Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 24 lutego 2023

"Wojna Iwana. Armia Czerwona 1939 – 1945" Catherine Merridale, czyli o posłańcach russkowo mira

Wojna Iwana. Armia Czerwona 1939 – 1945

Catherine Merridale

Tytuł oryginału: Ivan's War. The Red Army 1939-45
Tłumaczenie: Piotr Chojnacki, Katarzyna Bażyńska-Chojnacka
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Liczba stron: 376
Format: epub



 
W radzieckiej oraz noworosyjskiej (putinowskiej) mitologii udział Związku Socjalistycznego Republik Radzieckich w II Wojnie Światowej zaczął się 22 czerwca 1941, w momencie „zdradzieckiej” napaści hitlerowskiej III Rzeszy Niemieckiej na Kraj Rad. Zdradzieckiej, bowiem Sowieci sumiennie przestrzegali postanowień paktu o nieagresji Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, na mocy którego, zgodnie z tajnym protokołem dodatkowym, ustanowiono rozbiór terytoriów lub rozporządzanie niepodległością suwerennych państw: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii. Owo porozumienie walnie przyczyniło się do wybuchu II Wojny Światowej, kiedy to 1 września 1939 roku Niemcy napadły na II Rzeczpospolitą. ZSRR z wtargnięciem na polskie ziemie wstrzymało się do 17 września 1939 – ponad 2 tygodnie zwłoki pozwoliło upewnić się, że postawa zachodnich sojuszników Polaków jest na tyle bierna, że nie może być mowy o reakcji militarnej. 28 września 1939, gdy doszło do spotkania nacierającego z zachodu Wehrmachtu z uderzającą ze wschodu Armią Czerwoną, a II Rzeczpospolita została wymazana z mapy świata, podpisano w Moskwie niemiecko-radziecki traktat o granicach i przyjaźni (zwany drugim układem Ribbentrop–Mołotow), doprecyzowujący i nieznacznie modyfikujący wcześniejsze ustalenia. Kiedy w ramach operacji Barbarossa armia Hitlera zerwała zawarte porozumienia, Sowieci przystąpili do koalicji antyhitlerowskiej, rozpoczynając tym samym Wielką Wojną Ojczyźnianą, trwającą od 22 czerwca 1941 do 9 maja 1945 roku (przyjmowana w ZSRR data kapitulacji Niemiec) kampanię, która pochłonęła życie, według różnych szacunków, od 27 do ponad 40 milionów Sowietów. Sama Krasnaja Armija, która powołała do wojska 29 574 900 żołnierzy oprócz 4 826 907 służących na początku wojny, zanotowała oficjalne starty rzędu 8 668 400 (chociaż szacunki mówią nawet o 11 mln). Są to liczby ogromne, kolosalne, jeśli weźmie się pod uwagę, że cała II WŚ kosztowała byt od 21 do 25,5 mln wojaków. Spośród tych, którzy przewinęli się przez szeregi Armii Czerwonej w przeciągu niecałych 4 lat, zginął co czwarty (25,2%). Mimo tego ogromu, wręcz morza, poległych sołdatów, Krasnaja Armija to wciąż bardziej mit, opowieść, legenda niż historii prawdziwych ludzi. Ten fatalny stan rzeczy zapragnęła zmienić m.in. Catherine Merridale, brytyjska pisarka, historyczka specjalizująca się w dziejach Rosji, autorka książki Wojna Iwana. Armia Czerwona 1941 – 1945.

Dzieło Catherine Merridale to usiłowania przybliżenia nam sylwetki przeciętnego czerwonoarmisty (zwanego Iwanem). Autorka podejmuje ogromne wyzwanie, jakim jest zerwanie ze stereotypowym postrzeganiem radzieckiego żołnierza. Brytyjka stara się uczłowieczyć sowieckich wojskowych i czyni to w dwójnasób: potomkom mieszkańców krajów, które miały przyjemność (nierzadko wątpliwą) zostania wyzwolonym przez Armię Czerwoną, uzmysłowione zostaje, że Sowieci nie byli jedynie czerwoną hordą; zaś z punktu widzenia kolejnych pokoleń Rosjan można mówić o odbrązowieniu ludzi tyleż pomnikowych i patetycznych, co nierealnych, powołanych do istnienia przez stalinowską propagandę: Te miliony poborowych wydają się nam, którzy korzystamy z ich zwycięstwa, pozbawione cech indywidualnych. Nie wiemy, na przykład, skąd pochodzili, nie mówiąc już o tym, w co wierzyli czy dlaczego walczyli. Nie wiemy też, czy wojenne doświadczenie zmieniło ich, jak nieludzka przemoc ukształtowała ich poglądy na życie i śmierć. Nie wiemy, o czym rozmawiali żołnierze, jakie nauki, żarty czy ludowe mądrości słyszeli. I nie mamy pojęcia, jakie azyle skrywali w swych umysłach, o jakich domach marzyli, kogo i jak kochali [1].

