Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

niedziela, 5 marca 2017

Norman Manea "Kryjówka" - Jałowe próby ucieczki przed tym, co minęło

Kryjówka

Norman Manea

Tytuł oryginału: Vizuina
Tłumaczenie: Kazimierz Jurczak
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 504
 
 
 
Wody czasu przelewają się nieustannie – strumienie przeszłości i przyszłości zlewają się nieprzerwanie, a gdzieś pomiędzy nimi biegnie cieniutka struga teraźniejszości, w jakiej aktualnie przebywamy. To, co przed nami – nieznane, a to, co za nami – nierzadko zapomniane, często również niechciane i drażliwe. Niestety przed tym, co było, co uczyniliśmy, przed konsekwencjami podjętych wyborów niełatwo jest uciec. Czas miniony i jego rezultaty ścigają nas, a jakiekolwiek próby ucieczki są bezcelowe i z góry skazane na niepowodzenie – nigdy nie uda się nam znaleźć odpowiedniej kryjówki, w której schronilibyśmy się przed demonami przeszłości. Świetnie uzmysławia to wybitny rumuński pisarz Norman Manea (1936) w swojej powieści Kryjówka.

Utwór Normana Manei to literacka wielość poruszająca szereg aspektów z najróżniejszych dziedzin. Opakowanie tego eklektycznego płodu przywodzi na myśl literaturę sensacyjną, jednak zagłębienie się w poszczególne warstwy dzieła ujawnia jego bogactwo oraz ogrom skrywanych treści. Tyle, że rumuński pisarz nie rozpieszcza czytelnika, chowając bardzo interesujące spostrzeżenia i refleksje w gąszczu chaosu i kakofonii – fabuła nie jest więc centralnym punktem powieści, a jedynie bodźcem, dzięki któremu otwieramy się na zawarte w książce zaczątki idei, i za ich sprawą z nowej perspektywy spoglądamy na otoczenie oraz na samych siebie.

Akcja utworu (albo raczej jej szkielet, odpowiednik, karykaturalny erzac) koncentruje się wokół losów grupy rumuńskich emigrantów, którzy w różnym okresie przybyli do USA. Wspólną cechą bohaterów jest to, że wszyscy opuścili Rumunię, kiedy państwo znajdowało się jeszcze w strefie wpływów Związku Radzieckiego – jako obywatele kraju zza Żelaznej Kurtyny borykali się oni z nie lada trudnościami, by wyrwać się z ojczyzny i zamieszkać na upragnionym Zachodzie, postrzeganym wówczas jako swoista ziemia obiecana. Norman Manea sygnalizuje, że każdy taki wyjazd to długi, skomplikowany i mozolny proces, który niemal zawsze miał swoje mroczne strony, sekrety i wstydliwe tajemnice, bowiem opuszczenie kraju wiązało się zarówno z wyrzeczeniami (ryzyko bezpowrotnego zerwania kontaktu z bliskimi, podróż w nieznane, etc.), ale i z kompromisami (władza niemal zawsze żądała czegoś w zamian za pozwolenie na przeniesienie się poza blok krajów radzieckich). W tym miejscu warto nadmienić, że sam autor od 1986 roku przebywa na emigracji (przez pewien okres mieszkał w Niemczech, by ostatecznie osiedlić się w Stanach Zjednoczonych).

Książka Manei to przede wszystkim uświadomienie czytelnikowi, że człowiek jest istotą jednostkową – z jednej strony jesteśmy wyjątkowi i niepowtarzalni, bowiem nasz aparat percepcyjny (za sprawą którego odbieramy rzeczywistość) na skutek przeżytych doświadczeń, z racji przyznanej nam puli genowej oraz z uwagi na środowisko, w jakim dorastamy oraz przebywamy jest wysoce zindywidualizowany. Z drugiej zaś strony jako pojedyncze elementy składające się na ogromny organizm, jakim jest społeczeństwo narażeni jesteśmy na niezrozumienie, ignorancję, ostracyzm czy potępienie (ze względu na to, że naszą odmienność, tj. odchylenie od tego, co w danej chwili uchodzi za normę jest zbyt duże). Z tego też względu na ten niepowtarzalny byt, jaki sami stanowimy, nie może obejmować wyłącznie tego, co tu i teraz – na naszą osobowość ogromny wpływ wywiera zarówno przeszłość (to, czego doznaliśmy), jak i przyszłość (to, o czym marzymy, do czego zmierzamy, czego pragniemy).

