Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 4 lutego 2019

Edward Stachura "Cała jaskrawość" - Zaglądając pod podszewkę rzeczywistości

Powieści

Edward Stachura

Wydawnictwo: Czytelnik
Liczba stron: 384
 
 
 
 
 
 
Trąby anielskie zagrzmiały, rozstąpiło się niebo przeszyte nitką błyskawicy, ostry, nieprzyjemny wiatr zawył gdzieś ze wschodu i wtem, cały ten rozgardiasz – który wybuchł nagle i bez wyraźnie określonego powodu – ucichł, a po chwili ciszy, ostro i drażniąco dzwoniącej w uszach, rozległ się głos dudniący i donośny, który zapytał: Czy aby w tym domu nie zapanował obłęd? [1]. Na te słowa ludzie nerwowo poczęli rozglądać się po sobie, próbując ustalić ich źródło. Nie mogąc jednak odszukać zuchwalca, który owo zdanie wypowiedział, starali się usilnie udawać, że niewygodne pytanie nigdy właściwie nie padło. Ale raz podniesiona kwestia, szczególnie jeśli kłopotliwa i prowokująca, nie daje się łatwo stłamsić – chętnie wracają do niej wszelakiej maści wojownicy, toczący długotrwałe batalie z formą. Tyle, że rola kontestatora, co rusz podważającego podwaliny porządku rzeczy, w dłuższej perspektywie jest niewdzięczna i trudna, o czym przekonują się choćby protagoniści powieści Cała jaskrawość (1969), autorstwa Edwarda Stachury (1937 – 1979), polskiego poety, prozaika, pieśniarza i tłumacza.

Utwór to zapis kilku tygodniu z życia dwójki młodych ludzi, Edmunda Szeruckiego – pierwszoosobowego narratora – oraz Witka. Bohaterowie, mężczyźni nieuchronnie zbliżający się do trzydziestej wiosny, zostają zatrudnieni w charakterze robotników odmulających staw w parku zdrojowym w popularnym, ale nie wymienionym z nazwy uzdrowisku na Kujawach. Na szarą egzystencję, oprócz fizycznej harówki, składają się drobne epizody – pogadanki z gospodynią kwatery, na której mieszkają Edmund i Witek, codzienne dojazdy z pobliskiej wsi do miejsca pracy, okazyjne fuchy przyjmowane w zamian za dobre słowo, uśmiech i skromne wynagrodzenie, niedzielne wypady do okolicznych miasteczek. To pozornie błahe i nie naznaczone wichrami niespodziewanych zdarzeń wegetowanie, za sprawą obu wciąż jeszcze młodych ludzi, przejawiających tendencje do rozkładania na czynniki pierwsze – a przez to specyficznego smakowania – rzeczywistości, jawi się jako interesujące studium traktujące o usiłowaniach odkrycia prawd na temat człowieczego bytu.

Instrumentami, przy pomocy których protagoniści starają się pochwycić w karby słów istotę otaczającego ich świata, ujrzeć tytułową całą jaskrawość, są koncentracja na rzeczach na pierwszy rzut oka mało ważnych, na szczegółach i drobnostkach oraz afirmacja tego, co tu i teraz. Zarówno Edmund jak i Witek to wprawni obserwatorzy nie zadowalający się pozorami rutyny, którzy nieco bezczelnie i zuchwale zaglądają pod podszewkę codzienności, konstatując przy tym, że: Niesamowite działy się rzeczy w tym niby spokojnym powietrzu, w tym otoczeniu niby stworzonym do cichej łagodnej rekonwalescencji [2]. To właśnie w takich okolicznościach, tj. podczas metafizycznego podglądactwa, pojawia się (…) zamyślenie nagłe, niespodziane (…) [3] czy celebracja doczesności (Wszystko w natchnieniu. Każdy nasz ruch. Do tego dochodziliśmy z Witkiem. Że każdy nasz ruch był w natchnieniu [4]), której przyczyną może być uświadomienie sobie faktu samego trwania (Wszystko w natchnieniu tym przedziwnym, że żyjemy. Żywi jesteśmy, ręko opatrzności [5]). To dostrzeżenie niezwykłości i wyjątkowości składających się na sedno fenomenu potocznie zwanego życiem, pozwala docenić wartość każdej danej nam minuty, przeistaczając ją w coś podniosłego, niepowtarzalnego, a przez to pięknego (Więc uroczyście było. Nie teatralnie uroczyście. Nie scenicznie. Nie podestowo, koturnowo. Normalnie, po prostu uroczyście było. Zwyczajnie, niewymownie, niesamowicie uroczyście było [6]). Akceptacja ulotności i przemijalności została też pięknie wyrażona przez metaforyczną Drogę Mleczną, ukrytą w naszej duszy ((…) każdy w sobie nosi te miliardy gwiazd, gasnących powoli jedna po drugiej, zjadanych przez troski, choroby, nieszczęścia i kataklizmy, ale dużo ich – gwiazd, niezliczenie, miliardy i jeszcze ciągle nowe się rodzą, i może to jest to właśnie, co trzyma nas [7]).

