Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 19 lipca 2021

Wole Soyinka "Interpretatorzy" - Objaśniając i tworząc

Wole Soyinka

Interpretatorzy

Tytuł oryginału: The Interpreters
Tłumaczenie: Ewa Fiszer
Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Liczba stron: 268
 

 

 

 

Możność zdobywania wykształcenia poza granicami ojczyzny to znakomita okazja, by podszlifować umiejętność władania językiem obcym, zetknąć się z odmienną kulturą czy poznać inne podejścia do interesujących nas zagadnień. Zdobywane w ten sposób doświadczenie staje się naszym bagażem, z którym wracamy do rodzimego kraju, i który zamierzamy jak najlepiej spożytkować. Wszelako plany takie na ogół czynimy jeszcze przed wyjazdem, zaś wyjazd ów to nierzadko zupełnie inna perspektywa, z jakiej zaczynamy oglądać ziemię swoich przodków. W rezultacie powrót bywa dość rozczarowującym przeżyciem, bowiem niekiedy okazuje się, że o ile my faktycznie staliśmy się kimś innym (z reguły wydaje nam się, że kimś lepszym), o tyle nasze państwo dręczą te same problemy,  rodacy nadal tkwią w tych samych myślowych schematach, zaś nasze skromne siły nie są w stanie zmienić tego stanu rzeczy. Przekonują się o tym choćby bohaterowie powieści Interpretatorzy pióra nigeryjskiego zdobywcy Literackiej Nagrody Nobla, Wole Soyinki (ur. 1934).

Akcja powieści rozgrywa się w latach 60-tych XX wieku, niedługo po tym, kiedy Nigeria uzyskała niepodległość od Wielkiej Brytanii. Czytelnicy śledzą losy 5 postaci, trzydziestokilkulatków, przyjaciół jeszcze z czasów szkolnych, którzy po okresie studiów (w przypadku niektórych poza granicami ojczyzny), wracają do Lagos (ówczesnej stolicy). Egbo, pracownik ministerstwa spraw zagranicznych, Bandele, profesor uniwersytecki, dziennikarz Sagoe, Sekoni, inżynier, który został rzeźbiarzem oraz malarz Kola z różnym skutkiem usiłują odnaleźć się w nowych realiach.

Protagoniści bardzo szybko wchodzą w rolę młodych intelektualistów toczących teoretyczne dyskusje zahaczające o niemal każdy aspekt otaczającej ich rzeczywistości. Komentując, oceniając, tłumacząc i analizując zastane realia stają się tytułowymi interpretatorami – pozornie bezstronnymi obserwatorami z zaciekawieniem śledzącymi losy swoich rodaków oraz podlegającej nieustannym transformacjom, bardzo młodej ojczyzny, starającymi się znaleźć racjonalne objaśnienie dla zachodzących zdarzeń. Czy jednak przyjęta poza wyroczni ma jakiekolwiek podstawy? Bowiem przecież każdy z bohaterów nie jest jedynie świadkiem, ale i uczestnikiem wydarzeń: Co właściwie robimy? Poza tym, że popieramy ludzi, którzy uważają się za zwiastunów przyszłości, choć kryją w sobie niewolnicze duszyczki. Czy nie odnosicie czasem wrażenia, że całe wasze życie nie jest niczym więcej niż powierzchnią rzeki, po której płyną statki pełne głupców? [1].

Dobrym przykładem jest choćby Egbo, figura rozrywana między przeszłością oraz przyszłością, doskonale wyrażająca to, co dzieje się z Nigerią po staniu się niepodległym państwem. Egbo, sierota od najmłodszych lat, to syn pastora oraz lokalnej księżniczki, który w momencie rozpoczęcia utworu poproszony zostaje przez członków plemienia o przejęcie schedy po swoim dziadku – propozycja posady wodza nie jest jednak w smak ciotce Egbo, która w dzieciństwie opiekowała się chłopcem i zapewniła mu wykształcenie w Lagos, licząc na to, że młodzieniec zostanie (…) cywilizowanym człowiekiem [2]. Zarazem Egbo nie chce zbyt pochopnie odrzucić otwierającej się przed nim możliwości, bowiem jest przeświadczony, że: Jeśli chcesz coś zmienić, nie wolno ci się bać władzy [3]. W podobnym zawieszeniu między tym, co dawne i minione, a tym, co nowe i nadciągające znajduje się Nigeria – wielu jej obywateli wegetuje w warunkach, które w zasadzie niczym nie różnią się o tych, jakie panowały za czasów kolonialnych. Z drugiej strony coraz liczniejsza staje się klasa średnia, na którą składają się artyści, intelektualiści, uczeni czy menadżerowie zagranicznych koncernów. Pomiędzy obiema grupami panuje przy tym ogromny rozziew, który widoczny jest niemal na każdej płaszczyźnie, począwszy od warunków bytowych, poprzez możliwości zapewnienia godziwego startu swoim dzieciom, a na znajomości języka angielskiego skończywszy (urzędowego języka Nigerii).

