Katarzyna Bonda
Pochłaniacz
cykl: Sasza Załuska (tom 1)
wydawnictwo: Muza S.A. 2014
liczba stron: 672
Kiedy dowiedziałem się, iż listopadową lekturą w naszym DKK* będzie Pochłaniacz Katarzyny Bondy miałem nadzieję na dobrą, jeśli nie bardzo dobrą lekturę. Znów, jak głupi, uwierzyłem w pozytywne recenzje i nie ukrywam, że pomyślałem, iż miano „królowej polskiego kryminału”, nadane autorce przez Zygmunta Miłoszewskiego, nawet jeśli nieco na wyrost, pewnie zagwarantuje przynajmniej dobrą rozrywkę.
„Profilerka Sasza Załuska po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield postanawia wrócić do Polski. Wkrótce otrzymuje zlecenie od dawnych mocodawców z polskiej policji. Trop w sprawie prowadzi do początku lat dziewięćdziesiątych, a zagadka wydaje się związana z mafią, która w tamtych czasach trzęsła Trójmiastem. Kim teraz są mafioso i jego ludzie? Czy morderstwo dokonane przed laty będzie kluczem do wyjaśnienia współczesnej zbrodni?
Skorumpowani policjanci, młodzieńcze błędy, dramatyczne decyzje, które mają wpływ na całe dalsze życie. Czy naprawdę można odnaleźć zabójcę, gdy zapach jest jedynym dowodem?”.
Tyle mówi nam notka na okładce. I to by było na tyle, jeśli chodzi o fabułę, gdyby nie trzeba było dodać, że jest ona na siłę rozdęta, a poszczególne wątki nienaturalnie splecione, co sprawia wrażenie sztuczności i uatrakcyjniania intrygi za wszelką cenę.
Styl... O wartościach literackich lepiej nie wspominać. Ja nie widzę tu żadnych. Beznadziejny język Pochłaniacza Bondy dzieli prawdziwa przepaść choćby od kryminałów Marka Krajewskiego, który co prawda sam mówi o sobie, że jest tylko dobrym rzemieślnikiem, ale którego warsztatowi literackiemu absolutnie niczego nie można zarzucić. Do natchnionych dzieł wielkiej prozy tej produkcji pani Bondy nie ma nawet co porównywać. Oczywiście maniera literacka to rzecz gustu – może się podobać lub nie, ale styl i ewidentne błędy, to już całkiem inna sprawa. To samo dotyczy wszystkich innych aspektów powieści – warstwy merytorycznej, postaci, związków przyczynowo–skutkowych, itd.
Z notki na wewnętrznej stronie okładki dowiadujemy się, iż autorka jest pisarką, scenarzystką i dokumentalistką specjalizującą się w tematyce kryminalnej. Wykłada również w szkole kreatywnego pisania. I właśnie tak wygląda ta powieść, jakby ktoś wziął wszystkie przykazania z podręcznika „jak napisać bestseller w pięć minut” i na siłę upchnął je w jednej powieści, bez ładu i składu wciskając jednocześnie wszystkie zalecane elementy.
Protagonistka profilerka, gdyż to teraz modne. Tylko czym zajmuje się profilerka w sprawie pojedynczego zabójstwa? Temat osmologii w kryminalistyce bardzo ciekawy, ale też nie stał się motorem napędzającym powieść, jakim jest choćby antropologia sądowa u Becketta. Tytułowy wątek pełni rolę szczątkową i znów jakby na siłę wciśniętą na zasadzie „nigdy za wiele grzybów w barszczu”. Zasada niestety poroniona. Może mimo wszystko dałoby się Pochłaniacz przeczytać z jakim takim zadowoleniem i odłożyć po skończonej lekturze do kosza z napisem „sztampa i kicz”, gdyby nie karygodne wręcz błędy.
Jak to jest, że w Polsce „królowej polskiego kryminału” uchodzą rzeczy, za które wypracowanie ucznia szkoły podstawowej zostało by napiętnowane bezlitośnie?
„Mężczyzna stał już w progu, w ręku miał drąg wyższy od niego samego. Wyciągnął solidny topór i ociosał go z gałęzi”. Humor zeszytów! Może to wina tłumacza? Opss... nie ma go na liście płac. A takich kwiatków, które powinny wzbudzić salwy śmiechu nawet wśród nieletnich, jest więcej. Elokwencja na siłę prowadząca do durnoty. I gdyby chodziło tylko o warsztat literacki...
