Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 7 grudnia 2020

Yūko Tsushima "Territory of Light" - Zmagania samotnej matki

Yūko Tsushima

Territory of Light

Tytuł oryginału: Hikari no ryōbun
Tłumaczenie: Geraldine Harcourt
Wydawnictwo: Penguin Books
Seria: Penguin Modern Classics
Liczba stron: 128
 
 
 
W rozumieniu potocznym, światło to ta część promieniowania elektromagnetycznego, która odbierana jest przez siatkówkę naszego oka. W ujęciu filozoficznym światło może kojarzyć się z kartezjuszowymi jasnością i wyraźnością; w religijnym – z Chrystusem, który zgodnie z przepowiednią Symeona będzie oświeceniem pogan; zaś w malarstwie światłocień to podstawowe narzędzie pomagające w komponowaniu przestrzeni obrazu. Światło jest też chętnie wykorzystywane w literaturze, gdzie może pełnić rolę niejednego symbolu, o czym możemy przekonać się sięgając po książkę Territory of Light pióra Yūko Tsushimy (1947 – 2016), japońskiej pisarki, eseistki i krytyczki, laureatki wielu literackich wyróżnień.

Fabuła dzieła, która rozciągnięta jest na okres 1 roku i 1 miesiąca, orbituje wokół perypetii bezimiennej bohaterki, będącej zarazem pierwszoosobową narratorką. Ta młoda kobieta właśnie decyduje się odejść od męża, który już wcześniej planował ją porzucić. Ale to właśnie protagonistka wykonuje kluczowy krok, przechodząc od słów do czynów. Razem ze sobą zabiera 2-letnią córeczkę, którą zamierza samotnie wychować. Po krótkim pobycie u matki – wdowy, od której wyprowadziła się, by zamieszkać z wybrankiem swojego serca, rozstając się w nie najlepszych stosunkach – kobiecie udaje się znaleźć przestronny apartament, który dzięki oknom znajdującym się na każdej ze ścian, okazuje się być tytułowym terytorium światła (ang. territory of light). Utwór to zapis miesięcy spędzonych w tym zalanym promieniami słonecznymi lokum, które jest świadkiem zmian i przeobrażeń, jakie zachodzą w życiu protagonistki. Rozstanie z małżonkiem i samodzielne usiłowania opieki nad kilkuletnim dzieckiem skutkują tym, że bohaterka zupełnie inaczej zaczyna spoglądać na otaczającą ją rzeczywistość.

Narratorka to matka, której daleko do doskonałości, ba, której posądzanie o zwyrodniałość nie jest czymś nieuzasadnionym. Scysja z dzieckiem zakończona jego zgubieniem w parku; alkoholowe ekscesy w pobliskim barze, w czasie gdy pociecha śpi samotnie w mieszkaniu; paranoiczny lęk przed byłym (chociaż nie z formalnego punktu widzenia) małżonkiem skutkujący niemal zupełnym odcięciem córki od ojca, mimo braku sądowego zakazu kontaktów; wylegiwanie się w niedzielne poranki, które niepostrzeżenie przechodzą w południe, kosztem znudzonej i wygłodniałej małej, która nie potrafi zająć się sobą ani przygotować sobie śniadania – działania te można nierzadko określić jako nieodpowiedzialne, niedojrzałe czy wręcz bezmyślne, co zresztą uświadamia sobie sama kobieta, kiedy zdarza się jej znaleźć wystarczająco wolnego czasu, by pogrążyć się we własnych myślach. Jednocześnie, jeśli powstrzymamy się od ferowania surowych wyroków i wydawania osądów bez uwzględnienia pełnego kontekstu, w naszym sercu może zakiełkować ziarenko współczucia – wówczas to naszym oczom ukaże się portret permanentne przemęczonej, samotnej matki, która po części z racji własnego uporu przemieszanego z dumą, nie może liczyć na odpowiednie wsparcie.

