Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 23 września 2019

Antonio Gómez Rufo "Żegnajcie, mężczyźni" - Jęki sflaczałego samca

Żegnajcie, mężczyźni

Antonio Gómez Rufo

Tytuł oryginału: Adios a los hombres
Tłumaczenie: Magdalena Płachta
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Seria: Salsa
Liczba stron: 240








Wszystkim przelatują przez głowę straszne myśli. Przelatują lub czepiają się niby rzep. Czasami dobitne i ugruntowane jak prawdy, choć niewypowiedziane marnują się i ulatują hen, hen, w ciszę – niby wietrzyk muskający policzek o zachodzie słońca [1]. Co jednak, gdy owa straszna myśl zostanie wypowiedziana i nie odleci? Co, gdy zacznie ona kiełkować, wypuszczać korzenie i plenić się w zakamarkach umysłu, cierpliwie wzrastając, by w końcu wylegnąć na światło dzienne? Straszna myśl rodzi się w głowie Laury, kochanki Juana – młoda kobieta głośno wspomina, że mężczyzna powinien pozbyć się swojej żony Claudii, by nic nie przeszkadzało ich wspólnemu uczuciu. Do czego może doprowadzić tego typu idea wymówiona na głos przekona się czytelnik, który zdecyduje się sięgnąć po powieść Żegnajcie, mężczyźni pióra Antonia Gómeza Rufo (ur. 1954), hiszpańskiego eseisty i prozaika.

Juan to czterdziestojednoletni mężczyzna, który zmaga się z 2 zasadniczymi problemami. Pierwszym z nich jest (…) nieopanowany strach przed samotnością, objawiający się nocnymi atakami trwogi: lękami, którym nie potrafiła zaradzić żadna terapia [2]. Fobia bezpośrednio wiąże się z drugim zgryzem – Juan nie odczuwa już niemal żadnych uczuć względem swojej małżonki Claudii. Wspólnie doznane traumatyczne doświadczenia na polu niespełnionego rodzicielstwa zabiły bliskość oraz zerwały nić porozumienia. Tyle, że Juan nie potrafi uwolnić się od Claudii, bowiem kobieta stanowi dla niego bezpieczny port, do którego zawsze można wrócić – jest gwarantem, że nie będzie musiał po raz kolejny mierzyć się z odosobnieniem. Laura, młodsza o 15 lat kochanka jest zbyt nieprzewidywalna ((…) nie wiedział, jak długo będzie chciała z nim być ani według jakich płatków odlicza dni kobieta, nim postanowi zmienić wazon utrzymujący przy życiu kwiaty jej życia [3]). W rezultacie Juanowi brakuje odwagi, by podjąć ryzyko budowania nowej przyszłości, pozornie świetlanej, ale opartej na zbyt niepewnych przesłankach. Rozterki gryzące protagonistę oraz ruchy wierzchołków wyznaczających boki miłosnego trójkąta to filary, na których wzniesiono fabułę utworu.

Można odnieść wrażenie, że wybór Juana na głównego bohatera to zasadnicza słabość książki. Bo o ile sama akcja rozwija się dość interesująco, a grono postaci drugoplanowych wzmaga czytelniczą ciekawość, o tyle przebywanie z najważniejszym aktorem dramatu jest potwornie męczące. Zastosowana trzecioosobowa narracja połączona z mową pozornie zależną powodują, że cała historia przytaczana jest głównie z punktu widzenia Juana. Czytelnik raczony jest dywagacjami i rozmyślaniami, które w większości są bardzo rozwlekłe i mało odkrywcze. Ponadto utrzymane są one w poetyckim stylu, który jednak momentami brzmi dość sztucznie. Wiele zdań jest sążnistych i przeładowanych ozdobnikami. Sporo jest porównań homeryckich, którym brakuje lekkości, co niejednego odbiorcę może znużyć i skutecznie zniechęcić. Nie mniej odstręczający jest sam charakter Juana. Ogromnie mierzi bierność i apatyczność, irytuje umiłowanie do taplania się w bagnie rozpaczy, złości bezbrzeżny egoizm i zapatrzenie w siebie. W miarę przewracania kolejnych kart jest tylko gorzej, bo do głosu dochodzi jeszcze umysłowa indolencja mężczyzny – nie wchodząc zbytnio w szczegóły, bowiem ich przytoczenie wiązałoby się z koniecznością zdradzenia istotnych elementów fabuły, można ograniczyć się do stwierdzenia, że nie jest zbyt lotnym ktoś, komu nie wydaje się podejrzane, że mieszkanie samo się sprząta, a barek to rodzaj schowka, w którym samoistnie wykluwają się butelki z winem.

Drażniące są również refleksje dotyczące zmieniających się roli kobiet i mężczyzn w życiu społecznym, bowiem nafaszerowane są one uogólnieniami i uproszczeniami. Juan lubuje się w określeniach typu zawsze, nigdy, każdy bądź każda w efekcie czego nietrudno o impresję, że świat kreowany w umyśle protagonisty jest czarno-biały, a formułowanie wniosków bez uciekania się do schematów i sloganów przychodzi mu z niemałym trudem. Przykładem są choćby spostrzeżenia związane z domniemaną rozwiązłością kobiet. Według Juana seks: Był dla nich zabawą zupełnie inną niż w przypadku domniemanego wyuzdania mężczyzn, które zdawało się bardziej fikcyjne niż prawdziwe. Bo wyuzdanie kobiet było autentyczne, choćby one nawet o nim nie mówiły. A mówiły – rozprawiały o nim, jakby pokazywały sobie gabloty z trofeami [4]. Kobiety to zresztą rodzaj obsesji bohatera – widać, że wzbudzają one u niego niepokój, wzmagają niepewność oraz prowadzą do mętnych dywagacji, szczególnie, że coraz więcej osobniczek nie zamierza dłużej tkwić w przypisanej im konwencji (Przejmowały męską rolę nie tylko w domu i poza domem, ale również, co najbardziej rzucało się w oczy, na gruncie wstydliwości, intymności i przyzwoitości, stanowiącym swego czasu terytorium wybitnie kobiece, niepotrzebne mężczyznom do podkreślania męskości. Albowiem męskość wydawała się teraz niezbędnym warunkiem kobiecości [5]).

Ta męcząca osobowość Juana to główny powód, dla którego powieść Żegnajcie, mężczyźni należy uznać za mocno przeciętną lekturę. Zdaje się, że w zamierzeniu autora książka ma być portretem dynamicznie zmieniającego się społeczeństwa, w którym na margines spychani są prawdziwi mężczyźni. Tyle, że archetyp owego prawdziwego mężczyzny, którym prawdopodobnie ma być Juan wykreowany jest tak nieudolnie (poraża przede wszystkim jego egocentryzm i intelektualna niemoc), że trudno na poważnie odebrać przesłanie dzieła.


[1] Antonio Gómez Rufo, Żegnajcie mężczyźni, przeł. Magdalena Płachta, Wydawnictwo Literackie MUZA S.A., Warszawa 2007, s. 33
[2] Tamże, s. 11
[3] Tamże, s. 11
[4] Tamże, s. 87
[5] Tamże, s. 161

2 komentarze:

  1. Tytuł recenzji przywołuje w mym umyśle obrazy, których zdecydowanie nie chciałem w nim mieć :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dobrą sprawę bohaterowi przydałaby tabletka, może nie niebieska, ale taka, która wyrwałaby go z indolencji, ustawicznego użalania się nad samym sobą i intelektualnej niemocy ;)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)