Główna bohaterka, bądź co bądź psycholog, by zachować poufność swego miejsca zamieszkania, każe się wieźć nie na sąsiednią przecznicę, a prosto pod dom i mówi kierowcy, że tego kursu nigdy nie było, po czym daje mu napiwek w wysokości potrójnej należności za usługę. Robi więc wszystko, by ją zapamiętał i umiał podać adres. Żenada.
„Policja jest w stanie ustalić pochodzenie dorobionej wkładki.” Jakież to dokumenty kryminalne i jakiej wiarygodności tworzy pani Bonda, która choć korzystała z pomocy autorytetów, dla których podziękowania zajmują ponad dwie strony na końcu książki, wali takie wpadki merytoryczne i nie potrafi odróżnić klucza od wkładki. A może to i sprawka owych autorytetów?
Gdybyż to były tylko wpadki kryminalistyczne. Tych z życia codziennego, matematyki na poziomie podstawówki, języka polskiego na poziomie gimnazjum, czy innych równie trywialnych dziedzin, nawet cerowania skarpet, jest tyle, że nie będę ich tu nawet przytaczał. W dawnych czasach literat po takim eksperymencie szedł w ciemny kąt i strzelał sobie w głowę albo wyjeżdżał do Afryki.
Gdyby chodziło tylko o wiedzę teoretyczną ściśle, to jeszcze byłby mały problem. Najgorsze, że ludzie, jak wskazują liczne recenzje, czytają i się zachwycają. Czytają, jak Sasza Załuska przy prędkości 140 km/h bierze zakręt na szklance (Kubica wysiada!), a wpadając w poślizg wychodzi z niego wrzucając luz (nie mylić z wrzuceniem sobie na luz)!. Skoro taka jest świadomość zasad jazdy samochodem u osoby bądź co bądź wykształconej i obytej oraz wspieranej przez ekspertów, to co mówić o ciemnych masach, które to czytają i przyswajają. Jak ma być dobrze na naszych drogach? Tego typu szkodliwej „wiedzy” o konkretnych życiowych konsekwencjach znajdziemy w powieści więcej.
Można się tak znęcać jeszcze długo. Po skończonej lekturze, będąc niejako w szoku, zastanawiałem się, czy to ja nie przystaję do tego kraju? Czy naprawdę nikt nie ma odwagi krzyknąć:
- Królowa jest naga!
Na zebraniu DKK okazało się jednak, że nie było na nim nikogo, kto by Pochłaniacza bronił. Najbardziej pozytywną oceną byłą taka, iż czytelniczka książkę „przeleciała” i nic z niej nie pamięta. Nasuwa się więc pytanie, co kieruje tymi wszystkim recenzentami internetowymi, którzy pieją peany na cześć pani Bond. Temat wiarygodności recenzji, zwłaszcza w polskich realiach, to jednak temat na osobny felieton, a pewną nadzieję daje fakt, iż jednak w tej masie zachwytów kilka przykładów rzetelnej krytyki znalazłem. Z drugiej strony rzecz biorąc, głosy te giną w masie nieuzasadnionych pochwał. Jakoś tak jest w tym kraju, że jak ktoś w nim został uznał za swego, to choćby plótł głupoty jak Sikorski o rozbiorze Ukrainy, i tak królem lub królową pozostanie, a jak nie włączy się w towarzystwo wzajemnej adoracji, to kariery nie zrobi, przynajmniej tej masowej i medialnej. Nie można się więc dziwić, że polska literatura, poza nielicznymi wyjątkami, jest nieeksportowalna, przynajmniej jako dzieła wyższych lotów.
Wasz Andrew
* Dyskusyjny Klub Książki
O tej autorce słyszałam dużo pozytywów, ale na razie nie sięgnę po jej książki, może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Cóż - o całej twórczości autorki się nie wypowiadam. Czytałem tylko tę jedną jej książkę. Ładny ten Twój blog :)
UsuńBardzo rzetelna, wyczerpująca recenzja. Książki tej nie zamierzam oczywiście czytać, ale bardzo ciekawa jestem, jaką to wpadkę popełniła autorka w kwestii cerowania skarpet. Gdybyś mógł napisać słówko wyjaśnienia, byłabym wdzięczna :)
OdpowiedzUsuńSprawa prosta. Według pani Bondy ceruje się nie dziurę w tkaninie, a szwy!!!
UsuńTak, cerowanie skarpet intryguje :), dość rzadki motyw w literaturze współczesnej.
