej babcia), uznanego pisarza (Przyjęła podarunek jak przedtem czekoladę, bo zaczynał się roztapiać, a poza tym wielokrotni laureaci Nagrody Pulitzera nie chodzą przecież po ulicach i nie trują ludzi [1]), który mimo ogromu wiosen na karku, zdaje się wciąż mieć w sobie świeżość, radość, ciekawość związane z poszukiwaniem kobiecego towarzystwa. Relacja wspomnianej dwójki rozwija się niespiesznie i raczej w kuluarach (Ezra chroni Alice przed cieniami swojej sławy), zaś w tle rozgrywają się ważkie dla świata zdarzenia. Szczególnie wiele uwagi poświęcone zostaje baseballowi (Ezra oraz Alice to fani tej dyscypliny) oraz II wojnie w Zatoce Perskiej (2003). Z tą militarną materią łączy się druga część książki, Szaleństwo, której kluczową postacią jest Amar Jaafari, obywatel amerykański o iracko-kurdyjskich korzeniach. W momencie rozpoczęcia fabuły (tym razem przenosimy się do roku 2008), znajduje się on na londyńskim lotnisku Heathrow, gdzie planuje zrobić krótką przerwę w podróży do ojczyzny swoich rodziców. Mężczyzna szybko przekonuje się, że jeśli kapryśna fortuna postanawia z nas zadrwić, to nasze zamierzenia trudno jest zrealizować – spotkanie z przyjacielem z czasów młodości coraz bardziej zaczyna jawić się jako utopijny projekt, pokrzyżowany przez splot nieszczęśliwych wypadków, bowiem Amar nie zostaje wpuszczony na teren Wielkiej Brytanii przez służby celne. Wielogodzinne przesłuchanie jest co prawda bardzo frustrujące i upokarzające, ale nie bezowocne, bowiem okazuje się dobrą okazją do tego, by powspominać najważniejsze wydarzenia z własnej biografii i wykonać jej swoiste podsumowanie – wypada ono o tyle ciekawie, że Amar to Amerykanin, który z racji iracko-kurdyjskiego pochodzenia staje się łącznikiem między światem Zachodu i Wschodu. Klamrą spinającą wspomniane części jest finalny, najkrótszy rozdział, zatytułowany Rozmowa z Ezrą Blazerem w audycji „Desert Island Discs” – uhonorowany z jedną z najważniejszych literackich nagród, Ezra Blazer udziela wywiadu dla rozgłośni BBC, w którym możemy wyłowić kilka wskazówek odnośnie nici, łączących opowieść Alice oraz Amara.
Asymetria to literacki debiut Lisy Halliday i przyznać trzeba, że jest to debiut niezwykle dojrzały. Proza Amerykanki jest bardzo dobra z warsztatowego punktu widzenia, dzięki czemu raczeni jesteśmy trzema bardzo przekonującymi i złożonymi portretami psychologicznymi, jakże mocno różniących się od siebie postaci. Co więcej, konstrukcja książki jest znakomicie przemyślana, czego owocem jest rezonujące na kilku płaszczyznach dzieło.
Zgodnie z tytułem, naczelnym motywem utworu jest nierównowaga, nieharmonijność, co zauważalne jest już w tonie, w jakim utrzymane są poszczególne rozdziały, gdzie przeplatają się zróżnicowane melodie. Brzmienia lekkie, delikatne, frywolne, nasycone drwiną i czarnym humorem przechodzą w zdecydowanie bardziej mroczne, niepokojące, ale i refleksyjne, reminiscencyjne. Asymetryczna jest również konstrukcja książki, bowiem ustępy poświęcone Lisie i Amarowi, mogłyby stanowić awers i rewers opowieści o odnajdywaniu własnej tożsamości, tyle, że zaburzeniem takiej figury jest wątek wywiadu z Ezrą Blazerem, człowiekiem w pełni ukształtowanym, zbliżającym się do końca swojej życiowej drogi.
