Juan José Saer
Śledztwo
Świat, w którym przyszło nam egzystować to w ogromnej mierze twór dualistyczny. Jako, że każdej akcji towarzyszy reakcja, rzeczywistość okazuje się zbiorem przeciwstawnych, ale uzupełniających się wartości. Zgodnie z tym założeniem pojawienie się przestępcy determinuje przybycie na scenę stróża prawa, który będzie usiłował go schwytać. Zaś mnożące się zagadki będą katalizować kolejne umysły do podjęcia intelektualnego wysiłku, by je rozwiązać. Zbrodnia i kara, łamigłówka i dedukcja umożliwiająca jej rozwikłanie – czy to składowe solidnego kryminału czy może jeszcze jednego dzieła autora na miarę Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego? Śledztwu, argentyńskiego pisarza Juana José Saera (1937 – 2005), zdecydowanie bliżej do rosyjskiego giganta literatury i z tego względu czytelnicy sięgający po książkę z nadzieją na dobrą prozę detektywistyczną mogą poczuć się odrobinę oszukani, chociaż nie rozczarowani.
Akcja utworu wydanego przez Universitas w ramach serii Las Américas. Nieznana klasyka literatury latynoskiej pod redakcją Tomasza Pindla, rozpoczyna się w grudniowym Paryżu. Szarzyzna i chłód dobrze oddają nastrój niepokoju i strachu, jakie zapanowały w europejskiej metropolii. Oto bowiem już od 9 miesięcy po mieście grasuje niebezpieczny kryminalista, którego ofiarą padło do tej pory 27 paryskich staruszek. Kobiety bestialsko zamordowano, a sprawca pozostaje nieuchwytny. Logika jego postępowania wymyka się pojmowaniu tropiących – (…) trudno było określić, czy chodzi o uporczywy przypadek czy też o wyzwanie, regułę, której morderca poddawał się, kaprys, który stał się wymogiem, podobnie jak te, które narzuca sobie sztuka czy szaleństwo [1] – co w połączeniu z bezbłędnością i precyzją działania oraz starannym zacieraniem śladów powoduje, iż bandyta przywodzi na myśl niemożliwy do złapania i zwodniczy cień. Dowódcą specjalnie powołanej Brygady Kryminalnej, której celem jest pochwycenie szaleńca jest detektyw Morvan, samotnik i perfekcjonista, policjant z powołania z 20-letnim stażem. Tym samym mistrz występku skonfrontowany zostaje z rasowym śledczym, co jednak wcale nie jest gwarantem krwawej lektury z fabułą rozwijającą się w zawrotnym tempie.
Równolegle do wątku Morvana, Saer raczy nas przygodami trójki Argentyńczyków – Tomatisa, Pichóna oraz Soldiego – którzy również prowadzą pewnego rodzaju śledztwo. Jego przedmiotem jest ponad 800-stronnicowy manuskrypt powieści zatytułowanej W greckim obozie, nawiązującej do Iliady Homera. Dzieło, w skromnej opinii nielicznych, którzy mają dostęp do maszynopisu przechowywanego w domu Waszyngtona, zmarłego przyjaciela Tomatisa i Pichóna, to proza najwyższego kalibru. Jedynym problemem pozostaje fakt, że protagoniści (…) nie potrafią niczego ustalić w kwestii tożsamości autora czy przybliżonego czasu powstania powieści. Jedyny dowód materialny, jaki posiadają, to rozmiar czcionki w maszynie do pisania (…) [2].
