Czarny ogród
Małgorzata Szejnert
Wydawnictwo Znak Kraków 2007
seria: Biblioteka Katowicka
liczba stron: 552
Lekturą przewidzianą na czerwiec 2015 w rawskim DKK* była książka Małgorzaty Szejnert Czarny ogród. Ponieważ, również dzięki Klubowi, miałem okazję już wcześniej poznać niesamowitą książkę tej autorki Wyspa Klucz, która mimo iż jest opracowaniem historycznym wciągnęła mnie, zachwyciła i oczarowała bardziej niż wiele uznanych dzieł Wielkiej Literatury, więc nieśmiało miałem nadzieję, że i tym razem tak będzie. Zostawiłem sobie na przeczytanie Czarnego ogrodu około tygodnia i okazało się, że był to błąd. Wielki błąd. Nie tylko, że nie zdążyłem na czas, co zdarzyło mi się po raz pierwszy od wstąpienia do DKK, to cała lektura zajęła mi... ponad miesiąc. Dlaczego?
Oczywiście nie bez wpływu na to był wybuch pięknego lata, wytęsknionej dla ciepłoluba pory roku, umożliwiającej cudowne spacery i inne wycieczki. Głównym jednak powodem była sama książka. Jak to możliwe, że Czarny ogród zabrał mi więcej czasu niż Pismo święte i Trylogia Sienkiewicza razem wzięte?
Kazimierz Kutz** (podobno, bo widziałem już bardzo różne wersje tego tekstu, choćby tę na LC***, zawierającą zarówno identyczne, jak całkiem odmienne fragmenty niż na okładce mojego wydania, również podpisane jego nazwiskiem) napisał:
Czarny ogród to historia spółki Giesche, historia Niemiec, Śląska i Polski, historia powstawania Giszowca i Nikiszowca, a co najważniejsze - historie kilku wybranych rodów z Giszowca, które przewijają się i krzyżują przez paskudny wiek XX. Powstało imponujące dokonanie sztuki dziennikarskiej, zachwycająco bogate, zawsze konkretne, ale obiektywne.
Nagromadzenie wiedzy, obfitość faktów i całego gąszczu pogranicznych losów ludzi - a zwłaszcza talent autorki - zapierają dech. Książka pani Szejnert da się przyrównać do olbrzymiego meteorytu, który spadł na naszą ziemię. To z całą pewnością „dzieło życia” autorki. Dla mnie to arcydzieło w zbiorze śląskiej tematyki, które ukazuje autentyczną magię Górnego Śląska i mądrą filozofię długiego trwania jego mieszkańców.
I pod każdym słowem tego posumowania bym się podpisał, ale pod jednym warunkiem – że trzeba dopisać dużo więcej. Powyższe bowiem wyjaśnia mniej więcej, dlaczego Czarny ogród stał się podobno opracowaniem wręcz kultowym nie tylko dla Ślązaków, ale w ogóle dla ludzi związanych z tym regionem lub zainteresowanych jego dziejami. Nie wyjaśnia jednak dlaczego wręcz zafascynował mnie, który z przymrużeniem oka spogląda na takie lokalne sprawy, a na ludzkie decyzje i losy na tle procesów społecznych patrzy po części tak, jak biolog na różnorodne zachowania zwierząt w zmiennych warunkach środowiska. Nie wyjaśnia dlaczego ta książka musi usidlić każdego, kto lubi wiedzieć.
Z reguły książki historyczne zalatują nudą, o ile nie dotyczą tematów, które byłyby dla czytelnika interesujące same z siebie, choćby w formie powieści czy filmu – wojny, zbrodni, namiętności, skarbów czy władzy. Z tego też między innymi powodu nie zgadzam się z obiegowym sloganem, że historycy są w stanie nauczyć przeciętnego człowieka czegokolwiek dla niego pożytecznego. Historia nie potwierdza, by sami potrafili wyciągać z niej wnioski na swój własny użytek. Historie państw i ich władców, polityków czy wielkich wodzów nie mają żadnej wartości jako nauka dla ludzi, których losem ma być „zwykłe” życie. Jak choćby w czasie holocaustu, kiedy polscy ani nawet żydowscy historycy czy inni wykształceni ludzie, obuczeni w historii, wcale nie prognozowali swych losów i nadciągających niebezpieczeństw lepiej niż ciemny chłop granatem od pługa oderwany. Oni się nawet nad tym nie zastanawiali ani do dziś nie zastanawiają, wciąż przedkładając nad pytanie o brak zdolności do antycypacji własnej realnej sytuacji życiowej choćby profesorów krakowskich czy lwowskich w 1939*** problemy decyzyjne Napoleona czy Cezara. Małgorzata Szejnert pokazuje inne opracowanie historii, niezwykle wartościowe dla każdego, od zainteresowanych socjologią i psychologią społeczną, po zwykłych ludzi, którzy chcą wiedzieć co inni im podobni robili, gdy świat się walił. Jakie podejmowali decyzje i dlaczego. Jak ich działania przedstawiała potem oficjalna historia i dlaczego te poglądy się zmieniały oraz w jaki sposób. Tak jak w Wyspie Klucz osią dzieła jest miejsce i związana z nim sytuacja. Tam była to wyspa będąca wrotami do Ameryki i instytucja będąca zamkiem w tych drzwiach. W Czarnym ogrodzie są to miejscowości Giszowiec i Nikiszowiec, stworzone niczym dwa ogrody w różnych konwencjach, ale służące temu samemu panu – przemysłowi wydobywczemu i siły, które powołały je do życia.