OdpowiedzUsuńPani Bondy nie czytałam, mnie odstręczają łatki typu "polski X" (Nesbo, King, ktokolwiek), boje się że są na wyrost. Natomiast niedawno słychałam w radiowej Trójce wywiadu z inną polska pisarką Magdaleną Tulli, która mówiła o swojej nowej książce ("Szum"). Nie dość, że streściła fabułę, opowiedziała co jako autorka miała na myśli, okrasiła wszystko stekiem banałów typu: ludziom wrażliwym żyje się trudniej bo są narażeni na niezrozumienie otoczenia, to nie umiała po polsku poprawnie mówić. Aż sprawdziłam ile ona ma lat, bo wysławiała się zdaniami prostymi, no nie? Brakowało tylko: c'nie?
Strach brać do ręki takie twory.
Zgadzam się całkowicie.
UsuńNajciekawsze, że o takich autorach jak Krajewski, którzy mają bezbłędny warsztat stylistyczny i można się z nich uczyć jak z Sienkiewicza, mało się w tym aspekcie mówi.
Jakoś nigdy nie miałam na nią ochoty. Znajoma z biblioteki przeczytała i nie była zachwycona. Ty ją totalnie zjechałeś, ogołociłeś (a propos tej nagości królowej ;) ).
OdpowiedzUsuńNie sięgnę i dziękuję serdecznie za przestrogę.
Muszę podkreślić, że wypowiadam się tylko o tej jednej powieści, nie o całej twórczości. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńKurcze. No toście Panie pojechali po biednej bandzie... ups Bondzie.
OdpowiedzUsuńA ja się tyle dobrych opinii naczytałam, że nawet pomstowałam na brak promocji na tę książkę. Widzę, że Bóg mnie strzegł i ustrzegł przed zakupem rzeczonej pozycji książkowej. Może kiedyś dla czystej rozrywki przeczytam... a może nie.
http://monweg.blog.onet.pl/
Proponuję najpierw z biblioteki skorzystać. Po co od razu kupować?
UsuńTwój blog jest już na bocznej szpalcie, nie musisz się tak reklamować :)
Tak też zrobię. Nawet sobie nie wyobrażasz jak kolejka jest po tę książkę.
UsuńReklama dźwignią handlu :)
UsuńBondy jeszcze nie czytałam, ale własnie dzisiaj zaczęłam pierwszą moją książkę z Krajewskiego :)
OdpowiedzUsuńKtórą? Daj znać po skończeniu lektury jakie wrażenia.
UsuńPod wpływem internetowych zachwytów kupiłam tę książkę i "Pochłaniacz" czeka na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam za to "Dziewiątą runę" (pierwszy tytuł to "Sprawa Niny Frank") i powiem w ogromnym skrócie tak: dobra rozrywka z ciekawymi postaciami, napisana prostym stylem, nie ma co porównywać do Krajewskiego czy Wrońskiego. Poważny mankament tej powieści: nagle pojawia się chwyt deus ex machina, co kładzie sens dotychczasowego dochodzenia, bo okazuje się, że przypadek rządzi. I tak przeczytam pozostałe tomy z Meyerem, żeby zobaczyć, z czym to się je, może tam nie ma takich sytuacji.
Nie wiem jak inne książki Bondy. Czytałem tylko pochłaniacz. A duch znikąd to faktycznie dla kryminału porażka totalna.
UsuńPokazanie, że przypadek rządzi i nierzadko kładzie sens prowadzonym dochodzeniom to akurat bardzo atrakcyjna sprawa, przynajmniej dla mnie :) Wielu ludzi zapomina, że naszym życiem rządzi statystyka i my także podlegamy jej prawom. Świetnie pokazał to Lem w swoim quasi-kryminale zatytułowanym "Katar". Serdecznie polecam.
UsuńAmbrose, nie mogę się nie zgodzić, że naszym życiem rządzi przypadek. Jasne, ale w niektórych powieściach zbiegi okoliczności i przypadki zaczynają zastępować zdolności dedukcyjne bohaterów, bo...wszystko dzieje się przypadkiem, albo przypadek nagle rozwiązuje mozolnie prowadzoną sprawę, kiedy np. ja oczekiwałabym innego zwrotu akcji. Chociaż i ja mam wyjątki od tej reguły, przykładem są książki Ryszarda Ćwirleja, kryminały neomilicyjne, w których jest mnóstwo zbiegów okoliczności, a taki pijus - chorąży Teofil Olkiewicz ma więcej szczęścia niż rozumu. Wielokrotnie. Tylko u Ćwirleja to bardzo pasuje - jego powieści są utrzymane w humorystycznym tonie, pisarz wykorzystuje swoje schematy w intrygujący sposób i doskonale się przy nich bawię. A jeżeli chodzi o zbiegi okoliczności jeszcze, to inaczej wykorzystała do Joanna Opiat-Bojarska w powieści "Gdzie jesteś, Leno?". Końcówka naprawdę mnie zaskoczyła, mimo że też śledztwo wskazywało na coś innego, tak bardzo ogólnikowo mówiąc. Dziękuję za polecenie książki - chętnie się zapoznam.