Asymetria jest też widoczna w stosunkach pomiędzy poszczególnymi bohaterami, w których ścierają się ze sobą pierwiastki męski i żeński, zaś młodość zestawiona jest ze starością. Osoba Alice – młodej dziewczyny, aspirującej pisarki, która zdaje się być pogrążona w metafizycznym znużeniu (Alice czuła się bardzo zmęczona, bo ciągle siedziała sama i nie miała co robić (…) [2]) i zawieszona w swoistej próżni w kwestii pomysłu na kolejny krok w swoim życiu, krok, na dobre wprowadzający ją w dorosłość – połączona zostaje z sylwetką uznanego i cenionego literata, który traktuje młodą kochankę z czułością, ale i pogodną ironią, nutką drwiny i niewielką dozą wyższości. Ową dwójkę różni nie tylko wiek, ale i status społeczny, majątek, życiowe doświadczenie czy aspiracje – te przeciwstawności zostają wykorzystanie do ukazania kilku interesujących spostrzeżeń. Lisa Halliday sygnalizuje choćby płytkość wielu współczesnych międzyludzkich kontaktów, które oparte są na powierzchownym dążeniu do zaspokojenia własnej przyjemności, bez większego zaangażowania (Chodzi mi o to, że powiedziałem to pod wpływem chwili, co nie znaczy, że coś się powinno między nami zmienić. Nie chcę, żeby cokolwiek się zmieniło. Ty rób, co chcesz, a ja będę robił, co ja chcę [3]) – takie podejście jest jednak bardzo krótkowzroczne, bowiem zamyka nas w bańce teraźniejszości, efemeryczności, nietrwałości oraz własnego egoizmu, co wyklucza „spotkanie” drugiego człowieka w rozumieniu możności zbudowania trwałej relacji. Związek Alice i Ezry to również żyzny grunt dla refleksji orbitujących wokół jesieni naszego pobytu na ziemskim padole – Halliday podkreśla, jak trudnym procesem może być starzenie się, które w wielu przypadkach oznacza postępujące ubezwłasnowolnienie, konieczność korzystania ze wsparcia innych: Myślisz, że mi się podoba, że jestem w takim stanie? Myślisz, że podoba mi się starość, że jestem zadowolony, że ból odbiera mi sprawność i staję się zależny od obcych ludzi? [4]. Starość bywa też dehumanizująca i uprzedmiotawiająca, bowiem w powszechnym mniemaniu odbiera bądź ogranicza prawo do miłości, szczególnie w formie fizycznej: W przytłaczającym otoczeniu platanów wyglądał na niższego i słabszego niż w zamkniętym azylu swojego mieszkania i przez chwilę Alice widziała to, co jak przypuszczała, widzieli obcy ludzie: zdrową, młodą kobietę, marnującą czas ze zgrzybiałym staruchem [5].
Intymna relacja młodej kobiety i znacznie starszego mężczyzny staje się wytłumaczalna dopiero, gdy przekłada się ją na pole finansowych korzyści. To usiłowanie racjonalizacji czegoś, co odbiega od panujących wyobrażeń, to jeden z wielu przejawów podporządkowania obowiązującym wzorcom i normom, z których niełatwo się wyswobodzić, bez narażania się na ryzyko ostracyzmu. Kolejnym przykładem pozostawania w pętach społecznych oczekiwań, mogących stanowić źródło niemałej presji jest podejście do młodych kobiet, które wtłacza się w rolę żon, a następnie matek. Jak silnie zakorzenione są owe schematy najlepiej świadczy osoba starszej, cierpiącej na demencję sąsiadki Alice – mimo zanikającej, momentami ledwie migoczącej świadomości, ilekroć spotka ona Alice, niejako z automatu, z jej ust pada pytanie o chłopaka, tak, jak gdyby posiadanie partnera było celem samym w sobie, jakby kobieta stawała się pełnoprawną istotą dopiero po zespoleniu z mężczyzną.