Co ciekawe te momenty słabości i tracenia panowania nad sobą żywo kontrastują z chwilami szczęścia, gdy rodzicielka i córka odnajdują język umożliwiający porozumienie, kiedy to świat zaczyna jawić się w zupełnie innych barwach, a rzeczywistość przyjmuje magiczne tony – wtedy to ogromna plama wody czy pomalowany srebrną farbą dach zamieniają się w morze; palone wspólnie zimne ognie wydzielają hipnotyzujący blask, zaś spacer w deszczu przedzierzga się we wspólne skakanie po kałużach. Wydaje się, że poprzez zestawienie tak mocno kontrastujących ze sobą scen, Tsushima bardzo dobitnie pokazuje, że największymi przegranymi i najbardziej cierpiącymi ofiarami małżeńskich kłótni i niesnasek są dzieci, które są bezbronne w obliczu gniewu dorosłych – to na najmłodszych najłatwiej jest wyładować złość; to najmłodszym narzuca się rolę mediatorów, zmuszonych wysłuchiwać zwaśnionych stron; to najmłodsi odczuwają największe wyrzuty sumienia za zaistniałe okoliczności, doszukując się we własnym postępowaniu niezrozumiałego zachowania rodziców.

Na Territory of Light można spojrzeć także jak na powieść o formowaniu się osobowości człowieka, który w swojej egzystencji przechodzi przez istotny okres przemian. Bezimienna narratorka postanawia wyjść z cienia męża i żyć na własną rękę. Tyle, że samodzielność w podejmowaniu decyzji niesie ze sobą nie tylko poczucie wolności, ale i odpowiedzialność za własne czyny oraz dokonywane wybory. Postawa kobiety jest o tyle godna podziwu, że działa ona na przekór niemal całemu otoczeniu – jako, że środowisko, w jakim obraca się bohaterka składa się z typowych przedstawicieli społeczeństwa japońskiego, widok samotnej matki wzbudza jedynie sprzeciw, ewentualnie uśmiech politowania. Kobieta traktowana jest jako istota, która nie umie się o siebie zatroszczyć, która nieustannie potrzebuje męskiego wsparcia i troski ((...) Nic dobrego nie może spotkać kobiety, która próbuje żyć samodzielnie (...) Każdej kobiecie wydaje się, że będzie inaczej, ale wszystkie kończą tak samo, na samym dnie. Nie ma innej możliwości [1]). Stąd byt w pojedynkę to nie tylko trud bycia niezależnym, lecz także konieczność radzenia sobie z mniej lub bardziej skrywaną wrogością, niechęcią czy wyczekiwaniem na najmniejsze potknięcie.

W trackie lektury utworu nie sposób nie zwrócić uwagi na bogatą symbolikę, jaką operuje Yūko Tsushima. Najważniejszym motywem, co nie powinno dziwić w świetle tytułu jest, nomen omen, światło. Może ono oślepiać oczy nawykłe do ciemności w wyniku długotrwałego przebywania w cieniu oraz bezwzględnie obnaża to, co zepsute i zniszczone. Światło wyraża również przejrzystość i klarowność, czyli sytuację, gdy wszystko jest ustalone, jasne, zrozumiałe. Wreszcie światło, poprzez śmierć w eksplozji, w płomieniach, może być wyobrażeniem szybkiej, czyli bezbolesnej śmierci. Istotną rolę w prozie Japonki odgrywają też sny. Te erotyczne są raczej proste do zinterpretowania, ale zdarzają się bardziej frapujące: ptaki wzbijające się ponad splątane korony drzew związane z oswobodzeniem się; piaszczyste wydmy i brodzenie w piasku mogące oznaczać próżny i jałowy trud; błoto, w którym łatwo jest utknąć, mogące odzwierciedlać zmagania z codziennością czy długie spadanie mogące ilustrować pogrążanie się w kolejnych problemach i kłopotach.

Jednym z niewielu mankamentów książki jest brak wyraźnie zarysowanej linii fabularnej. Metamorfoza głównej bohaterki może i jest interesującym procesem, ale nie do końca sprawdza się jako kluczowy wątek – Territory of Light bardziej niż z pełnokrwistą powieścią kojarzy się ze zbiorem impresji, których tematem jest macierzyństwo obdarte z szat wzniosłych stereotypów. Yūko Tsushima kreśli przed nami portret na wskroś ludzkiej matki, tj. nie pozbawionej wad i słabostek i w tym ujęciu pisarstwo Japonki kojarzy się z dorobkiem Eleny Ferrante (nasuwają się skojarzenia m.in. z Córką). W pewnym sensie utwór zdaje się być ciekawym wstępem do Child of Fortune, czyli dzieła, w którym obserwujemy relację dorastającej córki i samotnie wychowującej ją matki. I nawet mimo iż  Territory of Light nie jest prozą wybitną, jak ma to miejsce choćby w przypadku wspomnianego Child of Fortune, to i tak jest to pozycja godna polecenia – to powieść o samotnym macierzyństwie pokazująca zarówno jego cienie jak i blaski.
 
