Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 27 lipca 2018
Xianliang Zhang "Zupa z trawy. Dziennik z chińskiego gułagu" - Głód a człowieczeństwo
Tytuł oryginału: Fan-nao jiu shi zhi-hui
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: Iskry
Liczba stron: 246
Narzucanie swojej wizji świata
nierzadko spotyka się z oporem, który, przynajmniej pozornie, najłatwiej jest
przełamać siłą. Tym bardziej, że przemoc to sprawdzone narzędzie, którym
ludzkość posługuje się od wieków. Co zrozumiałe, brutalność ucisku i uciemiężenia
skrywana jest pod szerokim wachlarzem eufemizmów, a stosowaniu agresji nadaje
się znamiona konieczności i nieuchronności. Miejscem, w którym w życie wciela
się nie wypowiadane na głos ideały traktujące o zbawiennej działalności
przemocy są wszelakiej maści obozy pracy – kwestie reedukacji poprzez
przymusowe roboty testowano w całej rzeszy krajów, począwszy od III Rzeszy i
ZSRR, poprzez II RP, na Korei Północnej i Chinach skończywszy. To właśnie do
Państwa Środka trafia czytelnik, który zdecyduje się na lekturę książki Zupa z trawy. Dziennik z chińskiego gułagu,
pióra Xianlianga Zhanga (1936 – 2014).
Utwór to autobiograficzna
opowieść o pobycie w chińskim obozie pracy, do którego Zhang został zesłany w
1958 roku. Bohatera – urodzonego w zamożnej rodzinie przemysłowej o
urzędniczych tradycjach – uznano za prawicowca po publikacji Poematu o wietrze. W dziele doszukano
się krytyki partyjnej polityki oraz antysocjalistycznego wydźwięku. Sytuacja
Zhanga oraz okoliczności, w jakich został skazany, dobrze odzwierciedlają
burzliwy okres, jakimi były lata 50-te w Chińskiej Republice Ludowej. W 1956
roku rozpoczęto kampanię stu kwiatów,
której sednem była różnorodność prądów intelektualnych w sferze kultury i
nauki. W efekcie zelżała cenzura, a partia otwarła się na głosy krytyczne,
kierowane pod jej adresem – do kontestowania dotychczasowych osiągnięć
zachęcano inteligencję, przedstawicieli innych opcji politycznych czy
urzędników. Jednak skala negacji komunistycznej działalności okazała się na tyle
spora, że nieodzownym stało się podjęcie szybkich i zdecydowanych ruchów. W
1957 roku w życie weszła kampania przeciw prawicowcom, określana
też mianem polityki wycinania chwastów.
Każdy, kto został posądzony o prawicowy sposób myślenia (a pojęcie to stało się
niezwykle pojemne), traktowany był jako wróg ludu i rewolucji. W większości
przypadków następowało usuwanie z zajmowanego stanowiska, uniemożliwianie
wykonywania zawodu oraz wysyłanie do obozów wychowawczych. Ta właśnie gorzka droga stała się udziałem Xianlianga Zhanga.
Zupa z trawy napisała została dopiero w 1992 roku – utwór powstał
jako rozwinięcie prowadzonego w obozie dziennika. Lakoniczne i suche zdania
(można je wręcz traktować jako tytuły poszczególnych rozdziałów) zostają
nasycone treścią, której źródłem są bolesne i traumatyczne wspomnienia. Z tego
względu ponura wizja snuta przez pierwszoosobowego narratora wyróżnia się
charakterystyczną formą – opisywane wydarzenia są bowiem na bieżąco destylowane
przez pryzmat lat, jakie upłynęły od momentu ich zanotowania, a całość
przesiąknięta jest subtelną ironią, podkreślającą wszechobecny absurd. Książka
jest próbą odtworzenia panującego wówczas, złowieszczego klimatu, którego
symbolem jest głód (będący owocem prowadzonej w latach 1958 – 1962 kampanii wielkiego skoku naprzód).
Powodem, dla którego Zhang decyduje się na publikację swoich notatek jest
przeświadczenie o konieczności pozostawienia świadectwa, świadectwa tego, do
czego zdolny jest rodzaj ludzki – tylko pamiętając o traumatycznych zdarzeniach,
możemy starać się, by do podobnych rzeczy nie dochodziło w przyszłości (Gdyby nie istniał ten cienki dziennik,
mógłbym się zastanawiać, czy tamta część mojego życia była w ogóle prawdziwa.
Ludzie mają słabą pamięć. Żyją tylko teraźniejszością – bez względu na to, czy
jest radosna, czy bolesna. Ale teraźniejszość i istniejący w jej ramach rodzaj
ludzki są konsekwencją przeszłości, tak jak przyszłość wynika z przeszłości.
Ludzkie życie nie mija bez śladu, nie przepada, jakby go nigdy nie było. Wielu
ludzi żyjących dziś w Chinach nie ma odwagi tego przyznać – nie mają odwagi
stanąć oko w oko z przeszłością, a niektórzy nawet nie chcą stawić czoła
fragmentom teraźniejszości. Właśnie dlatego czuję, że powinienem opublikować
ten najbardziej prawdziwy z dzienników, a także opatrzyć go komentarzem, żeby
był dla wszystkich zrozumiały [1]).
