Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

niedziela, 5 maja 2013

Hermes, pies i gwiazda

Okładka książki Barbarzyńca w ogrodzie 

Barbarzyńca w ogrodzie

Zbigniew Herbert

Wydawnictwo: Czytelnik
Liczba stron:266









Zbigniew Herbert kojarzony jest w naszym kraju głównie jako poeta. Powszechnym uznaniem, chociaż z bezpośrednią znajomością jest już pewnie znacznie gorzej, cieszą się zbiory Hermes, pies i gwiazda, czy cykl o Panu Cogito. Niestety styczność z Herbertem najczęściej ogranicza się do murów placówki oświatowej i zapoznania się raptem z kilkoma jego utworami. Tymczasem Zbigniew Herbert to nie tylko wybitny wyznawca i sługa muzy Erato. Nasz polski wieszcz spłodził genialne dramaty (jak choćby Jaskinię filozofów, którą przeniesioną na teatralne deski możemy podziwiać w Teatrze Nowym w Krakowie z Edwardem Linde-Lubaszenką w roli głównej) oraz równie znakomite eseje. Teksty pisane prozą są pokłosiem podróży, które to Herbert uprawiał namiętnie i zaskakująco często, biorąc pod uwagę, że przyszło mu żyć w komunistycznej Polsce oraz że nie był gorącym zwolennikiem wcielenia idei Marksa oraz Engelsa w życie.

Twórczość Zbigniewa Herberta w ogromnej mierze odwołuje się do przeszłości, historii. Wątki mitologiczne są często wplatane w jego dzieła, przy czym zaznaczyć trzeba, że nie są to puste peany na cześć czasów minionych oraz złorzeczenie nad teraźniejszością. Herbert z ogromnym znawstwem prezentuje nam antycznych herosów, często odwołując się do ich ludzkich słabości oraz ułomności. Są to zatem ludzie z krwi i kości, którzy popełniają błędy, błądzą, ulegają codziennym pokusom. Godne podziwu są natomiast ich starania w dążeniu do doskonałości, nieustanna praca nad sobą, która winna stać się udziałem człowieka współczesnego.

