Renee Engeln
Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety
Spóźnisz się, ale to nie powstrzymuje Cię przed ostatnim spojrzeniem w lustro. Raz jeszcze krytycznie przyglądasz się sobie, z niezadowoleniem stwierdzając, ze nie wszystkie wady udało się ukryć. Nos, brwi, usta, uszy, cera. Każdy element, w mniejszym bądź większym stopniu, dałoby się poprawić. A to dopiero twarz. Cóż powiedzieć o reszcie! Biodra, uda, łydki, ramiona, piersi, pośladki, obojczyki, palce, stopy. Nic nie jest takie, jak być powinno. Do wszystkiego można się przyczepić. Owszem, można. Tylko w jakim celu? Czy egzystencja sprowadzająca się do bycia pięknym tudzież piękną ma sens? Jaka jest tego cena? I jak wyzwolić się oków obsesji na tle własnego wyglądu? Pytania niełatwe, stąd i odpowiedzi niejednoznaczne, o czym przekonamy się sięgając po książkę Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety pióra doktor Renee Engeln, amerykańskiej wykładowczyni psychologii na Uniwersytecie Northwestern.
Praca Engeln to podsumowanie 15 lat jej działalności badawczej koncentrującej się wokół zagadnień związanych z postrzeganiem własnego ciała przez dziewczęta i kobiety, ze szczególnym uwzględnieniem kontekstu kulturowego. Pozycja powstała (...) w nadziei, że posłuży ona jako drogowskaz w gąszczu sygnałów dotyczących kobiet i piękna [1]. Naukowczyni, posiłkując się licznymi wynikami badań, ocenia rolę, jakie piękno odgrywa w życiu żeńskiej części społeczeństwa, akcentując negatywne konsekwencje zbytniego skupiania się na atrybutach fizycznych oraz udziela wskazówek, jak przeciwstawiać się ideologii owładniętej fiksacją na punkcie piękna.
Dzieło Engeln orbituje wokół terminu obsesja piękna, która w ujęciu autorki (...) pojawia się, kiedy energia emocjonalna kobiety jest tak silnie związana z wyglądem, że trudno jej dostrzec pozostałe aspekty życia [2]. To przywiązywanie ogromnej wagi do przymiotów zewnętrznych pojawia się w bardzo wczesnym wieku (Wiele dziewczynek od najmłodszych lat jest obciążonych pragnieniem piękna [3]) i jest o tyle groźne, że bez świadomego i wytrwałego wysiłku trudno jest z niego wyrosnąć. W ujęciu Engeln obsesja piękna to nie tylko dramat kobiet, to również poważny uszczerbek dla ludzkiej gromady, bowiem niemała jej część marnuje swoją energię, którą można by spożytkować o wiele efektywniej: To olbrzymia strata dla naszej kultury: duża grupa wartościowych obywatelek traci tak wiele czasu na przejmowanie się swoim wyglądem, że grozi nam, iż kolejne pokolenie nie zdoła zmienić świata tak, jak by tego pragnęło. Obsesja piękna sprawa, że kobiety patrzą w lustro, zamiast zwrócić się do świata, który mógłby wiele skorzystać, gdyby w inną stronę skierowały swą pasję i wysiłki. Życie kobiet wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby wykorzystały energię i troskę, jakie poświęcają swemu wyglądowi, aby uczynić świat lepszym [4].
Walka z obsesją piękna jest o tyle żmudna, że: W toku ewolucji staliśmy się bardzo wrażliwi na ludzie piękno, ponieważ przez miliony lat dla ludzi korzystne było wybieranie pięknych osób (w szczególności pięknych kobiet) [5]. Poczucie piękna nie jest więc umiejętnością nabytą, wyuczoną – to raczej nasza immanentna wrażliwość wykształcona na przestrzeni dziejów, która umożliwiła naszemu gatunkowi przetrwanie. Na owym zmyśle estetycznym żeruje kultura, która umieszcza piękno na piedestale, łącząc je ze powodzeniem, sukcesem, podziwem, miłością, bogactwem, udanym bytem i wszystkim tym, co dobre oraz pozytywne. Wzmacnia to podświadome przeświadczenie, że piękno to zarówno atrybut kobiecości jak i nieodzowna składowa szczęścia, przeświadczenie, któremu warto się oprzeć, tak by nie degradować kobiet (jak i mężczyzn) wyłącznie do ich zewnętrznej powłoki: Ewolucja sprawiła, że nasze umysły reagują na syreni śpiew piękna, a kultura wykorzystuje tę słabość – do nas należy wyciszenie tego głosu [6].