UsuńPax! Pax! Najlepszym dowodem na to, że naszym życiem rządzi przypadek są... towarzystwa ubezpieczeniowe :) Gdyby choroby, wypadki i inne rzeczy dało się przewidzieć albo zaplanować, te firmy już dawno przestałyby funkcjonować. Myślę więc, że umiejętne pokazanie roli przypadku w literaturze byłoby bardzo cenne, Niestety nieczęsto się zdarza.
UsuńPrzypadek to nie to samo, co deux ex machina. To dwie różne rzeczy.
Ja kieruję się żelazną zasadą, że do dzieł, nad którymi większość pieje z zachwytu, należy podchodzić ze szczególną ostrożnością. Niestety, ale wiele recenzji pisanych w zamian za otrzymany darmowy egzemplarz powieści należy traktować jako swoistą reklamę - a ta, jak powszechnie wiadomo, rzadko kiedy jest zgodna z rzeczywistością :)
OdpowiedzUsuńNajciekawsze, że czasami nie ma nawet tej marchewki w postaci darmowego egzemplarza. Wystarczy chyba chęć przynależności do większości, gdyż większość ma rację ;)
UsuńZaczynam czytać właśnie i jestem okropnie ciekawa, jak to będzie. "Królowa jest naga" - ładnie napisane. W ogóle nie lubię takich pochopnych określeń typu "królowa", "druga Camilla Lackberg", "drugi Stephen King" - to zawsze stawia niepotrzebne poprzeczki, kiedy chodzi przede wszystkim o intrygującą historię (w przypadku kryminału/thrillera), a nie o wrażenia intensywnie smakowe :)
OdpowiedzUsuń:) Ciekaw jestem Twoich wrażeń po skończonej lekturze. Daj znać :) Może być link do recenzji na Twoim blogu oczywiście :)
UsuńTrafna diagnoza. Infantylne panie blogerki powtarzają blurb Miłoszewskiego na zasadzie: "Ja i Zygmunt Miłoszewski uważamy...".
OdpowiedzUsuńZachwyty nad osmologią setnie mnie ubawiły. Informacje, które Katarzyna Bonda podaje w "Pochłaniaczu" (po konsultacjach z ekspertami, jak zapewniała), można znaleźć s Google. A sama osmologia nie jest niczym nowym, wie o tym każdy, kto interesuje się kryminalistyką.
Książka jest nudna i przeładowana a jej reklama nachalna.
Ja również z niedowierzaniem czytam recenzje pełne zachwytu nad kryminałami Bondy. Przeczytałam trzy i nie uważam ich za nadzwwczajne, choć wprowadzenie postaci profilera/rki jest dobrym posunięciem. Moim zdaniem to głównie królowa lansu.
OdpowiedzUsuń:) Ja jakoś chyba na razie poprzestanę na jednej próbce. Co do profilerki, to czego ona szuka w sprawie pojedynczego przestępstwa? Przy seryjnych, to co innego.Z ostatnią tezą zgadzam się w zupełności :)
Usuń"Pochłaniacz" został nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru. Jeżeli Bonda wygra. to ja już nie ogarniam. To się robi niesmaczne. Jeszcze trochę i pomnik jej postawią. Ostatnio gościła ponownie w programie "Świat się kręci" i siedziała, jak na tureckim kazaniu. Widać, że ma plecy u kogoś prominentnego. Żałosne!
OdpowiedzUsuńNie śledzę takich wydarzeń ani kariery tej osoby, ale cóż w tym dziwnego. Plebsowi można wmówić wszystko, a z tych na górze większość można kupić. Skoro można było wmówić światu, że Irak ma bron masowego rażenia, to czego by nie można ludziom wmówić?
Usuń"Uważam, że to poza mną jedyny polski pisarz gatunkowy, który jest w stanie zdobyć laury w każdym gatunku i dziedzinie."
OdpowiedzUsuńWypowiedź Bondy w wywiadzie:
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/2014/06/bonda-znaczy-jakosc-wywiad-z-katarzyna.html
Tym drugim pisarzem jest Zygmunt Miłoszewski.
Mamy pisarkę kabotynkę. Ona i Miłoszewski. Jasne.
Czemu mnie ten cytat nie dziwi? Wróżę tej Pani wielką karierę; w Polsce. Aż dziw, że jeszcze nie poszła w wielką politykę.
UsuńKatarzyna Bonda jest produktem supermarketu. Jej książki to grafomania.
