Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 27 lutego 2015
Splątane ścieżki historii, czyli "Odwlekane porządki"
Wydawnictwo: BPP Marcin Borkowski
Liczba stron: 169
Self-publishing, czyli samodzielne
wydawanie własnych dzieł to jedna z pochodnych Internetu, a więc narzędzia,
które przynajmniej pozornie, ułatwia dotarcie do szerokiej i różnorodnej
publiczności w sposób, wydawać by się mogło, wręcz nieograniczony. Oczywiście
takie rozwiązanie niesie ze sobą także negatywne konsekwencji, bo każda moneta
charakteryzuje się zarówno awersem jak i rewersem. Do głosu mają okazję dość
ludzie, którym jedynie wydaje się, że obdarzeni zostali literackim talentem,
bądź najzwyklejsi grafomani, którzy w obliczu potencjalnego, ogromnego grona
odbiorców jeszcze chętniej wypluwają z odmętów umysłów swoją radosną twórczość.
Sprawę komplikuje fakt, że w sieci roi się od witryn, oferujących możliwość publikacji
książki własnym sumptem, obiecując przy tym pomoc i wsparcie, które okazują się
jednak mało profesjonalne, nierzadko stojące na żenująco wręcz niskim poziomie.
W konsekwencji wiele dzieł ze sfery self-publishingu
to utworu o mizernej wartości literackiej, które swoją zawartością cieszą
jedynie dumnego twórcę. Jak zatem w tym morzu średniactwa wyłowić coś cennego? Niestety,
ale nie powstały jeszcze przeglądarki, które pozwoliłyby precyzyjniej
eksplorować odmęty internetowej sieci, przy uwzględnieniu własnych gustów i
upodobań. Pozostaje żmudne przekopywanie się przez kolejne płody, krótka
rozmowa z autorem, która przynajmniej w niewielkim stopniu może ukazać literacki potencjał artysty oraz opinie zaufanych blogerów. Resztą kieruje
ślepy traf, który rządzi również w utworach debiutującego pisarza Marcina
Borkowskiego, wydanych pod tytułem Odwlekane
porządki.
Odwlekane porządki to literacki twór, na
który składa się 9 tekstów. Książka, wbrew temu, co może sugerować pobieżny
rzut oka na spis treści, nie jest zbiorem przypadkowych, luźno ze sobą
powiązanych opowiadań. Wręcz przeciwnie – poszczególne historie, mimo iż nie
zawsze posiadają wspólnych bohaterów, łączą się ze sobą w sposób bardzo
precyzyjnie przemyślany oraz dosyć pomysłowy. Tytułowy utwór otwierający całość,
Odwlekane porządki, kojarzy się z
fundamentem, na którym powstały pozostałe dzieła. Dwójka bohaterów – ojciec i
syn – postanawiają uporządkować modelarnię, czyli przerobiony na rupieciarnię
warsztat dziadka, stojący przy rodzinnym domu na warszawskim Żoliborzu.
Niespełnione plany starego inżyniera oraz nieubłagany czas, wraz z upływem
którego człowiek otacza się coraz większą liczbą przedmiotów, sprawiły, że
przybudówka zaczęła wypełniać się kolejnymi rzeczami, uznanymi za mało
przydatne, nie wyrzuconymi jednak na śmietnik, z uwagi na sentyment,
oszczędność czy przekonanie, że wszystko doczeka się kiedyś swojej drugiej
młodości. Z rodzinnej graciarni stopniowo wyłaniają się wiekowe meble, listy
pisane na papierze nakruszonym już zębem czasu, posrebrzane naczynia, które dawno
straciły blask świetności. Dawno nieużywane sprzęty stanowią zarodki historii
prezentowanych na dalszych stronach książki i z tego względu – parafrazując
jednego z bohaterów – być może nie są to skarby, ale już z pewnością znakomite
łączniki, zespalające ze sobą różne okresy w polskiej rzeczywistości, które
rzucają zupełnie inne światło na zachowanie krewnych, podejmowane przez nich
wybory, itd.
Warto przede
wszystkim podkreślić, że autorowi udało się bardzo ciekawie pokazać, że niemal
każdy obiekt jest swoistym nośnikiem pamięci, który jednak pełnię skrywanego
bogactwa objawia dopiero za sprawą odpowiednio dobranego czytnika. Pod cienką
materialną postacią danego przedmiotu, skryte są związane z nim wspomnienia
oraz historie konkretnych ludzi. Tym właśnie tropem poszedł Marcin Borkowski i
byty czysto fizyczne, takie jak szabla, nowozelandzkie dolary czy magazyn Playboya, przyjęły formę kluczy,
wytrychów bądź punktów zaczepienia otwierających wrota do przeszłości – martwa
materia wykorzystywana jest w dalszych opowiadaniach jako oś, wokół której
nawinięta została fabuła. W ten sposób czytelnik otrzymuje niezwykle
intrygującą łamigłówkę, na którą składają się wydarzenia z różnych epok oraz
dzieje ludzi z kilku pokoleń.
Borkowski
zgrabnie splata ze sobą przeszłość oraz teraźniejszość, co jest dobrze widoczne
w pierwszym opowiadaniu, w którym występują naprzemiennie dwie narracje –
współczesna, toczona w Warszawie lat dziewięćdziesiątych oraz przeszła,
rozgrywająca się w trakcie wojennej zawieruchy. Dość odległe od siebie czasy
spina efektowna klamra, której rolę pełni list – pisany i niedokończony w
trakcie walk obronnych o stolicę we wrześniu 1939 roku, a przeczytany dopiero
ponad pół wieku później przez syna autorki korespondencji.
Mocną stroną
prezentowanego zbioru jest także szeroko rozumiana różnorodność. Borkowski
ukazuje falujące koleje losu wielu ludzi – czytelnik ma okazję śledzić
wybranych bohaterów, towarzysząc im poczynaniom ze zmieniających się perspektyw
czasowych. Ośmielam się wysnuć przypuszczenie, że protagoniści, którzy
pojawiają się najczęściej, wiekowo opowiadają Marcinowi Borkowskiemu – urodzeni
na początku lat 60-tych, przystępujący do egzaminu dojrzałości na przełomie
burzliwych lat 70-tych i 80-tych, a w późnych lata 90-tych przechodzący
pierwsze oznaki kryzysu wieku średniego, związanego z widmem nieuchronnie
nadciągającej czterdziestki. Tę wielobarwną paletę postaci, na którą składają
się osobnicy z jednej licealnej klasy, uzupełniają ludzie z pokolenia rodziców
oraz dziadków. Dzięki tak szerokiemu gronu, w książce nie brakuje tragicznych
historii związanych z dziejami Sybiraków, pstrokacizny i kiczu lat
dziewięćdziesiątych czy opowieści wskrzeszających wojenny chaos i piekło
warszawskiego powstania, kiedy dominującymi dźwiękami były huk wystrzałów,
łoskot spadających bomb oraz krzyk rozpaczy umierających, a głównym źródłem
światła – łuny pożarów. Sporo miejsca poświęcono także opisowi powojennej,
komunistycznej rzeczywistości, która jednak jawi się jako okres całkiem
kolorowy, a już na pewno bardzo ciekawy, a nie szary i pozbawiony perspektyw,
jak to niekiedy starają się dziś pokazywać współczesne media.
Wspomniana
różnorodność objawia się także w warstwie tekstowej – w Odwlekanych porządkach, oprócz typowo powieściowej, trzecioosobowej
narracji, znalazło się również miejsce dla płodów epistolograficznych czy
krótkich notek, wiadomości rodem z portali społecznościowych. Autor bawi się
także stylem, strojąc swoje teksty w różne konwencje – czytelnik zostaje
uraczony wątkami kryminalnymi oraz detektywistycznymi. Sporo jest szczególnie
tych ostatnich, tym bardziej, że niemal każde opowiadanie skrywa w sobie ziarno
tajemnicy, zagadki. Tropy do rozwikłania poszczególnych rebusów znajdują się
najczęściej w kolejnych utworach, co sprawia, że całość czyta się bardzo szybko
i co ważne, czyni się to z niesłabnącym zainteresowaniem, a poszczególne
elementy zaczynają składać się i pasować do siebie niczym puzzle. Po
skomponowaniu całości, tj. zakończonej lekturze, otrzymujemy ciekawy i
wielopłaszczyznowy portret warszawskiej społeczności.
Zgrabne
połączenie całej mnogości wątków wyłaniających się z kart Odwlekanych porządków, rozwleczonych na kilka pokoleń wymagało od
autora częstego sięgania po przypadek. W książce aż gęsto jest od niezwykłych
koincydencji, niespodziewanych trafów. Należy jednak podkreślić, że owa
przewrotność lubującego się w psikusach losu nie służy gwałtownym i niespodziewanym
zwrotom akcji czy zabiegom pokroju Deus
ex machina. Rozwiązania proponowane przez Borkowskiego stosowane są
bardziej w celu unaocznieniu faktu, że naszą codziennością, tą szarą, zwykłą
(chciałoby się rzec nudną i nijaką),
także bardzo często kieruje ślepy traf, trudna do przewidzenia i bardzo
kapryśna fortuna. Taka wymowa dzieła idealne współgra z moją aktualną lekturą, Wykładem profesora Mama autorstwa
Stefana Themersona, gdzie główny protagonista konstatuje, że są rzeczy, w które
zdrowy rozsądek nigdy by nie pozwolił uwierzyć, co z kolei skłania go do
refleksji, że: Rzeczywistość jest jednak
czymś więcej niż zdrowy rozsądek. Rzeczywistość dopuszcza zbiegi okoliczności,
które ktoś, kto nie wie, że nie ma rzeczy niemożliwych, że wszystko jest mniej
lub bardziej prawdopodobne, uważać może za cuda. Wspaniały dowód na
literacką dyfuzję, przenikanie się i synergię treści dzieł, których autorzy nie
musieli się nawet wzajemnie znać ani czytać.
Odwlekane porządki czyta się naprawdę
przyjemnie, tym bardziej, że autor posługuje się ładną i miło brzmiąca dla ucha
polszczyzną. Ta wprawa w konstruowaniu słownych budowli zdradza, że debiutujący
pisarz miał już do czynienia ze słowem pisanym, kiedy pracował w charakterze redaktora
naczelnego pism poświęconych komputerom oraz grom komputerowym. Jedynym
zgrzytem, który niekiedy spowalniał lekturę jest wspomniana mnogość wątków oraz
postaci. Cytując jednego z protagonistów można rzec, że zbiór momentami
przypomina zbiorowisko nie dających się
zebrać w jedną całość anegdot i niejasnych zależności między ich bohaterami.
Posługując się fragmentem innego opowiadania można także stwierdzić, że od imion, związków, nieznanych terminów
czytelnikowi może zakręcić się w głowie. Z tego względu do lektury warto
podejść w należytym skupieniu, koncentrując uwagę także na pozornie błahych
incydentach czy niewinnych przedmiotach. Oczywiście owe niedogodności można
także potraktować jako element gry, jaką autor prowadzi z czytelnikiem i
wówczas wszystko zaczyna kojarzyć się z kolorową, ale rozsypaną mozaiką – jeśli
chcemy ujrzeć w pełni jej krasę, musimy ją najpierw pieczołowicie złożyć.
Osobiście uważam, że dzieło warte jest podjęcia tego skromnego wysiłku.
Krótko
reasumując, w mojej skromnej opinii, Odwlekane
porządki to naprawdę solidny debiut. Marcinowi Borkowskiemu udało się
ukazać człowieka jako maleńki trybik wielkiej historii, który zazębia się z
pozostałymi elementami tego skomplikowanego mechanizmu. Warto także wspomnieć,
że w znakomitej większości akcja rozgrywa się w Warszawie, dzięki czemu
czytelnik ma okazję zwiedzić oraz poznać uroki Żoliborza oraz innych dzielnic oraz śledzić zachodzące tam przemiany. Przyznaję, że z niecierpliwością czekam na debiut powieściowy autora, w którym pojawiłby się jeden wiodący wątek fabularny oraz występujący w mniejszej liczbie, ale za to odznaczający się bardziej rozbudowanymi rysami charakterologicznymi, bohaterowie.
Wasz Ambrose
18 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Interesowałam się kiedyś SP od strony technicznej. Zdumiona byłam, jak wiele jest stron poświęconych samodzielnemu wydaniu książki. Niektóre zapewniają również w ramach usługi edycję i korektę. Tym samym doprowadza nas to do sytuacji, gdy publikować może każdy i wszystko. Gąszcz opowieści, nad którymi nikt nie panuje:)
OdpowiedzUsuńDlatego cieszę się, że wynalazłeś coś godnego polecenia. Debiut pana Marcina odmalowany za pomocą Twoich słów zapowiada się na niezwykłą lekturę.