Książka Merridale nie daje co prawda precyzyjnych odpowiedzi na wyżej postawione pytania, ale pozwala wyobrazić sobie, kim byli ludzie, którzy w 1941 roku wstępowali do Armii Czerwonej: Mężczyźni i kobiety powołani w 1941 roku do wojska, byli niedobitkami epoki zamętu, która przez dwa dziesięciolecia pochłonęła ponad 15 milionów istnień [2]. Brytyjka sygnalizuje, że budulec sowieckich wojsk stanowiły jednostki o tyle niezwykłe, że w większości przypadków były to pierwsze pokolenia osób urodzonych i dorastających w Związku Socjalistycznym Republik Radzieckich. Ich rodzice, którzy pamiętali jeszcze czasy caratu, musieli wychowywać ich mimo kolejnych plag i nieszczęść, jakie władze ZSRR zsyłały na swoich obywateli: wojna domowa (1917 – 1922) i spowodowany przez nią głód (w samym Tatarstanie w latach 1921 – 1922 zginęło około 2 mln Tatarów Nadwołżańskich), nieudana próba bolszewickiej ekspansji na Zachód (1919 – 1921), wywołany przez Stalina i jego klikę Wielki Głód na terenach Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (1932 – 1933), stalinowskie czystki (1937 – 1938), to wydarzenia składające się na codzienność ludzi z roczników, które w naszym kraju określamy mianem pokolenia Kolumbów. Jeśli dodać do tego podsycaną przez władzę wzajemną nieufność, klimat sprzyjający denuncjacjom oraz nachalną propagandę odmalowującą niemal wszystko w barwach innych, niż można było to zaobserwować to okazuje się, iż wielu świeżo zaprzysiężonych czerwonoarmistów to ofiary bądź dzieci ofiar bolszewickiego i komunistycznego reżimu, ofiary zastraszone, zahukane, aktywnie agitowane, pozbawione moralnych wzorców, będące idealnym materiałem na tych, którzy swoje traumy przenoszą na innych.

