Camilla Läckberg
Niemiecki bękart
tytuł oryginału: Tyskungen
Cykl: Saga o Fjällbace (tom 5)*
tłumaczenie: Inga Sawicka
lektor: Marcin Perchuć
wydawnictwo: Czarna Owca 2012
Niezmiennie zadowolony z wysłuchania kolejnych czterech audiobooków z serii Saga o Fjällbace w wirtuozerskiej interpretacji Marcina Perchucia postanowiłem, co mi się nieczęsto zdarza, kontynuować bez oglądania się na inne lektury czytane czy mówione i sięgnąłem po piątą odsłonę cyklu – wersję audio powieści Niemiecki bękart. Miałem nadzieję, że szwedzka gwiazda kryminału obyczajowego Camilla Läckberg po raz kolejny po mistrzowsku połączy wątki kryminalne z innymi, tak dla niej charakterystycznymi, ale i byłem pełen obaw, czy ta sztuka równie dobrze uda się i tym razem.
Patrik Hedström, policjant z komisariatu w Tanumshede (Szwecja), który zdecydowanie zasługuje na miano protagonisty wszystkich dotychczasowych odsłon Sagi za wyjątkiem pierwszej, idzie na urlop tacierzyński i naturalną koleją rzeczy na powrót ustępuje powieściowego głównego miejsca swojej żonie Eryce, która cieszyła się mianem najważniejszej postaci tylko w książce otwierającej sagę. Ona zaś, poszukując korzeni rodzinnych, w rzeczach zmarłej matki znajduje między innymi niemieckie odznaczenie z czasów II wojny. Udaje się z nim do specjalisty historyka, który jednak zostaje zamordowany. Czy jedno z drugim może mieć coś wspólnego? Policja podejmuje śledztwo w sprawie zabójstwa, a Eryka ma zamiar szperać w przeszłości matki. Co z tego wyniknie, oczywiście nie powiem, byłaby to zbrodnia na przyszłych czytelnikach powieści i słuchaczach audiobooka, ale zdradzę, że będzie się działo! Jak zwykle zresztą, i jak zwykle nie w rozumieniu amerykańskim, a tym znacznie mi bliższym, czyli skandynawskim i realistycznym. Nie jest to więc pozycja godna uwagi dla miłośników kretyńskich strzelanin, mordobicia, wszechmocnych technologii kryminalistycznych czy wielbicieli wszechwiedzących geniuszy à la Conan Doyle i komisarz Alex. Dla tych jednak, którzy mają ochotę na ciekawą zagadkę kryminalną z wątkiem historycznym, mocno opartą w socjologii i psychologii, z realistycznym podejściem do tematu i dużą dozą obcej nam szwedzkiej specyfiki, jest to prawdziwa gratka.
Jeśli już jesteśmy przy historii, II wojnie światowej i nazizmie w literaturze - przez cały czas słuchania tej książki mówionej przypominała mi się najnowsza seria powieściowa Jana Guillou Złoty wiek i wciąż wracało do mnie natrętne pytanie – czy to przypadek, że dwie światowego formatu gwiazdy szwedzkiej literatury współczesnej nagle sięgają do tej tematyki, która przecież dotąd była im najzupełniej obca?
Jak i w poprzednich książkach z serii, tak i w Niemieckim bękarcie, warstwa kryminalna, choć zdecydowanie wiodąca i będąca wyznacznikiem zarówno konstrukcyjnym, jak i marketingowym powieści, jest tylko jedną z wielu. Pod względem ilości poświęconego im miejsca, a także ładunku emocjonalnego przez nie niesionego, elementy miłosne, rodzinne i obyczajowe niewiele ustępują tematowi związanemu ze zbrodnią. To w moim odczuciu wielka zaleta. Te dodatki, momentami stające się nawet ważniejszymi, niż wątek kryminalny, dodają całości realizmu i sprawiają, że wszystko toczy się jak w życiu; żadna zbrodnia nie wstrzymuje cyklu narodzin i śmierci, miłości, rozwodów, tego wszystkiego, co może kojarzyć się z telenowelą lub sagą właśnie, ale bez czego nie da się oddać atmosfery prawdziwego życia, zwłaszcza życia społecznego. Myślę, że właśnie to nowum leży u podstaw krytycznych recenzji, które zdarzają się w Polsce Niemieckiemu bękartowi i całej Sadze. Przejście od Conan Doyla i Agathy Christie do choćby szwedzkiej szkoły kryminału społecznego, od ograniczenia tylko do zbrodni i jej otoczenia na rzecz otwartości na mechanizmy społecznie i szersze tło, na pewno nie obyło się bezboleśnie i wymagało od krytyków pewnej otwartości umysłu, by zrozumieć wartość nowych elementów wprowadzanych do kanonu. Twórczość Camilli Läckberg jest kolejnym etapem w ewolucji powieści kryminalnej, nieuniknionym zresztą. Inna sprawa, że w tym wypadku to nowe pewnie jest tym wyraźniejsze, iż jak można sądzić z powieści innych autorów, w Szwecji w ogóle policjant jest dużo dalej od szeryfa, niż gdziekolwiek indziej, a na szwedzkiej prowincji jest to tym bardziej widoczne, stąd taki kontrast między policjantami z Fjällbaki a rolami, na które zwykle się sili większość policjantów, również powieściowych, w innych krajach, Polski nie wyłączając. W dodatku sili się ze szkodą dla siebie, i odnosi się to i do glin z książek, i do tych z realu.
