Magdalena Grzebałkowska
1945. Wojna i pokój
Seria: Biblioteka Gazety Wyborczej
Wydawnictwo: Agora S.A. 2015
liczba stron: 420
1945 w Polsce - Już nie wojna i jeszcze nie pokój. Fascynująca podróż po dwunastu miesiącach strachu, nadziei, euforii i rozczarowania.*
To sformułowanie idealnie ukazuje temat wiodący książki Magdaleny Grzebałkowskiej 1945. Wojna i pokój, która była lekturą czerwca w rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki. Od razu rodzi się pytanie, czy ten nie do końca określony, z samej istoty niejednoznaczny i relatywny czas da się opisać wystarczająco wieloaspektowo, bezstronnie i dogłębnie?
Zapewne nie jest to do końca możliwe, ale autorka zrobiła wszystko, co w ludzkiej mocy, by w tym ograniczonym do jednego tomu opracowaniu zawrzeć jak najwięcej rzetelnej historii. Nie tej o „wielkich” ludziach, z reguły zakłamanej, pozłacanej i cenzurowanej, osłanianej Bogiem, Honorem i Ojczyzną, ale tej prawdziwej, której niezliczone oblicza, często ze sobą wzajemnie sprzeczne, ukryte są w losach zwykłych, szarych Kowalskich i tworzą prawdziwy obraz przeszłości.
Magdalena Grzebałkowska połączyła ustalenia z tradycyjnych źródeł historycznych z metodologią w powszechnym mniemaniu bliższą reportażystom niż historykom, to jest z przeprowadzonymi osobiście wywiadami z osobami napotkanymi w trakcie podróży po Ziemiach Odzyskanych, których celem było odnalezienie jeszcze żyjących pierwszych polskich osadników. Dało to wielce interesujący efekt przybliżający szerokie i skomplikowane tło tytułowego 1945.
Wielkim atutem książki jest ozdobienie każdego rozdziału wyborem ogłoszeń z ówczesnej prasy codziennej. Dają one do myślenia na różne tematy, jak choćby jawny handel dziećmi w tym czasie czy działalność sądów w prapoczątkach PRL.
Opracowanie oczywiście nie jest dziełem wyczerpującym temat, gdyż takim być nie może, nawet gdyby miało nieporównanie większą objętość i uzyskano by na pracę nad nim o wiele większe środki. Wynika to z samej materii przedmiotu, który z racji swej komplikacji, relatywizmu i wzajemnej sprzeczności wymyka się jednoznacznym sądom, podsumowaniom i ocenom.
Jedna z bohaterek reportażu, bo 1945 jest niewątpliwie również reportażem, formułuje zalecenie, by nie przykładać do ówczesnych wydarzeń i realiów dzisiejszych miar. Jest to klucz nie tylko do tej książki, ale w ogóle do rozumienia historii. Każdy czas, każde miejsce i każdy człowiek ma swoją miarę i tylko po jej uwzględnieniu można dokonać wartościowania, a i to z dużą dozą ostrożności i zastrzeżeniem, że wszystko jest względne.
1945 to dla mnie kolejna książka nadziei. Nie nadziei na normalność w rozumieniu historii, bo Polacy są narodem wyjątkowo przywiązanym do swego wyobrażenia historii i świata, ale nadziei na to, że przynajmniej ci nieliczni, którzy chcą naprawdę wiedzieć, będą mieli w czym wybierać, że poza propagandowymi bzdurami będą mogli sięgnąć do bardziej wiarygodnych opracowań.
Publikacja ta jest obrazem smutnej prawdy, wymową faktów przeciwstawiającym się wielu obiegowym opiniom wspieranym przez mainstreamowe media i Kościół, tak mile łechcącym naszą narodową dumę i kompleksy, tak zwalniającym od myślenia. Biorąc pod uwagę stan czytelnictwa w Polsce i jego strukturę nie mam złudzeń, by w dającej się przewidzieć przyszłości takie publikacje mogły coś zmienić, ale z drugiej strony gdzieś tam, głęboko, ukryta jest przewrotna nadzieja związana z obrazem kropli drążącej skałę...
Warsztat literacki Magdaleny Grzebałkowskiej zaprezentowany w 1945 odebrałem jako w zasadzie bez zarzutu. Co do dokładności i dociekliwości historycznej już nie było tak idealnie. Odwrócona na lewą stronę jedna z ilustracji, brak właściwego zobrazowania większości danych liczbowych, do których brak rzetelnego i czytelnego dla odbiorcy odniesienia... To jednak tylko drobne rysy na pięknym obrazie całości w niczym nie osłabiające stwierdzenia, że jest to lektura absolutnie godna polecenia nie tylko miłośnikom historii, ale i każdemu, kto chce wiedzieć, jak to wtedy było. Wspominam o tych niedomaganiach jedynie dlatego, że niektórzy nieco się zapędzili zrównując Grzebałkowską z Małgorzatą Szejnert, a niestety do Wyspy Klucz czy Czarnego ogrodu 1945-mu wiele brakuje. 1945 to książka bardzo dobra, interesująca i wartościowa, ale nie pozbawiona elementów godnych drobnych poprawek, gdy tymczasem wspomniane opracowania Małgorzaty Szejnert to dzieła doskonałe, kompletne, w których jakiekolwiek próby poprawiania czegokolwiek spowodowałaby tylko pogorszenie.
1945 poza obrazem niecodziennej codzienności zwykłych ludzi w ówczesnej Polsce jest również kopalnią ciekawostek historycznych mniej znanych szerszemu ogółowi. Za co Warszawiacy winni wdzięczność Stalinowi? Jak miała wyglądać Warszawa według pierwszych projektów powojennych? Odpowiedzi na te i inne pytania będą kolejnymi perełkami lektury 1945.
