Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 9 lutego 2018

Yōko Ogawa "Miłość na marginesie" - Poza światem słów

Miłość na marginesie

Yōko Ogawa

Tytuł oryginału: Yohaku no ai
Tłumaczenie: Anna Horikoshi
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Z miotłą
Liczba stron: 272
 
 
 
Słuch, czyli zmysł umożliwiający nam percepcję fal dźwiękowych, to cudownie skomplikowana aparatura, chociaż przyznać trzeba, że na co dzień rzadko poświęcamy jej uwagę. Małżowina, przewód słuchowy, błona bębenkowa, młoteczek, kowadełko, strzemiączko, okienko owalne czy ucho wewnętrzne to terminy pozostające poza orbitą naszym zainteresowań, z którymi zapoznajemy się bliżej dopiero wtedy, gdy pojawia się problem z naszymi uszami. Literatura, podobnie jak codzienne życie, równie rzadko zajmuje się słuchem, chociaż jak to z książkami bywa, można znaleźć pośród nich pozycje traktujące nawet o tak nietypowym zagadnieniu. Dobrym przykładem jest powieść Miłość na marginesie, autorstwa japońskiej pisarki Yōko Ogawa. 
 
Główną bohaterką utworu jest młoda kobieta, którą pewnego dnia (nazajutrz po tym, jak opuszcza ją mąż) budzą niezwykłe dźwięki, przypominające odgłos grania na flecie. Zasłyszana melodia okazuje się równie fikcyjna, co irytująca i jest zapowiedzią choroby oraz zmian, do jakich dochodzi w życiu protagonistki w związku z podjętą terapią. Schorzenie, jakie dotyka kobietę to głuchota czuciowo-nerwowa (objawiające się m.in. słyszeniem nieistniejących dźwięków oraz przewrażliwieniem na te rzeczywiste, które powodują ból) – kilkumiesięczne leczenie kończy się połowicznym sukcesem, a medycy nie są w stanie podać źródła przypadłości, jako, że pacjentka niechętnie dzieli się rewelacjami ze swojego życia prywatnego. Sytuacja ulega zmianie, kiedy bohaterka zaproszona zostaje do wzięcia udziału w spotkaniu z dziennikarzem czasopisma medycznego, w trakcie którego poznaje Y, stenografa, pomagającemu żurnaliście w prowadzonym wywiadzie. Mężczyzna, którego praca polega na zapisie toczącej się konwersacji, wzbudza zainteresowanie w protagonistce. Powód jest jednak dość nietypowy, jako, że obiektem fascynacji są ręce Y (W moim otoczeniu do tej pory było wielu takich mężczyzn, ale tylko ten miał wyjątkowe dłonie. Inaczej mówiąc, nic nie pociągało mnie w nim tak, jak jego palce [1]). Ale czy zamiłowanie do cudzych kończyn może stać się początkiem miłosnej historii?

Motywem wiodącym, na którym oparto fabułę Miłości na marginesie są spotkania bezimiennej bohaterki oraz Y. Z punktu widzenia kobiety stają się one rodzajem terapii, umożliwiającej zapomnienie o krzywdzie wyrządzonej przez niewiernego małżonka. Tematem kolejnych tête-à-tête jest przeszłość, w której zanurzają się protagoniści, rozsmakowując się minionymi chwilami, ich ulotnością i urokiem.

Opisywana relacja budowana jest bardzo niespiesznie, bez cienia nerwowości – oparta jest na cierpliwości, co przywodzi na myśl skojarzenia z leniwie płynącym strumieniem, który powoli, lecz uparcie podąża utartym szlakiem, finalnie osiągając ustanowiony cel. Tempo zadzierzgania związku idealnie oddaje pierwszoosobowa narracja, cechująca się tym samym rytmem. Jej wyróżnikiem jest także subtelność oraz delikatność – kobieta skupia się na detalach, koncentruje na szczegółach, które umykają ludziom, prowadzącym intensywną egzystencję. To wyczulenie na drobiazgi codzienności to efekt dysfunkcji – wyostrzona percepcja pozwala wyłapywać takie rzeczy jak szelest papieru, skrobanie długopisu, szum wody, echa odległych konwersacji czy obraz gestykulujących dłoni.

Styl, w jakim utrzymane jest dzieło Yōko Ogawa mocno kojarzy się z prozą Yasunariego Kawabaty, japońskiego noblisty, który wznosił wspaniałe i zwiewne słowne konstrukty. Pióro Ogawy jest równie lekkie, a malowany przez nią literacki pejzaż odznacza się niedomówieniem i efemerycznością – artystka z Kraju Kwitnącej Wiśni tworzy swoją historię w sposób oszczędny, stosując ledwie kilka kresek, za pomocą których ukazane zostają sytuacje pozornie proste i banalne, skrywające jednak swoistą głębię oraz niepozbawione niejednoznaczności. Metaforyczność i symbolika to równie istotne elementy składowe.

Utwór Ogawy charakteryzuje się też sporą dozą dyskretnej i stonowanej niezwykłości – świat przedstawiony w książce płata niekiedy figle, ale są to dziwy, które łatwo przegapić, jeśli nie poświęci się im należytej atencji. Z tego powodu można odnieść wrażenie, że na karty książki niepostrzeżenie sączy się oniryzm. Te surrealistyczne impresje zostają znakomicie zaakcentowane przez śnieg, w którym chwilowo pogrąża się miasto, gdzie rozgrywa się akcja Miłości na marginesie. Za sprawą białego puchu, otoczenie zdaje się pogrążać w kołdrze sennej rzeczywistości. Budynki zatracają swoje kontury, ludzie znikają z chodników, a opustoszałe ulice wolne są od unieruchomionych samochodów – idealna sceneria dla nastrojowego spaceru, snucia niezobowiązujących rozważań czy nietypowego wydarzenia.

Kwestią, której poświęcono w książce sporo miejsca jest także pamięć oraz jej funkcjonowanie. Yōko Ogawa zwraca uwagę, jak postrzegamy to, co minęło, i co pozostało już za nami. Japonka sygnalizuje, że nierzadko nasz mózg w sposób równie wybiórczy, co zagadkowy wyławia momenty, które na trwale zapisują się w naszych umysłach (Rozmyślałam o takich sprawach praktycznie bez końca. O takich drobnych perełkach wspomnień, które nasza pamięć, jak wróżka, wybiera sobie i kolekcjonuje [2]). Z tego względu, jeśli zbyt głęboko pogrążymy się w nieustannym odtwarzaniu przeszłości, może ona łatwo zamienić się w swoisty labirynt, w którego odnogach będziemy się bezskutecznie błąkać, na próżno usiłując się z niego wyplątać. Z drugiej jednak strony, jedynie konfrontacja z tym, co niemiłe, bolesne, irytujące, może doprowadzić do przezwyciężenia traum. 

Reasumując, Miłość na marginesie, to intrygująca powieść doskonale pokazująca, że nawet szara i pozornie nudna codzienność posiada zakamarki, w których odnaleźć możemy odrobinę magii – kluczem do tego świata jest spokój, wyciszenie, przywiązywanie większej wagi do subtelnych sygnałów wysyłanych przez otoczenie. Ponadto dzieło Yōko Ogawy pozwala uświadomić sobie jak tajemniczą istotą jest człowiek – pokłady obcości możemy odnaleźć nawet w nas samych, jeśli tylko ośmielimy się dokopać wystarczająco głęboko.


[1] Yōko Ogawa, Miłość na marginesie, przeł. Anna Horikoshi, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s. 70
[2] Tamże, s. 36
 

6 komentarzy:

  1. Yōko Ogawa najwidoczniej lubi zwracać uwagę na narząd słuchu, bo w „Muzeum ciszy” też była mowa o uszach – wielu mieszkańców miasteczka miało dziwnie malutkie uszy; jak się potem okazało, dobrowolnie poddali się operacji odcięcia małżowiny usznej. Książkę będę chciała przeczytać, bo pierwsze spotkanie z prozą tej autorki sprawiło mi wiele przyjemności. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do "Muzeum ciszy" cały czas się przymierzam - niedawno udało mi się zlokalizować tę powieść w jednej z pobliskich bibliotek. Szkoda, że jak na razie na język polski przełożono tylko 2 powieści Ogawy. Sięgnięcie po pozostałą twórczość pozwoliłoby przekonać się czy narząd słuchu odgrywa kluczową rolę także w innych dziełach.

      Usuń
  2. Jak to dobrze, że odwiedzam bloga, który zajmuje się literaturą z Japonii. Gdyby nie Twoja recenzja, to pewnie okładka niemal automatycznie odrzuciłaby mnie od książki. Nie jest ona co prawda zupełnie niezwiązana z książką, ale i tak wywołuje bardzo wąskie skojarzenia. Historia pokazuje, że gdyby książkę o takiej tematyce napisał mężczyzna, to okładkę miałaby inną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skośne oczy i kwiat wiśni, i hurra - kolejna odkrywcza okładka do kolekcji, która idealnie pokazuje tendencję wydawców do stosowania najprostszych i najbardziej oczywistych rozwiązań.

      A patrząc na tytuł kolejnej powieści Ogawy, która niedawno wpadła mi w ręce - "Muzeum ciszy" - śmiem twierdzić, że narząd słuchu to ważny wątek w twórczości Japonki.

      Usuń
  3. Ojej, ze wstydem przyznam, że oceniłem tę powieść jako romans, a nawet jeśli nie romans, to historię skupiającą się przede wszystkim na miłości i kierowaną raczej do kobiecej publiczności. Wprawdzie miałem zamiar tak czy inaczej ją przeczytać z racji tego, iż to literatura japońska, ale jakoś nie ciągnęło mnie do niej zupełnie, a dzięki Twojej recenzji wydaje się o wiele ciekawsza. Spodobał mi się ten surrealizm oraz tematyka pamięci i co zabawne, dzielę z bohaterką upodobanie do ludzkich dłoni ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, wyznam Ci w takim razie, że gdyby nie moje umiłowanie do japońszczyzny, to pewnie również nie sięgnąłbym po tę książkę (właśnie z uwagi na okładkę, która sugeruje lekką historię miłosną o raczej rozrywkowym charakterze). A tymczasem proza Ogawy okazuje się niezwykle intrygująca - pełno w niej niedopowiedzenia, niejasności, ale i subtelności (stąd skojarzenia z dziełami Yasunariego Kawabaty). Niedawno skończyłem czytać "Muzeum ciszy" i ta powieść jest równie dobra. Z tego względu czekam na kolejne przekłady na j. polski dzieł Ogawy.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)