Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 19 maja 2021

Ahmed Saadawi "Frankenstein w Bagdadzie" - Czarny humor, czarna rozpacz

Ahmed Saadawi

Frankenstein w Bagdadzie

Tytuł oryginału: فرانكشتاين في بغداد
Tłumaczenie: Magdalena Zawrotna
Wydawnictwo: Znak Literanova
Seria: Kairos
Liczba stron: 416




Jaki jest pożytek ze sprawiedliwości, która przychodzi po czasie? Sprawiedliwość potrzebna jest tu i teraz. Później przyjdzie bolesna zemsta – wieczna męka z rąk sprawiedliwego Pana, męka, która nigdy się nie skończy. To będzie zemsta. Jeśli zaś chodzi o sprawiedliwość, to musi się ona dokonać tu, na ziemi, przy świadkach [1]. Czy jednak sprawiedliwość w duchu Hammurabiego, sławetne oko za oko, ząb za ząb jest na dłuższą metę owocna? Czy surowa kara wymierzana z chłodną bezwzględnością pomaga ukrócić łańcuch przemocy, czy wręcz przeciwnie – tylko dorzuca do niego kolejne ogniwa? Ciekawych rozważań w tej materii zapewnia Frankenstein w Bagdadzie, powieść autorstwa Ahmeda Saadawiego (1973), irackiego pisarza, poety, scenarzysty i dokumentalisty.

Książka z akcją osadzoną w Bagdadzie w trakcie amerykańskiej okupacji Iraku (2003 – 2011) to bogaty konglomerat opowieści i historii, pozwalających ukazać trudne realia tego kraju na początku XXI wieku. Oś fabularną dzieła stanowi niezwykły, wymykający się ludzkiemu pojmowaniu incydent, w który zaangażowany jest Hadi. Ów handlarz starociami znany jest w okolicy jako pijaczyna oraz niestrudzony gawędziarz (niejeden powiedziałby o nim, że to osobnik (…) o ustach nieustannie skorych do plotek, kłamstw i urojeń [2]). Mimo iż Hadi nie uchodzi za wzór cnót, to jednak w obliczu wszechobecnego i narastającego chaosu, który ogarnia Irak po obaleniu Saddama Husajna i zajęciu kraju przez wojska amerykańskie, postanawia on na swój sposób walczyć z postępującą entropią. Hadi przemierza bagdadzkie ulice, zbierając z nich szczątki, jakie pozostają po ludziach, którzy giną w zamachach bombowych – mężczyzna pragnie, by ludzkie resztki nie był traktowane jak śmieci i dlatego decyduje pozszywać je ze sobą, a uzyskane truchło przekazać do Wydziału Medycyny Sądowej. Tymczasem, tuż po skompletowaniu, zwłoki znikają – przerażony i osłupiały Hadi szybko przekonuje się, że to dopiero początek serii niezwykłych zdarzeń, które wkrótce zaczynają wstrząsać bagdadzkimi dzielnicami.

Frankenstein w Bagdadzie to utwór, który można rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Wydaje się, że dla nas, czytelników z odległej kulturowo Europy, jednym z bardziej intrygujących elementów będzie portret irackiego społeczeństwa, które dzięki autorowi odkrywa przed nami swoją złożoność. Irak odmalowany piórem Ahmeda Saadawiego to niesamowity tygiel, w którym co rusz mieszają (oraz ścierają) się ze sobą najróżniejsze ingredienty – ta obfitość etniczna, plemienna, rasowa, społeczna i religijna to z jednej strony źródło kulturowego bogactwa, z drugiej zaś zarzewie konfliktów, które wprawiają państwo irackie w nieustanne chybotanie (gdyby za początek współczesnego Iraku uznać rok 1932, to można pokusić się o stwierdzenie, że w niespełna 100-letniej historii tego kraju, nigdy nie mieliśmy okresu choćby kilkuletniego pokoju). W tym ujęciu książka sprawia wrażenie szczególnie ważnej dla samych Irakijczyków, bowiem Saadawi wyraźnie sygnalizuje, że taplanie się w przeszłości i resentymentach oraz nieustanne odkopywanie zaznanych krzywd, prowadzi do spirali przemocy, którą trzeba obficie polewać krwią i która można nakręcać w zasadzie w nieskończoność. Rozstrzygnięcia siłowe, chociaż kuszą obietnicą szybkich efektów, okazują się jedynie krótkotrwałymi i kruchymi rozwiązaniami, nie pozwalającymi budować niczego solidnego.