Pobieżny zarys obu historii może sugerować, że Śledztwo to powieść przesycona dynamizmem, ale już pierwsze zetknięcie z warstwą językową wyprowadza nas z tego błędnego przeświadczenia, dając jasno do zrozumienia, że obcujemy z literacką materią, której domeną nie jest szukanie poklasku, a raczej eksploracja bardziej eksperymentalnych zakamarków słowa pisanego. U Saera język jest – wspomagając się nomenklaturą chemiczną – inhibitorem, czyli substancją spowalniającą przebieg reakcji, a tutaj – przebieg wydarzeń. Zdania Argentyńczyka są bardzo eleganckie, ale niemiłosiernie długie. Momentami to kolosalne, rozwlekłe konstrukcje, które wymagają od czytelnika maksimum koncentracji, tak by po kolejnym przecinku, nie zgubić zasadniczej treści. Pełno tutaj dygresji i wtrąceń, które skutecznie umożliwiają złapania odpowiedniego, czytelniczego tempa. Nie pomaga też nadmiar detali i szczegółów, jakimi zasypuje nas narrator, bowiem pod ich natłokiem zdarza się nam zagubić istotę przybliżanej sceny. Wszystkie te zabiegi, szczególnie gdy uwzględni się, jakie elementy warsztatu pisarskiego podziwia Pichón u nieznanego autora powieści W greckim obozie (chodzi o m.in. (…) umiejętność modulacji rytmu, dzięki której każde zdanie ma taką długość, jak powinno, opartą na jak najpełniejszej odpowiedniości między dźwiękiem a znaczeniem (…) [3]), można potraktować jako działanie celowe, co natychmiast kojarzy się z antypowieściowymi manifestami spod szyldu Alain Robbe-Grillet i spółka (głęboki subiektywizm podmiotu lirycznego; zaburzenia chronologiczne fabuły; rezygnacja z ciągów przyczynowo-skutkowych, zgodnie z którymi jedno wydarzenie jest następstwem uprzedniego; nadmiernie rozbudowane opisy przywodzące na myśl oko kamery, które wszystkie elementy danej sceny traktuje z jednakową istotną, itd.). Rozpatrując Śledztwo w kontekście antypowieści zwanej też powieścią fenomenologiczną, widać literacki kunszt Juana José Saera, który z jednej strony korzysta z awangardowych założeń (oprócz wspomnianych już zabaw językowych mamy ciekawe nakładanie się oraz zapętlanie wątków; stosowanie przebrania w postaci konwencji powieści kryminalnej czy ślady autotematyzmu), z drugiej zaś – robi to na tyle umiejętnie, że powstałe dzieło pozostaje atrakcyjne także z rozrywkowego punktu widzenia (a o podobną atrakcyjność nie sposób posądzić takie tytuły jak Żaluzja, Dom schadzek Robbe-Grilleta czy Droga przez Flandrię Claude’a Simona, które są bardziej eksperymentem niż literaturą sensu stricto).
Gdyby pozostać jeszcze przy analizie Śledztwa pod kątem innych literackich płodów, to na pewno warto spojrzeć na utwór przez pryzmat dorobku Stanisław Lema. Polskiemu tytanowi literatury science fiction również przydarzył się flirt z kryminałem, w rezultacie czego możemy raczyć się takimi powieściami jak Sknocony kryminał, Katar czy… Śledztwo. Zarówno Stanisław Lem jak i Juan José Saer igrają sobie z czytelniczymi oczekiwaniami, bawiąc się przyjętą konwencją i rozciągając ją do granic możliwości, podsuwając rozwiązania zaskakujące i nieszablonowe, z trudem mieszczące się w obowiązującej zasadzie, zgodnie z którą składowymi literatury detektywistycznej są protagonista (śledczy), antagonista (sprawca) oraz ciąg wypadków, do jakich jedna strona próbuje doprowadzić, druga zaś – uniemożliwić ich wystąpienie i ukarać za ich popełnienie (zbrodnia). W obu przypadkach, tj. zarówno u Lema jak i Saera mamy do czynienia z zaburzeniem tego układu, co prowadzi nas do konfuzji i zagubienia (analogicznymi rozwiązaniami posługują się m.in. Alain Robbe-Grillet w Gumach oraz Kōbō Abe w The Ruined Map). Ponadto pokrewieństwo prozy lemowskiej i saerowskiej wyraża się w nakładanie jednej warstwy fikcji na drugą, czyli w pisaniu o nieistniejących książkach. W Śledztwie Saera niemała część akcji osnuta jest wokół wspomnianej powieści W greckim obozie (poznajemy tylko fragmenty jej streszczenia), zaś Lem ma na swoim koncie takie dzieła jak Doskonała próżnia czy Biblioteka XXI wieku, czyli zbiory recenzji książek, który zaistniały jedynie w lemowskiej wyobraźni.