Ponieważ utwór można rozpatrywać w kategoriach swoistego manifestu zawierającego całą filozofię życiową bohaterów, oprócz przyjmowanych postaw, wymieniane są również podejścia, będące przedmiotem głębokiej krytyki. Surowej ocenie poddawane są choćby obłuda, fałsz czy uparte tkwienie w utartych schematach (Rozpruć sztywny kołnierz koszuli, mówię. Wyciągnąć trochę szyję, mówię. A nie klepać uparcie o prostocie tego świata, o prozie poetycznej, romantycznej włóczędze, filozofii nóg, zwrocie do natury i tak dalej. Bo to jest jawna ślepota [8]). Bezmyślne powtarzanie gotowych formułek, podpieranie się sloganami, wykorzystywanie wyświechtanych hasełek uważane jest za przejaw intelektualnego lenistwa, ale i lęku przed tym, co niepoznane, obce, wymykające się ustalonemu porządkowi (Bo boją się, nie mają odwagi, nie stać ich na dookolne promieniste spojrzenie. W ogóle nie stać ich. Głową w sztywnym kołnierzu koszuli z fiszbinkami ledwo że mogą poruszać, tyle co w dół przy ukłonie. I tak żyją wygodnie, ale jednostronnie. Jedną stronę czytają z księgi. I tak żyją wygodniczo, ale jednostronniczo [9]). Tymczasem aby odnaleźć całą jaskrawość i zaznać jej smaku, musimy nieustannie szukać, a jednocześnie odrzucać, negować, kontestować – rozwiązania na pozór oczywiste, ale przeważnie nieaktualne, przebrzmiałe dewizy, które dawno zatraciły pierwotny sens, bezrefleksyjne podążanie za głosem większości pchają nas w ślepy zaułek pozazmysłowej bierności.

Lektura Całej jaskrawości jest doświadczeniem o tyle interesującym, że dzieło utrzymane jest w bardzo ciekawym stylu. Jego wyróżnikiem jest arytmiczność – zdania rozbudowane, wielokrotnie złożone przeplatane są konstruktami lakonicznymi czy równoważnikami zdań. Zaburzenia w tempie objawiają się też w fabule, która po fragmentach czysto powieściowych, gdzie króluje rachityczna akcja i niemrawe, ale jednak działanie, zwalnia, przechodząc w formy naznaczone dygresjami i dywagacjami poświęconymi zagadnieniom metafizycznym, a momentami niemal zupełnie wyhamowuje, osiągając swoisty bezruch (narzędziem służącym do uzyskania tego efektu jest zwodnicza precyzja opisu sprowadzająca się do tonięcia w detalach oraz maniera do tworzenia najróżniejszego rodzaju list, spisów, wykazów, nierzadko będących językowymi zabawami). Wrażenia, że książka ma swój bieg podkreślane są przez często przywoływany motyw drogi – bohaterowie, poza krótkimi przerwami na wspomniane chwile refleksji, poruszają się, przemieszczają się, wędrują (Tak to śmiejąc się fanatycznie szliśmy, jakbyśmy nie szli, ale kulali, katulkali się na beczkach [10]; Szliśmy [11]; I znowu szliśmy [12]; I ruszyliśmy wolno, powłóczyście [13]; Ruszyliśmy bulwarem na południe [14]; Pójdziemy [15]). To akcentowanie nieustannej tułaczki jest tym bardziej intrygujące, że bardzo podobny zabieg możemy odnaleźć w Pawanie (1978), pióra Stanisława Czycza. Cała jaskrawość przesycona jest również bogatą symboliką – łabędź reprezentujący szlachetność, ale i samotność (Potykał się nogami o płytkie dno, wpadał wyniosłą piersią na błotniste mielizny, nie miał jak i gdzie zanurzyć swojej długiej szyi, nie mógł rozwinąć szerokich skrzydeł i bijąc nimi nieść się po wodzie w pełnej świetności i wolności całego gatunku i osobnego osobnika [16]), wykopywany z oczyszczanego stawu muł, zwany mułem epoki wyrażający szarą, opresyjną rzeczywistość czy zegarek będący czymś na wzór jarzma, zniewolenia, pęt (jako, że za jego sprawą znajdujemy się pod władzą obsesyjnej świadomości upływającego czasu) to tylko kilka wybranych przykładów. Ponadto godny uwagi jest język, którym operuje Edward Stachura – cechuje go plastyka opisu oraz poetycka lekkość i kreatywność (Był czas zapachu. Jesień. Kiedy wydaje się, że nawet kolor ma zapach. Dzikie oszałamiające wonie tej pory roku ciężko i szeroko wiosłowały w powietrzu tuż nad ziemią jakby wielkie stada nie mogących wzbić się w górę flamingów [17]).