Pokłosiem tych specyficznych, sowieckich warunków jest też autocenzura, która uniemożliwia Catherine Merridale spełnienia jednego z założeń projektu, by dokopać się do przemilczeń i niedomówień czerwonoarmistów na tematy trudne i niewygodne (autorka przeprowadza szereg rozmów z weteranami Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, zaś za sprawą otwarcia rosyjskich archiwów, udaje się jej dotrzeć do pamiętników oraz listów żołnierzy). Próby wyciągnięcia najbardziej wstrząsających wspomnień czy komentarzy na temat powojennej rzeczywistości z reguły spełzają na niczym, ale i tak są one niezwykle wartościowe, bowiem stanowią doskonałe uzupełnienie portretu człowieka radzieckiego, portretu, który od lat kreśli choćby białorusko-ukraińska noblistka Swiatłana Aleksijewicz, autorka m. in. reportaży Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka oraz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Sowieci, jakich poznajemy na łamach Wojny Iwana to ludzie, którzy cechują się biernością i podporządkowaniem, i nie potrafią kolektywnie zbuntować się w obliczu stalinowskiego terroru: Na nieszczęście radzieckie społeczeństwo, które przystało, aczkolwiek niechętnie, na stalinizm, ale które również walczyło i cierpiało w jego obronie, pozwoliło ostać się tyranowi. Ojczyzna nigdy nie została podbita, ale sama oddała się w niewolę [3]. W rezultacie (…) ludzie, którzy walczyli, miliony, których wysiłki zapewniały żołnierzom jedzenie i pociski do karabinów, stali się „małymi śrubkami i trybikami” w wielkiej machinie jego państwa. W następnym dziesięcioleciu zaś mieli stać się zaledwie łatwo wymienialnymi częściami machiny [4]. Ludzie radzieccy to także osobnicy, na których łatwo wymóc milczenie – czerwonoarmiści po złożeniu broni pozwalają wykastrować swoją pamięć z najbardziej ekstremalnych i bolesnych przeżyć, poprzestając na zadowoleniu z odniesionego tryumfu, bez zbyt głośnego mówienia o poniesionych kosztach, o zaznanych kolosalnych stratach: Zbiorowa pamięć miała łagodzić, nie przypominać; pokolenie wojenne wspominało swą młodość jak harcerze wspominający przygody z obozów [5]. To szlifowanie, kastrowanie czy zagłuszanie zastosowano nie tylko do minionych zdarzeń – podobny zabieg przeprowadzono wobec przyszłości, której formowanie zarezerwowano wyłącznie dla Stalina i jego najbardziej zaufanych towarzyszy: Tragedią weteranów, czy też jej częścią, było to, że ich poświęcenie nie miało żadnego wpływu na kształtowanie powojennej polityki [6]. Wreszcie, obywatele Kraju Rad to stalinowskie ofiary cierpiące na syndrom sztokholmski – Stalin, kat i oprawca, jest jednocześnie jedyną nadzieją na przyszłość, na pokonanie hitleryzmu, nadzieją, której należy zaufać (wymowna jest wypowiedź syna starego bolszewika i rewolucjonisty do 1937 roku robiącego karierę wysoko postawionego urzędnika w Moskwie: Nie wierzyłem, że mój ojciec był winny, podobnie jak ludzie, których znałem. Jednak Stalin uosabiał przyszłość, wszyscy w to wierzyliśmy [7]).

