Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

czwartek, 22 grudnia 2016

P.Ch. Jersild "Wyspa dzieci", czyli złudne uroki świata ludzi dorosłych

Wyspa dzieci

Per Christian Jersild

Tytuł oryginału: Barnens ö
Tłumaczenie: Halina Thylwe
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Liczba stron: 275
 
 
Dziecko to dojrzewający osobnik, który dopiero poznaje (na ogół) brutalne i bezwzględne zasady, rządzące człowieczą egzystencją. Z racji faktu, że nie posiada ono jeszcze w pełni rozwiniętego aparatu percepcyjnego, patrzy na świat w sposób prosty i nieskomplikowany. Jest przy tym ufne, niekiedy wręcz naiwne i z tego powodu uchodzi za symbol niewinności. Infantylność i niedoświadczenie skutkują często tym, że młodzi ludzie bardzo szybko wychwytują wszelką dwulicowość i hipokryzję. Ten przymiot sprawia, że dziecko to świetny materiał na literackiego bohatera – umiejętnie oddana, dziecięca perspektywa, pozwala w pełnej krasie ujawnić pełne przywar mechanizmy, które kierują naszą rzeczywistością. Ta niełatwa sztuka zaprezentowania otoczenia z punktu widzenia dorastającego człowieka, bardzo dobrze udała się Perowi Christianowi Jersildowi (1935), szwedzkiemu pisarzowi i lekarzowi, o czym można przekonać się dzięki lekturze Wyspy Dzieci.
 
Głównym bohaterem powieści jest Reine Larsson. 11-letni chłopiec to rezolutny młodzieniec samodzielnie wychowywany przez swoją rodzicielkę, niespełna 30-letnią Harriett – jedyny syn to owoc jednego z licznych, ale i krótkotrwałych związków, w jakie regularnie angażuje się matka Reinego. W jedno z upalnych lat późnych lat 70-tych Harriett wyrusza na wczasy pragnąc rozkoszować się 2-miesięcznym odpoczynkiem. Matka aranżuje także wakacje syna, który ma spędzić je na tytułowej Wyspie Dzieci, gdzie organizowane są obozy letnie dla najmłodszych. Reine, krnąbrny, a przy tym sprytny dzieciak, wciela w życie swój szatański plan, dzięki któremu udaje mu się pozostać w rodzinnym domu. Zdobyty w ten sposób czas wolny chłopiec zamierza poświęcić na kontemplacje i rozważania dotyczące spraw kluczowych i najważniejszych – można pokusić się o stwierdzenie, że Reine urządza sobie wakacje refleksyjno-ontologiczne. W ciszy i spokoju, robiąc przeważnie to, na co ma ochotę, zaglądając tam, gdzie na ogół niedane jest mu się zapuszczać, stykając się z ludźmi, których w innych okolicznościach prawdopodobnie w ogóle by nie spotkał,  młodzieniec odkrywa i poznaje świat ludzi dorosłych.
 
Utwór mocno zapada w pamięć właśnie z uwagi na postać protagonisty. Reine jest nad wyraz rozwiniętym dzieckiem i bystrym obserwatorem, a z racji przyjętej mowy pozornie zależnej, razem z trzecioosobowym narratorem, czytelnik nieustannie towarzyszy młodemu człowiekowi i patrzy na otoczenie z punktu widzenia 11-latka. Reine dysponuje wspaniałym filtrem, za pomocą którego odbiera płynące z zewnątrz bodźce i wyjaśnia je swoją nieco pokrętną, ale jednak żelazną logiką. Interesujące jest już samo spojrzenie na kwestię pełnoletności – chłopiec szczerze lęka się momentu, w którym w swoim ciele odkryje pierwsze symptomy rozkwitu, bowiem jak sam wyjaśnia: Tego dnia, kiedy wejdzie w okres dojrzewania, wszystko przepadnie. Zostanie wciągnięty w sprawy dorosłych bez szans odwrotu. Stanie się więźniem żądzy i innych plugastw, myśli już nigdy nie będą czyste. Cała energia pójdzie na szukanie towaru do pieprzenia, nie starczy jej na rozwiązywanie zagadek, czy istnieje Bóg i jak to było, kiedy tworzył Adama [1]. Powyższy cytat jasno wskazuje, że Reine to kontestator, buntownik i wolnomyśliciel, który nie daje łatwo złapać się na lep czułych słówek, naiwnych wyjaśnień i oczywistych prawd. Na wiele spraw młodzieniec ma własne poglądy, które nierzadko stoją w wyraźnej opozycji do tego, co uchodzi za powszechnie przyjęte. Co istotne, chłopiec nie ujawnia się ze swoimi wnioskami – jak sam stwierdza, żyje w świecie urojonym, żeby poukładać sobie wszystko w sensowną całość [2].
 