Ambrose
 
-------------------------------- 
[1] Yūko Tsushima, Territory of Light, przeł. Geraldine Harcourt, Penguin Books, Londyn 2019, s. 50


AKTUALIZACJA: Miło mi poinformować, że zgodnie z zapowiedziami wydawnictwa Tajfuny, polski przekład powieści Hikari no ryōbun ukaże się w 2022 roku. Za tłumaczenie odpowiedzialna będzie szefowa Tajfunów, czyli Karolina Bednarz.

8 komentarzy:

  1. Widzę, że tematyka, a nawet symbolika zbliżona do Child of Fortune. Będzie czytane.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie książki są b. podobne. Wydaje się wręcz, że można by je połączyć w jeden cykl. "Territory of Light" to początki zmagań młodej matki z samotnym macierzyństwem, zaś "Child of Fortune" to już tematyka w myśl zasady, że im starsze dziecko, tym większy problem :) Na mnie większe wrażenie zrobiło "Child of Fortune", chociaż "Territory of Light" to także b. dobra proza.

      Czekam zatem cierpliwie na zapis z Twoich wrażeń po lekturze :)

      Usuń
  2. Bardzo miła to wiadomość, że ta mini powieść zostanie wydana przez Tajfuny. W jedynym, przetłumaczonym dotąd w Polsce, zbiorze opowiadań Tsushimy również pojawia się temat trudnego, samotnego macierzyństwa, związku z matką, przebaczania matce np. w opowiadaniach "Moc wody" czy "Z Rumoi". Na pewno chciałabym przeczytać wszystko, co napisała ta znakomita pisarka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Moc wody" czytałem po angielsku (przetłumaczone jako "The Watery Realm" czyli "Wodne królestwo") i faktycznie to b. dobre opowiadanie. A oprócz "Territory of Light" czekam jeszcze na przekład "Child of Fortune" bo wg mnie to najlepsze dzieło Tsushimy, spośród tych, które znam :)

      Usuń
  3. Chętnie poczytałabym o problemach tej samotnej matki. :)

    Napisałeś tak: „Wreszcie światło, poprzez śmierć w eksplozji, w płomieniach, może być wyobrażeniem szybkiej, czyli bezbolesnej śmierci”. Naprawdę uważasz, że śmierć w płomieniach jest bezbolesna? Mnie się wydaje, że to jeden z najokrutniejszych, najbardziej bolesnych rodzajów śmierci. Płonący człowiek wcale nie umiera natychmiast, zdąży poczuć ból, a kiedy czuje się ogromny ból, każda sekunda wydaje się wiecznością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli śmierć następuje w wyniku eksplozji, to raczej jest bezbolesna, a przynajmniej krótkobolesna. Pewnie Ambrose miał na myśli płomienie eksplozji, a nie spalenie na stosie. Jeśli ktoś umiera w wyniku spalenia na stosie, to go boli, choć też na ogół dość krótko (gazy), ale w przypadku pożaru z reguły zanim ofiara w ogóle się oparzy, wcześniej ulega zatruciu gazami. Traci przytomność, a potem umiera. Nie jest to miła śmierć, ale chyba wolałbym to, niż na przykład utopienie. To dopiero jest masakra wbrew temu, co się pokazuje na filmach, gdzie wygląda to niczym spokojne zaśnięcie.

      Usuń
    2. Jeszcze trochę i będziemy mogli czytać tę książkę w j. polskim. Wydaje mi się, że jest to proza godna polecenia.

      A co do śmierci, to widzę, że wywołałem ciekawą dyskusję :) Ale uściślając, to faktycznie chodziło mi o eksplozję, czyli coś b. szybkiego, wręcz błyskawicznego, co nie daje ofierze czasu na reakcję, a więc wyklucza też długotrwały ból. Żeby już nie wchodzić w głębsze dywagacje (tzn., że mogą przecież wystąpić poparzenia, bo wybuch można przeżyć, itd.) to chodziło mi o ten rodzaj eksplozji, z jakim mamy do czynienia w punkcie zero zrzucenia bomby atomowej czy wodorowej - jeden błysk i co najwyżej zostaje po nas cień ;)

      Usuń
    3. Śmierć o jakiej można pomarzyć :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)