Rezultatem rozległej perspektywy
czasowej, z jakiej napisano utwór, jest mocno analityczny charakter. Książka
pozwala czytelnikowi przekonać się, jak funkcjonował i działał typowy chińskich
obóz pracy (instytucja ta jawi się
jako miejsce, w którym grupa pechowców bez żadnych perspektyw, uparcie usiłuje
zrealizować najbardziej szaleńcze wizje i projekty, kosztem własnego zdrowia, a
nierzadko i życia). Jednocześnie otrzymujemy wnikliwe studium jednostki, która
jest stopniowo demoralizowana i dehumanizowana. Xianliang Zhang szczegółowo
przytacza warunki, w których ludzka istota pozbawiana jest cech, decydujących o
jej człowieczeństwie – godność, możliwość samostanowienia o własnym losie,
empatia, moralność czy altruizm są plewione niczym złośliwe chwasty.
Przytłaczająca praca fizyczna, brak stosownej do ponoszonego wysiłku ilości
pożywienia w połączeniu z nieustannie sączoną propagandą skutkują narodzinami
Nowych Ludzi, których przymiotami są egoizm (Skazańców interesowała tylko własna robota [2]),
zamknięcie w chwili obecnej (Przyszłość
jest tajemnicą. Nikt nie zna swojego losu, a w przypadku więźniów jest to
szczególnie wyraźne [3]),
uległość (Ludzie zesłani do obozu na
resocjalizację już dawno stracili zdolność samodzielnego, niezależnego myślenia
[4]),
zobojętnienie na krzywdę bliźniego (Wrażliwość
na cierpienie zależy od pozycji, z jakiej się je obserwuje [5]),
utylitarność („Wartość” więźnia zależała
bowiem od tego, czy jego dalsze losy będą mogły potwierdzić „mądrość i
słuszność” polityki resocjalizacji poprzez pracę [6]),
wzajemna nieufność (Chińska demokracja
polega na tym, że wszyscy wszystkich szpiegują [7])
oraz ustawiczna niepewność i ciągłe poczucie zagrożenia.
Proza Xianlianga Zhanga
uzmysławia czytelnikowi rzeczywisty obraz przemian, jakie dokonały się w
Chinach, kiedy władzę w państwie sprawował Mao Zedong (przywódcą ChRL był w
latach 1949 – 1976). Ich kwintesencją jest niejednokrotnie wspominana na
kartach książki polityka uzupełniania
zmniejszonych racji żywnościowych dyniami i zieleniną, będąca pokłosiem
wspomnianej kampanii wielkiego skoku
naprzód. Impulsem do ogłoszenia koncepcji Wielkiego Skoku były obchody 40. rocznicy rewolucji bolszewickiej
(1957), w trakcie których Chruszczow stwierdził, że ZSRR w przeciągu
najbliższych 15 lat gospodarczo prześcignie Stany Zjednoczone Ameryki
Północnej. Obecny na uroczystościach Mao Zedong potraktował tę prognozę jako
wyzwanie i sam oświadczył, że ChRL w przeciągu 15 lat wyprzedzi Wielką
Brytanię. Jednak chaotycznie i prowizorycznie przeprowadzona akcja, w która nie
zaangażowano ekonomistów (zdecydowana większość inteligencji doczekała się
łatki prawicowców i podobnie jak
Xianliang Zhang, skierowana została na reedukację do obozów pracy) przyniosła
rezultaty zgoła odwrotne do tych, jakie oczekiwano – gospodarka została
zrujnowana w każdym aspekcie, a najboleśniejszym następstwem była klęska głodu,
która wg różnych szacunków, kosztowała życie od 10 mln do nawet 40 mln
obywateli ChRL. Do fatalnej polityki Wielkiego
Skoku nawiązuje sam tytuł powieści, bowiem jak dowiadujemy się z zapisków
Xianliang Zhanga, zupa z trawy to podstawowy posiłek reedukowanych więźniów,
posiłek, który w najmniejszym stopniu nie pokrywa wydatku energetycznego
niezbędnego do funkcjonowania oraz wykonywania prac polowych. Tym samym jedynym
celem obozowej wegetacji staje się mozolna walka o byt, która przejawia się w
poszukiwaniu czegokolwiek, co może dostarczyć organizmowi niezbędnych kalorii –
żaby, ropuchy, szczury, słowem wszystko, co nie jest na tyle sprytne, by uciec
zdesperowanemu więźniowi, może stać się pożywieniem (Biorąc pod uwagę nasze racje żywnościowe, nawet pękające strupy na
wargach mogły uchodzić za rodzaj mięsa do jedzenia [8]).