Przygody, jakie stają się udziałem protagonisty są pretekstem do przedstawienia portretu szwedzkiego społeczeństwa lat 70-tych i przyznać należy, że jest t portret bardzo surowy. Naczelnymi wartościami zdają się być hedonizm i konsumpcjonizm, czyli szeroko rozumiane dogadzanie sobie. Większość z prezentowanych postaci, które przewijają się na kartach powieści wybiera proste rozwiązania, które nie wiążą się z wysiłkiem – wszystko powinno być nieskomplikowane i przyjemne. Matka Reinego samotnie wychowuje syna i zdecydowanie unika przyjęcia roli rodzica, rozumianego jako moralizatora, mentora czy przewodnika wprowadzającego w arkana zagadkowego świata. Zamiast tego Harriett stawia na model oparty na koleżeństwie i złudnej równości. Niewiele lepiej wypadają mężczyźni – znajomi kobiety to głównie mężczyźni, którym zależy na szybkim seksie i związku opartym na usługiwaniu i umilaniu wolnych chwil (sam Reine stwierdza, że nie chce być tłustym, owłosionym typem, który łazi ze spermą w gaciach [3]). Z kolei starsze panie z artystycznego atelier, gdzie Reine zatrudnia się w charakterze młodocianego pracownika to uosobienie źle rozumianego szacunku dla wolności jednostki, bowiem wiąże się to z brakiem zainteresowania bliźnim, brakiem troski o innych (żadna z kobiet nie docieka, co skłoniło 11-letniego chłopca do podjęcia płatnego zajęcia, żadna z nich nie jest w stanie zorientować się, że  Reine wegetuje na własną rękę, mimo iż nie zawsze ma on na sobie czyste ubrania). Symbolem obłudy jest zachowanie członków quasi hippisowskiej trupy teatralnej, którzy wystawiają sztuki traktujące o równości, jednocześnie lekceważąc młodego bohatera ze względu na jego wiek. 
 
Wyspa Dzieci to bardzo krytyczny obraz współczesnego świata, świata w którym dojrzewanie często rozumiane jest jako nauka stopniowej rezygnacji ze swoich marzeń, ambicji i zamierzeń. Człowiek zagrzebuje się w kieracie codzienności, oddając się w ramiona rutyny, wyzbywając się spontaniczności i ciekawości tego, co to otacza, będąc jednocześnie zmuszonym do ulegania zachciankom innych. Reine świetne zauważa też, że pośród ludzi dorosłych, nawet jeśli sprawy mają się beznadziejnie, a wszyscy pogrążają się w apatii i bierności, to i tak bez przerwy trzeba udawać, że dzień następy przyniesie nowe możliwości [4]. Gra pozorów, sztuczne uśmiechy zadowolenia i satysfakcji to przymioty pełnoletnich, którzy jednak nie potrafią zapewnić odpowiedzi na nurtujące Reinego pytania – chłopiec skazany jest na własne przemyślenia i wnioski. Ludzie dorośli oraz wykreowana przez nich rzeczywistość – na pozór pełna zasad, reguł, stereotypów oraz konwenansów – okazuje się zupełnie bezużyteczną pustą skorupą czy wydmuszką, z której nie sposób czerpać żadnych wzorców bądź doświadczeń. Pod kruchą i chybotliwą fasadą pozorów rozpościera się potężne bagno hipokryzji, fałszu i dwulicowości.
 
Reasumując, Wyspa Dzieci to bardzo dobra lektura, która z racji samej konstrukcji przypomina kultową powieść Buszujący w zbożu Salingera – szwedzki autor również stawia na młodego bohatera, który postanawia zerwać ze swoim dotychczasowym bytem i na własną rękę zatopić się w wielkim świecie ludzi dorosłych, próbując odnaleźć odpowiedzi na wszelakiej maści pytania. Czytelnik zostaje zaproszony do tych poszukiwań, ale Jersild nie oferuje gotowych rozwiązań – wspólnie z Reinem możemy za to podywagować na temat przeróżnych ontologicznych i metafizycznych zagadnień, które cudownie przeplatają się z prozą życia, ukazywaną w niecodziennym ujęciu. Książka warta uwagi.


[1] Per Christian Jersild, Wyspa Dzieci, przeł. Halina Thylwe, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1986, s. 21
[2] Tamże, s. 151
[3] Tamże, s. 99
[4] Tamże, s. 132

13 komentarzy:

  1. Ciekawie się zapowiada, tym bardziej, że społeczeństwo szwedzkie z lat 70-tych jest ukazane. Nie zgodziłbym się jednak z tym, że Infantylność i niedoświadczenie skutkują często tym, że młodzi ludzie bardzo szybko wychwytują wszelką dwulicowość i hipokryzję . Bystrość obserwacji nie jest dana wszystkim dzieciom po równo, a przecież wszystkie w pewnym momencie są po równi infantylne i niedoświadczone. Ponadto niektórzy dorośli zachowują tą cechę, tą zdolność do odzierania z pozy, podobnie jak charakterystyczną dla dzieci otwartość na nowe pomysły i nieskrępowaną kreatywność. Myślę, że to wpływ dorosłych, wychowanie i szkoła, pozbawiają dzieci tych w mojej ocenie pożądanych cech, a ich zanik nie jest wynikiem nabywania wiedzy, mądrości i doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, bowiem był dorzucić "na ogół" :) A książkę ciekawie byłoby zestawić z pozycją traktującą o współczesnym szwedzkim społeczeństwie, chociaż, co oczywiste, musiałaby to być proza pozbawiona wszelkich naleciałości związanych z poprawnością polityczną.

      Usuń
  2. Autor miał bardzo ciekawy pomysł na książkę: dziecko zostaje samo, bez żadnej opieki i bez pieniędzy. I musi sobie jakoś radzić. Ale nie jest rzecz w typie "Kevin sam w domu", tylko realistyczna, poruszająca historia. No i Kevin został sam przypadkowo, a Reine specjalnie. :) Książkę czytałam kilka lat temu i do dziś pamiętam te fragmenty, kiedy chłopak szukał jedzenia. A matka ogromnie mnie irytowała: nieodpowiedzialna, lekkomyślna, mało troskliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, przyznaję, że podczas lektury nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy skojarzenie z "Kevinem sam w domu". To jednak zupełnie inna pozycja, znacznie dojrzalsza i bardziej przemyślana, chociaż nie brakuj w niej humoru.

      Powinienem przy okazji wspomnieć, że o wyborze lektury zadecydowała m.in. Twoja pochlebna recenzja tego dzieła.

      Usuń
    2. A ja skojarzyłam z Pippi Astrid Lindgren :) Dziecko zdane na siebie wygląda na pierwszy rzut oka na popularny w literaturze skandynawskiej motyw. Chyba muszę w końcu zweryfikować to na kolanie sklecone podejrzenie ;) W każdym razie mają samodzielne dzieci, może coś w tym jest.

      Usuń
  3. Widzę, że na tę starą skandynawską serię też można liczyć.;) Coś mi się zdaje, że ta powieść daje ciekawy wgląd w szwedzką kulturę.
    Bardzo podoba mi się oryginalny tytuł.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, od niedawna, głównie za sprawą Koczowniczki zacząłem odkrywać uroki prozy skandynawskiej i przy okazji sięgam również po wspomnianą serię. Na razie trafiam głównie na Szwedów, ale liczę, że poznam jeszcze innych Wikingów :)

      Usuń
  4. Bardzo interesująca pozycja. Po czasie stwierdziłam, że niezbyt przepadam za "Buszującym w zbożu", ale z tego, co piszesz podobieństwo "Wyspy dzieci" do niej wynika (tylko?) z konstrukcji.
    Ogólnie nie trafiam na książki pisane z perspektywy dziecka, chyba, że są one kierowane do dzieci właśnie, więc sam ten fakt skłania mnie do sięgnięcia po tę pozycję.
    Chętnie przeczytałabym też coś napisanego z pozycji dziecka-dziewczynki. Z wiekiem zauważam coraz bardziej jak duża jest różnica w dorastaniu chłopców i dziewczynek, co w dobie dążenia do jak największej równości między płciowej jest, w moim odczuciu, zacierane i odrzucane.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do "Buszującego w zbożu" to zbliżone wydawały mi się konstrukcja, ale i przemyślenia głównego bohatera poświęcone światu ludzi dorosłych.

    Z powieści pisanych z perspektywy dziecka, to w tym momencie kojarzę Jaspera Jones'a (świetna australijska książka), Wariacje na najniższej strunie Ladislava Fuksa (interesujący portret psychologiczny młodego, dorastającego chłopca) oraz Zerwać pąki, zabić dzieci (porażająca i przerażająca proza Kenzaburō Ōe). Z utworów pisanych z punktu widzenia dziewczynki to do głowy przychodzi mi jedynie seria o Ani z Zielonego Wzgórza. A faktycznie, dojrzewanie chłopców oraz dziewczynek to dwie diametralnie różne sprawy.

    P.S. Jeśli wpadną mi do głowy jeszcze jakieś tytuły, to dam znać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałem, bardzo fajna książka :) Zresztą bardzo lubię motyw bohatera w jakiś sposób odcinającego się od otoczenia, peregrynującego po labiryntach wielkiej metropolii.

    A jeśli chodzi o książki z perspektywy dziecka, to nie można nie wspomnieć o genialnych "Przygodach Hucka" Marka Twaina, których tytułowy bohater to zresztą rówieśnik Reine'ego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja generalnie lubię czytać o jednostkach niedopasowanych, podważających społeczne umowy i konwenanse. Chociaż eksploracja miejskiej dżungli to także interesująca tematyka.

      "Przygód Hucka" nie miałem okazji czytać. Może kiedyś :)

      Usuń
    2. Koniecznie musisz to nadrobić, myślę, że nie pożałujesz :)

      Usuń
    3. Na pewno nie pożałuję - wszystkie Twoje polecanki wspominam bardzo dobrze.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)