Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 9 grudnia 2016
Jon McGregor "Nawet psy", czyli lumpenproletariat i strzykawki
Tytuł oryginału: Even the Dogs
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 296
Społeczny margines, określany też
mianem lumpenproletariatu (z niem. – obszarpańczy
proletariat) to warstwa osób, które z uwagi na skrajną biedę, notoryczne
bezrobocie, brak perspektyw na poprawę sytuacji czy problemy z używkami,
zostały odrzucone przez wszystkie klasy społeczne. Jako ofiary ostracyzmu,
osobnikom tym nie poświęca się zbyt wiele uwagi, spychając ich wegetację poza
ramy własnej świadomości. Pomoc takim ludziom –
bardzo często zdegenerowanym i przegranym, pozbawionym wiary i chęci by
walczyć o lepsze jutro – to zajęcie równie trudne, co niewdzięczne, dlatego
niewielu się go podejmuje. Należy jednak pamiętać, że wsparcie może przyjmować
różnorakie formy – istotny jest już sam fakt sygnalizowania, że tacy ludzie
istnieją w miejskiej przestrzeni i tę rolę spełnia literatura, co doskonale
widać na przykładzie książki Nawet psy,
autorstwa brytyjskiego pisarza Jona McGregora (ur. 1976).
Bohaterem zbiorowym utworu Nawet psy jest grupa wykluczonych
postaci, wśród których znajdują się bezdomni, narkomani, alkoholicy, dilerzy
oraz drobni przestępcy. Akcja rozgrywa się w okresie zimowym w bezimiennym
prowincjonalnym angielskim miasteczku (areną wydarzeń są obskurne kamienice,
mieszkania socjalne, szemrane zaułki, squaty, podziemne przejścia oraz
noclegownie i schroniska) – punktem wyjścia opowiadanej historii jest śmierć
jednego z protagonistów, który odchodzi porzucony, zaniedbany i zapomniany,
pośród odpadków, brudu i kurzu, pogrzebany pod gruzami niepowodzeń poniesionych
w życiu prywatnym.
Proza serwowana przez McGregora
jest mocna, dosadna i bezkompromisowa. Autor nie przebiera w środkach, by
ukazać nędzę egzystencji swoich bohaterów, często uciekając się do
naturalistycznych wstawek, nie oszczędzając na opisach kulejącej fizjologii,
wspominając o strupach spowodowanych regularnymi wkłuciami igły, itd. Serwowany
portret narkomana (szczególnie na głodzie) jest mało atrakcyjny – jego atrybuty
to przetłuszczone włosy, wory pod oczami, usta spękane do krwi, poobgryzane
paznokcie, stopy z bolesnymi odparzeniami, biegunka i wymioty. Uderzający jest także
sam wstęp, poświęcony charakterystyce ciała nieboszczyka, odkrytego dopiero po
kilku dniach: Wzdęta i rozmiękczona
skóra, zapadłe oczy, oleista kałuża płynów ustrojowych rozlewająca się po
podłodze. Drgania i ruchy nowo wyklutego życia, żerującego na trupie [1]. Przytoczony krótki
fragment dobrze charakteryzuje styl, jakim posługuje się Brytyjczyk – jego
znamiennymi cechami jest lapidarność i lakoniczność. Wiele zdań jest krótkich,
momentami wręcz urywanych, poszarpanych, niepełnych, uciętych jeszcze przed
wyrażeniem pełnej myśli w nich zawartych. Warto podkreślić także plastyczny
język, którym artysta posługuje się z niezwykłą precyzją. Każdy wyraz, który z
sąsiadującym słowem składa się na misterną konstrukcję, zdaje się być głęboko
przemyślany i starannie wyważony. W książce Nawet
psy wszystko jest starannie zaplanowane, a każdy element znajduje się w
wyznaczonym miejscu – pozorny rozgardiasz i bezład, które dobrze imitują chaos
i niepokój, panujące w umyśle człowieka uzależnionego, rozpaczliwie
poszukującego ukojenia w kolejnej porcji towaru; poplątane ze sobą w dziwnych
konfiguracjach anegdoty i wspomnienia poszczególnych bohaterów, podkreślające
ich zmienne i trudne do przewidzenia, nierzadko tragiczne losy.
