Peter May
Czarny dom
tytuł oryginału: The Blackhousetłumaczenie: Jan Kabat
cykl: Wyspa Lewis (tom 1)
wydawnictwo: Albatros 2014
liczba stron: 464
Uciec nie tylko ze względów osobistych, ale dlatego, że większość o tym marzy; Wyspa Lewis nie jest bowiem łatwym miejscem do życia. W dużej części skalista lub porośnięta wrzosami, niemal pozbawiona drzew, interesująco wygląda może na zdjęciach zrobionych w nieliczne słoneczne dni, ale przez pozostałą część roku jest idealnym miejscem na kryminał w stylu noir, i taką też powieść serwuje nam Peter May.
Ale czy to na pewno kryminał? Większą część powieści stanowią reminescencje protagonisty wywołane powrotem do miejsc oraz osób znanych z dzieciństwa i młodości; wspomnień niezbyt zresztą szczęśliwych, jak w większości przypadków w regionach podobnych do Lewis, gdzie twarde warunki życia, klimatyczne, ekonomiczne i wszelkie inne, raczej nie pozwalają rozkwitnąć ani delikatniejszym ludziom, ani roślinom.
Czarny dom jest bardzo interesującym przyczynkiem do refleksji nad takimi tematami jak rola pierwszej miłości i jej wpływ na późniejsze życie, wolna wola i możliwość kreowania własnego losu, religia... Wpływ przypadku na naszą przyszłość, pytanie o to, czy jesteśmy takimi, jakimi siebie widzimy, czy takimi, jakimi widzą nas inni... Tematy trudne, a pociągnięte z wyczuciem i w niezwykle interesujący sposób. Gdyby brać pod uwagę ilość miejsca poświęconego różnym wątkom, można by rzec, że to raczej powieść obyczajowa, psychologiczna, ewentualnie nawet bardziej romans niż kryminał. A jednak jest to bardzo ciekawa propozycja, coś odmiennego od wszelkich dotychczasowych konwencji, gdyż to nadal kryminał w stu procentach. Intryga kryminalna, sama w sobie interesująca i oryginalna, jest jakby wielką klamrą, która spina w nierozerwalną całość wszelkie inne warstwy powieściowego tworzywa. Bez nich byłaby uboga i niepełna, a zarazem one bez niej rozeszłyby się niczym części ubrania pozbawione szwów. Czytelnicy będący niewolnikami starych upodobań, zamknięci na nowe prądy, będą pewnie narzekać na to, że za mało kryminału w tym kryminale, ale dla tych, którzy poszukują nowych trendów w tym gatunku, to bardzo ciekawa propozycja.
Pięknie oddana jest atmosfera życia na Lewis – poza krótkimi okresami ciepła i słońca depresyjna, mroczna i zimna, a mimo to w jakiś dziwny sposób pociągająca. Postacie występujące w powieści, choć niezbyt liczne, są przekonujące, oryginalne, bardzo zróżnicowane i zarazem, co jest dużą zaletą, współgrające z własną przeszłością oraz teraźniejszością, co nie zawsze do końca się udaje.
Czarny dom jest też niezwykle pozytywnym przykładem, że wciąż można napisać bardzo dobry, a nawet rewelacyjny kryminał bez uciekania się do seryjnych zbrodni, co stało się już prawdziwą plagą tego gatunku, która coraz bardziej mnie nuży.
Nie obyło się niestety bez, nielicznych na szczęście, wpadek, jak choćby uderzenie w skroń pozostawiające siniak na... policzku, czy stwierdzenie, iż gnejs jest najstarszą skałą na Ziemi. Nie wiem czy te potknięcia, podobnie jak momentami daleki od ideału styl, są winą autora, czy też tłumacza. Całość jednak okazała się niezwykle wciągająca; czyta się to świetnie. Rozrywka przednia, a przy tym daje do myślenia zarówno w trakcie lektury, jak i po jej zakończeniu. Na wielki plus dla autora zaliczam to, że choć sięgnął do pewnego bardzo modnego do niedawna tematu z dziedziny psychologii, który to chwyt zwykle powoduje u mnie od razu bardzo krytyczny stosunek do dzieł, w których się przewija, gdyż jest zwykle ukazywany sprzecznie z wiedzą naukową, to jednak wykorzystał go w taki sposób, że absolutnie nie można tego krytykować.