Kiedyś myślałem, że tylko ja miałem szczęście trafiać na przymusowych robotników wywiezionych do Niemiec do prac na wsi, którzy wspominali ten okres z rozrzewnieniem, jeśli nie jako najpiękniejszy czas w życiu. Stało to w oczywistej sprzeczności z oficjalnym stanowiskiem naszych historyków i polityków, według których te przymusowe roboty to była straszna zbrodnia. 1945 jest kolejną lekturą, która potwierdza, że wbrew powszechnemu mniemaniu, znacznie częściej niż bauer sadysta, trafiał się wywiezionym porządny gospodarz. Niemiecka wieś była znacznie dostatniejsza niż nasza, więc zwłaszcza w przypadku mieszkańców biedniejszych regionów Polski, a prawie cała polska przedwojenna wieś takim regionem była, znaczyło to, iż wywózka była bardzo znaczącym poprawieniem jakości życia.
Takich przyczynków do rozważań daleko odbiegających od lansowanej „jedynej prawdziwej historii” jest w książce, jak w każdej dobrej pozycji historycznej, mnóstwo. Szczególnie ważki jest choćby wątek ukazujący dlaczego wielu zadeklarowanych antysemitów, którzy po wojnie natychmiast powrócili do swych haniebnych przekonań, w jej czasie z narażeniem życia pomagało Żydom.
Można by tak jeszcze długo wymieniać tematy ważne, wartościowe, które autorka podjęła rzetelnie, odważnie i bezstronnie, wnioski i oceny pozostawiając czytelnikowi. A może nawet sugerując, by nie za bardzo oceniać, a bardziej starać się zrozumieć? Dlaczego tak było, dlaczego teraz tak jest, co zrobić, by się ten czas pogardy nie powtórzył? Bo czas pogardy to nie tylko czas do wyzwolenia, o czym niestety staramy się nie pamiętać, a o czym 1945 dobitnie nam przypomina.
Ta historyczna uczciwość sprawia, iż 1945 śmiało zaliczam do najbardziej wartościowych książek nie tylko o historii, społeczeństwie i polityce, ale w ogóle najważniejszych, godnych przeczytania i polecania, podobnie jak już wyżej wspomniane dwa klejnociki Małgorzaty Szejnert
Wasz Andrew
* źródło: Agora, 2015 za Lubimyczytac.pl
Ta książka praktycznie odkąd się pojawiła na rynku czytelniczym przykuła moją uwagę, głównie z racji poruszanej tematyki. W dość powszechnym (ale jakże błędnym) uproszczeniu po wojnie następuje pokój, a przecież przejście z jednego stanu do drugiego nie odbywa się bez żadnych etapów pośrednich. Twoja niezwykle interesująca recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że po 1945 zdecydowanie warto sięgnąć.
OdpowiedzUsuńTak, ta pozycja jest pierwszą, która zaczyna zapełniać tę lukę w obrazie przeszłości Polski. Ponadto, choć z zamierzenia traktuje o historii, jest ciekawym przyczynkiem do wielu innych rozważań, głównie socjologicznych, ale i filozoficznych, moralnych oraz pewnie kilku innych rodzajów ;)
UsuńCzytałam tylko fragmenty, a dokładnie ogłoszenia prasowe, i było to fascynujące. Ja też, jak autorka, wzrastałam z obrazem wiwatujących ludzi, roześmianych dziewczyn. Wychowałam się na "Czterech pancernych..." i mimo, ze obraz wojny w głowie od tego czasu urealniłam, to wszystko po 9 maja miałam zakodowane jak wybuch nadziei, radości i mnóstwo organicznej pracy. Dlatego dobrze, że książka powstała.
OdpowiedzUsuńPocieszę cię, Andrew, u mnie w rodzinie też wspominało się okres pracy u Niemca bardzo dobrze. Co gorsza, zarówno babcia jak i dziadek uznawali ten czas za najlepszy w życiu! Rozumiem - młodość im zmieniła optykę ale jednak tak zupełnie źle nie mogło być. Dziadkowie od strony taty trafili na urzędnika niemieckiego, u którego pracowali w magistracie, a który przymykał oczy na ich działalność podziemną.
Skojarzyła mi się ta książka z jednym z twoich wcześniejszych wpisów o dezerterach i jeszcze jedną pozycją: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/179071/dziki-kontynent
OdpowiedzUsuńwydaje się być warta czasu.
Tak, zdecydowanie warta jest przeczytania. A co do 4 Panc... To świetny temat na dłuższe rozważania :)
UsuńMyślę, że autorka miała trudne zadanie pisząc tę książkę, ale według mnie poradziła sobie z tym problemem. Oczywiście tak jak piszesz, nie da się w pełni wyczerpać tematu, ale dostaliśmy pewien obraz roku 1945. Z tego co pamiętam autorka ma wykształcenie historyczne, więc mogła je połączyć z umiejętnościami reporterskimi. A żeby zagłębić temat bardziej pewnie trzeba sięgać po prace typowo historyczno-naukowe.
OdpowiedzUsuńTa, poradziła sobie świetnie, bo ten temat to ogromne wyzwanie. Żeby zgłębić temat raczej należałoby poszukać prac leżących daleko od mainstreamowego nurtu naszych historyków. Wszak dzisiejsi profesorowie to ci, którzy za komuny robili magisterki i doktoraty sławiąc jedynie słuszną wersję historii, a dzisiaj też to robią, tylko wersja się zmieniła, bo kto inny płaci.
UsuńZdecydowanie sięgnę. Dlatego nie przeczytam, teraz tego wpisu, ale chętnie podyskutuję (oczywiście po przeczytaniu) jednego i drugiego. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńZapraszam gorąco!
Usuń