Robert Galbraith
Wołanie Kukułki
tytuł oryginału: The Cuckoo's callingseria: Cormoran Strike #1
tłumaczenie: Anna Gralak
lektor: Maciej Stuhr
Wydawnictwo Dolnośląskie 2015
ISBN 978-83-271-5119-3
Powieść zaczyna się tak, że gorzej być nie może. Miejsce śmierci Luli Landry. Ciało modelki leżące na ulicy, dziesięciostopniowy mróz. Fotoreporterzy. Śnieg nieustannie padał na czapki i ramiona; palce w rękawiczkach przecierały szkło obiektywów. Zaparowane czy zaśnieżone? Zaparowane nie, bo to dopiero po wejściu z zimnego do ciepłego, a nie odwrotnie. Zaśnieżone? Wystarczy założyć tulipana, by obiektyw nie ucierpiał. No i kto przeciera obiektyw profi rękawiczką? Nawet amatorzy mają do tego specjalne ściereczki... W dodatku szkła nie szkło. Pomyślałem – chyba będzie kicha... Jakże się pomyliłem.
Okazało się, że mam fart. Trafiłem na świetną powieść. Klasyczny kryminał; klasyczny, ale zarazem bardzo oryginalny. Niezbyt rozbudowana, lecz przyjemnie skomplikowana intryga wzbogacona o przekonująco oddane, interesujące tło londyńskich wyższych sfer. Do tego świetnie skonstruowana sylwetka protagonisty. Wszystko okraszone wątkami uczuciowymi, grami interpersonalnymi, meandrami komunikacji międzyludzkiej.
Akcji przez większą część powieści prawie nie ma. Niemalże nie ma też dowodów materialnych. A jednak mozolne drobiazgowe gromadzenie faktów, głównie z rozmów z ludźmi, i wnikliwe zestawianie szczegółów, powoli posuwają sprawę do przodu. Pojawia się napięcie, które narasta i po pewnym czasie wszystko zaczyna ruszać. Potem klasyczna kulminacja i widowiskowe rozwiązanie. Wszystko, czego potrzeba na to, by powieść znalazła się wśród najlepszych kryminałów ever, a nawet więcej. Klimat styku wyższych sfer, świata medialnych gwiazd i szarej, zwyczajnej rzeczywistości. Świetne dialogi i oryginalne, śmiało nakreślone, ale przekonujące i wiarygodne postacie. I humor. Ale nie taki prosty, namacalny, nawet nie sytuacyjny, a taki ukryty gdzieś w specyfice narracji, w sposobie widzenia i opisywania świata oraz ludzi. Trudno mi się było oderwać od słuchawek i wciąż miałem żal, że ta lektura gdzieś będzie mieć swój koniec.
Nie wiem czemu w Polsce oceny czytelników nie są z reguły w przypadku tej powieści zbyt wysokie. Może większość poszukuje ekstremów i wybiera pomiędzy czymś na miarę Ojca Mateusza (dobry geniusz kontra źli idioci) i Miami Vice (rozwiązaniem wszystkiego jest brutalna siła i bieganie z giwerą po mieście) z jednej strony, a z drugiej pomiędzy CSI (wystarczy zebrać dowody materialne z miejsca zdarzenia) i Castle (grunt to dobre przesłuchania świadków). Pomimo jednostronności i wzajemnego antagonizmu w widzeniu pracy wykrywczej, wszystkie one pokazują to, co widz uwielbia – jak szybko i spektakularnie wykryć sprawcę, który w dodatku od razu się do wszystkiego przyzna. Wołanie Kukułki to całkiem inna bajka. Powolne i bezsensowne z pozoru zbieranie informacji, które wydają się kompletnie bezużyteczne i to nie po to, by złapać sprawcę, a po to, by w ogóle sprawdzić, czy zaistniało jakiekolwiek przestępstwo. I o dziwo można to napisać w taki sposób, że nie sposób się od lektury oderwać.
Nie ma róży bez kolców. Nie ustrzegła się niedoskonałości i ta publikacja. Mnie na przykład denerwowało nagminne mylenie pliku z folderem (katalogiem). Nie wiem czy podobne usterki to wina tłumacza, autora czy wydawnictwa, ale przeszkadzają. Wołanie Kukułki ma jednak tyle zalet, że o istnieniu drobnych potknięć informuję tylko z rzetelności. Nie osłabiły one mego zadowolenia z lektury i sympatii, z jaką o niej myślę.
Na wielkie słowa uznania zasługuje też praca lektora. Nawet sposób w jaki Maciej Stuhr wymawia imię i nazwisko głównego bohatera, to prostu poezja idealnie dopełniająca to, co możemy przeczytać w wersji pisanej. Absolutnie i zdecydowanie polecam, a sam już nie mogę się doczekać następnej odsłony cyklu
Wasz Andrew
- nie podobało mi się
- było w porządku
- podobało mi się
- naprawdę mi się podobało
- było niesamowicie
O proszę. Swego czasu skusiłem się na "Trafny wybór", powieść J.K. Rowling nie mającą nic wspólnego z cyklem o Harrym Potterze i lekturę wspominam bardzo dobrze. Ale na kryminalną odsłonę tej pisarki już się nie zdecydowałem, i widzę, że nie był to dobry wybór. Jeśli "Wołanie kukułki" wpadnie mi w ręce to z przyjemnością przeczytam, bo sam nastrój, sposób narracji i ten mozół związany ze śledztwem odrobinę kojarzą mi się z kryminałami Staszka Lema.
OdpowiedzUsuńA które konkretnie Lema masz na myśli?
Usuń"Katar", niedokończony "Sknocony kryminał" oraz "Śledztwo".
UsuńHa! - pierwszą i ostatnią czytałem dawno i nic już nie pamiętam. Szkoda, że brak czasu by wrócić. Ale może kiedyś...
Usuń