Jako wielbiciel oryginalności doceniam przede wszystkim to, o czym wspomniałem, czyli coś, co może zapoczątkować nowy prąd w ramach kryminału, który choć dorobił się już wielu podgatunków, to nie ma jeszcze czegoś takiego, co zaprezentował Czarny dom. Z tego powodu uznaję tę powieść, mimo pewnych niedociągnięć, za rewelacyjną i polecam szczególnie gorąco
Wasz Andrew
- beznadziejna
- bardzo słaba
- słaba
- może być
- przeciętna
- dobra
- bardzo dobra
- rewelacyjna
- wybitna
- arcydzieło
Ha, przyznać trzeba, że kryminał to bardzo wdzięczna forma. Jego szaty, podobnie zresztą jak ma to miejsce w przypadku science fiction, można wykorzystać, by przystroić w nie powieść wymykającą się prostym schematom i definicjom. Z kryminalnej "płachty" korzystali przecież Dostojewski, Lem ("Śledztwo", "Katar") czy Kōbō Abe ("Spalona mapa"), ale również twórcy nouveau roman na czele z Robbe-Grilletem ("Gumy"). "Czarny dom" mocno kusi, by zajrzeć, co kryje się w jego wnętrzu.
OdpowiedzUsuńBliska mi osoba, której gustom ufam, również polecała mi tą książkę (i, o ile pamiętam, dwie kolejne, bo to chyba cykl). No a Teraz jeszcze Ty. Biorąc pod uwagę, że w kryminałach cenię głównie to, co wychodzi poza i ponad konwencję, tak jak tu opisywany psychologiczni naddatek, to na pewno sięgnę po Maya sięgnę.
OdpowiedzUsuńDaj znać jakie będą wrażenia po lekturze. Pozdrawiam serdecznie
UsuńNie czytałem, więc zapytam z ciekawości: jak Karol May wypacza umysł?
OdpowiedzUsuńJa też zaczytywałem się w dzieciństwie Karolem Mayem. Mam nawet wytatuowaną moją ulubioną postać, Henry'ego Hartona, znanego westmanom jako Old Death, przez Indian nazywanego zaś Koscha-pehve :)
OdpowiedzUsuńDlaczego książki Maya wypaczają umysł? Chodzi o to, że przedstawiony tam Dziki Zachód to głównie wytwór jego imaginacji, czy coś jeszcze?
Serio z tym tatuażem? :) Możesz wrzucić gdzieś fotkę? Na bloga, flickra, czy link w komentarzu?
OdpowiedzUsuńMaya Karola uwielbiałem (we wczesnej podstawówce), ale nie ukrywam, że innym jego powieści nie polecam. Pomijam daleki od rzeczywistości obraz Indian w szczególności, a tamtych czasów i realiów w szerszym ujęciu. Bardziej negatywnie oceniam dwie rzeczy - świat bez układów damsko-męskich i wypaczenie socjologiczne (rozstrzyganie konfliktów przy pomocy siły). Niby pozytywni bohaterowie nie lubią zabijać, ale nigdy nie zniżają się do zagrywek psychologicznych (polityki) i wszystko załatwiają pięścią. Tymczasem w rzeczywistości bardzo niewiele spraw da się załatwić siłą. Nawet w świecie bezprawia, którym Dziki Zachód nigdy tak naprawdę nie był, nawet wewnątrz band, więcej załatwia się polityką niż siłą. To dlatego rzadko przywódcami, nawet w świecie przestępców, są najsilniejsi. No chyba, że są również największymi cwaniakami...