W trakcie lektury dzieła Merridale, w którym niemało uwagi poświęcono realiom panujących w Armii Czerwonej, nie sposób oprzeć się pokusie, by na książkę spojrzeć przez pryzmat rosyjskiej agresji na Ukrainę, która rozpoczęła się dokładnie rok temu (24 lutego 2022 roku). Czytając o Armii Czerwonej z okresu 1941 – 1945, można dopatrzeć się całego szeregu analogii pomiędzy nią, a obecnymi Siłami Zbrojnymi Federacji Rosyjskiej. Tym, co rzuca się w oczy pierwsze, jest potężna rozbieżność, pomiędzy stanem teoretycznym (papierowym), a faktycznym – tak jak Sowieci zbyt mocno uwierzyli we własną propagandę, karmiącą ich hasłami o własnej niezwyciężoności, co skutkowało zupełnym brakiem przygotowania do wojny obronnej i kosztowało ogrom strat na początku ofensywy wojsk hitlerowskich, tak putinowscy generałowie kompletnie nie docenili uporu i wytrwałości ukraińskich obrońców, przeceniając przy tym własne możliwości (można odnieść wrażenie, że putinowska propaganda zbyt dobrze wykonała swoją pracę w odmalowaniu armii rosyjskiej jako drugiej armii świata, bo wygląda na to, że w ten obraz uwierzyli także doradcy Putina). A idąc dalej w las, tym więcej drzew, tj. punktów stycznych: braki wyposażenia, kłopoty z logistyką i zaopatrzeniem (Poborowi wkrótce zaczynali szukać łóżek. I w tej dziedzinie, jak w wielu innych, po 1938 roku rekrutom brakowało szczęścia [8]; Armia zapewniała koce, ale materaców brakowało i nigdy nie było dość prycz dla kolejnych fal rekrutów [9]; Braki dóbr materialnych pobudzały czarny rynek. Jeśli coś dało się ukraść, zaoszczędzić lub rozrzedzić, zawsze znajdował się handlarz z odpowiednimi kontaktami [10]); masowe kradzieże, obławianie się na „wyzwalanych” terytoriach i wysyłanie zdobytych łupów w rodzinne strony, upodabniające zarówno Armię Czerwoną jak i żołdaków Putina do szarańczy (Część weteranów do dziś pamięta, jak żołnierze sił okupacyjnych w państwach nadbałtyckich słali żonom pieniądze i ubrania; dla nich tereny przygraniczne pełne były skarbów [11]; 26 grudnia 1944 roku, akurat na rosyjski Nowy Rok, radziecki Ludowy Komisarz Obrony potwierdził decyzję umożliwiającą wszystkim wojskowym wysyłanie do domu paczek z frontu. W praktyce oznaczało to zezwolenie na plądrowanie [12]); zaniżanie strat w celu uniknięcia demoralizacji, ale i obniżenia kosztów prowadzenia konfliktu poprzez wymigiwanie się od płacenia rent wdowom i sierotom (Narodziny słynnego mitu wojennego starannie wyreżyserowano. Cenzorzy dopilnowali, żeby słowa typu „odwrót” i „kapitulacja” zniknęły z kronik operacji Armii Czerwonej, jednak, co bardziej okrutne, zatajali też prawdziwą wielkość strat w ludziach. Zwycięstwo pod Stalingradem kosztowało życie prawie pół miliona radzieckich żołnierzy i lotników, ale prawda ta została ukryta. Przez cały ten czas, nawet w Berlinie, Armia Czerwona straciła więcej mężczyzn i kobiet niż strona, którą pokonała. Średnio radzieckie straty przewyższały liczbę ofiar wroga przynajmniej trzykrotnie, choć robiono wszystko, żeby zataić statystyki [13]); rekrutacja więźniów służących jako mięso armatnie do łatania newralgicznych punktów frontu (Równocześnie przyjmowało też grupy kryminalistów. Transporty morderców i drobnych oszustów od dawna jechały na zachód z gułagów, by zasilić armię, ale teraz prawie wszystkich skazanych za bandytyzm, rabunki i „przestępstwa kontrrewolucyjne” trzymano w pobliżu frontu, przeliczonych i, niemal w każdym wypadku, włączonych do jednostek karnych [14]); brak troski o ciała poległych (Nikt nie troszczył się również o zmarłych. „Nierzadko – brzmiała jedna z pełnych półsłówek notatek Mechlisa – ciała żołnierzy (…) nie są zbierane z pobojowisk przez kilka dni i nikogo nie obchodzi, czy da się pochować naszych towarzyszy z pełnymi wojskowymi honorami” [15]); szukanie kozłów ofiarnych ponoszonych klęsk bez uwzględnienia faktu, iż może to cały system jest błędny (Lata przyzwyczajenia kazały ludziom zrzucać winę na innych [16]); brak efektywnego łańcucha dowodzenia (Armia Czerwona była dobrze wyposażona, ale skostniałe struktury dowodzenia pozbawiały ją elastyczności w warunkach polowych [17]); opowieści o Wielkiej Rosji, na którą nieprzychylnym i zazdrosnym okiem dybią Zachodni oponenci, szykujący się do zdradzieckiego ataku (Perspektywa złotego wieku i obawa, że wrogowie gromadzą się, by ją zniweczyć, stanowiły marchewkę i kij stalinowskiej dyktatury [18]); nieliczenie się z życiem ludzkim, postrzeganie żołnierzy jako mięso armatnie, masę, której życiem można dowolnie szafować ((…) uraz jednostki, podobnie jak jej pragnienia, był koncepcją obcą stalinizmowi [19]) – kolejne karty Wojny Iwana zestawiane z działaniami Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na ukraińskich ziemiach nasuwa myśl, że Rosja nie wyciągnęła żadnej nauki, wniosków, spostrzeżeń z niepowodzeń odnoszonych przez Armię Czerwoną na początku wojny z hitlerowską Rzeszą, ba, wygląda na to, że rosyjscy polityczni liderzy z uporem maniaka powtarzają dokładnie te same błędy, jakie popełniał Stalin i jego wieruszka.