UsuńJęzyk, konstrukcja, intryga pochodzą z wiejskich kursów kreatywnego pisania, które prowadziła z niejakim Wrońskim. Całe zjawisko jest tworem
bliźniaczym do M jak miłość i z literaturą kryminalną na poziomie Marka
Krajewskiego chociażby nie ma żadnego związku. To nie jest żadna królowa. To nawet nie jest jeszcze dwórka. Dziewczyna lubi pisać ale jeszcze nie potrafi.
A więc nie tylko mnie skręciło po przeczytaniu o manewrach drogowych przy niesprzyjającej aurze pogodowej na ciasnych ulicach Sopotu? Miło to czytać.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z recenzją w 100% - zabrałam się za "Pochłaniacza" częściowo dlatego, że rzecz dzieje się w moim rodzinnym Trójmieście... I to był gwóźdź do trumny tej książki. Przy każdym błędzie geograficznym przewracałam oczami. Znajomi co prawda śmieją się z tego, ale ufam, że nie jest niczym trudnym sprawdzić, czy dana ulica jest jednokierunkowa (Sopot w tym przoduje) czy nie.
Sama postać głównej bohaterki wprawiła mnie w lekkie osłupienie - czego to ta biedna kobieta nie przeżyła! Takie nagromadzenie cech, zdolności i wypadków losowych tylko w telenoweli. Ex policjantka, tajna misja pod przykrywką, pożar, dziecko, syndrom sztokholmski, alkoholizm, doktorat, romans, blizny cielesne i duchowe... Brakowało mi tylko super mocy (nie liczę super mocy znalezienia mieszkania na Królowej Jadwigi w Sopocie, w idealnym punkcie turystycznym, ubiegając pewnie po drodze dziesiątki miejscowych biznesów wynajmujących apartamenty... Takie lokum byłoby zajęte zanim znajomy artysta pani Saszy zszedłby z pierwszego schodka).
Ale najgorsze - najgorsze dla kryminału - jest to, że chociaż przeczytałam całość, nie pamiętam kto zabił i dlaczego. Pamiętam nieznośne "infodumpy" sięgające dzieciństwa każdej z postaci trzecio- i czwarto- planowych, pamiętam nieprawdopodobną główną bohaterkę, galimatias ulicowo-miastowy i świeczki przy figurce Matki Boskiej. To chyba nie o to chodzi w kryminale...
A może o to? Taki kryminał do czytania po kilka razy, by za każdym na nowo odkryć mordercę. To dopiero.
Nazywanie "Królową kryminału" Autorkę, która nie potrafi sklecić kryminalnej intrygi, jest poważnym nadużyciem. Nuda, rozwleczenie akcji to najgorsze wady w tym gatunku. Nie rozumiem, po co Bonda uparła się na kryminały, skoro w ogóle nie rozumie, na czym one polegają. I nie chodzi o ilość stron czy rozbudowane tło - Stieg Larsson nie zanudza, chociaż pisał opasłe tomiska.
OdpowiedzUsuńDo tego jeszcze ta nachalna reklama. To, co wyrabia Katarzyna Bonda, by się wylansować, ostatnio wymknęło się spod kontroli.
W Dziale "Press Releases" wydawnictwa Hodder & Stoughton są informacje dla prasy. Oto link:
https://www.hodder.co.uk/pressrelease
Może ktoś dojrzy tam informację o umowie z Katarzyną Bondą. Ja nie widzę. Podobnie jak wywiadu w programach BBC - a miał być emitowany pod koniec lipca. Chyba ktoś nie pomyślał, że dużo osób zna angielski i ogląda oryginalne programy w tym języku.
To przykre, jak łatwo ulegamy prostackiej reklamie. A PR Bondy odwołuje się do snobizmu - i niektórzy bezmyślnie powtarzają blurb Miłoszewskiego, który pewnie tej książki nawet nie przeczytał. Cieszę się, że są recenzenci mający odwagę pójść pod prąd i głośno powiedzieć prawdę, że "Królowa jest naga".
Na szczęście moda na Bondę przemija, taki los celebrytów. Podstawą literackiego sukcesu jest dobra książka. Sukces Bondy to nadmuchany pusty balon.
Niektóre balony niestety nie chcą sflaczeć :)
UsuńNo to jeszcze dodam, że post o brytyjskim wydawnictwie zniknął od wczoraj z profilu Bondy na Facebooku. Na stronie samego wydawnictwa nadal nic nie ma o umowie z nią. Ciekawe, co z tego na końcu wyjdzie. Z drugiej strony chyba niemożliwe, by ktoś posunął się do takiego blefu. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuń