Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 19 kwietnia 2023

"Dobry Stalin" Wiktor Jerofiejew - Wyznania sowieckiego książątka

Wiktor Jerofiejew

Dobry Stalin

Tytuł oryginału: Хopoший Cтaлин
Tłumaczenie: Agnieszka Lubomira Piotrowska
Wydawnictwo: Czytelnik
Liczba stron: 296
Format: papier
 


 

Po co pisarze piszą swoje autobiografie? Według mnie to ciężka choroba. Coś jak rycie na ławce swoich inicjałów. Zadanie pisarza – to nie napisać autobiografii, wykręcić się, nakarmić nią ryby [1]. Stwierdzenie jest szczególne o tyle, że w tym konkretnym przypadku może uchodzić za autodiagnozę poważnego schorzenia, bowiem książka Dobry Stalin pióra rosyjskiego literata Wiktora Jerofiejewa (ur. 1947), z której cytat pochodzi, to powieść garściami czerpiąca z biografii jej autora. Po cóż więc owo dzieło powstało? O jednoznaczną odpowiedź trudno, ale wydaje się, że z punktu widzenia nas, czytelników, szczególnie tych nierosyjskich, to możność spojrzenia na Rosję, kraj niezwykle specyficzny, odciskający swe brzydkie piętno na historii niejednego sąsiada, z punktu widzenia nietypowego Rosjanina, z dystansem podchodzącego do swojej ojczyzny.

Utwór, którego główny bohater, Wiktor Jerofiejew, jest zarazem pierwszoosobowym narratorem, rozpoczyna się od mocnej sentencji, bowiem protagonista wyznaje: W końcu zabiłem swojego ojca [2]. Ów zgon ma miejsce w roku 1979, przy czym śmierć nie jest fizyczna, a (jedynie, czy też aż) polityczna. Władimir Jerofiejew (1920 – 2011), ojciec Wiktora, to radziecki decydent, który cierpliwie pnie się po kolejnych stopniach kariery. Tłumacz Józefa Stalina z języka francuskiego, sekretarz Wiaczesława Mołotowa, attaché kulturalny w Paryżu, ambasador ZSRR w Gambii i Senegalu, wreszcie stały przedstawiciel ZSRR przy UNESCO – osiągnięcia Władimira przybliżają go nawet do stołka Ministra Spraw Zagranicznych, lecz gdy na horyzoncie coraz mocniej zaczyna migotać możliwość objęcia tego stanowiska, zdarza się katastrofa. 32-letni syn Wiktor po freudowsku wbija nóż w plecy swojego rodziciela, definitywnie przekreślając szanse na sukces w dyplomatycznym świecie ZSRR. Wyjaśnienie tego, co dokładnie staje się przyczyną upadku Władimira, stanowi fabułę dzieła, które jest jednocześnie opowieścią o dziecięctwie i dojrzewaniu Wiktora.

A młodość Wiktora jest szczególna – absolutnie nie można powiedzieć, że młody Jerofiejew to typowy osobnik sowiecki – i to w dwójnasób. Z jednej strony jego rodzina zalicza się do kremlowskiej elity, co wiąże się z licznymi przywilejami, a więc kompletnym oderwaniem od problemów i niedoborów trapiących szarych obywateli. Radziecka rzeczywistość w wymiarze doświadczanym przez większość ludności jest Wiktorowi nieznana, za to przywileje, jakimi cieszą się aparatczycy są podstawą codzienności. Dzięki temu sowiecki system polityczny oglądany jest od wewnątrz, przez pryzmat trybików, które tworzą jego newralgiczne składowe. Z drugiej zaś strony, dorastanie Wiktora zostaje wzbogacone o zagraniczne przeżycia, jakie wiążą się z pracą ojca w radzieckiej ambasadzie w Paryżu w latach 1955 – 1959. Pobyt na wrogim Zachodzie, rzecz mało osiągalna dla zwykłych Sowietów, potęguje komunikacyjną wyrwę z krajanami. To podwójne piętno obcości w połączeniu z wrodzoną nieśmiałością sprawia, że na łonie rosyjskiego społeczeństwa Wiktor jest człowiekiem pozostającym na uboczu i raczej niedopasowanym, co zapewnia bardzo ciekawe spojrzenie zarówno na Związek Socjalistyczny Republik Radzieckich jak i Federację Rosyjską.

Kraj Rad przybliżany jest zarówno przez pryzmat osoby Wiktora jak i Władimira, bowiem autor nie mało uwagi poświęca figurze ojca. Władimir, którego okres nastoletni przypada na lata 30-te XX wieku, na własnej skórze zaznaje reperkusji stalinowskich czystek, zataczających kręgi na tyle szerokie, że nie można ich ignorować: Masowego terroru, który panował wokół, wszędzie, obok, o którym napisano tysiące książek, w rodzinie ojca przez długi czas nikt nie zauważał. Nie odżegnywali się od niego, nie wciskali w kąt, tylko nie zwracali na niego uwagi. Ale aresztowania były tak masowe, że mimo wszystko nawet ich zaczął ogarniać strach [3]. Powszechna groza i niepewność skutecznie uczą milczenia, odwracania głowy oraz nie zadawania pytań: Kiedy Fiediakin zniknął, rodzina wzruszyła ramionami: za co? – ale w końcu uznała, że „tam wiedzą lepiej” [4]. Jednakże ten tragiczny rozdział w historii kształtowania się Związku Sowieckiego nie jest w stanie zachwiać wiarą Władimira w komunizm i jego wodza – w mniemaniu syna, ojciec jest na tyle oddanym wyznawcą, że jest gotów zostać zwierzęciem ofiarnym w myśl idei, że: Hekatomba terroru nie była kaprysem, ale logiką przetrwania systemu, genialnym matematycznym wnioskiem wyprowadzonym z różnicy między obiecaną przyszłością a ludzkim materiałem poddanym obróbce. Stalin wypowiedział wojnę ludzkiej naturze [5].

Zaślepienie ojca żywo kontrastuje z przenikliwą krytyką syna, który bezlitośnie wskazuje wynaturzenia, patologie i skrzywienia radzieckiego systemu, będące jego integralną częścią (bowiem to właśnie wady wrodzone katalizują powstawanie kolejnych aberracji oraz zaburzeń). Wiktor punktuje kolesiostwo prowadzące do wytworzenia się kultury opartej na wzajemnych przysługach, osobistych interwencjach i nieustannej improwizacji (znamiennym przykładem jest rodzinna anegdota traktująca o cudownym ocaleniu rodziców Władimira, którym udaje się przetrwać trwające od 1941 do 1944 roku hitlerowskie oblężenie Leningradu dzięki wsparciu kremlowskiego polityka: Z blokady, z Leningradu ojciec dostał od mojej babci list pożegnalny: już z dziadkiem nie wstają, nie mają sił. Napisał więc do Żdanowa z prośbą o pomoc. Po kilku dniach do mieszkania babci przyszedł wojskowy z workiem żywności, nawet z winem [6]). Narrator jest też świadom, do czego prowadzi komunizm w wykonaniu radzieckim, i jakimi metodami trzeba by go wprowadzić w krajach Europy Zachodniej: To jasne, mój tata był prawdziwym dyplomatycznym terrorystą. Marzył, żeby Francją rządzili komuniści, żeby powstała Francuska Republika Socjalistyczna. Wątpię, by chciał pozbawić Francuzów pomarańcz i wina, stworzyć kolejki po camembert i mleko. O tym nie myślał. Tego wyobraźnia taty nie obejmowała. Głód w Paryżu, egzekucje, czystki powinni byli organizować inni ludzie, których zresztą nie lubił [7]. Wiktor doskonale zdaje sobie również sprawę, że wielkość i mocarstwowość ZSRR ogranicza się do aspektów militarnych, politycznych, ewentualnie geograficznych, lecz nie ma przełożenia na komfort życia obywateli tegoż imperium: To był kraj – prezent. To był wielki kraj. Wszystko w nim było: Bajkał, Kiży, Dnieproges, loty ogromnych ptaków nad kazachskim stepem, palmy, lodowce, parady na Placu Czerwonym, wiosenny przybór wód na Wołdze. Pozostawało tylko zdobyć się na wysiłek: podnieść poziom materialny społeczeństwa, ale były tysiące obiektywnych przyczyn, które powodowały, że z roku na rok odkładano to zadanie [8]. W zgodzie z ową imperialną manią wielkości, Kraj Rad to państwo, którego apart władzy posiada obsesję na punkcie kontrolowania ludzkiej jednostki, co jest niemal jednoznaczne ze ścisłym nadzorem języka: Dla partii życiową koniecznością było posiadanie monopolu na słowo, jak na wódkę. Każdy zamach na monopol postrzegano jako rozhermetyzowanie władzy [9]. Ten monopol zaczyna jawić się Wiktorowi jako swoiste wyzwanie, wyzwanie, które warto rzucić władzy nielubianej i pogardzanej (Władza rosyjska – chamska, zarzygana, złożona z męskich dowcipów, przekleństw, befsztyków z surowego mięsa, z niepamięci, zamroczenia, długotrwałego pijaństwa, sadyzmu, odbijającej się cebuli, bezkarności, poniżania wszystkich po kolei – budzi we mnie odrazę, wstręt [10]).

Krytyczne podejście do radzieckiej rzeczywistości oraz postradzieckiego dziedzictwa przejawia się też w stosunku do tytułowego dobrego Stalina. Postać sowieckiego dyktatora, za rządów którego, na skutek głodu, represji i państwowego terroru, zmarło tak wielu jego rodaków, że do dzisiaj nie sposób ustalić dokładnej liczby (ostrożne szacunki mówią o 20 mln ofiar), pełni dla Jerofiejewa niepoślednią rolę i to na kilku płaszczyznach. Stosunek do osoby Stalina i jego dokonań to dla autora papierek lakmusowy, pozwalający ocenić poziom społecznej indoktrynacji: Dorosłem i coś zrozumiałem: dla Zachodu i większości rosyjskiej inteligencji Stalin – to jedno, a dla wielu milionów Rosjan – drugie. Oni nie wierzą w złego Stalina. Nie mogą uwierzyć, że Stalin kogoś tam dręczył i zamęczył. Naród chomikuje postać dobrego Stalina, wybawcy Rosji i ojca wielkiego narodu [11]; Główny paradoks historii Rosji, rozważałem, kryje się w tym, że pomimo wszystko Stalin pozostanie w niej pozytywnym bohaterem narodowym. Miłość do Stalina – to wskaźnik archaiczności narodu rosyjskiego. I prawda: w latach dziewięćdziesiątych nie poradzono sobie z nim, pomimo wszystkich demaskacji. On to przetrzymał. Z nim wiąże się marzenie [12]. Jerofiejew sygnalizuje, że współczesny obraz Stalina, który jest najpowszechniejszy na rosyjskiej ziemi to zwycięstwo radzieckiej oraz rosyjskiej propagandy, która uparcie i wytrwale kreśli wizerunek zdolnego i oddanego przywódcy, wizjonera, geniusza. W tym ujęciu Stalin to dla rosyjskiej literatury wyrzut sumienia, piekielne zjawisko, którego grozy nie udaje się wyłuszczyć i wyjaśnić w sposób zdecydowany i bezdyskusyjny: Rosyjska literatura nie dała sobie rady ze Stalinem. Przekształcała generalissimusa w kata, kata – w generalissimusa. Obracała i wywracała obraz bez żadnego sensu. Nie zauważyła, że przyjście Stalina dla rosyjskiego narodu było tożsame z przyjściem Jezusa Józefowicza. Tylko Józef Wissarionowicz przyszedł do innego wybranego narodu – nazwał się „bogonością” – przyjmuj gościa! – żeby gość pozostał na zawsze [13]. Te ustępy o Stalinie stają się jeszcze bardziej znamienne, kiedy spogląda się na nie z perspektywy rosyjskiej inwazji na Ukrainę (rozpoczętej 24 lutego 2022 roku), bowiem w tym kontekście kult Stalina staje się jednoznaczny z tęsknotą za odrodzeniem się radzieckiego imperium. Wydaje się, że owa masowość uznania dla dorobku Stalina w rosyjskim społeczeństwie bardzo dobrze koreluje z gotowością Rosjan do ponoszenia niemałych ofiar w trakcie Specjalnej Operacji Wojskowej, nieme przyzwolenie na eksterminację narodu ukraińskiego czy niemal zupełny brak antywojennych protestów.

W rezultacie, Dobry Stalin to nie tylko powieść autobiograficzna, w której Jerofiejew śledzi formowanie się swojej osobowości artystycznej przez pryzmat rodziny oraz świata zewnętrznego, tj. funkcjonowania w opresyjnym systemie sowieckim, z którym pójście na zwarcie, któremu rzucenie wyzwania, musi zakończyć się katastrofą. To także bardzo wartościowa literatura pełna dygresji o politycznym oraz filozoficznym sznycie, pozwalająca zagłębić się w meandry rosyjskiej duszy i choć w pewnym stopniu odsłonić tajemnice i paradoksy, które ta wciąż w sobie skrywa.