Wojna Iwana. Armia Czerwona 1941 – 1945 okazuje się zatem lekturą tyleż fascynującą, co aktualną. Catherine Merridale raczy nas ciekawym i rozbudowanym wizerunkiem szeregowych czerwonoarmistów, wizerunkiem, będącym zarazem panoramą radzieckiego społeczeństwa (w obu przypadkach przeraża łatwość, z jaką Rosjanie dają się omotać reżimowej propagandzie bazującej na resentymencie i neoimperialnych ambicjach). Żołnierskie losy osadzone zostają w szerszym, wojennym kontekście, co pozwala ukazać tragizm sowieckich żołdaków, walczących i ginących za wolność swojej ojczyzny, ale i za opresyjny i gnębiący ich stalinowski reżim. Brytyjka kreśli także armijne mechanizmy oraz uwarunkowania decydujące o tym, że radzieccy wojacy są tak nieznośni dla cywili, nawet dla tych, którym niosą (pozorne) wyzwolenie. Uzyskany tym sposobem portret przykuwa uwagę z racji swojej aktualności – śledząc bowiem poczynania Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej w trakcie agresji na Ukrainę, nie można wyzbyć się wrażenia, że putinowscy siepacze powtarzają wszelkie możliwe błędy, jakie stały się udziałem ich przodków. W tym kontekście, jedyne co niepokoi, to fakt, że reżim Putina, podobnie jak było to z reżimem Stalina, dąży do osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę, nie oglądając się na koszta, nie dbając o to, ilu żołnierzy trzeba będzie poświęcić w imię tryumfu. Z tego właśnie względu, jako ludzie wolni i relatywnie bezpieczni, powinniśmy na wszelkie możliwe sposoby wspierać Ukraińców i ich obrońców, którzy z takim poświęceniem chronią nas przed putinowską hordą.
 
 
Wasz Ambrose
 

[1] Catherine Merridale, Wojna Iwana. Armia Czerwona 1939 – 1945, przeł. Piotr Chojnacki i Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2007, s. 7 – 8
[2] Tamże, s. 8
[3] Tamże, s. 358
[4] Tamże, s. 331
[5] Tamże, s. 10
[6] Tamże, s. 374
[7] Tamże, s. 53
[8] Tamże, s. 62
[9] Tamże, s. 63
[10] Tamże, s. 64
[11] Tamże, s. 79
[12] Tamże, s. 311
[13] Tamże, s. 185
[14] Tamże, s. 261
[15] Tamże, s. 138
[16] Tamże, s. 152
[17] Tamże, s. 107
[18] Tamże, s. 34
[19] Tamże, s. 258 

5 komentarzy:

  1. Na naszej liście najlepszych książek jest już kilka książek o tym, jak naprawdę było na froncie wschodnim i w armii czerwonej; wątki na ten temat można też odnaleźć w dziełach zasadniczo poświęconych innym rzeczom, jak choćby w Archipelagu Gułag, ale temat ważny jak mało który, bo przecież armia to po służbach drugi podstawowy element ruskiej władzy i ich rzeczywistości. Można też powiedzieć, że wojsko wiele mówi o państwie i narodzie. Zainteresowałeś mnie - ciekaw jestem, czy znajdę w tej książce coś nowego i już wrzucam na moją przyspieszoną ścieżkę czytelniczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, lista się wydłuża, ale to tym lepiej - do wyboru, do koloru, a stąd większa szansa, że każdy znajdzie coś dla siebie ;) A że część zagadnień będzie na siebie zachodzić, pokrywać się, jest nieuniknione, choć nierzadko te same tematy ukazane są z nieco innej perspektywy, co też jest bardzo wartościowe. Zaś obraz radzieckiego państwa i systemu, jaki klaruje się na podstawie armii jest..., no cóż, cieszmy się, że nie urodziliśmy się w tamtych czasach i na tamtych ziemiach ;)

      P.S. Za "Archipelagiem Gułag" zaczynam się powoli rozglądać. To taka seria, do której można często wracać i z tego względu chciałbym ją mieć na półce. No i wydanie REBISu kusi dodatkowo swoją elegancją.

      Usuń
    2. Ja akurat Gułag poznałem w formie audio. Też polecam.

      Usuń
    3. Ok, będę mieć na uwadze, choć po audio książki sięgam bardzo rzadko (słabo mi wychodzi koncentrowanie się na słowie mówionym).

      Usuń
    4. To było raczej do innych. Wiem, że Ty wolisz druk. Ja zresztą też, ale kiedy nie mogę czytać, to słucham, stąd z reguły przynajmniej dwie książki ciągnę jednocześnie :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)