Istotną częścią dzieła jest ukazanie, jak niebezpieczna i toksyczna jest obsesja piękna. Amerykanka bardzo mocno zaznacza, że ocenianie ludzi przez pryzmat ich urody to prosta droga do uprzedmiotowienia. A traktowanie ludzi w kategoriach rzeczy, które można oceniać, krytykować, omawiać bez liczenia się z ich uczuciami to odbieranie im ludzkich cech, to ich dehumanizacja, to zmniejszenie zdolności do (...) postrzegania ich jako kompetentne, wysoko wykwalifikowane osoby ludzkie [7]. Co ważne, dzieci wychowywane w otoczeniu, gdzie ogromny nacisk kładzie się na prezencję ciała, narażone są na samouprzedmiotowienie, czyli myślenie o sobie w kategoriach przedmiotu, którego kluczowymi wyróżnikami są cechy zewnętrzne: Dziewczynki i młode kobiety szybko przekonują się, że ich wygląd będzie nieustannie przyciągał uwagę – i nieustannie jej wymagał. W miarę upływu czasu przyswajają sobie świadomość, że inni przez cały czas oceniają (lub mogą oceniać) ich wygląd – i z czasem zaczynają ich w tym wyręczać. Stają się najbaczniejszymi obserwatorkami, nieustannie nadzorującymi swoje ciało. Dlatego samouprzedmiotowienie nazywa się także nadzorem lub monitorowaniem ciała [8]. Zaś dramat samouprzedmiotowienia sprowadza się do tego, że – jak uzmysławia nam Engeln, przytaczając na potwierdzenie swojej tezy liczne wyniki badań naukowych – obsesji na punkcie wyglądu często towarzyszą zaburzenia psychiczne (depresja) oraz zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia): Porażka i związanie z nią poczucie nieadekwatności własnego wyglądu powodują, że kobiety wstydzą się swego ciała. Ten wstyd napędza obsesję piękna. Im większy nacisk kładziemy na wygląd, tym większy wstyd czujemy. Może to wywołać okropne psychologiczne sprzężenie zwrotne: wstyd kieruje uwagę z powrotem na wygląd, co z kolei powoduje pogłębienie wstydu [9].
Ważką składową Obsesji piękna są również informacje, jak przeciwstawiać się szaleństwu na punkcie wyglądu. Wychodząc z założenia, że: Sposób postrzegania ciała nie opiera się wszak wyłącznie na stopniu zadowolenia z własnego wyglądu, ale także na tym, jak duże znaczenie przypisuje się wyglądowi i jak dużą rolę pozwala mu się odgrywać w życiu. Jeśli wyciszysz schemat oparty na wyglądzie, możesz poczuć się lepiej we własnym ciele, nie zmieniając powierzchowności [10]; dr Engeln pokazuje różne sposoby na to, by postarać się zmniejszyć wagę przywiązywaną do naszej aparycji, tj. by wygląd nasz czy bliźnich nie był głównym czynnikiem warunkującym nasze podejście do siebie czy innych.
Utwór, mimo iż wysycony jest licznymi odwołaniami do szerokiego spektrum badań naukowych, czyta się bardzo płynnie, co jest zasługą bardzo ciekawego konceptu przyjętego przez autorkę. Renee Engeln wplata w swoją narrację konkretne przypadki kobiet, z którymi naukowczyni rozmawiała w trakcie pisania książki. W rezultacie otrzymujemy perspektywę bliską, bezpośrednią, punkt widzenia pojedynczego człowieka, które zestawione zostają z planem ogólnikowym, z ujęciem statystycznym. Tym sposobem naukowe wnioski wzbogacone zostają o sferę emocjonalną, co jest bardzo udanym połączeniem.