Reasumując, Zupa z trawy. Dziennik z chińskiego gułagu, pióra Xianlianga
Zhanga, to niełatwa lektura, która jest kolejnym przykładem małości człowieka,
który pragnie uchodzić za najinteligentniejszego przedstawiciela spośród
wszystkich ziemskich gatunków. Książka to historia stopniowego zaniku uczuć oraz
postępującego odczłowieczania. To zapis warunków, w jakich traci się nawet
strzępy godności, kiedy człowiek zamienia się w kawał mięsa, obojętny na
płynące z otoczenia bodźce, wypatrujący jedynie czegoś, co uznać można za
strawę. Powieść to także świetne preludium do Zielonodrzewu, dzieła Xianlianga
Zhanga, w którym opisano egzystencję po opuszczeniu obozu.
[1] Xianliang Zhang, Zupa z trawy. Dziennik z
chińskiego gułagu, przeł. Magdalena Słysz, Wydawnictwo Iskry, Warszawa
1999, s. 9 – 10
[2] Tamże, s. 26
[3] Tamże, s. 85
[4] Tamże, s. 43
[5] Tamże, s. 29
[6] Tamże, s. 33
[7] Tamże, s. 102
[8] Tamże, s. 192
11 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ha - kiedy słyszę lub czytam o Chinach zawsze mam skojarzenie z obchodami kolejnej rocznicy upadku komunizmu. Skąd oni to wzięli, że komuna upadła, skoro w jednym z największych krajów świata rządzi Partia i ma się całkiem dobrze? Sorry za OT, ale takie mam skojarzenia.
OdpowiedzUsuńPoprzez takie skojarzenia bardzo często rodzą się ciekawe dyskusje bądź refleksje. A uwaga o tyle słuszna, że w powszechnie przyjętej narracji Chiny b. często się deprecjonuje - chińszczyzna to synonim słabej jakości, podczas gdy rzeczywistość wygląda tak, że zakłady produkcyjne z Państwa Środka są w zasadzie wyprodukować wszystko, czego może zapragnąć europejski konsument. Tyle, że każdy towar ma swoją cenę - jeśli chcemy dostać coś po kosztach, to trudno oczekiwać, by cechowało się to b. dobrą jakością.
UsuńNiestety, ludzka inteligencja sprawia, że potrafimy wznieść się na wyżyny także okrucieństwa i brutalności. Im inteligencja większa, tym potencjał do wymyślnego upodlenia większy. Człowiek jest najdoskonalszym i najpotworniejszym stworzeniem jednocześnie.
OdpowiedzUsuńSorry, ale chyba nie masz racji w tym temacie.
UsuńQbus, Andrew - cały problem sprowadza się chyba do zdefiniowania pojęcia "inteligencja". Ale faktem jest, że ludzkie istoty, które szczycą się mianem stworzeń szalenie inteligentnych, zdolne są do najohydniejszego prymitywizmu.
UsuńCzyli to taka książka rozliczeniowa... Godne podziwu, że przebywający w obozach autor miał chęć i siły, by prowadzić notatki.
OdpowiedzUsuńNo tak, książka wspomnieniowo-rozliczeniowa. A same notatki były b., b. zdawkowe i krótkie - z jednej strony wszechogarniające znużenie i głód, z drugiej ryzyko doszukania się jakiś antykomunistycznych rewelacji sprawiało, że autor był b. oszczędny w słowach.
UsuńO, mam tę książkę w planach, choć chyba na razie sobie odpuszczę, bo czytam właśnie drugą w przeciągu kilku tygodni książkę napisaną przez autora z Chin i chyba trzeciej nie dam rady, zwłaszcza że wszystkie wpisują się w podobną, okrutną tematykę. Swoją drogą, czytając Twoją recenzję odkryłem, że część rzeczy już wiem o tych czasach za sprawą twórczości Liao Yiwu, chińskiego twórcy non-fiction, którego "Prowadzącego umarłych. Chiny z perspektywy nizin społecznych" czytałem kiedyś, zaś "Bóg jest czerwony. O tym jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w komunistycznych Chinach" czytam obecnie. Obie książki pokazują jak biedni, wykluczeni ludzie próbują poradzić sobie z komunistycznymi rządami i wielokrotnie na tym polu polegają. Widać to tym bardziej, że autor jest bezkompromisowy i ukazuje wszystkie potworne rzeczy, które ludzie robią. Mocno polecam.
OdpowiedzUsuńHa, nasze literackie szlaki znowu się zbiegają. Ja także zamierzam sięgnąć po Liao Yiwu, ponieważ swego czasu w okazyjnej cenie udało mi się nabyć jego "Pociski i opium". Podejrzewam, że wszystkie książki mogą uzupełniać się w niejednym aspekcie i po ich przeczytaniu można by złożyć całkiem ciekawy (chociaż wciąż mocno niekompletny) obraz Chin.
Usuń"Pociski i opium"! <3 Też mi się marzą, ale jakoś nie mam ochoty na taką cegłę oraz trochę się boję, że będzie najcięższa emocjonalnie z tych wszystkich, więc na razie odpuszczam ;).
UsuńHehe, u mnie akurat "Pociski i opium" stoją na półce zaraz obok "Inszallaha" Fallaci, więc w ogóle nie sprawiają wrażenia cegły :D
Usuń