Intryga jest świetnie skonstruowana i choć czytelnik mniej więcej może się czegoś domyślać, to i owo przeczuwać, to raczej nie wierzcie tym, którzy narzekają na jej przewidywalność. Ich przechwałki przypominają mi „wspomnienia” wędkarzy na temat złowionych ryb. Gdy ktoś serwuje mi takie teksty proponuję mu, by był uczciwy – po rozpoczęciu następnej lektury niech wypisze to, co wydaje mu się takie „od początku oczywiste”, włoży do koperty razem z ostatnią pensją i złoży w ręce kogoś innego, kto sprawdzi prawdziwość tej wiedzy. Nie słyszałem, by ktoś zaryzykował.
Szwedzka pisarka, choć stworzyła Niemieckiego bękarta tak lekkim w konstrukcji i stylu, jak to tylko możliwe, by przyciągnąć szerokie rzesze czytelników, zawarła w nim szeroką gamę zaskakująco wartościowych tematów. Zwykle nie mamy na nie czasu, a nawet omijamy je szerokim łukiem, dopóki nas nie dotkną. Prawdziwą maestrię autorki widać w sposobie, w jaki zbalansowała trudne problemy z elementami lekkostrawnymi – nie odrzucają, nie są w stanie odciągnąć czytelnika od warstwy kryminalnej i telenowelowej, ale nie sposób też ich pominąć, zapomnieć o stawianych pytaniach i poruszanych problemach.
W tej powieści szczególnie urzekł mnie wątek przemiany karykaturalnej dotąd postaci szefa jednostki, w której pracuje Patryk. Ukazuje, jak fałszywe są wyobrażenia, iż człowieka można ocenić i zaetykietować raz na zawsze, jak zmieniają się ludzie w zależności od okoliczności i pod ich wpływem, jak zmienia ich czas, działania innych, a nawet, niczym w fizyce kwantowej, dokonywane przez nich oceny. Bardzo wartościowy, choć przewrotny, jest też wątek związany z wojną. Każe zapytać, kto był gorszy – naziści, którzy popełniali swe zbrodnie z patriotyzmu lub ze strachu, ale byli dalej ludźmi, którzy marzyli o powrocie do normalności i byli do niego zdolni, czy też ich niektóre ofiary, które po zakończeniu wojny żyły tylko zemstą, nienawiścią i obawą, by nie wyszły na jaw ich własne czyny. Temat w ogóle u nas nie istniejący, może poza nielicznymi dziełami literatury pięknej, przy których omawianiu i tak się skrzętnie ten wątek pomija.
Nawiązując jeszcze do relatywizmu ocen, muszę zdradzić, że w tej powieści czytelnik będzie musiał przewartościować swe oceny na temat kilku postaci. Wyraźnie widać, iż autorka położyła duży nacisk na przesłanie - Ostrożnie z ocenami! Ukazuje nie tylko, że ludzie się zmieniają, nie tylko, że odmiennie są oceniani przez różne osoby i pod różnymi kątami, ale że nigdy nie mamy kompletu informacji o innym człowieku, a czasami brak nam własnie tej jednej, kluczowej, która wszystko zmienia.