Utwór Juana José Saera jest także lekturą intrygującą samą w sobie, tzn. nawet wtedy, gdy przestaniemy oceniać go w odniesieniu do nouveau roman czy porównywać do twórczości Stanisława Lema. W Śledztwie, za sprawą stylu charakteryzującego się licznymi dygresjami, poruszonych zostaje szereg zagadnień. Bardzo interesująco przedstawiają się choćby spostrzeżenia poświęcone szeroko rozumianej kulturze zachodniej, sprowadzające się do krytyki konsumpcjonizmu, bezmyślności prowadzonej egzystencji i bezrefleksyjności podejmowanych działań (I chociaż ostatni bóg Zachodu stał się, by tak rzec, ciałem na tym świecie i dał się ukrzyżować w wieku trzydziestu trzech lat po to, żeby galerie, supermarkety i sklepy z prezentami w dniu jego urodzin mnożyły obroty, jego wyznawcy, którzy zastąpili modlitwy zakupami na kredyt, a czczenie relikwii męczenników – zdjęciem z autografem jakiegoś piłkarza, którzy nie oczekują więcej cudów niż podróż dla dwojga osób wygrana w telewizyjnym losowaniu, z powodu złej pogody zbiegli z jedynych miejsc kultu, do których uczęszczają regularnie i bez cienia hipokryzji, czyli z centrów handlowych [4]). Ludzie, szczególnie w okresie przedświątecznej gorączki zakupowej, jawią się jako: Zaplanowani z góry w detalach przez cztery czy pięć skostniałych instytucji nawzajem się uzupełniających – Bank, Szkoła, Religia, Sąd, Telewizja – niczym automaty przez obsesyjnie perfekcjonistycznego konstruktora (…) [5].
Nie mniej intrygująco prezentują się subtelne aluzje do Brudnej wojny (hiszp. Guerra sucia), czyli okresu rządowego terroru panującego w Argentynie w latach 1976 – 1982, gdy do władzy dochodzi prawicowa dyktatura wojskowa z generałem Jorge Videlim na czele. W przeciągu kilku lat panowania junty (są to (…) czasy terroru i przemocy (…) [6]) smutną normą stają się polityczne mordy, tortury, aresztowania czy zniknięcia. Ofiarą takiego właśnie tajemniczego rozpłynięcia się w niebycie pada brat bliźniak Pichóna wraz z partnerką. Od tego czasu, od ośmiu czy dziewięciu lat, nikt nie trafił na żaden ślad ich fizycznego istnienia, choćby na prochy [7]. Tym samym Juan José Saer przypomina o trudnej historii południowoamerykańskiego kontynentu, często targanego przewrotami i rewoltami, które bardzo rzadko przynosiły oczekiwane rezultaty.
Wreszcie Śledztwo to bardzo ciekawe odwołanie do mitologii. Kwintesencją tego zabiegu pozostaje powieść W greckim obozie, która w fascynujący sposób ukazuje postrzeganie Wojny Trojańskiej. Poprzez postacie głównych bohaterów tego anonimowego dzieła, Starego Żołnierza i Nowego Żołnierza, Saer pokazuje diametralnie odmienne spojrzenie na toczący się konflikt – w przypadku Starego Żołnierza, który nauczył się, że (…) wychodzi na korzyść, jeśli jest ślepy, niemy i głuchy i jeśli próbuje przejść zupełnie niezauważalny [8] oblężenie Troi to kolejna zbrojna wyprawa, nie różniąca się zbytnio od innych tego typu przedsięwzięć. Zupełnie inaczej do sprawy podchodzi nowoprzybyły Nowy Żołnierz, który o trwających walkach wie znacznie więcej od bardziej doświadczonego druha, mimo iż w żadnej jeszcze nie uczestniczył – zna nazwiska dowódców, rozpoznaje lokalnych bohaterów, potrafi wyjaśnić genezę całego zamieszania. Dzięki temu Saer dobrze nakreśla mechanizm narodzin mitu, kiedy prawda fikcji zajmuje miejsce prawdy doświadczenia.
Reasumując, Śledztwo to rewelacyjna książka. To stymulujący do myślenia literacki eksperyment, który udowadnia jak wiele frajdy może przynieść zabawa z formą. To dowód na niezmierzone wręcz pokłady siły i potencjał człowieczej wyobraźni. Juan José Saer z precyzją i niezwykłą pieczołowitością podsuwa czytelnikowi puzzle, z których składamy złożoną i bogatą opowieść, całkiem krótką (polskie wydanie łącznie z ciekawym posłowiem redaktora serii Tomasza Pindla zamyka się w niespełna 180 stronach), lecz niezwykle treściwą. Pozycja obowiązkowa dla miłośników literatury latynoamerykańskiej oraz fanów literackich gier i łamigłówek.
