Klinika dobrej śmierci
Jacek Getner
Reżyseria: Ana Nowicka
Teatr: BARAKAH
Czas trwania: 1 h 15 min.
Natrętny szmer głosów, przypominający
bzyczenie pszczół, wśród których próżno nasłuchiwać języka polskiego.
Chwila wyczekiwania na wygodnym fotelu z wysłużonym, zielonym, ale nadal
miękkim obiciem. Kilka minut poświęconych kontemplacji ścian oklejonych
klimatycznymi plakatami w stylu retro, kilka kursów kelnerów,
przecinających szybko rzeczywistość wypełnioną oczekiwaniem i nareszcie
wrota do piwnic Klazmer Hois, w których mieści się Teatr BARAKAH zostają
odsłonięte. Przedstawienie czas zacząć!
Witamy w klinice dobrej śmierci, w
której lekko i przyjemnie zdejmujemy z ludzi niepotrzebny bagaż życia.
Czy jest już Pani zarejestrowana? Proszę usiąść i poczekać na swoją
kolej!
Swoją kwestię w kółko i w kółko, niczym
automat, którym zresztą jest, powtarza Mechaniczna Siostra. Pielęgniarka
ubrana w różową sukienkę w motywy kwiatowe, nosząca na swych nogach
czarne, wysokie kozaki, z rażąco różowymi włosami, posiadająca
niepokojąco męskie rysy twarzy, robi na widzach-pacjentach piorunujące
wrażenie.
Klinika Dobrej Śmierci to w pełni profesjonalny ośrodek, w którym fachowa obsługa w sposób lekki i przyjemny dokona na nas zabiegu,
uwalniając nas tym samym od trosk doczesności, które przygniatają w
końcu każdego człowieka. Szefem kliniki jest fanatyczny Ordynator, który
zbawienie doczesnego świata dostrzega właśnie w eutanazji.
Pacjentami kliniki są różnoracy ludzie.
Trafi się wśród nich Producent Filmowy po wylewie, któremu nie wyszło
kilka filmów. To żona zdecydowała się wysłać go na zabieg.
Ofiarą ośrodka padnie również obawiająca się swojej synowej Starsza
Pani, zadeklarowana przeciwniczka eutanazji, która w klinice upatruje
zakamuflowanej drogi prowadzącej na Wyspę Spokojnej Starości. O motywach
swojego wyboru opowie nam również szpakowaty, kulejący Mężczyzna, który
kilka lat wcześniej na dobre utracił kontakt ze swoją jedyną córką.
Wszyscy są typowymi pacjentami, których bardzo lubi ekscentryczny
Ordynator, pragnąc zapewnić im godziwe pożegnanie się z doczesną
egzystencją. Problemy z doproszeniem się zabiegu będzie za to miała
Młoda Kobieta, która postanowiła o wykonaniu eutanazji na swoim
sparaliżowanym mężu. Ordynator w sposób dość wyraźny i zdecydowany
wyjaśni, że jego ośrodek nie zajmuje się wykonywaniem wyroków śmierci,
karaniem, a jedynie przeprowadza zabiegi. Kara śmierci to echa
czasów dawnych, spowitych przez mroki ciemnoty umysłowej i głupoty
ludzkiej, to symbol ery barbarzyństwa, którą ludzkość ma już na
szczęście dawno za sobą, a do której to absolutnie nie wypada wracać
naszej szlachetnej oraz rozwiniętej cywilizacji.
Spektakl to znakomita groteska, gęsto i
często łatana absurdem. W rzeczywistości, do tworzenia której zostajemy
zaproszeni, zabieg eutanazji jest już prawnie dozwolony, stąd właśnie
legalna, ale wciąż budząca ogromne kontrowersje, działalność kliniki.