Warto jednocześnie odnotować jak krytycznie Wole Soyinka portretuje nowe nigeryjskie elity, którym zarzuca korupcję, nepotyzm oraz niekompetencję. W tym kontekście najbardziej znamienna jest osoba Sekoniego, zapalonego inżyniera i idealisty, wierzącego w sens wykonywanej pracy do momentu, kiedy wybudowana przez niego eksperymentalna elektrownia zostaje niesłusznie sklasyfikowana w kategoriach (…) wybryku oszalałego inżyniera [4]. Tak surowca ocena dzieła Sekoniego to efekt kombinatorstwa – przełożonemu bardziej na rękę jest uznać je za samowolę, niż oddać do użytku lokalnej społeczności, która nie ma dostępu do elektryczności: I prezes – bowiem jego towarzystwo akcyjne zarejestrowane na nazwisko dwumiesięcznej bratanicy było jedynym przedsiębiorstwem zajmującym się projektem Ijioha – zgarnął natychmiast parę tysięcy odszkodowania i wypełnił parę kwestionariuszy domagających się dalszych odszkodowań. „Zawsze twierdziłem, że odrzucane projekty opłacają się bardziej niż projekty zatwierdzone i zbudowane” [5]. Równie surowej ocenie poddany zostaje światek akademicki, którego członkowie jawią się jako imitatorzy zachodniej kultury – tutaj kluczową rolę zarezerwowano dla profesora Oguazora i jego żony, którzy w swoim zachowaniu, etykiecie, itd., itp., próbują być bardziej brytyjscy niż sami Brytyjczycy. Taka postawa prowadzi do licznych absurdów, zaś małżonkowie to groteskowe figury, jednak, że z racji licznych koneksji i wpływów, jakimi może poszczycić się profesor Oguazor, nikt nie odważa się na publiczną krytykę. Ba, Oguazorów otacza wianuszek klakierów, gotowych zaspokoić ich kaprysy na każde skinięcie, licząc w przyszłości na wyświadczenie drobnych przysług, czy to dla siebie, czy też dla swojej rodziny. Postać Ogauzora dobitnie pokazuje także jak traktowane są uczelnie wyższe, które z założenia powinny być miejscem, gdzie rodzi się postęp, nowe idee czy ogólnie nadzieja na lepsze jutro. Tymczasem: Uniwersytet jest tylko jednym ze szczebli drabiny. Polityka, przemysł to się liczy. Nie mówiąc już o tych zagranicznych firmach, które szukają nigeryjskich dyrektorów [6]. W podobnym tonie ukazana zostaje praca Sagoe, który jako początkujący dziennikarz z idealistycznym zacięciem bardzo szybko zostaje sprowadzony na ziemię, gdy dowiaduje się, że jego reportaż nie zostanie opublikowany, bowiem został już stosownie zużytkowany przez prezesa, który poprzez umowę typu milczenie za milczenie unika poważnych tarapatów ze strony konkurencyjnej redakcji. W ten sposób Sagoe otrzymuje bolesną lekcję na temat wartości wyznawanych w jego fachu – Proszę mi wierzyć, i ja kiedyś byłem idealistą. Przenosiłem się z gazety do gazety, każdą z nich opuszczałem pełen świętego oburzenia. Ale, sam pan zobaczy, dziennikarstwo to taki sam zawód jak każdy inny. Trzeba robić to, czego żąda zwierzchnik [7].