Owa społeczna panorama Iraku jest o tyle interesująca, że bohaterami dzieła są ludzie przeciętni, pospolici, z którymi łatwo się utożsamiać. Obok wspomnianego handlarza starociami, mamy dziennikarza lokalnej gazety, owdowiałą staruszkę, która jako jedyna z całej familii postanawia zostać w rodzinnym domu (syn zginął podczas wojny iracko-irańskiej, zaś córki z mężami i dziećmi wyemigrowały do Australii), właściciela chylącego się ku ruinie hotelu, agenta nieruchomościami czy właściciela kawiarni. Każda z postaci mierzy się ze swoimi problemami i bolączkami, ale wszyscy muszą liczyć się z tym, że dany dzień, może być tym ostatnim. Bowiem Irak, wbrew zapowiedziom i oczekiwaniom George’a W. Busha, nie stał się oazą demokracji w krajach arabskich na Bliskim Wschodzie, zaś obalenie Hussajna rozbudziło jedynie uśpione konflikty. W rezultacie egzystencja poza Zieloną Strefą, gdzie mieszczą się m.in. siedziby tymczasowych władz irackich i organizacji międzynarodowych czy ambasady, to nieustanne obcowanie ze śmiercią, która przychodzi pod postacią zamachowców samobójców, samochodów-pułapek, starć bojówek szyickich z bojówkami sunnickimi czy przesłuchań na lokalnych posterunkach policji.

Co ciekawe, mimo tej wszechobecności destrukcji, sam klimat utworu nie jest aż tak przygnębiający, jak mogłoby się wydawać. Jako, że Ahmed Saadawi chętnie posługuje się nadmiarem i przesadą, raczeni jesteśmy licznymi scenami, które toną w oparach absurdu. Na pierwszy plan wysuwają się delikatnie zawoalowane przytyki pod adresem władz państwowych, które kompletnie nie panują nad tym, co dzieje się w kraju – kwintesencją jest fragment dotyczący poczucia stabilności i bezpieczeństwa, na które nie mogą liczyć Irakijczycy: Potem pojawił się rzecznik rządu; odpowiadał na pytania dziennikarzy, z uśmiechem mówił o tym, jak udało się pokrzyżować plany terrorystom. Bowiem zgodnie z informacjami od służb wywiadowczych członkowie Al-Kaidy i zwolennicy byłego reżimu zaplanowali na ten dzień sto ataków terrorystycznych z wykorzystaniem samochodów pułapek. Jednak dowództwo sił sojuszu i iracki aparat bezpieczeństwa skutecznie zapobiegły niemal wszystkim, z wyjątkiem jedynie piętnastu [3]. Always look on the bright sight of life, chciałoby się zanucić razem z członkami Latającego cyrku Monty Pythona. Dostaje się też wojskowym, którzy potrafią odnaleźć się niemal w każdych okolicznościach, zawsze ochoczo dbając o bezpieczeństwo i stabilność aktualnych mocodawców, nawet jeśli oznacza to zaciśnięcie żelaznej ręki na społecznej tchawicy – w nowych realiach najbardziej problematyczna okazuje się konieczność zachowania demokratycznych pozorów: Ale co ma począć z wolnością prasy, która nagle spadła na kraj jak jakaś klęska? [4]. Natomiast crème de la crème groteskowych pomysłów stanowi fikcyjny Wydział Inwigilacji i Ścigania, który zajmuje się zapobieganiem wszelakiej maści zagrożeniom terrorystycznym – narzędziami stosowanymi przez pracowników tej instytucji są m.in. magia czy astrologia.

Frankenstein w Bagdadzie prezentuje się też bardzo dobrze w kwestii zastosowanej symboliki. Tytułowy stwór (zwany Bezimiennym czy Jak-mu-tam) jest niezwykle pojemny, bowiem można go uznać m.in. za uosobienie samego Iraku. Tak jak grasujący potwór powstał z najróżniejszych człowieczych części, tak i Irak to w pewnym sensie sztuczny twór, wielonarodowy i wieloetniczny zlepek, który podobnie jak  Jak-mu-tam poszukuje swojej tożsamości, usiłując zyskać rację bytu oraz dowiedzieć się, czym właściwie jest. Bezimienny dobrze wyraża też jałowość przemocy, jako środka do wymierzania sprawiedliwości, bowiem rozwiązania siłowe na ogół pociągają za sobą siłowe odpowiedzi, a wynikający z tego ciąg niegasnących i żarzących się antagonizmów z pewnością nie jest fundamentem, na którym można wznieść coś trwałego. Wreszcie Bezimienny to archetyp obcego, który z założenia wzbudza trwogę i nieufność, zaś motywy postępowania, jakimi się kieruje, postrzegane są wyłącznie w negatywnych aspektach – na skutek takiego podejścia obcy jest natychmiast marginalizowany bądź pada ofiarą ostracyzmu, bez szans rzetelnego sądu, a więc i bez szans na obronę.

Summa summarum, książka, do której podchodziłem bez specjalnych oczekiwań, okazała się nad wyraz dojrzała i przemyślana. Ahmed Saadawi z ogromną wprawą operuje słowami, pozwalając sobie na literackie zabawy czy gry – tutaj pochwalić należy umiejętne wznoszenie kolejnych poziomów fikcji, które plątają się ze sobą w sposób uniemożliwiający ostateczne rozstrzygnięcie tego, co spośród przytoczonych epizodów jest wydarzeniem autentycznym, a co jedynie zmyśleniem i wytworem bogatej wyobraźni poszczególnych protagonistów. Ta barwna mozaika, jaką roztacza przed nami autor okraszona szczyptą czarnego to bardzo gorzkie podsumowanie trudnej historii własnej ojczyzny, która przecież nadal boryka się z większością wspomnianych w książce problemów. 