Na osobną uwagę zasługuje z
pewnością zaproponowane przez McGregora struktura narracji. Mowa pozornie
zależna służy do odkrycia przeżyć wewnętrznych oraz refleksji snutych przez
protagonistów, co pozwala wczuć się w sytuację danej postaci. Dzięki licznym
reminiscencjom oraz retrospekcjom i nielinearnemu upływowi czasu, czytelnik
przekonuje się, że za każdym osobnikiem lądującym w rynsztoku stoi historia,
która do tego doprowadza – jest to splot wielu różnorakich zdarzeń, efekty
podjętych wyborów, konsekwencje rozczarowań, rezultaty nie okazanej w porę
pomocy, wyniki uporu i niechęci, by stać się obiektem kiepsko maskowanej
litości, itd. Bardzo oryginalnym konceptem jest zastosowanie drugoosobowej
narracji liczby mnogiej – za jej sprawą czytelnik jeszcze intensywniej czuje
się świadkiem relacjonowanych wypadków, a utwór przybiera formę elegii,
lamentacji. Chór (zmarłych? duchów? towarzyszy butelki bądź strzykawki?) w
tonie żałobnym, w którym pobrzmiewają nuty rozpaczy i beznadziei, rozpamiętuje
byt zmarłego osobnika, byt naznaczony pasmem klęsk, upadków, porażek i
niepowodzeń, dokonując w ten sposób ceremonii ostatniego pożegnania. Całość
uzupełniają monologi wewnętrzne bohaterów, kojarzące się ze strumieniami
świadomości, które stanowią plątaninę wzajemnie przenikających się obrazów i
nakładających się na siebie kadrów (pełne białych, sklerotycznych plam), tworzących razem opowieść o niełatwym ludzkim
życiu.
Epizody zamknięte na kartach
powieści tworzą mocne dzieło o sporym ciężarze emocjonalnym. Książka jest
wstrząsającym zapisem postępującego rozkładu – czytelnik obserwuje destrukcyjną
działalność używek, ale i czasu, które wspólnie niszczą, burzą, rujnują,
odbierają godność, spychają na krawędź, za którą czai się już tylko nicość. Jon
McGregor sugestywnie odmalowuje jak działania, realne akcje, decyzje z wolna
erodują i przedzierzgają się w coraz odleglejsze i trudniejsze do realizacji
plany, które z kolei przechodzą w marzenia, skąd już tylko krok do rojeń i
mrzonek, niemożliwych do ziszczenia z racji wszechpotężnej bezwładności i braku
sił – nałóg wyciska wszelkie soki życiowe, nie pozostawiając nic prócz
bierności, apatii i ciągłego poczucia głodu i nienasycenia. Strzępy, okruchy,
resztki, szczątki aktywności składane są na ołtarzu używki, która domaga się
coraz większych i większych ofiar. Tak właśnie byt zmienia się w smutną
wegetację, która sprowadza się do ciągłego i upartego poszukiwania działki,
pieniędzy niezbędnych do jej nabycia oraz stosownego miejsca, gdzie można
spożyć zdobyty towar. Proza McGregora uzmysławia beznadziejną i nieuchronną
powtarzalność oraz monotonię takiego żywota, które jawi się jako zamknięty cykl
wzajemnie napędzających się fiask.
Reasumując, Nawet psy Jona McGregora to literatura najwyższych lotów, w której
autor przedstawia losy ludzi przegranych i anonimowych. Protagoniści to
osobnicy, o których nie troszczy się nawet pies z kulawą nogą, których wszyscy
omijają, starając się ich przypadkiem nie dotknąć, nie spojrzeć na nich,
natychmiast wymazać ich ze swojej pamięci. To postacie, które zabłądziły i
straciły wiarę w możliwość ratunku, ale – co podkreśla McGregor – to błąkanie i
zagubienie jest wynikiem splotu incydentów i zajść, w których brali udział
także bliźni. W chwili odrzucenia i izolacji, w akcie fatalnej desperacji to
właśnie ćpanie jawi się jako rozwiązanie idealne – jako permanentne oderwanie
się od wrogiego i nieprzyjaznego świata i problemów, jakie on ze sobą niesie.
Jak jednak udowadnia brytyjski artysta, jest to środek o złudnej i
krótkotrwałej skuteczności.
[1] Jon McGregor, Nawet psy, przeł.
Jolanta Kozak, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2012, s. 13
18 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie znam autora. Wygląda na to, że książka obnaża różnego rodzaju problemy współczesnego człowieka, wynikające z nieprzystosowania... Piszesz, że zdania są często poszarpane, niedokończone, odzwierciedlające stan bohaterów. Ten eksperyment mógł się źle skończyć, ale obronił się - jak wynika z recenzji. To świadczyć musi o klasie pisarza... Zainteresowałeś mnie.
OdpowiedzUsuńAutor stosunkowo mało znany w naszym kraju - jak dotąd przełożono tylko tę jedną książkę. A literacki eksperyment wg mojej skromnej opinii udał się jak najbardziej - potwierdza to zresztą recenzja Ostatnia droga autorstwa Ani z bloga Czytanki Anki :)
UsuńKsiążka zapowiada się na interesującą, ale czy daje czytelnikowi obraz, który można przyjąć bezkrytycznie? Narkomani jako ludzie przegrani w sposób widoczny na pierwszy rzut oka? Czy aby większość konsumentów narkotyków to nie ludzie sukcesu? Ostatnio coraz bardziej krytycznie, niestety, zaczynam podchodzić do obrazów malowanych przez Wielką Literaturę - świat złudzeń.