Tymczasem, jak ciekawie prezentuje to w swoim dziele Norman Manea, dotarcie do nowego świata postrzegane jest (jak złudne i naiwne jest to jednak nastawienie) jako szansa na zupełnie nowe życie (nowy start, nowy początek). Manifestacją takiego podejścia jest postawa jednego z protagonistów, Petera Gaspara, który w rozmowie z samym sobą stwierdza: Teraźniejszość! Teraźniejszość, mruczy do siebie. Dewiza twojego nowego życia: TERAŹNIEJSZOŚĆ. I tylko TERAŹNIEJSZOŚĆ! [1]. Infantylność takiego stanowiska Manea podkreśla w bardzo wyrafinowany sposób – otóż Peter Gaspar przez inne postacie przewijające się na kartach Kryjówki przyrównywany jest do Mynheera Peeperkorna, bohatera powieści Czarodziejska góra Tomasza Manna. Peeperkorn, holenderski kupiec i obieżyświat to jedna z najbardziej zapadających w pamięć i najbarwniejszych person mannowskiego dzieła – ów jegomość, wyrażający się w sposób bełkotliwy, przejawiający problemy z zakończeniem wypowiadanych zdań, skupia powszechną uwagę, błyszcząc w każdym towarzystwie, stając się jego centralnym punktem, wokół którego wszystko się rozgrywa. Jest on uosobieniem witalności, ale również nieprzystosowania – wzbudza ciekawość i atencję, ale jednocześnie drażni, irytuje, męczy. Co istotne jego losy symbolizują swoistą porażkę w konfrontacji człowieka z doczesnością – Peeperkorn to witalność i Bachus teraźniejszości, ale summa summarum nie potrafi on dostosować się do zmieniającego się świata, dynamicznego i pozostającego w ciągłym ruchu, co zaakcentowane zostaje bardzo mocno, bo poprzez samobójczą śmierć. Gaspar ze swoimi próbami odcięcia się od przeszłości i zrzucenia bagażu niemiłych chwil także ponosi porażkę – walka z góry skazana jest na klęskę, bo od przeszłości nie można uciec.

Ucieczka to zresztą kluczowy wyraz, który stanowi istotne ogniwo powieści. Formą rejterady jest wspominana we wcześniejszych akapitach emigracja (również będąca fundamentem, na jakim wzniesiono fabułę Kryjówki). Ponadto protagoniści szukają schronienia przed umysłową ciasnotą, stłamszeniem, jednorodnością, schematem, dyktaturą jedynie słusznych idei, etc. Pozycja Manei unaocznia jednak, że każdemu czmychnięciu towarzyszą  izolacja oraz wyobcowanie – ceną za wolność  (która rozumiana jest jako ucieczka od tyranii jednego systemu myślenia [2]) jest samotność, wyrwanie z dotychczasowego otoczenia, gdzie zdążyliśmy już zapuścić korzenie, etc. Co ciekawe rodzajem ucieczki oraz izolacji jest też zamykanie się w świecie książek (Wierni rozmówcy gotowi pomóc (…) odzyskać dawne przyzwyczajenia i nadać błędom ludzki wymiar [3]), które traktowane są jako bezpieczna przystań, ale które jednocześnie mogą doprowadzić do oderwania się od rzeczywistości, w jakiej wegetujemy.

Istotnym puzzlem współtworzącym barwną mozaikę jest także motyw labiryntu, który w najróżniejszych konfiguracjach przejawia się w Kryjówce, począwszy od odwołania do mitologii (Minotaur, Dedal, Ariadna i reszta kampanii), poprzez fikcyjne recenzje (orbitujące wokół pożądania, fizyczności rozumianych jako swoisty labirynt) jednej ze studentek, podopiecznej Petera Gaspara, na samej konstrukcji dzieła skończywszy, bowiem lektura utworu nieodzownie kojarzy się z błąkaniem się, wchodzeniem w ślepe zaułki, wpadaniem na czarną ścianę niezrozumienia i zagadkowości. Wrażenie to wzmaga styl, w jakim Manea utrzymał swoją pozycję – w książce nie brakuje licznych fabularnych odnóg, dygresji, a wiele scen jest zapętlonym i powtórzonych poprzez odtworzenie ich z różnych ujęć.

Norman Manea w swoim konglomeracie zahacza o bardzo szerokie spektrum zagadnień. Rumuński pisarz  sporo miejsca poświęca naszej tożsamości, którą dość trudno jest utrzymać, odbudować czy na nowo stworzyć w warunkach emigranckich. Na ołtarzu narracji znalazła się kultura konsumpcyjna i związane z nią kult pieniądza, anonimowość i przedmiotowość jednostki ludzkiej przejawiające się w sprowadzaniu jej do rzędu cyfr (Tutaj jesteśmy numerkami, i tyle. Ubezpieczenie, konto, kredyt. Numerki [4]). Manea świetnie ukazuje też ludzką tendencję do mitologizacji, do stawiania spiżowych posągów wielkim autorytetom, które z reguły okazują się być ludźmi z krwi i kości, niewolnymi od wad, słabostek, ułomności – autor obrazowo opisuje jak ujawnienie takich rewelacji (że człowiek jest tylko człowiekiem, z całym bagażem przywar) burzy społeczny spokój i ład, gdzie wszystko zostało już ustalone, skatalogowane, umówione i zatwierdzone. Zerwanie kurtyny ułudy, zademonstrowanie, że świat to czarno-biała formacja wzbudza histerię i amok, które wykluczają jakąkolwiek racjonalność i zdrowy rozsądek.  