[1] Juan José Saer, Śledztwo, przeł. Nina Pluta, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2016, s. 13 – 14
[2] Tamże, s. 53
[3] Tamże, s. 61
[4] Tamże, s. 85 – 86
[5] Tamże, s. 133
[6] Tamże, s. 69
[7] Tamże, s. 69
[8] Tamże, s. 119 – 120
Hm, ostatnio w taniej książce obkupiłam się w inne tomy z tej serii, ale tej najwyraźniej nie było. Trzeba będzie się rozejrzeć, zwłaszcza że według tego, co piszesz, powieść odwołuje się do dyktatury w Argentynie.
OdpowiedzUsuńJa poszedłem na całość i zakupiłem całą serię "Las Américas. Nieznana klasyka literatury latynoskiej". Impulsem była lektura Twojego wpisu nt. "Parochii". Odwiedziłem stronę wydawnictwa Universitas i skorzystałem z bardzo ciekawej oferty - chyba nieco ponad 120 zł dałem za komplet 6 książek.
UsuńA "Śledztwo" szczerze polecam. Bardzo podoba mi się styl, w jakim pisze Saer. W kwestii junty wojskowej przestrzegam, że temat jest raczej wspominany niż szerzej przybliżony.
Widziałam tę promocję.;) gdyby nie fakt, że posiadam połowę z książek, pewnie bym się skusiła na całość.
UsuńNa szczęście junta pojawia się w tylu innych książkach, że stratna nie będę.;)
Aj, ale "Śledztwo" warto przeczytać nie tylko z racji napomknięć o juncie. Junta to tylko wisienka na torcie ;)
UsuńO! Rzadko ostatnio używałeś przymiotnika "rewelacyjna" w swoich recenzjach :-). Musi to być naprawdę wyjątkowa książka... Zawsze wydają mi się bardzo ciekawe te powieści, w których pisarz odnosi się do samego procesu tworzenia, do materii słowa, nawet jeśli zdania (jak często w literaturze iberoamerykańskiej) są kolosalnie długie i stanowią wyzwanie dla naszych czytelniczych przyzwyczajeń. W kontekście tej książki przychodzą mi na myśl: Javier Marias (cykl: Twoja twarz jutro), a zwłaszcza "Jaskinia filozofów", w której Jose Carlos Somoza prowadzi wyborną grę z czytelnikiem.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że już od pierwszych stron miałem wrażenie, że trafiła mi się prawdziwa literacka perełka. Książka to piękna łamigłówka, do rozwiązania której zaproszony zostaje czytelnik. No i momentami utwór bardzo mocno kojarzył mi się z prozą naszego Staszka Lema, czyli pisarza, którego dorobek ogromnie sobie cenię.
UsuńA wspomnianych przez Ciebie tytułów nie czytałem, więc bardzo dziękuję za podrzucenie kolejnych literackich wyzwań.
Zdaje się, że to druga powieść w z cyklu Rayos globulares. Czy pierwsza, Śledztwo (El entenado) już została wydana po polsku?
OdpowiedzUsuńNo ale czy morderca zostaje odnaleziony i ukarany? Ciekawa rzecz, że autor będący Argentyńczykiem umieszcza akcję w Paryżu. :)
OdpowiedzUsuńTak, morderca zostaje znaleziony i ukarany, chociaż samo wyjaśnienie motywów, jakimi się kierował jest potraktowane bardzo eksperymentalnie (nie chcę psuć zabawy i uściślać, o co dokładnie chodzi). A autor wyemigrował do stolicy Francji właśnie, stąd pewnie Paryż, jako miasto dobrze mu znane :)
UsuńO, brzmi to naprawdę bardzo interesująco. W zasadzie kupiony byłem nawiązaniem do Dostojewskiego, ale dalej jest jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuńTaka typowa rozrywka dla miłośników czytelniczych łamigłówek. Bardzo polecam ;)
Usuń