Pewnym nowum w tej części Sagi jest tak duża dawka zdrowego, z życia wziętego humoru, że momentami aż się śmiałem ze słuchawkami na uszach, budząc zrozumiałą wesołość u pozostałych domowników. To na pewno jest również istotnym czynnikiem spajającym całą powieść, złożoną z elementów o tak różnym ciężarze, w spójną konstrukcję literacką, strawną dla każdego, od początkującego, aż po konesera. Polecam gorąco i z pełnym przekonaniem, oczywiście tylko tym, którzy pozwolą powieści przemówić samej z siebie, bez żadnych z góry założonych oczekiwań. Ci, którzy tak nie potrafią, mogą znaleźć się w sytuacji rodzica, który koniecznie chciał blond chłopczyka, a urodziła mu się ruda diablica. Lepiej niech poszukają czegoś bardziej sztampowego, co zaspokoi ich zapotrzebowania. Na pewno kiedyś, gdy kryminał obyczajowy stanie się równie okrzepłym kanonem, co kryminał społeczny, zmienią zdanie pod wpływem autorytetów, a wtedy i dla nich nastanie pora na Sagę o Fjällbace.
Wasz Andrew
Saga o Fjällbace:
- Isprinsessan (2003) Księżniczka z lodu (2009)
- Predikanten (2004) Kaznodzieja (2010)
- Stenhuggaren (2005) Kamieniarz (2010)
- Olycksfågeln (2006) Ofiara losu (2010)
- Tyskungen (2007) Niemiecki bękart (2011)
- Sjöjungfrun (2008) Syrenka (2011)
- Fyrvaktaren (2009) Latarnik (2011)
- Änglamakerskan (2011) Fabrykantka aniołków (2012)
- Lejontämjaren (2014) Pogromca lwów (2015)
Ha, z każdym kolejnym tomem coraz mocniej przekonujesz mnie do tej autorki, dziwię się jednak, że w Twoim sercu wciąż gości nieufność i lęk czy pisarka podtrzyma wysoki poziom kolejnych tomów - w sumie to i do tego można odnieść tytuł Twojego tekstu :)
OdpowiedzUsuńHa, wydaje mi się także, że jako czytelnikowi, który dość często obcuje z powieścią obyczajową, zdecydowanie łatwiej będzie mi się wczuć w klimat prezentowanej sagi, niż choćby miłośnikowi "klasycznego" kryminału (spod znaku trupa i zagadki) - dla mnie wspomniane przez Ciebie wątki obyczajowe stanowią największą pokusę.
Z tymi seriami to różnie bywa. Najbardziej zawiódł mnie Herbert kontynuując Diunę w taki sposób, w jaki to popełnił; od tego czasu mam traumę ;)
UsuńProza tej pisarki jest bardzo prosta, bez żadnych metafizycznych ozdobników, wysublimowanych drgnień duszy, rozterek filozoficznych... Z drugiej strony, już jedna Skandynawka znana głównie z pewnej babskiej sagi doczekała się Nobla ;)
Ciekaw jestem Twojej reakcji, gdybyś kiedyś się za książkę Camilli zabrał :) Ostatnio gustujesz w bardziej wysublimowanych dziełach.
Ale czy Diuny nie kontynuował czasem syn Franka Herberta i to od niego nie zaczęły się problemy sagi?
UsuńCykl o Arrakis składający się z sześciu powieści napisał Frank. Owszem, Brian kontynuuje pracę ojca nad cyklem, ale raczej pod swoim imieniem. Niestety prac tego ostatniego nie miałem okazji poznać.
UsuńDla mnie to najlepsza czesc calej sagi. Potem pojawily sie na rynku aberracje w stylu Erik Axl Sund, i pani Lackberg chyba musiala sie dostosowac do wymogów gry rynkowej. W rezulatacie w jej ksiazkach pojawily sie dziecece ofiary zbrodni, czego nie trawie. Ostatnie dwie czesci sa slabiutkie.
OdpowiedzUsuńOsobiscie wole kryminaly szwedzkie z pólnocy kraju, np. Asa Larsson. A ostatnio czytalam bardzo dobra ksiazke francuskiego pisarza Oliviera Truca, "Ostatni Laponczyk". Niesamowity klimat nocy polarnej i kultura sami z szamanami! Goraco polecam!
Trochę mnie zmartwiłaś i mam nadzieję, że się mylisz ;) Ja też nie lubię wynaturzonych zbrodni, wydumanych z wyrachowaniem na sukces marketingowy.
UsuńAsa Larsson też mi się podobała, choć to tylko opinia z jednej książki.
Z francuskimi kryminałami jakoś na razie niezbyt mi było pod drodze, ale Twoja sugestia wygląda przekonująco i zapisałem na odpowiedniej liście - dzięki za oryginalny typ.