Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 13 października 2017

Per Christian Jersild "Dom Babel" - Kakofonia sterylności

Dom Babel

Per Christian Jersild

Tytuł oryginału: Babels hus
Tłumaczenie: Zdzisław Wawrzyniak
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Liczba stron: 346
 
 
 
Innym faktem wyróżniającym wielkie szpitale są liczne języki, którymi się tam mówi. W kuchni słychać szwedzki, fiński i serbo-chorwacki. Sprzątaczki mówią przeważnie po turecku, a na ulicach Królików, Szczurów i Świnek Morskich, to znaczy w budynku badań naukowych, często mówi się po angielsku. Jest jeszcze inny rodzaj pomieszania języków, które nie ma nic wspólnego z narodowościami. W administracji szpitala mówi się nowoczesnym językiem biurokratycznym, wtrącając terminy z żargonu budżetowego: input i output, na oddziale chirurgicznym wydaje się krótkie metaliczne polecenia: Cięgi! Szwy! Krew! W laboratoriach mówi się wzorami chemicznymi, językiem stakkato wielkich liter. W aptece aplikuje się język preparatów, na oddziale komputerów słowami są cyfry, w klinice psychiatrycznej słuchać terminologię behawioru, a w archiwum – łacinę. Pomiędzy sobą poszczególne jednostki i kategorie osobowe prawie w ogóle nie rozmawiają [1]. Sztokholmski szpital Enskede, który na kartach swojej powieści odmalował Per Christian Jersild to swoista Wieża Babel. Stąd też tytuł książki – Dom Babel – wydaje się jak najbardziej adekwatny. Utwór to próba odpowiedzi na pytanie, czy w tej ogromnej kakofonii dźwięków możliwe jest jeszcze usłyszenie głosu pacjenta.
 
Fabuła dzieła skonstruowana jest w oparciu o losy Primusa Svenssona, 76-letniego emerytowanego drukarza, który w chwili rozpoczęcia dzieła przechodzi rozległy zawał serca. Staruszek, którego udało się wykaraskać z objęć śmierci, trafia na oddział szpitala Enskede. Pobyt w supernowoczesnej lecznicy-molochu staje się pretekstem do odmalowania obrazu ówczesnego szwedzkiego systemu opieki zdrowotnej, w którym coraz większe akcenty kładzie się na technologię i biurokrację. Odbywa się to kosztem pacjenta, który jest coraz mocniej marginalizowany – jego rola sprowadza się do bycia źródłem danych, interesującym przypadkiem, nośnikiem schorzenia. Tym samym deprecjonowana jest jego osobowość oraz tożsamość – jako pojedynczy element, zostaje on zredukowany do stanu, w którym aktualnie się znajduje: chory, rekonwalescent, wyleczony.
 
Jersild bardzo umiejętnie wykorzystuje postać Primusa Svenssona, by za jej pomocą ukazać sposób funkcjonowania lecznicy – były robotnik pełni funkcję spoiwa łączącego losy szeregu bohaterów drugo- i trzecioplanowych, będących pracownikami placówki. Tym sposobem czytelnik przekonuje się jak wygląda szpital oglądany z punktu widzenia lekarzy, pielęgniarek, praktykujących studentów, salowych, farmaceutów, naukowców, a nawet bibliotekarzy (Enskede wyposażony jest we własne zbiory zawierające zarówno literaturę fachową jak i rozrywkową) – każdy z protagonistów na swój sposób postrzega rzeczywistość, rejestruje zachodzące w niej zmiany oraz analizujące pochodzące z niej bodźce; wszyscy też borykają się z mniejszymi, bądź większymi kłopotami, związanymi z wykonywanym zawodem. Dodatkowym atutem jest przedstawienie całego szeregu interakcji, jakie zachodzą pomiędzy pacjentami, a tymi, którzy starają się ich wyleczyć oraz stosunków panujących pomiędzy członkami personelu medycznego. Także na tej płaszczyźnie można rozpatrywać tytuł powieści, bowiem jak trafnie przedstawia to Jersild, wzajemne zrozumienie drugiego człowieka – nawet, gdy ten włada tym samym językiem, gdy wychował się w tym samym środowisku społeczno-kulturowym oraz gdy egzystuje w tej samej rzeczywistości – jest praktycznie  niemożliwe. Niemal zawsze pomiędzy dwójką ludzi będzie rozpościerać się płaszczyzna obcości, którą można usiłować jedynie zmniejszyć, ale, której nie da się w pełni wyeliminować.
 