Nie mniej ciekawe są rozważania dotyczące pisarstwa oraz związanej z tym możności wyjścia poza własne doświadczenia, kulturowe kody czy biologiczne ograniczenia – Lisa Halliday zdaje się pytać o granice ludzkiej empatii i wyobraźni oraz związaną z tym zdolność poznania i zrozumienia bliźniego. Innymi słowy, autorka – przewrotnie i auto-tematycznie – pyta, na ile wiarygodny portret psychologiczny potrafi stworzyć pisarz czy pisarka, jeśli podejmuje się wyzwania nakreślenia sylwetki kogoś znacznie odbiegającego od swego demiurga. I o ile bohaterowie dość sceptycznie podchodzą do powodzenia takiej akcji, o tyle książkowy Ezra czy Amar są potwierdzeniem tego, że przy odpowiednim warsztacie, pomyśle i emocjonalnej inteligencji, jest to jak najbardziej możliwe (Myślałem o swojej książce. O pewnej scenie, której nie napisałem jak należy. Chociaż z drugiej strony, nic nigdy nie da się napisać jak należy. Można by właściwie pisać o plemieniu Hutu, bo i tak nie mamy pojęcia o tym, o czym piszemy [6]; Jest to problem, który, jak mi się wydaje, może rozwiązać wyłącznie nasza wyobraźnia. Ale przecież nawet ktoś, kto zarabia nią na życie, zawsze jest skrępowany ostateczną przeszkodą – bo człowiek może podsunąć lustro wszystkiemu, czemu tylko zechce, może nawet trzymać je tak, że sam pozostanie poza kadrem, aby uczynić obraz jeszcze mniej narcystycznym, w żaden nie da się jednak zapomnieć, że to właśnie człowiek trzyma lustro. To, że sam nie dostrzegasz swojego w nim odbicia, nie oznacza przecież, że nikt go nie widzi [7]).
Pokłosiem tych dywagacji dotyczących ludzkiej natury i współodczuwania, jest również intrygujące zestawienie człowieka Zachodu i Wschodu. Autorka zaznacza, że ludzie wychowani w krajach szeroko rozumianej cywilizacji Zachodu, mają nierzadko zupełnie odmienny bagaż przeżyć niż choćby osoby z Bliskiego Wschodu – płaszczyzna wspólnych doświadczeń może być na tyle wąska, że oceniając dane działania, czyny, postanowienia czy wydarzenia, osadza się je w zupełnie odmiennych kontekstach, co znacznie powiększa przestrzeń obcości i niezrozumienia: Jest taka stara anegdota, powiedział, że zagraniczny dziennikarz, który jedzie na Bliski Wschód i siedzi tam przez tydzień, po powrocie do domu pisze książkę, w której przedstawia prostackie rozwiązania wszystkich problemów regionu. Jeżeli zostaje na Bliskim Wschodzie przez miesiąc, pisze artykuł do jakiegoś czasopisma czy gazety, pełen takich słów i określeń, jak „jeżeli", „ale" i „z drugiej strony". A jeśli zostaje rok, nie pisze nic [8]. Owe różnice bardzo dobrze widać w podejściu do możliwości kształtowania własnego losu – ludzie, którzy na co dzień stykają się ze złośliwym chichotem kapryśnej fortuny, mają znacznie więcej szacunku dla przypadku i doskonale zdają sobie sprawę, jak istotną rolę w ludzkiej egzystencji odgrywa ślepy traf, potrafiący brutalnie zweryfikować nasze plany: W Ameryce, powiedział, istnieje taka tradycja, że ludzie sami sobie obiecują zmienić coś w swoim życiu w nadchodzącym roku. Rodzina Zahry uznała, że to wariactwo. Za kogo ty się uważasz, pytali, skoro wydaje ci się, że będziesz w stanie zapanować nad przyszłością? No wiecie, odparł mój brat, nad niektórymi rzeczami można zapanować. Możecie na przykład postanowić, że będziecie jedli więcej jarzyn. Albo że będziecie więcej ćwiczyć. Albo że codziennie wieczorem przed zaśnięciem oddacie się trochę lekturze. Odpowiadała na to matka Zahry, technik rentgenowski w klinice: Tylko skąd wiesz, że za miesiąc będzie cię w ogóle stać na jarzyny? I kto powiedział, że jutro nie wprowadzą godziny policyjnej, a wtedy nie będziesz mógł pójść na siłownię albo pobiegać w parku po pracy. Kto powiedział, że nie wysiądzie ci generator prądu i nie będziesz musiał czytać w świetle latarki, aż wyczerpią się baterie, a później przy świecy, która się w końcu wypadli, i wtedy już w ogóle nie poczytasz w łóżku… [9].