Język, którym posługuje się Herbert, zarówno jako poeta jak i eseista, to język prosty i zrozumiały, który niezwykle umiejętnie miesza ze sobą rzeczy małe i duże: patos osiąga niemal idealną symbiozę z gorzką ironią, a obok pytań fundamentalnych miejsce znajdują rzeczy na pozór ważkie i błahe. Wszystko bez żadnych zgrzytów czy tarć. Nic zatem dziwnego, że szczególnie wiersze Zbigniewa Herberta cieszyły się ogromną popularnością, a ich walory zarówno artystyczne jak i edukacyjne, potrafili docenić także zagraniczni fachowcy. Owocem tego uznania był cały szereg nagród, które stały się głównym źródłem finansowym umożliwiającym realizację jednej z największych pasji Herberta, czyli podróży. Pierwszą zagraniczną wyprawę poeta odbył w 1958 roku. Doszła ona do skutku dzięki stypendium Związku Literatów Polskich wysokości 100 dolarów. Za tę kwotę Herbert zwiedził m.in. Francję oraz Włochy. Do kraju powrócił on w 1960 roku, a dwa lata później nakładem wydawnictwa Czytelnik ukazał się Barbarzyńca w ogrodzie, zbiór 10 esejów, napisanych pod wpływem bezpośredniego zetknięcia z kulturą basenu Morza Śródziemnego.
W opinii samego autora, Barbarzyńca w ogrodzie to zbiór szkiców oraz sprawozdanie z dwóch podróży. Pierwszej, realnej, która obejmowała zwiedzanie muzeów, miast oraz ruin. Drugiej, odbytej poprzez książki na temat widzianych miejsc. Herbertowi należy oddać, że owoc obu tych wypraw jest po prostu znakomity. Książkę, która przesączona jest ogromną i rozległą historyczną wiedzą, dzięki temu, że brak w niej bibliografii, przypisów, indeksów, etc., czyta się niezwykle przyjemnie i płynnie. Jest to jedna wielka opowieść, traktująca zarówno o miejscach i znajdujących się w nich budowlach jak i historiach i wydarzeniach z nimi związanymi. Zebrane eseje charakteryzują się dość dużym rozrzutem czasowym, jeśli brać pod uwagę epoki, które się w nich pojawią oraz sporą różnorodnością. Wspólną podróż z Herbertem zaczniemy od wyprawy do jaskini Lascaux, w której znajdują się jedne z pierwszych dowodów artystycznej działalności człowieka. Na ścianach krasowej pieczary widnieją malowidła wykonane w okresie paleolitu. Następnie artysta chociaż na chwilę postara się wskrzesić ruiny dawnej kolonii greckiej, Paestum. Będzie do dla Herberta świetny pretekst, aby opowiedzieć czytelnikowi o technikach architektonicznych starożytnych budowniczych. W Arles, dawnym mieście papieży, wyruszymy na wspólnie poszukiwania śladów wielkiego mistrza Van Gogha, przy okazji poznając bogatą historię Prowansji oraz jej najznamienitszego barda, Frédérica Mistrala. Dalej odwiedziny Orvieto, które pyszni się swoją monumentalną katedrą, będącą przykładem włoskiego renesansu. Goszcząc w Sienie poznamy burzliwe dzieje tego miasta, a Herbert przybliży nam sylwetkę malarza Duccia nie omieszkawszy przy tym wspomnieć o jego dziełach. W następnym szkicu miłość polskiego artysty do francuskiego gotyku objawi się w całej krasie. Odwiedzając kolejne katedry, Herbert wyjaśni nam sporo na temat technikami stawiania Bożych przybytków. Dowiemy się niemal wszystkiego, począwszy od źródeł finansowych tych przedsięwzięć, a na miejscu wydobycia kamienia oraz ewolucji stanowiska architekta skończywszy. Oprócz relacji z odwiedzanych miejsc, Herbert uraczy nas również interesującymi faktami. Z mroków zapomnienia wyłoniona zostanie sekta albigenesów, z którą bezlitośnie rozprawiła się Święta Inkwizycja. Następnie Herbert przeprowadzi znakomitą obronę Templariuszy, podając solidne argumenty, z powodu których Filip Piękny postanowił zgładzić ten potężny zakon. Dwa ostatnie eseje to oddanie hołdu ulubionemu malarzowi, Pierro della Francesce oraz melancholijna podróż po zabytkach, czy raczej ruinach Valois.

Jak widać ogród, do których zawitał tytułowy barbarzyńca jest rozległy oraz niezwykle obfity, a Zbigniew Herbert w pełni potrafi docenić wszystkie jego uroki. Patrząc na erudycję polskiego poety, jego rozległą wiedzę historyczną, znajomość całej masy faktów, stylów malarskich oraz architektonicznych, nietrudno uzmysłowić sobie jak przekorny jest tytuł tej książki. Oto bowiem okazuje się, że barbarzyńca, czyli człowieka zza Żelaznej Kurtyny, który dostąpił łaski goszczenia w ogrodzie sztuki zachodniej kultury, znakomicie potrafi się w tym przybytku odnaleźć, a ze swoją niepospolitą wiedzą mógłby spokojnie wcielić się w rolę przewodnika.