Reasumując, Cała jaskrawość to ten typ prozy, która, jeśli już zachwyci danego czytelnika, każe dzielić się nią natarczywie i agresywnie, sypiąc nią po oczach. To po trochu książka drogi (bohaterowie to typowe latawce, czyli ludzie, którzy nigdzie nie mogą zagrzać miejsca na dłużej), ale jednocześnie pełna wątków kontemplacyjnych o melancholijnym sznycie. Stachura ciekawie pokazuje, że piękno istnienia można odszukać w najdrobniejszych elementach tego, co nas otacza.


[1] Edward Stachura, Cała jaskrawość, w: Powieści, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1982, s. 52
[2] Tamże, s. 10
[3] Tamże, s. 20
[4] Tamże, s. 23
[5] Tamże, s. 67
[6] Tamże, s. 158
[7] Tamże, s. 33
[8] Tamże, s. 94
[9] Tamże, s. 123
[10] Tamże, s. 20
[11] Tamże, s. 39
[12] Tamże, s. 46
[13] Tamże, s. 79
[14] Tamże, s. 84
[15] Tamże, s. 94
[16] Tamże, s. 8
[17] Tamże, s. 31


P.S. W skład wypożyczonego przeze mnie z biblioteki egzemplarza książki Powieści, oprócz omówionej Całej jaskrawości, wchodzi jeszcze chyba najbardziej rozpoznawalne dzieło prozatorskie Stachury, czyli Siekierezada. Temu utworowi poświęcony zostanie osobny wpis.  

4 komentarze:

  1. Trafił mi się ten tom niedawno w bibliotece, która pozbywała się niechcianych egzemplarzy (pomyśleć, że kilka dekad temu ludzie wystawali w kolejkach, żeby zdobyć ten cykl).
    Podczytuję tę książkę od czasu do czasu i wrażenia mam podobne do Twoich. Dla mnie to jest wyjątkowo gęsta od wrażeń proza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że ja tylko mgliście kojarzyłem sylwetkę Stachury. Dopiero wspomniany impuls (kolega opowiadający o ekranizacji "Siekierezady") natknął mnie do tego, by rozpocząć znajomość z twórczością tego artysty. Co ciekawe, podczytując opracowania poświęcone sylwetce Stachury, dowiedziałem się, że już wcześniej miałem do czynienia z prozą jego żony, Zyty Oryszyn.

      Usuń
  2. Recenzja mnie bardzo mocno przekonuje, ale cytaty z kolei mnie odrzucają. Przypuszczam, że musiałbym wgryźć się w samą treść w pełni i bez oderwania od kontekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, styl powieści jest bardzo specyficzny i najlepiej po prostu się w nim zanurzyć. Mnie mocno skojarzył się z prozą Stanisław Czycza, i może dlatego tak przypadł mi do gustu.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)