Ostatnim, godnym wspomnienia, akcentem jest krytyka amerykańskiej polityki interwencjonizmu, która nierzadko sprowadza się do wszczynania konfliktów w najróżniejszych zakątkach globu, gdzie zagrożone są amerykańskie interesy. Halliday na przykładzie Iraku rządzonego przez Saddama Husajna przypomina, że zbrojne interwencje, odbywające się pod pretekstem walki z międzynarodowym terroryzmem czy autorytarnymi reżimami, w założeniu mające skutkować demokratyzacją danego kraju, nierzadko prowadzone są z gracją słonia w składzie porcelany, co kończy się spektakularną klęską: Każdy, kto obserwował, co się działo w latach dziewięćdziesiątych, mówił, każdy, kto nauczył się czegokolwiek na przykładzie Jugosławii, Bośni i Somalii, mógł to przewidzieć. Jeżeli rozwiążesz armię, jeśli pozbędziesz się każdego, kto kiedykolwiek pracował dla rządu, jeśli zabierzesz ludziom pracę, ich dochody i dumę, to czego się możesz spodziewać? Że będą spokojnie siedzieć i grać w parcheesi, dopóki nie zapukasz do ich drzwi i nie wręczysz im karty do głosowania? [10]; Wtedy – pod koniec 2003 i na początku 2004 roku – byli wciąż zaskoczeni i oszołomieni. Ostrożni. Rozmowy toczyły się wokół takich pytań, jak: kim są ci ludzie i dlaczego tak nagle zapragnęli przynieść nam wolność? Czego naprawdę chcą? Jak długo tu zostaną? W styczniu 2005 roku pytania wywołujące dyskusje na te tematy brzmiały już jednak inaczej: dlaczego oni zachowują się jak skurwysyny? Czy od początku przewidywali taki rozwój wypadków? Czy to naprawdę możliwe, żeby byli aż tak niekompetentni? [11].
Te mocno zróżnicowane, a mimo to, zgrabnie przeplatające się wątki i motywy, składają się na intrygujący debiut, który czyta się z ogromną przyjemnością. Proza Halliday jest bardzo inteligentna, ale i niewygodna, bo z rodzaju tych podszczypujących nasze przekonanie o tym, jak funkcjonuje świat. Autorka skłania nas do refleksji na temat społecznych (jak i etnicznych czy płciowych) wzorców i oczekiwań, nadto pyta o naturę fikcji oraz jej istoty i funkcji w człowieczym życiu, o fundamenty naszej tożsamości, o wpływ poszczególnych czynników na jej formowanie się (zarówno przez bodźce płynące ze środowiska, nasze decyzje i wybory, ale i losowe wypadki, odciskające niezatarte piętno na naszym bycie). Amerykańska literatura w najlepszym wydaniu.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutki na naszych medyków pola walki działających na froncie: pomagam.pl/b4t636 albo https://pomagam.pl/medycy_ukrainie
------------------------------------

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)