Wypadkową jest bardzo wartościowa lektura, która zmusza by nieco inaczej spojrzeć na kwestię naszego stosunku do wyglądu zewnętrznego. Z jednej strony Renne Engeln nie gani, nie krytykuje, nie zabrania troski o własną aparycję, z drugiej zaś namawia (przekonująco!) do tego, by przemyśleć to, ile uwagi przykładamy do fizyczności oraz w jakim stopniu ta atencja wynika z naszych wewnętrznych potrzeb, a w jakim jest narzucona przez otoczenie (co za tym idzie, autorka namawia również, by nie oceniać innych po wyglądzie). Wydaje się, że książka może okazać się niezwykle pomocna dla rodziców, pozwala bowiem uzmysłowić, ile negatywnych wzorców podświadomie przekazujemy naszym pociechom, bezwiednie wysyłając im sygnały, że fizjonomia jest istotniejsza od tego, co skrywa się w sercach czy umysłach. Dodatkowo Renee Engeln ukazuje jak szkodliwe i toksyczne są wszelkie przejawy seksizmu.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
------------------------------
[1] Renee Engeln, Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety, przeł. Maja Komorowska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2021, s. 10
[2] Tamże, s. 16
[3] Tamże, s. 14
[4] Tamże, s. 27
[5] Tamże, s. 206
[6] Tamże, s. 218
[7] Tamże, s. 146
[8] Tamże, s. 65
[9] Tamże, s. 85
[10] Tamże, s. 213
Czy część poświęcona temu, jak przeciwstawić się obsesji na punkcie wyglądu jest obszerna w tej książce?
OdpowiedzUsuńKsiążka składa się z 5 części i ostatnia z nich poświęcona jest tematyce "Jak walczyć z obsesją piękna". Objętościowo ten ustęp zajmuje najwięcej (ok. 30%).
Usuń„To olbrzymia strata dla naszej kultury: duża grupa wartościowych obywatelek traci tak wiele czasu na przejmowanie się swoim wyglądem (...). Życie kobiet wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby wykorzystały energię i troskę, jakie poświęcają swemu wyglądowi, aby uczynić świat lepszym”. Dlaczego autorka uważa te obywatelki za wartościowe, skoro one nie robią nic pożytecznego, a tylko marnują czas na patrzenie w lustro i przejmowanie się swoim wyglądem? :) Książka raczej nie dla mnie, ale ciekawa jestem, dlaczego Ty po nią sięgnąłeś.
OdpowiedzUsuńNo ale właśnie autorka sygnalizuje, że to marnowanie czasu na patrzenie się w lustro to wybór podświadomy, podyktowany tym jak kobiety wychowano, jak oddziałuje na nie środowisko, czego oczekuje od nich otoczenie. Kiedy dziewczynka od najmłodszych lat otrzymuje sygnały, że wygląd zewnętrzny jest ważny, to nie w każdym przypadku potrafi ona z tego wyrosnąć. Wg mnie książka jest wartościowa szczególnie dla rodziców, bo pokazuje jak łatwo jest nasycić mózg dziecka toksycznymi stereotypami. A po tytuł sięgnąłem, bo zrobiłem sobie krótki przegląd pozycji o tematyce feministycznej.
UsuńOgólnie nasza kultura lubuje się we wtłaczaniu ludzi w przygotowane dla nich formatki i potem krzywdzenia tych, którzy do nich nie pasują, a dwoma z bardziej szkodliwych są "męskość" i "kobiecość".
OdpowiedzUsuńOj tak, mnie też najbardziej irytują te wzorce męskości i kobiecości przejawiające się m.in. w tym, że te same zachowania są diametralnie inaczej oceniane w zależności od tego, czy są one udziałem kobiet czy mężczyzn.