Lektura książki Pera Christiana Jersilda jest o tyle przyjemna, że szwedzki pisarz – z wykształcenia lekarz – to realista, który trzeźwo patrzy na świat, nie ulegając złudzeniom oraz mirażom, jakimi przepełnione jest społeczeństwo konsumpcyjne. Przekonujemy się o tym już na początku dzieła, kiedy w krótkiej przedmowie autor raczy nas swoimi refleksjami dotyczącymi m.in. zapadalności na raka. Jersild słusznie zauważa, że dopóki nie skoncentrujemy się na podłożu zachorowań, które w ogromnej mierze leży w czynnikach środowiskowych, samo poznawanie mechanizmu choroby jest jałowe. Cóż się stanie wtedy, gdy wbrew przypuszczeniom badania zostaną uwieńczone sukcesem? Gdy jakiś laureat nagrody Nobla ogłosi, iż rak polega na tym, że X łączy się z Y, i pod wpływem Z powstaje nowotwór? Efekt takiego odkrycia pozostanie marginalny – dopóki nie uzdrowimy naszego środowiska. A to, o czym wie nawet małe dziecko, jest kwestią polityczną [2]. Stąd dość brutalne stwierdzenie: Wszystko to pokazuje, że znajomość przyczyn i skutków chorób i urazów nie ma większego znaczenia. Kto twierdzi, iż samo poznanie przyczyn jakiejś choroby prowadzi do jej zlikwidowania, nie ma racji [3]. Osobną sprawą, o której Jersild wspomina już w powieści, jest kondycja współczesnej nauki, która ulega ogromnemu rozdrobnieniu na skutek zamknięcia w bardzo wąskich dziedzinach i specjalizacjach. Powstanie tego typu enklaw skutkuje tym, że na dane problemy i zagadnienia spogląda się z mocno ograniczonej perspektywy, która uniemożliwia wychwycenie i dostrzeżenie wszystkich zmiennych oraz zależności, jakie pomiędzy nimi zachodzą. Odcięcie się od badań  prowadzonych w innych dziedzinach, skutkuje także tym, że część rozwiązań jest powielanych, odkrywanych powtórnie. Nie mniej istotną kwestią jest tkwienie w schematach, obracanie się w kręgu myślowych szablonów czy ślepa wiara w autorytety – Jersild przytacza bardzo ciekawe przykłady, świadczące o tym jak trudno jest zaprzeczyć słowom wielkich tuz, nawet, jeśli prezentowane przez nich poglądy są ewidentnie fałszywe. Artysta zwraca również uwagę na interesujący aspekt dotyczący poszukiwań relacji przyczyna-skutek, które w dobie coraz mocniej rozwiniętej cywilizacji, są coraz trudniejsze. Próby odnalezienia wzajemnych powiązań są karkołomne, ponieważ nici interakcji są coraz bardziej splątane oraz subtelne, tonąc przy tym w nadmiarze informacyjnego szumu.
 
Obcowanie z płodem Jersilda jest doświadczeniem niezwykle miłym, jako że utwór utrzymany jest w eleganckim stylu. Zdania są kwieciste, a serwowane opisy dokładne i rozbudowane. Zdarzają się także oryginalne porównania (Słowa mają bardzo krótki czas kwitnienia i szybko zasychają. Kto pracuje w poważnej firmie, musi trzymać się z dala od powiędłych odpadków i słowa wymieniać w porę [4]), ale cechą znamienną pozostaje staranność i dbałość o detal. Warto przy tym zaznaczyć, że pisarzowi udało się zachować odpowiedni balans, dzięki czemu książka nie jest rozwlekła, ani przegadana.
 
Reasumując, Dom Babel to bardzo ciekawa powieść, którą warto czytać przez pryzmat polskich realiów. Szwed punktuje niedoskonałości i niedociągnięcia systemu edukacji, ostrzega przed dehumanizacją placówek leczniczych oraz sygnalizuje zagrożenie ze strony koncernów farmaceutycznych – interesującym (chociaż na pewno dość smutnym) doświadczeniem jest porównanie opisywanej rzeczywistości z polskimi warunkami.