Reasumując, Kryjówka to dzieło niełatwe w odbiorze, chociaż wszelkie chropowatości i niewygody w pełni wynagradza skryta w nim treść, która jest zarówno bardzo bogata jak i pobudzająca. Czytelnik staje w obliczu dzieła wielkiego, mocno rozczłonkowanego, ale i elektryzującego, w którym zawarto bardzo wiele bodźców do własnych rozważań. Rozliczenia z przeszłością, komunistyczne sekrety emigrantów, ataki z 11. września na World Trade Center, tajemnicze zniknięcia, wątki ezoteryczne, nawiązania do światowej literatury – Manea wzniósł kolorową i stromą wieżę, na którą jednak warto spróbować się wspiąć. Rozciąga się z niej cudowny literacki widok.


[1] Norman Manea, Kryjówka, przeł. Kazimierz Jurczak, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2012, s. 8
[2] Tamże, s. 44
[3] Tamże, s. 24 – 25
[4] Tamże, s. 16
 

12 komentarzy:

  1. "Wody czasu przelewają się nieustannie" - brzmi jak początek (niezłego) wiersza! ;-)
    Miałam wrażenie, że przeczytałeś już wszystkie książki z serii "Nike", ale to przebogata seria i pewnie kilka tytułów jeszcze zostało. W każdym razie, chyba dobrze przeczytać "Kryjówkę" po lekturze "Czarodziejskiej góry"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten wstęp to chyba wynik skojarzeń z Heraklitem - dzięki za miłe słowa :) A co do serii Nike to jej przepastne trzewia są trudne do pełnej eksploracji - w jej ramach wydano książek bez liku. Ja chyba nie dotarłem nawet do połowy pozycji.

      A po lekturze "Czarodziejskiej góry" wychodzę z założenia, że to taka książka na "dzień dobry" dla każdego miłośnika prozy obyczajowej czy psychologicznej. To wręcz niezwykłe jak wielu autorów odwołuje się do tego tytułu.

      Usuń
  2. Masz szczęście ostatnio do lektur nawiązujących do "Czarodziejskiej góry". Wciąż mnie zaskakuje seria "Nike" swym bogactwem. Z jednej strony nie przypominam sobie w tej chwili żadnego rumuńskiego pisarza, z drugiej strony - książka, którą polecasz wydaje się przecież tak znajoma i zakotwiczona w zachodniej kulturze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, "Czarodziejska góra" zdaje się działać niczym magnes - wiele książek, które wpadło mi w ręce od momentu jej przeczytania, w mniejszym bądź większym stopniu do niej nawiązuje. Znakomicie świadczy to o wielkości dzieła T. Manna.

      A co do literatury rumuńskiej to nie jest ona zbyt popularna w naszym kraju. Ja za sprawą PIWu poznałem Alexandru Ivasiuca (czytałem ""Wodę" oraz "Westybul"), a w ramach Nowego Kanonu wydano "Zabliźnione serca" M. Blechera.

      Usuń
  3. Hmmm... "gąszczu chaosu i kakofonii" nie brzmi zbyt zachęcająco nawet dla mnie, a ja od wymagających lektur nie stronię. Trudno brnie się przez ten gąszcz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli czytelnik zaprawiony w bojach, to gęstwina serwowana przez Maneę na pewno do przebycia. Dzieło mimo wszystko łatwiejsze w odbiorze niż choćby pokręcone płody Robbe-Grilleta.

      Usuń
  4. Gdzieś czytałam lub słyszałam, że ta książka ma nieudane zakończenie. Zgadzasz się z tym? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem zakończenie jest takie, jak cała książka - niejednoznaczne, bez wyraźnie postawionej kropki nad "i". Ale czy jest to jednoznaczne z tym, że jest ono nieudane? Trudno powiedzieć - wszystko zależy od naszego podejścia do literatury. Jeśli oczekujemy powieści z wyraźnie zarysowanym wątkiem przewodnim, fabułą, która idzie wg schematu "wstęp - rozwinięcie - zakończnie", to wówczas okaże się, że cała "Kryjówka" jest nieudana :)

      Usuń
  5. bookiemonster11 marca 2017 17:53

    Właśnie jestem o lekturze "Klaśnięcia jednej dłoni" Richarda Flanagana. On również, nie wprost, podkreśla rolę przeszłości w życiu człowieka i to, że nie da się jej zostawić jak przedmiotów za sobą. Przypomina, że ona jest stałym bagażem, ale od nas zależy ustalenie siły jej wpływu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo zgrabnie to wyraziłaś :) A co do "Klaśnięcia jednej dłoni" książka jest u mnie na półce, ale pewnie jeszcze trochę sobie na niej poleży, zanim po nią sięgnę (liczę jednak na to, że uda mi się to przed końcem roku) - na razie mam odrobinę inne plany czytelnicze.

      Usuń
  6. Przez chwilę zastanawiałam się, czy aby nie mam tej książki i na szczęście (?) mam. Czytałam początek "Października" Manei i zapowiada się b. dobrze, mam nadzieję, że "Kryjówka" - mimo krytycznych głosów - będzie ciekawym spotkaniem, choćby ze względu na narodowość autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście, zdecydowanie na szczęście. Wydaje mi się, że taka koneserka prozy jak Ty w pełni doceni kunszt Manei, który w przypadku "Kryjówki" nie jest oczywisty na pierwszy rzut oka.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)