OdpowiedzUsuńAkcja tej książki rozgrywa się w środowisku drobnomieszczańskim, a bohaterami są przedstawiciele klasy średniej. Robotnicy, zbuntowana młodzież. Ponadto stopień uzależnienia i związane z nim problemy finansowe wykluczają "ładny wygląd". Wg mnie powieść jest wiarygodna - autor skoncentrował się na danym wycinku społeczeństwa i zrobił to umiejętnie. Literatura nie zawsze musi oznaczać pisanie o większości - tutaj mamy do czynienia ze skupieniem się na społecznym marginesie.
UsuńBezdomni, narkomani i różne inne wyrzutki społeczeństwa... Smutne postacie, smutna tematyka. Lubię czytać książki o odrzuconych, no i seria Nike należy do moich ulubionych, więc na pewno po tę powieść sięgnę. Ciekawa jestem, skąd wziął się tytuł „Nawet psy”. Czy chodzi o to, że takich ludzi jak bohaterowie omijają nawet psy?
OdpowiedzUsuńZgadza się, książka jest dość przygnębiająca, i to tym bardziej, że jest bardzo dobrze napisana. Niesie ze sobą spory ładunek emocjonalny. A śledztwo odnośnie tytułu podąża bardzo dobrym tropem.
UsuńI żadnej nadziei u McGregora, żadnego światełka w tunelu? Najlepsze - i najprawdziwsze - historie prawie zawsze są smutne...
OdpowiedzUsuńP.S. Właśnie dorwałam książkę z serii Nike ("Wzburzenie" Rotha). Nie dość, że zawartość świetna, to i sam format w moim guście. Malutki, poręczny, i do kieszeni, i do torebki! ;-)
Ha, jedyną nadzieją w tym wszystkim wydaje się świadomość śmierci, kresu człowieczego żywota, który dla pewnych osobników jawi się jako mordęga i spirala nieszczęść.
UsuńWzburzenie czytałem i lekturę tej powieści wspominam bardzo dobrze. A Nike to zdecydowanie jedna z moich ulubionych serii (zaraz obok Współczesnej Prozy Światowej PIWu).
Synchroniczność literacka objawia się kolejny raz. Ja sam jestem świeżo po lekturze i w trakcie pisania recenzji "Żywotów urojonych" Marcela Schwoba, których to tematyka często i gęsto zahacza o społeczny margines właśnie. Zresztą sam Schwob swego czasu wziął pod dach umierającą na gruźlicę prostytutkę i opiekował się nią aż do końca.
OdpowiedzUsuńSynchroniczność to jeden z tych przymiotów literatury, które lubię najbardziej! O "Żywotach urojonych" słyszałem za sprawą PIW-owskiego newslettera, ale sam autor to dla mnie postać raczej anonimowa. Wątek z prostytutką bardzo ciekawy i aż prosi się o rozwinięcie :)
UsuńCieszę się, że i Tobie książka się spodobała. I tylko żal, że przeszła w Polsce bez echa.
OdpowiedzUsuńZgodnie z naszą rozmową, sprawy w swoje ręce powinni wziąć celebryci - dzięki temu może chociaż o kilku tego typu interesujących tytułach zrobiłoby się trochę głośniej :)
UsuńAbsolutnie moje klimaty. Niestety w mojej bibliotece książka dostępna jest tylko w czytelni, ale niewykluczone, że właśnie z tego powodu spędzę tam parę godzin ;)
OdpowiedzUsuńI tak jestem pod wrażeniem, że książka jest w ogóle dostępna - w moich bibliotekach jest sporo powieści wydanych na łamach serii Nike, ale praktycznie wszystkie pochodzą z XX wieku :)
UsuńA lektura faktycznie powinna przypaść Ci do gustu, bowiem tematyka zdecydowanie orbituje wokół Twoich zainteresowań. Jeśli będziesz w najbliższym czasie odwiedzał jakiś Skład Taniej Książki, spróbuj rozejrzeć się za tą lekturą - ja swój egzemplarz kupiłem za niecałe 10 zł.
Ech, ledwo człowiek postanowił ograniczyć kupowanie książek, a tu takie pokusy... ;)
UsuńŻycie to nieustanne wystawianie się na pokusy - niektórym trzeba po prostu folgować :)
UsuńPierwsze moje skojarzenie ze słowem narkotyki i literatura, to pomijając dworce i pamiętniki, to Trainspotting. Ale już dalej czytając Twoją recenzję widzę, że jest to powieść mocniejsza i bardziej dosadna. Aż mnie dreszcz przeszedł
OdpowiedzUsuńTytuł "Trainspotting" obił mi się o uszy, ale nie czytałem tej książki. Ja ekspertem od tego typu literatury zdecydowanie nie jestem, a po "Nawet psy" sięgnąłem głównie z uwagi na fakt, że powieść wydano na łamach serii "Nike", którą to sobie bardzo cenię. Nie zawiodłem się, bo proza McGregora jest bardzo mocna, bezkompromisowa i przede wszystkim dobra :)
Usuń