Pokój na Ziemi
Stanisław Lem
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 224
"Pokój na Ziemi" to kolejne
fantastyczne dzieło polskiego tytana science-fiction, filozofia, etyka i
myśliciela, Stanisława Lema. Fabuła książki osnuta jest wokół
trwającego na Ziemi wyścigu zbrojeń, osiągającego rozmiaru absurdu,
czyli formy w której Lem się lubował i której to można śmiało nazwać go
mistrzem. Skoro jest i absurd, pojawić się musi i jego nieodzowny lemowy
towarzysz, czyli Ijon Tichy, egoman ekscentryk i gwiezdny podróżnik,
doskonale znany z powieści: „Wizja lokalna”, „Dzienniki gwiazdowe” oraz „Kongres futurologiczny”.
Jak już wspomniano, na Ziemi walka o zbrojną dominację trwa w
najlepsze. Konstrukcja wszelakich machin do zadawania bólu bliźniego,
rozwój technologii mających na celu uprzykrzenie życia, osiągają taki
kunszt, że nie sposób już rozstrzygnąć, czy ciągle padający deszcz,
przeplatany huraganami to dzieło złośliwego sąsiada, czy też zwyczajny
kaprys pogody. Świat zaczyna z wolna przypominać jedną wielką bombę,
minę, na którą lada chwila ktoś nadepnie, nie pozostawiając ani grama
ludzkiej tkanki na całej kuli ziemskiej. Arsenał jest już tak potężny,
że biedną planetę matkę można by kilka razy obrócić w pył, a i tak
zostałoby jeszcze całkiem sporo. Mocarstwa mają się zatem w ciągłym
szachu, ciągle jednak muszą dbać o rozwój swoich broni, by móc szachować
przeciwnika, by nie wypaść z obiegu, by mieć nadzieję, że sąsiad nie
odważy się na wymianę ciosów, skoro jesteśmy w stanie odpowiedzieć mu
równie silnym łupniem. Jednakże zbrojenia pochłaniają coraz większą
liczbę gotówki, pojawia się też coraz więcej przeciwników rozwiązań
siłowych, jednym słowem machina wojenna zaczyna ciążyć każdemu z
uczestników wyścigu.
Ludzie, jako rasa na wskroś kreatywna,
znajdują wyjście i z tej jakże trudnej sytuacji. Decyzją wszystkich,
podpisana zostaje nowa konwencja genewska, na mocy której państwa
decydują się przenieść całych swój arsenał na Księżyc. Biały glob
zostaje podzielony na stosowne sektory, należące do każdego z krajów, w
których to można umieścić dowolną ilość wojskowego sprzętu własnej
produkcji. Co jednak najciekawsze, sprzęt ten zdolny jest do
samodoskonalenia się oraz powielania się. Nad wszystkim, swoim czujnym
okiem, czuwa specjalnie na tę okazję powołana Lunar Agency. Do niej też
należy się również zwrócić w przypadku, jeśli chcielibyśmy sprawdzić
stan naszego uzbrojenia, czy też użyć jednej z naszych zabawek. Dzięki
takiemu zabiegowi, całkowicie wyeliminowana zostaje możliwość ataku z
zaskoczenia, zatem Blitzkrieg staje się już historycznym hasłem, o którym możemy jedynie poczytać we wszelakiej maści księgach historycznych.
Idea piękna, jednak jak to z ludzkimi
pomysłami bywa, coś musiało pójść nie tak i całość nie działa aż tak
dobrze, jak to sobie zaplanowaliśmy. Chociaż będąc upartym, za całe
zamieszanie obwiniać można, ba, nawet należy jedynie czynnik ludzki.