Ale Barbarzyńca w ogrodzie to nie tylko relacja z odwiedzanych zabytków oraz zgrabnie wplecione uwagi obejmujące historię sztuki. Herbert w swoich szkicach jawi się jako znakomity obserwator, który w sposób mistrzowski potrafi oddać prozę dnia codziennego miasteczek, w których gości. Polski podróżnik umiejętnie odmalowuje klimat i nastrój zwiedzanych miejsc, tak, że widzimy wręcz ludzi, z którymi zetknął się poeta, czujemy potrawy i wina, których zakosztował. Co ciekawe autor nie skupia się na pojedynczych osobnikach, niemal zawsze prezentując człowieka jako integralną część architektonicznego krajobrazu. Wyjątek stanowią turyści, na których Herbert nie pozostawia suchej nitki, krytykując ich zajadle za bezduszne zwiedzanie. Wychodzę prawym wejściem z katedry na rozgrzany i oślepiający plac. Przewodnicy krzykliwie poganiają stada turystów. Spoceni farmerzy z dalekiego kraju filmują każdy kawałek muru, który wskazuje objaśniacz, i posłusznie wpadają w ekstazę dotykając kamieni sprzed wieków. Nie mają zupełnie czasu na oglądanie, tak bardzo pochłonięci są fabrykowaniem namiastek. Włochy zobaczą wtedy, gdy będą u siebie, kolorowe, ruchome obrazy, które nie będą w niczym odpowiadały rzeczywistości. Nikt nie ma ochoty studiować rzeczy bezpośrednio. Mechaniczne oko niezmordowanie płodzi cienkie jak błona wzruszenia. Niestety, ale przez pół wieku, które upłynęło od publikacji książki niewiele zmieniło się w tej kwestii. W dalszym ciągu zdecydowana większość społeczeństwa woli postawić na wygodne wycieczki objazdowe, by zgodnie z regułą tanio, dużo i szybko, zwiedzić możliwie jak najwięcej (oczywiście w grę wchodzą jedynie lokalizacje polecane, znane i lubiane), po możliwie najniższych kosztach i w przeciągu kilku dni, bowiem praca, praca, praca. To smutne, ale mało kto może sobie dzisiaj pozwolić na komfort niespiesznego delektowania się sztuką, historią, czy kulturą miejsc, w których gościmy. Pewnie tym właśnie objawia się postęp ludzkości.

Barbarzyńca w ogrodzie to książka nietuzinkowa. Herbert w swoich pozornie luźno powiązanych 10 esejach udowadnia, że historia ludzkości to następujące po sobie, ale pozostające w ścisłym związku przemiany – kolejne, nowe gałęzie na wielkim i grubym pniu ludzkiego bytu. Widać tu zatem wyraźną opozycję do szkolnego systemu nauczania, który oparty jest na chirurgicznym wręcz dzieleniu historii na poszczególne epoki i style, trwające od roku A do roku B. Herbert uzmysławia czytelnikowi, że historia to jeden wielki ciąg zdarzeń, które wzajemnie na siebie wpływają i zazębiają się, tworząc jedną wielką niepodzielną całość. W swoich esejach, Herbert, podziwiający sztukę antyczną, średniowieczną, czy renesansową, staje się również surowym krytykiem współczesnych artystów. Poprzez prezentację geniuszu minionych epok, obnaża on równocześnie warsztatowe braki współczesnych twórców.

Reasumując krótko, Barbarzyńca w ogrodzie jest świetną lekturą. Herbert daje się poznać jako rewelacyjny eseista oraz erudyta. Jego wiedza historyczna, którą umiejętnie dzieli się z czytelnikiem jest wręcz przytłaczająca. Słusznie zauważył Miłosz, że jego przyjaciel zawsze miał w sobie coś z historyka sztuki. Wydaje się, że gdyby w tym podobnym tonie utrzymane były wszystkie książki historyczne, to absolutnie nikogo nie trzeba byłoby zmuszać do ich czytania. Ponadto muszę przyznać, że nieco zaskoczyła mnie dość często pojawiająca się ironia, którą Herbert niezwykle sprawnie się posługuje. Jest ona dobrze dozowana, tak, że nie można oskarżyć autora o żadne złośliwości. W książce nie zabrakło również czytelniczych smaczków, aluzji do włoskich oraz francuskich artystów. Najbardziej przypadło mi do gustu określenie mianem mistrza inwentarza Alaina Robbe-Grilleta, autora Żaluzji. Herbert często cytuje antycznych poetów, płynnie komponując ich słowa w opisywaną, współczesną rzeczywistość, wykazując w ten sposób, że owi twórcy stanowią integralną część naszej kultury. Całość napisana jest przyjemnym i lekkim językiem, wobec czego Barbarzyńca w ogrodzie staje się cudowną gawędą mistrza Herberta, z którą naprawdę warto zapoznać się osobiście.


Wasz Ambrose


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)