Niepoślednią funkcję w Interpretatorach odgrywa religia, która również wyraża dwoistą naturę nigeryjskiego państwa. Lokalne wierzenia i czary ścierają się, a czasami pokojowo egzystują z chrześcijańskimi oraz islamskimi naukami. Intrygującym zabiegiem jest także wprowadzenie na fabularną scenę osobnika, który uważa się za Łazarza – jest nim albinos twierdzący, że przed śmiercią jego skóra miała kolor czarny, zaś biały odcień przyjęła po tym jak został wskrzeszony. Pojawienie się tej postaci zbiega się czasowo ze śmiercią, która rozgaszcza się w gronie piątki przyjaciół. W konsekwencji umieranie splata się z powstaniem z martwych, a miejsce tych, którzy odeszli zajmują żywi – jest to szczególnie ciekawe w kontekście słów, jakie wypowiada jeden z protagonistów: Jeśli umarli nie są dostatecznie silni, aby być stale obecnymi w naszym życiu, czyż nie powinni pogodzić się ze swoją rolą umarłych? [8]. W tle zdaje się krążyć pytanie, czy będąc świadom tego, że nie warto zamykać się w kręgu odtwarzanych resentymentów i uraz, możemy pozwolić sobie na zupełne odcięcie się od doświadczeń naszych przodków? Osoba Łazarza, samozwańczego proroka, może mieć jeszcze inne znaczenie – budowana przez niego wspólnota składa się z ludzi pochodzących ze społecznego marginesu. Łazarz szuka apostołów swojej wiary zaglądając w brudne i mroczne zakamarki, dając szansę na odkupienie tym, którzy zbłądzili – jakże to odmienna postawa od tej, jaką przyjmują intelektualne elity, postrzegając przedstawicieli prostego ludu jako potencjalny obiekt kpin i pogardy bądź jako tanią siłę roboczą.

Rzeczą godną zasygnalizowania jest to, że w wydanej po pierwszy w 1965 roku książce nie widać aż tak mocno społecznych napięć, które dadzą o sobie znać kilka lat później – ich skutkiem będzie pogrom Igbo na północy kraju w 1966 oraz secesja Regionu Wschodniego (jako Republika Biafry) w 1967 roku, co doprowadzi do wojny domowej, która pochłonie około milion ofiar (o czym pisze m.in. Chimamanda Ngozi Adichie w swojej Połówce żółtego słońca). W Interpretatorach jedynie czujne i wiedzące czego oczekiwać ucho może wychwycić zapowiedzi potencjalnego konfliktu – dla mieszkańców Lagos (południowo-wschodnia część kraju) ziomkowie z Północy to w praktyce obcy (jedna z ciotek Dehinwy, partnerki Sagoe, z przerażeniem wysnuwa przypuszczenie, że wybrankiem kobiety jest człowiek z tamtego regionu). Znaczący jest także pijacki żart Sagoe, który w trakcie przyjęcia sugeruje jednemu z namolnych posłów, oskarżających młodych ludzi o bezproduktywne krytykanctwo, by w ramach radzeniem sobie z lagoskimi nieczystościami, wywozić je na Północ w celu użyźnienia tamtejszych nieurodzajnych ziem.

Na koniec, należy jeszcze wspomnieć o stylu, jakim operuje Wole Soyinka. Przyznać trzeba, że pierwsze karty powieści mogą przysporzyć czytelnikom niemałych problemów, bowiem Nigeryjczyk z ogromną swobodą podchodzi do kolejności zachodzących wypadków. Owa zaburzona chronologia wymaga skupienia i koncentracji oraz sprawia, że Interpretatorzy to początkowa wielobarwna fabularna mozaika, przywodząca na myśl porozrzucane puzzle, które stosunkowo późno odsłaniają przed nami całościowy obraz, jakim raczy nas Wole Soyinka. Tym, co wyróżnia prozę autora jest również ironia i sarkazm, którym chętnie posługuje się Nigeryjczyk – kwintesencję jest stworzona i wyznawana przez Sagoe filozofia wypróżniania, której fragmenty zostają przybliżone w kilku miejscach utworu. Nie mniej interesująco prezentują się białoskóra Monika, żona czarnoskórego uczonego, specjalizująca się w towarzyskich faux pas oraz Amerykanin Joe Golder (jego ojciec był pół krwi Murzynem), zadeklarowany negrofil, rzekomy mizantrop, który jednak zamęcza Sagoe wynurzeniami na własny temat.