Ambrose
 
P. S. I Wiktor Jerofiejew, po napaści Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, wraz z całą rodziną opuścił Rosję i zamieszkał w Niemczech.
 
P. S. II Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie https://zrzutka.pl/nc3hm5
 

 ------------------------------------

[1] Wiktor Jerofiejew, Dobry Stalin, przeł. Agnieszka Lubomira Piotrowska, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2012, s. 152
[2] Tamże, s. 7
[3] Tamże, s. 44
[4] Tamże, s. 45
[5] Tamże, s. 47
[6] Tamże, s. 81
[7] Tamże, s. 114
[8] Tamże, s. 229
[9] Tamże, s. 250
[10] Tamże, s. 78
[11] Tamże, s. 104
[12] Tamże, s. 289
[13] Tamże, s. 290

12 komentarzy:

  1. Chętnie przeczytam- zapowiada się naprawdę ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, bo wg mnie ta książka daje dość ciekawe spojrzenie na rosyjskie społeczeństwo - to perspektywa Rosjanina, ale będącego ciałem obcym w rosyjskiej tkance.

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że tytuł tej książki mnie odrzuca. Rozumiem, że jest ironiczny, ale mimo to odrzuca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, trzeba przyznać, że od lutego 2022 roku brzmi jeszcze bardziej złowieszczo i odrzucająco. Ale jeśli ktoś interesuje się rosyjskim społeczeństwem, to wg mnie warto się przemóc, bo jest w książce kilka ciekawych obserwacji ;)

      Usuń
  3. Dzięki za kolejny typ do wartych poznania książek o imperium zła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jerofiejew to chyba w ogóle jeden z lepszych pisarzy, do których można się zwrócić, by wgląd w ruską duszę uzyskać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy mam dobre wrażenie, że mówiąc o pisarzach masz na myśli raczej literaturę piękną, co najwyżej wspomnieniową, ale nie naukową? To nie żadna wycieczka osobista, może się mylę, może Ty tak nie masz, ale mam wrażenie, iż zbyt wielu szuka prawdy o „ruskiej duszy” w beletrystyce lub pamiętnikach, a nie w opracowaniach historyków czy socjologów. Myślę, że trzeba równoważyć i nie zawsze przedkładać dobre pióro nad dobrą treść.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że Qbuś ograniczył się do literatury pięknej, bo omawiane dzieło do takowej się zalicza ;)

      A co do poszukiwania prawdy o rosyjskiej duszy, to z jednej strony nie ma chyba jednej prawdy, a z drugiej zaś nie warto ograniczać się do jednego gatunku. Badania naukowe warto uzupełnić o beletrystykę, opracowania historyczne czy pamiętniki.

      Usuń
    3. Dokładnie. Trzeba tylko brać poprawkę na to, że rosyjska dusza to nie ci, którzy z Rosji uciekają i których potrafimy zrozumieć, i nie dysydenci ani outsiderzy, to ci, którzy wierzą w Putina, Wielką Rosję i spisek całego świata przeciwko Rosji. Dla mnie jedną z najbardziej charakterystycznych różnić między Rosją a „normalnymi” krajami jest to, że w Rosji od czasów Stalina więźniom politycznym większość społeczeństwa nie współczuje, i nie tylko, że nie pomaga, ale większość społeczeństwa aktywnie szykanuje nawet ich rodziny. Tego nie było nigdzie poza może największymi aberracjami, takimi jak Chiny.

      Usuń
  5. Do tej pory czytałem tylko "tego pierwszego" Jerofiejewa, Wieniedikta. Jedyny tekst Wiktora, jaki znam, powstał właśnie w kontekście imiennika i jest to genialne http://niniwa22.cba.pl/jerofiejew_kontra_jerofiejew.htm

    Książka opisywana przez Ciebie wzbudziła moje zainteresowanie, nie znałem wcześniej biografii autora, jego perspektywa może być ciekawa. Przypomina młodego Buddę po opuszczeniu pałacu.

    Ps. Czy aby na pewno w kontekście ojca właściwe jest określenie dysydent? Jawi się raczej jako jego przeciwieństwo. No chyba że wspomniany rok 1979 ma tu jakieś znaczenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ja też nie znałem biografii autora, stąd książka była dla mnie fascynującą niespodzianką, bo losy młodego jak i starego Jerofiejewa są arcyciekawe. Za podrzucenie "Tego pierwszego" bardzo dziękuję. Będę mieć na uwadze.

      A ojciec to oczywiście decydent. Mianem dysydenta można określić syna. Dzięki za wyłapanie.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)