UsuńMam wrażenie, że ta książka jest kolejnym przykładem „wiedzy szczegółowej” nie przystającej do „wiedzy ogólnej”, a przez to zjawisko wszystko się sypie i wszystko w końcu padnie. Widać to nie tylko w ekologii, ale i, jak tutaj, w zjawiskach społecznych. To, co pisze Renee Engeln, to niby prawda, a nawet „naprawdę prawda”, ale... Czy pisze, że za tę sytuację, za wychowanie coraz głupszych pokoleń płci pięknej odpowiedzialne są głównie kobiety? Wystarczy spojrzeć na te amerykańskie programy typu Mała Miss czy inne. Kto tam wystawia te nieletnie dziewczynki, jeszcze dzieci, niczym krowy na licytację, często umalowane i ubrane niczym prostytutki? Ojcowie, pedofile? Nie - kochane mamusie! Kto prowadzi te blogi promujące usta jak u karpia, kto jest influencerem tych wszystkich pokrak, jak nie kobiety? A to tylko fizyczność. Popatrzmy na umysł. Sto lat temu badania wśród europejskich maturzystek, w społeczeństwach wybitnie patriarchalnych i mizoginicznych, wskazywały, że młode kobiety marzyły o zdobyciu wykształcenia, o działaniu na przecz innych, o karierze naukowej, itd. A dziś? Wyzwoliły się i oczym marzą? O byciu jak gwiazda... I nie mam na myśli gwiazd nauki ani nawet biznesu. Są już kraje, w których przegięto do tego stopnia, że z powodu parytetów kobiety bez żadnych faktycznych zalet obejmują stanowiska, które mogliby zająć dużo bardziej kompetentni, utalentowani mężczyźni. I co? Czy w tych krajach faktyczne położenie kobiet jest lepsze?
OdpowiedzUsuńAndrew, chyba trochę zbyt emocjonalnie podszedłeś do tego tematu, bo ta książka krytykuje właśnie to, na co tak psioczysz, czyli nastawienie na fizyczność ;) Engeln tłumaczy, skąd takie postawy się biorą, tzn. dlaczego matki wysyłają na konkursy piękności swoje córki, dlaczego kobiety wtłaczają mniej lub bardziej świadomie innym kobietom, że muszą być atrakcyjne, ponętne, ładne, itd., dlaczego dziewczyny bardziej przejmują się aparycją niż wykształceniem. Nigdzie nie jest powiedziane, że winę za wszystko ponoszą mężczyźni, ba, mężczyźni także nierzadko padają ofiarą obsesji na punkcie wyglądu. Wg mnie ta książka jest o tyle wartościowa, że potencjalny rodzic (nieważne jakiej płci) po jej lekturze raczej nie będzie skory do wysyłania swoich pociech na jakiekolwiek konkursy piękności.
UsuńPewnie i masz rację, jednak nawet sam tytuł jest fałszywy - „Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety”. Pierwszy fałsz - kto to jest ta kultura popularna która krzywdzi? Czy to przypadkiem nie właśnie te krzywdzone ją tworzą, więc czy nie krzywdzą się same? Drugi fałsz - sugerowanie, że te same mechanizmy nie krzywdzą chłopców i mężczyzn. Gdyby to była książka mająca przybliżyć prawdziwy obraz świata, bez feministycznego samozakłamania i feministycznego zakompleksienia u podstaw, to tytuł powinien brzmieć „Obsesja piękna. Jak młodzi i dorośli ludzie krzywdzą się sami współtworząc kulturę popularną”... albo jakoś podobnie. Tym bardziej, że teraz coraz większy wpływ na nią (tą „kulturę”) mają „inicjatywy oddolne” - domorośli influencerzy, celebryci z insta czy tik-toka, a rola tradycyjnych gwiazd, dyktatorów mody i mainstreamu w ogóle coraz bardziej się zmniejsza.
Usuń