Efektem końcowym tych wszystkich składowych, jakich Wole Soyinka użył w Interpretatorach jest bardzo ciekawa powieść o eksperymentalnym sznycie, którą można rozpatrywać na wielu, wielu poziomach. To książka o młodych ludziach, na barki których nakłada się ciężar odpowiedzialności za nowo narodzone państwo, to bezwzględne studium patologii toczących nigeryjską państwowość, to opowieść o śmierci wpisaną przecież w człowieczy byt, o czym chyba zbyt często zapominamy. Tym bardziej szkoda, że Interpretatorzy to jedyna, spośród trzech powieści Soyinki, która doczekała się przekładu na polski. Wole Soyinki, który znany jest przede wszystkim jako wybitny dramaturg, o czym jednak czytelnicy znad Wisły nie mają sposobności się przekonać, bowiem na naszym rynku wydawniczym oprócz omawianych Interpretatorów, pojawił się jeszcze zbiór poezji Kuranty ciszy oraz fragmenty wybranych utworów w czasopiśmie Literatura na Świecie nr 9/1987 (194)


No i na zachętę fragment filozofii wypróżniania Sagoe: (…) Wypróżnianie należy zaklasyfikować jako najgłębszy system filozoficzny ludzkiej egzystencji. Funkcjonalne, duchowe, twórcze czy obrzędowe Wypróżnianie stanowi jedyną prawdziwą filozofię prawdziwego Egoisty. Panie, panowie, dosyć tych definicji. Wypróżnianie nie jest filozofią protestu, jest protestem w samej swej istocie: nie wzywa do buntu, ale go wzbudza, napełniając odrazą. Powiedzmy sobie otwarcie, że Wypróżnianie jest jakością niewiadomą. Wypróżnianie jest ostatnią nie posiadającą żadnego regulaminu kopalnią twórczych sił, w jego paradoksalności tkwi jądro twórczej liturgii – spust jest odrodzeniem [9].


Ambrose

 

------------------------------------

[1] Wole Soyinka, Interpretatorzy, przeł. Ewa Fiszer, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989, s. 13 – 14
[2] Tamże, s. 59
[3] Tamże, s. 194
[4] Tamże, s. 30
[5] Tamże, s. 3031
[6] Tamże, s. 216
[7] Tamże, s. 103
[8] Tamże, s. 9 – 10
[9] Tamże, s. 76

8 komentarzy:

  1. W Wiki podają, że książka ukazała się w 1964 r., więc może te napięcia dopiero powstawały?
    Pamiętam stare numery Literatury na Świecie - Soyinka był tam promowany. Świetna literatura, choć często poruszająca bolesne tematy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co doczytywałem, to niesnaski były w zasadzie już od samego początku, choćby przy sformowaniu rządu, który odzwierciedlałby etniczną oraz religijną różnorodność. Ale faktycznie, te wszystkie tarcia i konflikciki mogły się tlić, i tlić, i mało kto spodziewał się, że przerodzą się w coś aż tak krwawego - może poniekąd wynikało to z entuzjazmu związanego z uzyskaniem niepodległości.

      A co do LnŚ, to szkoda, że nie przerodziło się w to coś większego - przydałby się choćby zbiór wybranych dramatów tego noblisty.

      Usuń
  2. W Wikipedii, także angielskiej, podane jest, że powieść ukazała się w roku 1964, Ambrose zaś twierdzi, że w 1965, i na dwóch innych stronach, na które zerknęłam, też jest napisane, że w 1965. Ciekawe, jak było naprawdę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm..., przy haśle "The Interpreters (novel)", pojawia się data 1965: The Interpreters is a novel by Wole Soyinka, first published in London in 1965 (...).

      Ale któż to wie, jak było naprawdę. Może i sam autor nie pamięta, kiedy się to dokładnie wydarzyło :)

      Usuń
  3. Bardzo wielowymiarowa powieść; wydaje mi się, że to prawdziwa intelektualna uczta. Szkoda, że pisarz jest w Polsce prawie zupełnie nieznany. Super, że robisz nam przegląd literatury nigeryjskiej, bodajże najciekawszej na kontynencie afrykańskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła właśnie z uwagi na łatwość, z jaką Wole Soyinka bawi się zarówno formą jak i treścią - na łamach dzieła wpleciono wiele interesujących przemyśleń. Dlatego ogromna szkoda, że zaledwie ułamek twórczości tego artysty został przełożony na j. polski.

      Ha, przegląd może to nie jest, ale po kilka tytułów afrykańskich (szczególnie nigeryjskich) faktycznie ostatnio sięgnąłem - wszystko za sprawą pani Chimamandy, która ogromnie mnie zaciekawiła zarówno historią jak i literaturą Nigerii.

      Usuń
    2. U mnie było podobnie - zainteresowałem się za sprawą Chimamandy. I ta powieść interesuje mnie właśnie jako spojrzenie na historię wcześniejszą.

      Usuń
    3. W takim razie zdecydowanie polecam :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)