Cały czas opinia publiczna próbuje poznać powody, dla których ludzie
poddają się zabiegowi, stąd też wizyta Dziennikarza, gorącego
zwolennika eutanazji, który na polecenie swojego Naczelnego ma
przeprowadzić wywiady z pacjentami kliniki i dowiedzieć się, co kieruje
ich na drugi brzeg rzeki życia. To nieco zadufany w sobie młody
człowiek, szczęśliwy, jak mu się przynajmniej wydaje, mąż oraz ojciec
trójki niekoniecznie do niego podobnych dzieci, wieszczący filozofię
absolutnej, by nie rzec skrajnej, poprawności politycznej, w imię której
każdemu człowiekowi przysługuje prawo wyboru, dotyczące również
sposobu, formy oraz daty swojej śmierci. Dopiero interakcja, w którą
wejdzie ze Starszą Panią pozwoli mu chociaż na chwilę popatrzyć na
rzeczywistość bez klapek na oczach i przekonać się, że większość
pacjentów, decydująca się na zabieg, to nie tyle ludzie schorowani
fizycznie, co osoby samotne, czujące się niepotrzebne, odrzucone,
pozbawione miłości, ofiary, jak to trafnie ujął Tadeusz Różewicz,
znieczulicy społecznej. Na kwestię eutanazji inaczej patrzy Szalony
Ordynator. Hołduje on idei, że śmierć człowieka następuje już w
momencie, gdy znikają chęci do życia. Dalsza egzystencja takiego
osobnika jest już tylko niepotrzebną męczarnią, smutną wegetacją, która
przedłużana w nieskończoność staje się nieludzkim okrucieństwem. Wydaje
się jednak, że założenia myśli przewodniej Ordynatora oparte są na
błędnych przesłaniach – myli on mianowicie przyczyny ze skutkami. Co
prawda trafnie diagnozuje, że ludzie zdrowi fizycznie, mogą posiadać
poważnie schorowaną psychikę, ale wyciągając do nich pomocną dłoń,
potrafi im jedynie zaoferować śmierć.
Akcja spektaklu jest dość przewrotna,
bowiem w pewnym momencie, ku zgrozie Żurnalisty, okazuje się, że został
on wybrany do roli Chrystusa eutanazji. W końcu wiek 33 lat to znakomity
okres to umierania za ideę. Ordynator, by w pełni przekonać świat do
celowości prowadzonych przez siebie zabiegów potrzebuje
męczennika, który udowodni, że eutanazja to w dzisiejszym świecie rzecz
niezbędna, umożliwiająca skuteczną oraz ostateczną walkę z wszelakimi
formami nieszczęścia. Dziennikarz mamiony jest wizją wielkości, którą
jedna może zapewnić mu jedynie śmierć. Pozagrobowa chwała, literackie
nagrody za tekst poświęcony eutanazji, mienią się jednak bardzo kusząco.
Na co zdecyduje się żądny sławy Dziennikarz? O tym musicie przekonać
się już sami.
Warto być może dodać, że Klinika dobrej śmierci
w reżyserii Any Nowickiej została wyróżniona na XV Ogólnopolskim
Konkursie na Wystawie Polskiej Sztuki Współczesnej. Ponadto tekst Jacka
Getnera, na którym oparty jest spektakl okazał się najlepszy w
Ogólnopolskim Konkursie TOPORNIADA, upamiętniającym twórczość pisarza
Rolanda Topora. Topor to francuski surrealista, którego teksty
przesycone są groteską oraz czarnym humorem (by lepiej poznać styl
artysty, zachęcam do lektury recenzji Pamiętnika starego pierdoły oraz Chimerycznego lokatora, autorstwa blogerki Miqa) – żadnej z tych cech nie można odmówić Klinice.
Reasumując, trwający nieco ponad godzinę
spektakl wystawiony przez Teatr BARAKAH to znakomity sposób na
spędzenie wolnego wieczoru na urokliwym Kazimierzu. Klinika dobrej śmierci,
w której rzeczywistość wydaje się rzeczą dość kruchą i ulotną, pokazuje
być może wcale nieodległą przyszłość, w której ludzkość, w kwestii
wolności osobistej, poszła o ciut za daleko. Wykonując ten jeden
dodatkowy krok, zapomniała równocześnie o tym, czego człowiek w swoim
życiu potrzebuje najbardziej – ludzkich uczuć, zainteresowania
bliźniego, miłości, ciepła, czy zwykłej troski oraz ciekawości o losy
drugiego człowieka.
Na koniec wspomnieć można jeszcze o
fantastycznej grze aktorów. Genialny oraz niezwykle ekspresywny Jan
Mancewicz w roli Ordynatora, znakomicie oddająca zagubienie oraz
rozterki Dziennikarza, reżyserka spektaklu oraz założycielka teatru, Ana
Nowicka, Krzysztof Prystupa tworzący niezapomnianą kreację obu
Mechanicznych Pielęgniarek, uzupełnieni o znaną mi z Szyca Monikę Kufel,
Małgorzatę Brożonowicz-Sienkiewicz oraz Franciszka Mułę, stworzyli
razem świetny i zgrany zespół, potrafiący nawiązać nić porozumienia z
publicznością.
Klinika dobrej śmierci to kawał
dobrej roboty, która w pędzącym świecie postępu nakazuje na chwilę
przystanąć i poświęcić się chwili refleksji – być może warto rozważyć
pytanie, czy człowiek rzeczywiście powinien zostać Panem Losu, mogącym w
pełni decydować o cudzej i własnej śmierci.
Zdjęcia autorstwa Doroty Czarneckiej pochodzą ze strony www.teatrbarakah.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)