Niedługo po zakończeniu całej, skomplikowanej operacji, w umysłach co
poniektórych jawić się zaczęły wątpliwości, czy aby na pewno rozwiązanie
sprawy w ten, a nie inny sposób było słuszne. Wątpliwości te w sposób
sprytny były podsycane przez producentów broni, którzy jak na to nie
spojrzeć, na całej akcji stracili zdecydowanie najwięcej. Za ich to
przyczyną, świat zaczęły obiegać niepokojące informacje, jakoby wojskowe
systemy księżycowe zbuntowały się przeciwko całej sytuacji, a bunt swój
chciałyby przypieczętować dosadnie, czyli w najlepszym, iście filmowym
stylu, tj. rebelią na bezbronną, pozbawioną jakiejkolwiek osłony,
Ziemię. Pikanterii całemu zamieszaniu dodawał fakt, że sondy wysłane
przez Lunar Agency, które miały zbadać całą sytuację, nie wróciły.
Wydaje się, że jest to znakomity moment,
by przerwać toczącą się opowieść i zachęcić czytelnika, by z dalszą
częścią zapoznał się sam. Rzec można jeszcze jedynie, że oczywiście
możliwe jest tylko jedno rozwiązanie całej sprawy i rozwiązanie to
zostanie wcielone w życie. Na bezstronnego ambasadora ludzkości, nie
zamieszonego w żadne polityczne gierki, zostaje wybrany Ijon Tichy i
jemu to przypada misja zbadania całej, jakże niepokojącej sprawy.
Zdradzę jeszcze tylko, że uda mu się rozwiązać zagadkę tego, co
wydarzyło się na Księżycu, jednak na skutek trafienia laserem, pada on
ofiarą kallotomii, czyli rozcięcia wielkiego spoidła łączącego obie
półkule mózgowe. Tajemnica wydarzeń, jakich Tichy był świadkiem znajduje
się w prawej półkuli mózgowej, z którą jednak nijak nie może się on
dogadać. Na skutek tego, sporządzenie raportu informującego o sytuacji
na Księżycu staje się niemożliwe, a niepokój rządów, ich wywiadów oraz
kontrwywiadów, osiąga zawrotne wyżyny. Całość kończy się dość
zaskakująco, ale bardzo pomysłowo, dlatego absolutnie nie zdradzę jak.
Osobiście uważam także, że na książkę
możemy również patrzeć przez pryzmat zainteresowań Lema na zjawisko
wspomnianej kallotomii. Po raz kolejny, bohaterowi powieści Lema stają
do konfrontacji ze zjawiskami absolutnie nowymi, niecodziennymi, w
obliczu których należy diametralnie zmodyfikować ramy naszego
postrzegania świata. Kallotomia to kolejna metafizyczna zagwozdka, ale
przedstawiona w sposób satyryczny, by nie rzec swojski (jak choćby, gdy
prawa ręka Tichy’ego nie może dogadać się z lewą, co prowadzi do wybuchu
kłótni, którą dość bezradnie próbuje przerwać sam Ijon). Nie mniej
jednak, pomimo całej komicznej otoczki, pytania o naszą ludzką naturę,
transcendentalność naszej świadomości (kimże bowiem jest Tichy, po
kallotomi – bytem jednym, czy cudownie rozmnożonymi bytami dwoma? czy
należy utożsamiać go bardziej z lewą półkulą, która jest w stanie
artykułować swoje myśli za pomocą słów, czy bardziej z prawą,
porozumiewającą się ze światem zewnętrznym dopiero za pomocą gestów,
których zresztą nauczy ją lewa półkula?), niejako same cisną się do
naszej głowy.
Na koniec warto chyba jeszcze wspomnieć, że Stanisławowi Lemowi przyszło żyć w okresie Zimnej wojny i to właśnie na bazie doświadczeń z niej wyniesionych mógł budować podwaliny pod świat, znany nam z „Pokoju na Ziemi”.
Dość łatwo, a przy tym celnie i logicznie wypunktował on wyścig
zbrojeń, ukazując, że ciągłe rozwijanie potencjału zbrojeniowego, w
końcu doprowadzi do jego wzrostu eksponencjalnego, czego efektem będzie
jedynie ciągły lęk, towarzyszący światowym przywódcom w obawie, że byle
kichnięcie może doprowadzić do końca świata.
Wasz Ambrose
Wasz Ambrose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)