Historia Giszowca i Nikiszowca w tradycyjnym, łatwym ujęciu, bezwartościowym dla szerszego ogółu, byłaby zbiorem dat i faktów okraszonym życiorysami co sławniejszych osób z nimi związanych oraz tezami patriotycznymi odpowiednimi dla planowanego odbiorcy czy wydawcy. Małgorzata Szejnert sięga po cały przekrój społeczny postaci zaludniających rejon przez cały czas jego rozwoju, od osób najbardziej znaczących po najmniej „historyczne”. Od bogaczy i fundatorów, biznesmenów i kupców, przez inżynierów i majstrów, aż do szeregowych robotników i gospodyń domowych. Każdy, o kim zachowały się jakiejkolwiek informacje, może się znaleźć w takiej opowieści, bo każdy miał swój udział w kształtowaniu jej tematu, choćby nawet nic nie robił, tylko umarł przy porodzie. I podobnie jak w Wyspie Klucz, autorka wykonała gigantyczną pracę starając się pociągnąć „do końca” dzieje każdego, kto choć raz pojawił się na kartach dziejów Giszowca i Nikiszowca, co daje unikalne spojrzenie na powiązanie między kolejami losów państw, narodów i przywódców oraz tych, których zwykle historycy nie postrzegają inaczej jak liczby – szarych, zwykłych ludzi.
Wielką zaletą, jak widzę będącą znakiem firmowym Małgorzaty Szejnert, jest odstąpienie od wszelkich ocen, wartościowana, sympatii czy tym bardziej nienawiści. Mówią fakty, wydarzenia, związki przyczynowo skutkowe. Nawet przypadki mają swoją wymowę. Gdyby usunąć z okładki nazwisko autorki nie można by na podstawie treści określić kto stworzył to monumentalne, zdradzające ogrom włożonej pracy dzieło. Niemiec? Polak? Ślązak?
Już zaczynacie przeczuwać, dlaczego lektura zajęła mi tyle czasu? Każdy fakt, każdy drobiazg ma swoje znaczenie. Nie tylko w aspekcie historycznym, przyczynowo skutkowym, ale i w dalszych konotacjach. Diabeł tkwi w szczegółach, a drobiazgów Czarnym ogrodzie bez liku. I każdy może wywołać refleksję, skojarzenie, olśnienie. Oczywiście u każdego może być ono inne. Zaprzeczyć jednym ogólnie lansowanym tezom, poprzeć inne. To właśnie prawdziwa historia. Tyle jest historii, ilu jest ludzi.**** Ale by nauczyć się je widzieć, trzeba poświęcić czas na dostrzeganie i rozumienie znaczenia szczegółów. Inaczej na zawsze pozostaniemy rozdarci - czy Ślązacy to Polacy, czy Niemcy?
Czarny ogród praktycznie nie serwuje żadnych odpowiedzi na żadne pytania, ale daje ogrom materiału do udzielenia sobie wielu, wielu odpowiedzi na bardzo różnorodne dylematy. Refleksje, skojarzenia i wnioski mogą być niezwykle odległe od głównego tematu, ale czyż nie świadczy to o bogactwie tego niezwykłego ogrodu?
