Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 24 kwietnia 2013

"M.R.O.K." Brian W. Aldiss - Rozszczepiony trzpień

Okładka książki MROK 

M.R.O.K.

Brian W. Aldiss


Tytuł oryginału: HARM
Tłumaczenie: Stefan Baranowski
Wydawnictwo: Vis-à-vis/Etiuda
Liczba stron: 235
 
 
 
 
Brian Aldiss to angielski pisarz science fiction, który na Wyspach Brytyjskich cieszy się całkiem sporym poważaniem. Świadczyć może o tym choćby nadany w 2005 roku tytuł Oficera Orderu Imperium Brytyjskiego za zasługi na rzecz literatury. Urodzony w 1925 roku artysta, pomimo zaawansowanego wieku wciąż pozostaje aktywnym twórcą. Jego ostatnie dzieło z 2007 roku HARM, zostało opublikowane w Polsce w 2011 roku pod tytułem MROK na łamach krakowskiego wydawnictwa vis-á-vis/Etiuda, które na swoim koncie ma również dzieła innego wybitnego pisarza science fiction, Arthura Clarke’a.

Główny bohater MROKu to Paul Fadhil Abbas Ali, młody Brytyjczyk o muzułmańskich korzeniach, albo Fremant, kolonizator odległej planety Stygii. Wszystko zależy od punktu widzenia. Brian Aldiss pozostawia nam niejako wolność wyboru co do perspektywy, z której będziemy oglądać wydarzenia. Tak więc możemy przyjąć, że Paul Fadhil Abbas Ali to autor satyrycznego wg własnego mniemania utworu, w którym główni bohaterowie rzucają luźny żart na temat zabójstwa premiera Wielkiej Brytanii. Ów fatalny żart staje się przyczyną aresztowania Paula przez agentów Ministerstwa Rozpoznawania Ośrodków Konspiracji (MROK), którzy w satyrze zaczynają dostrzegać przekaz nawołujący do działania islamskie organizacje terrorystyczne. Młody pisarz zostaje osadzony w więzieniu. Pogrążony w izolacji, niepewny nawet kraju, w którym się znajduje, Paul jest regularnie przesłuchiwany. Agenci, aby wydobyć z niego żądane informacje bez najmniejszych oporów posuwają się do tortur, fizycznego oraz psychicznego terroru. Bity, poniżany, obrażany Paul zaczyna przejawiać objawy rozszczepienia osobowości.
W takich właśnie okolicznościach pojawia się Fremant. Kolonizator nowego świata, planety Stygii, regularnie nawiedzany jest przez koszmary, w których wciela się w maltretowanego przez strażników więźnia. Stygia to świat opanowany przez ziemskich osadników, którzy zostali wysłani w przestrzeń kosmiczną ze swojej macierzystej planety, kiedy sprawy na niej zaczęły przybierać naprawdę zły obrót. Potężnie rozwinięty cywilizacyjnie Zachód, nie mniej mocarny Wschód, a między niby pustynie barbarzyństwa, biedne narody, które całą swoją złość na niesprawiedliwość świata zdają się przelewać w religijny fanatyzm. Mury kruszeją, w liberalne społeczeństwa Zachodu przenikają kropla po kropli imigranci, którzy nie zamierzają się zasymilować. Z biegiem czasu całej zachodniej cywilizacji zaczyna grozić widmo zagłady, a jedyną szansą na uratowanie szlachetnych idei zdaje się być rozpoczęcie wszystkiego od nowa, z nieskażoną fanatyzmem materią, tj. wyprawa w Kosmos i zbudowanie społeczeństwa od podstaw na odległej planecie, której ludność nie powtórzyłaby błędów Ziemian.
Akcja powieści ze względu na dwóch bohaterów oraz dwie rzeczywistości przebiega dwutorowo. Fabuła dość zgrabnie się zazębia i tak, kiedy to Paul traci przytomność lub pogrąża się w niespokojnej drzemce, gościmy na Stygii. Natomiast, gdy Fremant oddaje się we władanie Morfeusza, lub gdy co bardziej gwałtowni osadnicy postąpią z nim nie mniej brutalnie niż strażnicy więzienni z Paulem, znajdujemy się na Ziemi, błąkając się wraz z Abbasem Alim po nieprzyjaznych murach aresztu, wizytując pokoje przesłuchań, będąc świadkami kolejnych upokorzeń młodego Brytyjczyka. Zabieg wzajemnego przenikania się obu rzeczywistości, tej ziemskiej oraz stygijskiej, przypomina nieco prozę Philipa Dicka, w której również często nie jesteśmy w stanie jednoznacznie określić, czy to co nas otacza jest prawdziwe, niezmienne, trwałe oraz pewne. Niestety z żalem muszę stwierdzić, że pióro Briana Aldissa jest znacznie cięższe, a malowane przez niego wydarzenia, mnie sugestywne niż dzieła wspomnianego Dicka. To amerykański pisarz jest mistrzem tworzenia mirażu, ułudy, lirycznej fatamorgany, która jest w stanie omotać w równym stopniu bohaterów jak i czytelników.
