Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 10 października 2011

MASAKRA Z GIBSONEM



Po raz już kolejny obejrzałem Byliśmy żołnierzami (We Were Soldiers, AKA Wir waren Helden). Nie jest to rzecz nowa, gdyż premiera tego filmu miała miejsce dziewięć lat temu. Nie doczekał się on też uhonorowania nagrodami czy uznania krytyki, ale to mnie nie dziwi. Ilu krytyków było na wojnie, ilu w ogóle było w wojsku?

Byliśmy żołnierzami może nie tchnie jakimś szczególnym artyzmem. I bardzo dobrze. Wojna nie ma w sobie nic pięknego. W bezsensownej śmierci nie ma żadnego artyzmu.

Myślę, że założeniem filmu było pokazanie prawdy o wojnie, jej bezsensie, chaosie, równości wobec śmierci. Tego, że śmierć nie wybiera, że nie odróżnia dobrych od złych, głupich od mądrych ani swoich od tych innych. Tego, że nie da się przed nią ukryć ani zabezpieczyć. To nie Czterej Pancerni, gdzie dobrzy giną tylko sporadycznie, żeby nie było, iż nasi są nieśmiertelni, gdzie trupy w zdecydowanej większości nie mają imion, są anonimowe. To nie bajeczka w której nie ma tego, co może jeszcze niż śmierć bardziej jest przeraźliwe – kalek; pięknych młodych ludzi w ułamku sekundy oszpeconych i przerobionych na potwory.

Film powstał jako wspólna produkcja amerykańsko-niemiecka w reżyserii Randalla Wallace’a. Obraz opowiada o początkowej fazie amerykańskiej przygody w Wietnamie, czyli o bitwie w Dolinie Śmierci (La Drang), gdzie 400 amerykańskich żołnierzy stoczyło pierwszą poważniejszą bitwę z siłami Wietkongu. Oddział USA pod dowództwem podpułkownika Hala Moore’a (Mel Gibson) dostał się w okrążenie i przez trzy doby był zmuszony odpierać ataki przeważających sił przeciwnika. Inną ważną postacią występującą w filmie jest dziennikarz, Joseph Galloway. To właśnie jego książka We were soldiers once....and young, ktorą napisał wspólnie z późniejszym generałem Haroldem Moorem, stała się kanwą filmu.

Gibson gra w filmie wręcz fenomenalnie, podobnie jak Barry Pepper, który wcielił się we wspomnianego korespondenta. Inna popisowa rola to Sam Elliott w roli sierżanta Basila L. Plumely’a, prawdziwego twardziela i weterana. Również inne drugoplanowe role, nie mniej niż gwiazdorstwo odtwórcy głównej roli, są mocnym atutem tego filmu. Zwłaszcza żony czekające w bazie w Stanach na powrót swych mężów, zmagające się ze strachem i rozpaczą, wprowadzają klimat, którego zwykle brak w filmach wojennych. To bardzo odróżnia obraz Randalla Wallace’a od większości filmów tego gatunku, i to odróżnia w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Byliśmy żołnierzami to film, który pokazuje, iż w wojnie jedynym powodem do radości może być jej koniec, wiadomość, iż bliska osoba wróciła cało do domu. Film, który pokazuje, że wojna to po prostu krwawa jatka, która nie kończy się wcale wraz z nastaniem pokoju. Ci, którzy przeżyją muszą żyć z pamięcią o tych, którzy zginęli. Tutaj aż ciśnie się na usta porównanie do naszego, forsowanego w mediach stosunku do wojny, do umierania za cudzą kieszeń. Słowa „jak pięknie umrzeć za ojczyznę” mógł napisać tylko ktoś, kto usiłował dodać szlachetności bezsensownej masakrze, w której sam brał udział. Znamienne zresztą, że brał udział nie z karabinem w ręku, a piórem, jako redaktor pisemka zagrzewającego innych, w tym dzieci, do walki i do składania życia w ofierze.

Polski tytuł Byliśmy żołnierzami chyba nie okazał się zbyt chwytliwy. Dlatego postanowiłem przypomnieć o tym filmie. Jest tego wart. Fanom wojennych klimatów dostarczy na pewno mocnych wrażeń, gdyż krew się leje strumieniami, trup ściele gęsto, a sceny batalistyczne oddane są z dynamiką, rozmachem i realizmem. Film polecam jednak też i tym, którzy wojny nie lubią. Mogą przy jego pomocy pokazać innym, że wojna jest ceną, jakiej nie powinno się płacić za nic, tym bardziej, że z reguły płacą ją młodzi. Starzy i bogaci nie giną. Zostają daleko z tyłu, często nawet za granicą albo za mniejszą lub większą wodą.

Tak czy inaczej, film naprawdę godny obejrzenia, ale nie w telewizji. Ponieważ w kinie już się go nie napotka, więc proponuję DVD, by reklamy i polski lektor nie zepsuli tego, o co w filmach wojennych tak trudno – autentyczności i klimatu...


Wasz Andrew

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)