Opatrzona stylową, nawiązującą do klimatu regionu okładką księga jest niezwykle cennym przyczynkiem do tematu w Polsce rozumianego z reguły infantylnie. Patriotyzm, ojczyzna... Co to jest? Dla mieszkańców ziem, w których narodowość była jednością z państwowością, bo okupacja czy nawet zabory były tylko tym właśnie, okupacją i zaborami, a nie zmianą państwowości, sprawa może wydawać się prosta – jestem Polakiem, bo urodziłem się w Polsce z matki i ojca Polaka, dziada i babki, wuja i ciotki. Ale to tylko pozór. Co jeśli ktoś ma matkę Polkę, która urodziła się w Niemczech, ojca Niemca, który urodził się Polsce, a w dodatku oboje uważają się za Ślązaków? Co jeśli patrząc po sąsiadach widzi, iż ślepy przypadek – różnica jednego lub kilku lat w dacie urodzenia lub kilku kilometrów w miejscu urodzenia może decydować o przynależności do jednego lub innego państwa a nawet narodu? Czy to nie nasze wewnętrzne przekonanie powinno to określać? I refleksja – do ilu ludzi dociera, że przypadek decyduje, czy wierzą w Jezusa, czy w Allacha? Wszak przypadek decyduje, że urodzili się pod wpływem kultury chrześcijańskiej, a nie muzułmańskiej. Wyjątkami są objawienia chrześcijańskie w świecie muzułmańskim i odwrotnie, ale ilu ludzi dopuszcza do siebie te oczywiste fakty i ich wymowę? Podobnie jest z patriotyzmem, zdradą, ojczyzną i narodowością, a pięknie pokazują to fakty, których w Czarnym ogrodzie urodzaj niezwykły.
Szczególnie zaskoczyły mnie relacje o przymusowych (i ochotniczych) wyjazdach na roboty do Niemiec w czasie wojny, które rzuciły całkiem nowe światło na znane mi osobiście z pierwszej ręki świadectwa, które dotąd uważałem za wyjątkowe.
Ciekawostką, ale niezmiernie ważką, jest choćby casus maści konia gen. Szeptyckiego podczas objęcia Górnego Śląska przez Wojsko Polskie jako przyczynek do podważanej przez socjologów wiarygodności świadków uznawanej powszechnie za tym większą, im więcej jest zgodnych świadectw.
Daje do myślenia na temat samodzielności wielkich postaci historycznych wpływ rodziny Giesche i innych kół biznesowych wywierany nawet na Bismarcka. Do filozofowania na temat mentalności narodów, skłonności do kradzieży i wielu, wielu innych rzeczy też dostaniemy interesujące przesłanki w wielu tylko z pozoru błahych detalach.
Wbrew pozorom historia nie jest martwa. Znajdujemy w tomiszczu wiele danych pozwalających analizować choćby kierunek i charakter rozwoju polskiego dzisiejszego kapitalizmu, postaw społecznych, zachowań indywidualnych, itd.
Niektóre dane, które napotkamy w trakcie lektury, w pierwszej chwili zdają się szokować, jak choćby to, że średnia życia w Giszowcu w 1923 roku wynosiła... 17 lat. Potem dostajemy wyjaśnienie, ale jeśli poświęcimy książce więcej czasu, może dojdziemy i do dalszych wniosków, które mogą się okazać w ogóle niespodziewane nawet dla autorki.
Wręcz złośliwym komentarzem wobec naszej dzisiejszej rzeczywistości i pomysłów ludzi obecnie rządzących Polską mogą być choćby wzmianki o prorodzinnej polityce koncernu Giesche czy jego systemie kar. A takich perełek jest tyle, że nie sposób ich tu wszystkich choćby nawet wspomnieć.
Przy tym wszystkim nie brak i wątków wręcz filozoficznych, ogólnoludzkich, jak choćby niezwykle mądra myśl Jana Pawła II na temat pracy i dystrybucji dóbr z niej pochodzących, która na pewno nie przejdzie przez gardło nikomu w mass mediach dzisiejszej demokratycznej Polski, czy piękny napis na frontonie kamienicy przy ul. Ring 20 we Wrocławiu
CUR VITA LANGUIDEO DURATURA
CUR VITA STRENUUE PERITURA *****
Można tak w nieskończoność. Przeplatające się losy ludzkie, skojarzenia łączące różne fakty, krzyżujące się ponad czasem i pokoleniami, pytania i odpowiedzi, refleksje... A wszystko to podane w pięknej polszczyźnie, wyważonej, ciepłej, naprawdę kulturalnej, bo takie właśnie słowo najbardziej chyba jej charakter oddaje, która dla czytelnika jest ucztą nie mniejszą niż język Sienkiewicza. W dzisiejszych czasach badziewia obejmującego również język pisany to naprawdę ewenement . W dodatku w bądź co bądź literaturze faktu, naukowej, historycznej, ale to już chyba znak firmowy autorki, podobnie jak rzetelność, dociekliwość i uczciwość.
Jak już wspomniałem, okładka prezentuje się idealnie. Klimat, historia, region i symbole tytułu. Pracy wydawniczej w środku też nie sposób zarzucić niedbałość – znalazłem dosłownie pojedyncze ślady działalności chochlika drukarskiego. Niestety, jako miłośnika starych fotografii zawiódł mnie mały rozmiar zamieszczonych zdjęć, choć ich ilość i dobór są absolutnie zadowalające. Inna sprawa, że gdyby były większe, dłużej bym się nimi delektował i pewnie bym jeszcze książki nie skończył. Ponarzekać muszę natomiast zdecydowanie na umieszczenie na końcu książki i podpisów do zdjęć, i przypisów (nie tylko bibliograficznych), i Grządek Domowych (rozpiska rodów występujących w opracowaniu). Cztery zakładki w jednej książce, by swobodnie przemieszczać się między treścią, przypisami, podpisami i Grządkami, to zdecydowanie zły pomysł.
