Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 7 listopada 2022

"Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit" Margo Jefferson - O dorastaniu z piętnem skóry

Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit

Margo Jefferson

Tytuł oryginalny: Negroland a Memoir
Tłumaczenie: Anna Nowakowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Terra incognita
Liczba stron: 248
Format: .epub 



Pisarstwo to sztuka niełatwa i zdradliwa. Bez zachowania należytej ostrożności i czujności, nietrudno jest zabłąkać się na którejś z jego krętych ścieżek. Jeśli bowiem zbyt mocno skupimy się na formie przekazu lub też za bardzo skoncentrujemy się na własnych emocjach, zapominając nieco o odczuciach czytelnika, treść może okazać się dla odbiorcy nieczytelna czy też zamazana. Wydaje się, że taka właśnie przypadłość dotknęła utwór Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit autorstwa Margo Jefferson (ur. 1947), amerykańskiej pisarki i wykładowczyni akademickiej.

Książka to zapiski autorki – ciemnoskórej przedstawicielki amerykańskiej wyższej klasy średniej – dotyczące jej dzieciństwa oraz okresu młodzieńczego, przypadających na lata 50-te, 60-te i 70-te XX wieku. Wspomnienia w ogromnej mierze orbitują wobec kwestii rasowych, co jest o tyle zrozumiałe, że w rzeczonym okresie dochodzi do wielu przełomowych wydarzeń związanych z funkcjonowaniem ruchu na rzecz praw obywatelskich, dążącego do zniesienia segregacji rasowej pokojowymi metodami.

Dzieło Jefferson jest wyjątkowe pod tym  względem, że jej rodzina – ojciec to renomowany i dobrze sytuowany pediatra – zalicza się do czarnoskórej elity, która co prawda nie może liczyć na pełnię swobód i uprawnień zarezerwowanych dla białych Amerykanów, ale może pozwolić sobie na o wiele więcej niż przeciętni Afroamerykanie: Negrolandem nazywam niewielki skrawek murzyńskiej Ameryki, którego mieszkańców osłaniały spora doza uprzywilejowania i znaczna zamożność. Negrolandowe dzieci ciągłe słyszały przestrogi, że tylko nieliczni Murzyni cieszą się przywilejami i dobrobytem, a biała większość z satysfakcją oglądałaby naszą pauperyzację, nasz powrót do uległości i nasze poniżenie [1]. Lektura Negrolandu jest okazją, by przyjrzeć się codzienności oraz funkcjonowaniu czarnoskórej elity, która jest w pewnym sensie autonomicznym bytem i ciałem obcym – sytuuje się ona wyżej na społecznej drabinie niż typowa kolorowa mniejszość (stereotypowo kojarzona z ubóstwem oraz brakiem wykształcenia), ale wciąż poniżej białej większości, która zazdrośnie strzeże swojej supremacji.

Spoglądając na dni powszednie dorastającej afroamerykańskiej dziewczynki, tym, co najbardziej rzuca się w oczy jest fakt, iż ogrom jej egzystencji jest zdeterminowany przez barwę skóry. Margo  wpajane jest przekonanie, że jest przedstawicielką wspólnoty, której status jest nieustannie kontestowany, a przez to kruchy i niepewny. Stąd wszelkie czyny, podejmowane akcje, dokonywane wybory są ustawicznie oceniane i odnoszone do szerszego, negrolandzkiego kontekstu: Urodziłam się w 1947 roku i moje pokolenie tak samo jak wcześniejsze generacje uczyło się, że skoro biała Ameryka pomija nasz dorobek albo go nie docenia, nie wolno nam mówić publicznie o naszych błędach, potknięciach ani wątpliwościach (Słowo „porażka” do dzisiaj nie chce mi przejść przez gardło). Nawet te najbłahsze z nich zostałyby przecież przypisane naszej rasie i obrócone przeciwko nam [2]. Zwiększona ilość melatoniny stanowi piętno. To znamię, którego nie można się pozbyć i które nie pozwala o sobie zapomnieć, bowiem oznacza permanentne zagrożenie – w każdej chwili ktoś może wtargnąć do naszej prywatnej przestrzeni życiowej i zakwestionować nasze człowieczeństwo, twierdząc, że jesteśmy gorszym czy niepełnowartościowym sortem ludzkiego rodzaju: Rodzice też musieli się chronić oraz chronić ciebie przed wiedzą, że na was wszystkich czyha poważne niebezpieczeństwo. I tak powstała pewna wariacja tej klasycznej sceny freudowskiej, w której dziecko widzi albo wyobraża sobie rodziców uprawiających seks i odnajduje w tym wstrząsającą przemoc. U nas dziecko widzi i wyobraża sobie rodziców w groźnych spotkaniach z białymi, którzy wkraczają do ich rozmowy i kładą się cieniem na ich życiu, brutalnie naruszając granice domu czy dzielnicy [3]. Stąd też rasizm dehumanizuje poprzez odebranie nam indywidualności – nie jesteśmy postrzegani jako autonomiczna jednostka, wyjątkowa i niepowtarzalna, ale jako składowa ogromnej masy, składowa powtarzalna i ordynarna, na którą patrzy się przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i uproszczeń.

Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit to również ciekawa lekcja historii USA, która opowiedziana zostaje przez pryzmat czarnoskórej mniejszości. Margo Jefferson odtwarza przed nami dzieje kilku rodzin zaliczających się do afroamerykańskiej arystokracji, pokazując jak wyboistą drogę muszą pokonać założyciele poszczególnych familii, wywodzący się z kasty niewolników. Tym samym utwór to portret niezłomnych i niezwykłych osobowości, które w niesprzyjających okolicznościach i wbrew licznym przeciwnościom, potrafią uparcie dążyć do wyznaczonego celu, osiągając go, nawet jeśli początkowo nic nie wskazuje na to, że jest to w ogóle możliwe. Jednocześnie Margo Jefferson sygnalizuje jak toksyczna i destrukcyjna jest segregacja rasowa, która wykorzystuje uniwersalne mechanizmy, charakterystyczne dla wszystkich ludzi (niezależnie od koloru skóry), polegające na tym, że kiedy posiadamy już pewne przywileje, to na ogół jesteśmy mniej skłonni do podejmowania działań, które mogłyby grozić ich utratą: Chociaż na Północy murzyńskie elity zaczęły działać na rzecz zniesienia niewolnictwa i uzyskania praw wyborczych, to jednak do swoich kręgów towarzyskich nie dopuszczały Murzynów stojących niżej w hierarchii społecznej. Chociaż na Południu elity murzyńskie próbowały ugruntować swoje chwiejne prawa, to jednak w imię pragmatyzmu wolały nie wspierać dążeń emancypacyjnych uboższych i mających ciemniejszą skórę wolnych Murzynów [4].

O ile obserwacje i refleksje, jakimi dzieli się z nami Margo Jefferson są ciekawe i interesujące, o tyle styl, w jakim utrzymana jest cała książka pozostaje największą bolączką. Wydaje się, że forma dzieła ma w zamyśle imitować luźne zapiski ozdobione postmodernistycznym sznytem w postaci autoanalizy, lecz tym, czym raczeni są czytelnicy i czytelniczki jest kakofonia i chaos. W Negrolandzie przeplata się ze sobą cały ogrom wątków, które współegzystują ze sobą z wręcz męczącą swobodą. Sprawy prywatne czy intymne przecinają się z zagadnieniami na tematy orbitujące wokół szeroko rozumianej kultury, a obok wybranych epizodów z ruchu na rzecz praw obywatelskich pojawia się wiwisekcja własnych stanów emocjonalnych, całość zaś jest poszatkowana dygresjami i odniesieniami do najróżniejszych źródeł. Forma przyjęta przez Jefferson jest na dłuższą metę męcząca, bowiem wymaga od odbiorców ogromu skupienia i uwagi niezbędnych, by śledzić dany wątek, tyle, że podjęty wysiłek nie zawsze nagradzany jest intrygującą treścią. Można wręcz odnieść wrażenie, że, mniej lub bardziej świadomie, autorka serwuje nam konstrukcję o wysokim progu wejścia, zagmatwaną i przekombinowaną, dając do zrozumienia, że nie każdy jest na tyle oczytany i obeznany ze światem sztuki, by czuć się swobodnie w literackiej krainie Margo Jefferson – jej proza zdaje się aspirować do pisarstwa ekskluzywnego, dostępnego dla grona wybrańców.
 
W rezultacie Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit to książka, wobec której trudno przejść obojętnie, przy czym wachlarz wzbudzanych emocji jest niezwykle dychotomiczny. Z jednej strony to spojrzenie na historię ruchu na rzecz praw obywatelskich z mało znanej w Polsce perspektywy czarnoskórej zamożnej klasy średniej, z drugiej zaś mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią, co znacząco utrudnia czerpanie radości z lektury. Książka zarezerwowana dla zainteresowanych tematyką walki z rasizmem i segregacją rasową.


 
Wasz Ambrose 


P.S. Ukraińcy nadal mężnie bronią się przed rosyjskim najeźdźcą, tyle, że każdy dzień walk nierozerwalnie wiąże się z ludzką tragedią – ginie ludność cywilna, umierają żołnierze. Wojnę należy jak najszybciej zakończyć, a najlepszą ku temu sposobnością jest wspieranie Ukraińców na wszelkie dostępne sposoby. Warta poparcia akcja facebookowa „Tam gdzie pomoc nie dociera” Fundacji Asymetryści. Można wspierać darami rzeczowymi i wpłatami na konto (dane na facebooku) lub wsparciem https://zrzutka.pl/hn6r99



[1] Margo Jefferson, Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit, przeł. Anna Nowakowska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2017 , s. 7
[2] Tamże, s. 10
[3] Tamże, s. 167
[4] Tamże, s. 15

6 komentarzy:

  1. Rzadko widzę u Ciebie tak krytyczne recenzje. Autorka musiała Cię mocno zmęczyć. :) Piszesz, że ojciec autorki był cenionym pediatrą. Ale, jak rozumiem, mógł leczyć tylko ciemnoskóre dzieci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest to, że książka porusza bardzo ciekawą tematykę, co więcej wiele treści jest bardzo wartościowych, tyle, że forma czyni lekturę zajęciem irytującym. Co interesujące, odbiór w gronie profesjonalnych krytyków był ponoć bardzo dobry :)

      A odnośnie ojca autorki to pracował on w szpitalu dla kolorowych. Czyli białe dzieci mogły spać spokojnie, bez obaw, że będzie je dotykał Afroamerykanin (oczywiście brzydko ironizuję, ale tak to wtedy właśnie wyglądało - Amerykanie o kolorze skóry innym niż biały byli traktowani niczym nieczyści).

      Usuń
    2. Sądzisz, że biali bali się, by czarnoskórzy nie dotykali ich dzieci? Jak w takim razie wytłumaczysz fakt, że na przykład w latach sześćdziesiątych w stanie Missisipi biali do opieki nad swoimi dziećmi, do przewijania ich, noszenia i karmienia zatrudniali ciemnoskóre służące? Zatrudnianie takich niani było powszechną praktyką.

      Usuń
    3. Tak jak wspomniałem, to była brzydka ironia ;) Chodziło mi o to, że w mniemaniu białych, czarnoskóremu lekarzowi bliżej było do szamana niż do specjalisty, któremu można zawierzyć zdrowie i życie swojego dziecka. "Nie dotykać" w znaczeniu "nie leczyć" ;)

      Zgadza się, czarnoskórych niań było sporo. Kolorowym zostawały właśnie takie uchodzące za gorsze zawody, nie wymagające wykształcenia. Czyli czarnoskóry lekarz, prawnik czy muzyk klasyczny nie mieścił się w możliwościach pojmowania (stąd niedaleko mu było do dziwadła, wynaturzenia czy chodzącej prowokacji), zaś słabo opłacany zawód służącej, niewykwalifikowanego robotnika czy pracownika na plantacji uchodził za najbardziej odpowiedni, stosowny.

      Usuń
    4. Ambrose, miałam właśnie napisać o kwalifikacjach i zawodach odpowiadając na zapytanie Agnieszki, ale widzę, że już to zrobiłeś.
      Dzięki za link, i za recenzję, zastanawiałam się ostatnio nad tym tytułem.
      Wszystkiego dobrego, spokojnego, i radosnego w 2023 roku dla jego Czytelników Czytelników i Autorów.

      Usuń
    5. Ha, jeśli nadal się wahasz czy sięgnąć po tę książkę, to niestety nie mogę Ci jednoznacznie doradzić. Z jednej strony ciekawa tematyka, z drugiej zaś trochę toporny styl ;)

      Dzięki i wzajemnie! My również życzymy wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku. Oby ten 2023 był lepszy niż 2022.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)