[1] Per Christian Jersild, Dom Babel, przeł. Zdzisław Wawrzyniak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1984, s. 14 – 15
[2] Tamże, s. 8
[3] Tamże, s. 9
[4] Tamże, s. 66

10 komentarzy:

  1. Książka ciekawie nawiązuje do Biblii - zamiast wieży Babel, mamy dom, który okazuje się szpitalem. Historia wydaje się bardzo aktualna, ponieważ wciąż tak mało wiemy o chorobach, a sama znajomość przyczyn, nie jest równoznaczna z umiejętnością ich leczenia. Widzę też pewne podobieństwa do prozy Margaret Atwood, która w trylogii MaddAddam pokazywała skutki tego, jak może się skończyć nieetyczne postępowanie koncernów farmaceutycznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nawiązanie dość wyraźne, szczególnie z uwagi na mnogość języków, jakimi porozumiewają się (czy raczej próbują się porozumiewać) ludzie przebywający w szpitalu. Jersild zwraca uwagę, że dopóki pacjencji oraz personel będą mówić w sposób różny, niezrozumiały dla siebie nawzajem, to o żadnym skutecznym leczeniu nie może być mowy.

      A proza Atwood została już przeze mnie napoczęta, chociaż twórczość obejmująca klimaty utopijne dopiero przede mną :)

      Usuń
  2. Gdy tylko zaczęłam czytać recenzję, od razu przyszła mi na myśl sytuacja opieki zdrowotnej w Polsce. Książkę na pewno przeczytam, bo jestem żywo zainteresowana prozą związaną z moją przyszłą pracą, szczególnie gdy proza ta odnosi się krytycznie do systemu opieki zdrowotnej. Mam tylko wrażenie, że łatwo tu przesadzić, gdy nie zna się realiów od wewnątrz, dlatego bardzo mnie ucieszyło, że Jersild jest lekarzem. Nie tak jak Vega ze swoim nowym "Botoksem" - nie wiem czy czytałeś recenzje, bo zakładam, że nie oglądałeś, skoro kiedyś pisałeś, że mało filmów oglądasz. Ja zresztą też mało filmowa jestem, więc "Botoksu" nie widziałam, zwłaszcza że naczytałam się recenzji, a po nich stwierdziłam, że z pewnością będę bojkotować ten film i go nie obejrzę nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lektura może okazać się gorzkim doświadczeniem, bowiem Jersil sporo narzeka, ale kiedy weźmie się pod uwagę poziom lecznictwa w Szwecji i porówna się go do tego, co mamy w Polsce, to ręce same się załamują.

      O "Botoksie" słyszałem, ale nie zagłębiałem się w recenzje tego dzieła. Nie czułem się specjalnie zainteresowany. A co do mojej miłości do ruchomych obrazów to wszystko się zgadza - masz b. dobrą pamięć, bo faktycznie, filmy oglądam sporadycznie :)

      Usuń
  3. Po przeczytaniu recenzji zrodziło się we mnie pytanie - czy te rozważania to dodatek do fabuły, czy może fabuła to nośnik dla tych rozważań?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, samo słowo wstępne to zdecydowanie rozważania, ale dalej mamy już pełnokrwistą powieść zbudowaną w oparciu o wspaniały koncept.

      Usuń
  4. Bardzo lubię tę książkę. Autor wspaniale ukazał pracę w szpitalu, wprowadził czytelnika nawet w tak mało znane zakamarki jak łóżkownia, czyli miejsce, gdzie myje się łóżka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, opis funkcjonowania łóżkowni był dla mnie absolutnym hitem. Jersildowi udało się przedstawić szpital jako żywy organizm, który funkcjonuje wedle ściśle określonych zasad.

      Usuń
  5. Nie kusi Cię, żeby zrobić zestawienie typu top 10 literatury szpitalnej? Trochę tego rodzaju pozycji przewinęło się już przez blog, stąd takie skojarzenie.

    Od Jersilda jak dotąd czytałem świetną "Wyspę dzieci". Z jednej strony sprawdziłbym chętnie coś jeszcze z bibliografii, ale "Dom Babel" odstrasza mnie zawałowymi perypetiami głównego bohatera. Nie jestem w stanie czytać o tego rodzaju dolegliwościach, zaraz sam dostaję palpitacji i nie wiadomo czego jeszcze. Tylko z tego powodu porzuciłem lekturę "Kocham cię, Lilith" Radka Raka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakimś cudem umknął mi gdzieś ten komentarz. Pomysł zacny i ciekawy. Jak znajdę gdzieś chwilę może wrócę do niego.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)