Nauczony doświadczeniem przestrzegam przed sięganiem po tę książkę, jeśli nie możecie poświęcić jej odpowiedniej ilości czasu. Jest jak wyborne wino, które trzeba smakować bez pośpiechu, w odpowiednim kieliszku, towarzystwie i otoczeniu. Pewnie, że można je wychlać z gwinta w bramie, ale na pewno nie będzie wtedy smakować tak samo. Poczekajcie na odpowiedni czas, a wtedy wspomnijcie, że polecam Wam Czarny ogród absolutnie i z pełnym przekonaniem. Już dawno nie czytałem niczego aż tak dobrego
Wasz Andrew
* Dyskusyjny Klub Książki
** Kazimierz Julian Kutz (ur. 16 lutego 1929 w Szopienicach) – polski reżyser filmowy, teatralny i telewizyjny, scenarzysta filmowy
*** LubimyCzytać.pl
**** W 1939 w Krakowie wyższa kadra naukowa stawiła się licznie na zebranie zarządzone przez władze okupacyjne i została aresztowana, we Lwowie biernie czekała na aresztowanie w swych miejscach zamieszkania. Inteligencja i znajomość historii nie pomogły profesorom w podjęciu jedynie słusznej decyzji - o ucieczce.
****** Dlaczego trwa tak leniwie
Dlaczego tak chyżo przemija
Jestem z wykształcenia historykiem, ale wstyd przyznać, jak ognia unikam książek historycznych. Niestety na studiach musiałam przebrnąć przez tyle nudnych i napisanych jak przez robota pozycji, że do dziś mam awersję. Jednak w tym ogromie opasłych faktograficznych tomisk zalazły się świetne mikrohistorie jak np. Montaillou. Wioska heretyków 1294-1324 Emmanuel Le Roy Ladurie. I tak zapowiada się, sądząc po Twoim tekście Czarny ogród, jeśli jesienno-zimowe wieczory okażą się tak długie jak bywało to zazwyczaj to z chęcią po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńW sumie, z równym przekonaniem polecam Wyspę Klucz. Albo obie razem. Ciekawie porównać, jak różnymi istotami są postacie zaludniające obie te opowieści. Czy naprawdę mamy wolną wolę, skoro decyzje i odwaga jednych są czymś niewyobrażalnym dla innych? Tym bardziej, że wykształcenie czy narodowość ani inne dające się wyłapać i nazwać cechy nie mają tu nic do rzeczy...
UsuńBrzmi rewelacyjnie! Mimo, że daleko mi od Śląska sercem i myślami, twój opis zachęca do lektury. Muszę sobie opracować jakiś algorytm wyboru kolejnych książek, inaczej utonę w listach 'do przeczytania'.
OdpowiedzUsuńNa marginesie dodam, że twój sposób przytaczania PRAWIE całej recenzji na LC i zostawiania drobnych elementów tylko tutaj był wabikiem, który mnie tu przyciągnął. Uważam, że to świetny pomysł.
Skoro działa, to postaram się go udoskonalić. Mam już pewne pomysły, ale na razie cicho sza ;)
UsuńAleż perełka wpadła Ci w ręce! Pamiętam Twoją ostatnią, bardzo entuzjastyczną recenzję poświęconą poprzedniej książce pani Szejnert i widzę, że "Czarny ogród" niczym nie odbiega poziomem od "Wyspy Klucza". Ten sam profesjonalizm, ten sam mozół pracy włożonej w stworzenie monumentalnego dzieła. Ja na ogół, podobnie jak bookiemonster, nie sięgam po książki historyczne, ale wobec takiej pozycji trudno przejść obojętnie. Najpiękniejsze w tej pozycji wydaje się to, że pani Szejnert powstrzymała się przed komentowaniem, podsumowywaniem, prezentowaniem własnych wniosków - uwielbiam autorów, którzy podsuwają materiał do refleksji, zadają niewygodne pytania i przede wszystkim zmuszają czytelnika do samodzielnego myślenia.
OdpowiedzUsuńOna nawet nie stawia pytań; one się stawiają same. Wyłażą z faktów i związków pomiędzy nimi. Obie te książki po równi są warte poznania. Więcej wnoszą do poznania natury ludzkiej i możliwych działań w okresie ważnych wydarzeń, niż wiele innych, wcale przecież nienajgorszych książek.
Usuń