Ambrose

 

------------------------------------
[1] Ahmed Saadawi, Fanktenstein w Bagdzadzie, przeł. Magdalena Zawrotna, Znak Literanova, Kraków 2019, s. 110
[2] Tamże, s. 241
[3] Tamże, s. 44
[4] Tamże, s. 182

10 komentarzy:

  1. Nie czytałam żadnej powieści osadzonej w Iraku, więc tym bardziej czuję się zmotywowana. Wydaje się, że "Frankenstein..." jest historią przewrotną, a to lubię w literaturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieściowo, do momentu spotkania z Saadawim, również nie gościłem między Eufratem i Tygrysem, ale literacko już owszem - w "Doktrynie szoku" Naomi Klein sporo uwagi poświęca właśnie okupacji Iraku. Obie pozycje bardzo ciekawie się uzupełniają. A dzieło Saadawiego jest faktycznie przewrotne - wydaje mi się, że mogłoby Ci się spodobać.

      Usuń
    2. też mam przeczucie, że będzie mi się podobać. Dzięki za trop Klein, lubię uzupełniające się ksiażki.

      Usuń
    3. Ha, jeśli chodzi o Naomi Klein, to sama jej "Doktryna szoku" porusza ogrom interesujących tematów, które traktowane są bardzo kompleksowo. Dla przykładu - z tego, co kojarzę, to zagadnienie też powinno Cię zainteresować - sporo uwagi poświęcono kwestii tortur w Ameryce Łacińskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Argentyny pod rządami junty wojskowej. I o ile w literaturze argentyńskiej ów wątek przewija się dość często, ale bez wskazania jego źródła, o tyle Klein wyjaśnia gruntownie, po co te tortury były stosowane i dlaczego junta tak mocno "stawiała" na przemoc.

      Usuń
  2. Czyli kukła zszyta z kawałków ciała nieżywych ludzi stała się istotą żywą, rozumną? :) A dlaczego podchodziłeś do książki bez specjalnych oczekiwań? Przecież otrzymała jakieś ważne nagrody i ma opinię światowego fenomenu literackiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - do ożywienia owej "kukły" doszło przez przypadek, jako, że akurat w pobliżu błąkała się dusza młodego strażnika, który zginął w zamachu bombowym.

      A podchodziłem bez oczekiwań, bo szczerze powiedziawszy jakoś nieufnie traktuję te wszystkie światowe fenomeny literackie. Niestety, ale często okazuje się, że są to slogany bez pokrycia, którymi wydawca próbuje pozyskać czytelnika :)

      Usuń
  3. Przeczytałam dotąd tylko jedną książkę związaną, poprzez jej bohatera - uchodźcę - z Irakiem. To "Czarny statek" Sherko Fataha, który sam jest emigrantem, irackim Kurdem. Ale jeszcze ileś lat temu Irak/Bagdad kojarzył mi się tylko z cudowną krainą opowiadaczy, Szeherezady i Księgi tysiąca i jednej nocy. Widzę, że w powieści Saadawiego pojawiają się momenty magiczne; najbardziej interesuje mnie postać owego handlarza starociami, niestrudzonego gawędziarza. Może stary Bagdad jest także obecny na kartach powieści? Sam tytuł nawiązuje do klasycznej powieści grozy. Ciekawe jak pisarz łączy elementy współczesnej historii Iraku i tej literackiej historii sf. Sporo już o tym napisałeś - wyobraźnia pisarza zdaje się nie znać granic!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, no właśnie jeśli chodzi o Irak, to zdecydowanie brakuje tamtejszej współczesnej literatury na naszym rynku wydawniczym, dlatego przekład Saadawiego tym bardziej cieszy. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze kilka tytułów z tego kraju.

      Co do Starego Bagdadu (ale nie aż tak starego) to ukazane są głównie jego zgliszcza, bo niestety do tego sprowadza się wojna - do destrukcji, zniszczenia.

      Usuń
  4. Ciekawe, czy tak rzadka obecność prozy z tamtych stron na naszym rynku nie wiąże się częściowo z tym, że - ogólnie rzecz ujmując - trudno tworzyć wśród takiego zniszczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luay Hamza Abbas, Ibrahim Ahmad, Bachtyar Ali, Jamal Hussein Ali, Sinan Antoon, Haifa Zangana, itp., itd. - można by jeszcze wymieniać i wymieniać. Wydaje mi się, że problem jest bardziej związany z niewielką atrakcyjnością tamtejszej literatury z ekonomicznego punktu widzenia. Gdyby w Iraku pojawił/a się pisarz/pisarka o światowej renomie (ktoś taki jak np. Haruki Murakami), to może ruszałyby fala tłumaczeń :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)