Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Robinson Crusoe na Marsie czyli jedyna powieść Andy’ego Weira




Andy Weir

Marsjanin

tytuł oryginału: The Martian
Tłumaczenie: Marcin Ring
Wydawnictwo: Akurat 2014
liczba stron: 384




Lekturą listopada w moim, czyli rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki był Marsjanin pióra Andy’ego Weira. Nie od rzeczy będzie dodać, że jest to jak dotąd jedyna znana powieść tego Amerykanina. Oczywiście nie świadczy to ani na jej korzyść, ani na niekorzyść.




Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…


Tyle notka wydawcy i ja też o fabule wiele więcej nie powiem. Kto zechce, doczyta sobie.

Od samego początku Marsjanin sprawił na mnie wrażenie klonu Przypadków Robinsona Crusoe. Może to nie przypadek, że autor wcześniej obracał się w świecie produkcji gier komputerowych, w którym odgrzewanie starego pomysłu nie jest niczym zdrożnym. Szkoda tylko, że w tym remake’u powieści Daniela Defoe brak odpowiednika Piętaszka. Miejscami nużył mnie również urodzaj pseudoprofesjonalnych szczegółów, które samemu można wygrzebać sobie w internecie oraz nadmiar błędów rzeczowych i stylistycznych miejscami przechodzących w prawdziwy bełkot*. Zła passa chyba mnie ściga, gdyż znów trafiłem na książkę, w której spomiędzy pozorów inteligencji wyziera brak podstawowej wiedzy choćby z zakresu fizyki, jak na przykład w cudownym cytacie:

Statek będzie leciał wystarczająco szybko, żeby opór powietrza nie miał znaczenia...

To już nie złota, ale diamentowa czcionka!

Kiedy po zakończonej lekturze przejrzałem recenzje w internecie, w większości wręcz bałwochwalcze, byłem zdumiony. Rozumiem oficjalnych recenzentów, którzy nie mają innego wyjścia niż pisać z zachwytem o książkach objętych patronatem znanego serwisu, ale krytycy niezależni? Czy nie ukończyli fizyki i logiki na podstawie szkół podstawowych i średnich? Czy nie widzą wtórności pomysłu, naciąganych założeń, płytkości i sztampowości tego „dzieła”? Jak można w swych ocenach zrównać Weira z tytanami SF, albo (hańba) wywyższyć go ponad rodzimego Lema?

Pewnej wskazówki do wyjaśnienia tego stanu rzeczy upatrywałbym w historii Marsjanina. Nikt nie chciał tej produkcji wydać, czyli nie zdobyła ona uznania nikogo, kto się w świecie literatury obracał. Dopiero, gdy self publishing przyniósł książce uwielbienie mas (czytaj plebsu), czym jednoznacznie zaczęła rokować na zyski, wydano ją z obowiązkowym wynikiem w postaci bestselleru. Logicznym krokiem była ekranizacja**, by na fali efektów akcji marketingowej książki wydobyć z tego pomysłu za jednym zamachem jeszcze więcej kasiorki.

Pocieszające dla mnie było to, że w naszym DKK oceny były dużo bardziej wyważone niż w internecie i w zasadzie można je zawrzeć w takim uśrednieniu: budżetowa literatura, na pewno bez uzasadnionych aspiracji do literatury z wyższej półki; jak najbardziej do poczytania, choć miejscami może nużyć i nudzić.

Co do filmu, to wypada chyba nawet lepiej niż książka, co jest wyjątkiem w konkurencji film vs. book. Duża zasługa w tym Matta Damona jako odtwórcy tytułowej roli, a odrzucenie zbędnych książkowych pseudotechnikalii też okazało się udanym zabiegiem.

Ani od książki, ani tym bardziej od filmu, nikogo więc nie odciągam, ale jest tyle lepszych rzeczy do przeczytania i obejrzenia, a życie takie krótkie, że chyba specjalnie poszukiwać akurat tego tytułu nie ma sensu


Wasz Andrew


* Nie dociekam tutaj, które błędy są sprawką tłumacza, a które autora, oceniam bowiem książkę, czyli konkretne wydanie w konkretnym tłumaczeniu.
** Marsjanin(2015) The Martian reżyseria: Ridley Scott, Matt Damon jako Mark Watney

Marsjanin [Andy Weir]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Marsjanin [Andy Weir]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE


7 komentarzy:

  1. Czekałem na recenzję tej powieści - byłem bardzo ciekaw Twojej opinii. Przyznaję, że pokrywa się ona z moimi przewidywaniami :)

    O książce naczytałem się dość sporo, szczególnie za sprawą Pawła Pollaka (pisarza i tłumacza, prowadzącego autorskiego bloga), który w tym dziełku wyłapał także masę lapsusów wynikających z kiepskiego tłumaczenia. Co ciekawe feralną pozycję udało się nawet zareklamować i otrzymać za nią zwrot kosztów - polecam lekturę poniższych postów:
    Siejemy ziemniaki, czyli kosmiczna fuszerka
    Kupiłeś „Marsjanina”? Oddaj bubla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak - bestseller w literaturze (i nie tylko) ma ostatnio dla mnie coraz bardziej pejoratywne określenie...

      Usuń
  2. Oglądałam 'Marsjanina' i szczerze mówiąc, to byłam baardzo zawiedziona. Już 'Grawitacja' była lepsza.
    Ale w takiej ocenie byłam odosobniona.
    Noszę się z napisaniem posta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się tym, że byłaś osamotniona. Ja się zaczynam martwić, gdy zbyt wielu się ze mną zgadza ;)

      Usuń
    2. Matt Damon w tym filmie naprawdę nie miał okazji się wykazać.. Pamiętam go z 'Infiltracji'. To był dopiero film.
      Czy mogę w razie czego wykorzystać Twoje genialne zestawienie z Robinsonem w poście i powołać się na Twój blog?

      Usuń
    3. Jak najbardziej :) Cytowanie, powoływanie się i inne ~anie z wyjątkiem plagiatowania bardzo mile widziane :)

      Co do Infiltracji, to fakt, to było Kino, ale i tak pierwowzór (Infernal Affairs: Piekielna gra(2002) był chyba lepszy. Jeśli nie oglądałaś - polecam.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)