Brianowi Aldissowi nie można natomiast odmówić fantazji oraz wyobraźni. W bardzo ciekawy sposób przedstawił on koncepcję wg której ludzie mieliby podróżować na odległe o całe lata świetlne od Ziemi planety, nie umierając przy tym ze starości. Pomysł jest na tyle oryginalny, że nie będę go tutaj zdradzać, pozbawiając czytelnika przyjemności zapoznania się z nim osobiście, a wspomnę jedynie, że ma on wiele wspólnego z lemowską ideą rozbicia człowieka na atomy, nad którą dyskutowali zawzięcie Filonous oraz Hylas w sławetnych Dialogach polskiego mistrza science fiction. Aldiss jest również znakomitym obserwatorem teraźniejszości. Poprzez ekstrapolację obecnych wydarzeń, zabarwioną sporą dozą pesymizmu, tworzy on ciekawą dystopię, w której przyszło egzystować pechowemu Paulowi Fadhilowi Abbasowi Ali. Brytyjski pisarz ukazuje jak trudna staje się wspólna egzystencja wielu nacji o diametralnie różnych spojrzeniach na zasadnicze kwestie moralne, czy religijne. Autor zdaje się ostrzegać, że dalsze wzajemne izolowanie się, tj. odcinanie się imigrantów od nowego środowiska oraz lekceważenie i brak szacunku wobec nowych sąsiadów okazywane przez rdzennych mieszkańców może prowadzić do eskalacji nieporozumień, które w końcu przerodzą się w otwarty konflikt. Wizja Aldissa, w której wykroczeniem jest już samo pochodzenie wydaje się być dość przerażająca, ale jednak jeszcze odległa. Przynajmniej pozornie, bowiem wątpliwości pojawiają się już w momencie, kiedy zaczynamy rozmyślać o amerykańskim obozie Guantanamo. Czyż warunki, w których więziony jest Paul, tj. przemoc na porządku dziennym, brak realnej możliwości obrony oraz brak obiektywnego procesu, różnią się w znaczący sposób od warunków, w których przetrzymywani są lokatorzy amerykańskiego więzienia na terenie Kuby?
Planeta Stygia wraz z kolejnymi rządami, które obejmują nad nią władzę jest już typowym przykładem antyutopii. Brian Aldiss wystawia przed czytelnikiem następne akty tego samego przedstawienia o nazwie ludzka ułomność manifestowana przez metody rządzenia. Okazuje się, że bezwzględny, odpowiedzialny za eksterminację rdzennych mieszkańców planety tyran nie jest wcale lepszy od religijnego fanatyka, który natrafiwszy na równie zaciekłego obrońcę swojej doktryny, potrafi dyskutować jedynie za pomocą argumentów siłowych. Na deser pisarz serwuje jeszcze rządy czystej, przynajmniej w założeniu nauki. Co zabawne, pozbawiona jest ona zasad moralnych, ale nie ludzkich słabości oraz małostkowości, tak więc również nie spełnia ona pokładanych w niej oczekiwań. Nie ma zatem złotego środka, wszystkie rozwiązania jawią się jako złe i nieprawidłowe. Zaskakuje nieco fakt, że ponoć specjalnie wyselekcjonowani Ziemianie-kolonizatorzy tak łatwo powielają błędy swoich przodków, ale być może właśnie taka jest natura ludzka. Mało pojętni z nas uczniowie, zbyt dumni, aby wysłuchiwać rady starszych i bardziej doświadczonych od nas samych, stąd toczące się bez końca koło historii oliwione jest krwią.
Reasumując, MROK to całkiem ciekawa pozycja, chociaż wzbudza ona we mnie bardzo dychotomiczne odczucia. Z jednej strony to bardzo interesująca wizja przyszłości, do tego niebanalny pomysł rozdzielenia narracji pomiędzy dwóch bohaterów żyjących w jednym ciele. Powieść Aldissa jest na pewno oryginalna i nieszablonowa. Mierzi jednak okrutnie sam sposób realizacji idei, jakie musiały przyświecać pisarzowi podczas tworzenia książki. Rozpoczęty wątki zdają się być rozgrzebane niczym świeże zwłoki, są wyraźnie niedopracowane i nieukończone. Proza Aldissa momentami sprawia wrażenie niechlujnej. W rezultacie zamiast w pełni cieszyć się lekturą, zaczynamy koncentrować się na nieistotnych szczegółach, które skutecznie psują radość czytania. Powieść było mi ciężko w pełni docenić, ponieważ to czym jest książka przysłania wyobrażenie, czym mogłaby być, gdyby w pełni wykorzystano zawarty w fabule potencjał. Z tego powodu znacznie bardziej niż zalety MROKu zauważalne są jego niedociągnięcia oraz zmarnowane pomysły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)