Zgadza się, w Internecie roi się od witryn oferujących wsparcie przy samodzielnym wydaniu książki, ale bardzo często jest to pomoc wątpliwej jakości. Wydaje mi się, że taka sytuacja sprawia, że podejście wielu czytelników do self-publishingu jest raczej negatywne - są osobnicy, którzy z góry decydują się nie czytać tego typu tworów.
UsuńA książka na którą trafiłem to faktycznie rodzynek. Ale pomogłem trochę szczęściu - poczytałem nieco o opowiadaniach, udało mi się wygrzebać z sieci informacje na temat autora, zamieniłem też kilka słów z pisarzem. To wszystko złożyło się na całkiem pozytywny obraz i dlatego zdecydowałem się sięgnąć po ten zbiór :)
"Grafomani, którzy w obliczu potencjalnego, ogromnego grona odbiorców jeszcze chętniej wypluwają z odmętów umysłów swoją radosną twórczość" :D
OdpowiedzUsuńKurcze, napisałeś to w tak zabawny sposób, że nie nie mogę pohamować śmiechu. Po takim wstępie spodziewałam się recenzji jakiejś bardzo grafomańskiej książki, a tu taka niespodzianka - autor posługuje się ładną i prawidłową polszczyzną, zgrabnie łączy liczne wątki, opisuje nie tylko współczesność, ale też cofa się w czasy wywózek na Sybir i powstania warszawskiego, itp.
:) Lubię przewrotność w literaturze i sam czasami ją stosuję w swoich tekstach :) A książką, którą miałem okazję przeczytać jest naprawdę ciekawa i dobrze napisana. Niestety, ale dzisiaj trafia się sporo dzieł stworzonych w takim stylu, że o autorstwo można podejrzewać człowieka dopiero zapoznającego się z tajnikami polszczyzny.
UsuńJak zwykle przekorny dodam, że zapomniałeś, iż każda moneta ma jeszcze trzecią stronę ;) Niektórzy nawet twierdzą, że najważniejszą - kant :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą spore zaskoczenie, taki udany debiut w self-p, ale i smutna refleksja - czy w gąszczu samodzielnych wydań przebiją się te wartościowe? Czy sytuacja nie pozostanie tak naprawdę bez zmian - z jednej strony zwiększy się ilość rzeczy wydawanych, ale z drugiej tych, które się przebiją postanie taka sama, i te same mechanizmy będą decydować?
A sama lektura wydaje się interesująca. Tym bardziej, że u nas wciąż zbyt małą wagę przywiązuje się do drobnych zabytków, a przecież za każdym starym przedmiotem stoją historie ludzi, którzy z niego korzystali. Zresztą w ogóle całość wygląda pociągająco :)
Niestety, ale w naszym kraju ludziom bez nazwiska cieszącego się uznaniem i renomą, ciężko jest wydawać książki. Wydaje mi się, że wydawnictwa niezbyt chętnie stawiają na debiutantów. W końcu sporo przy tym pracy oraz wiąże się to z podjęciem ryzyka. Zdecydowanie łatwiej jest opublikować książkę znanego artysty, nawet jeśli wartość literacka dzieła jest co najmniej wątpliwa, albo wydać powieść zagraniczną, która doczekała się już statusu bestsellera. Stąd nasi krajowi debiutanci często są skazani na self-publishing. Ale żeby zostać dostrzeżonym i wyłowionym, oprócz talentu trzeba mieć też sporo szczęścia.
UsuńSzczęścia, albo raczej dojścia ;)
UsuńWłaśnie jestem po lekturze artykułu na temat e-booków. Z tekstu wynika, że najlepiej sprzedają się w wersji elektronicznej kryminały, erotyka i fantastyka. Ci, którzy piszą książki o charakterze obyczajowym, powinni szukać wydawcy papierowego. A czym ludzie kierują się w doborze tychże e-booków? Ponoć najczęściej listą bestsellerów...
OdpowiedzUsuńO, przytoczyłaś bardzo ciekawe dane. Czy można prosić o link do tego artykułu? (Oczywiście, jeśli jest on dostępny w formie elektronicznej).
UsuńAkurat przeczytałam w najnowszym papierowym wydaniu magazynu "Książki" i nie znalazłam go w sieci.
UsuńO SP ostatnio coraz głośniej, głównie za sprawą tych książek, które wydano na skandalicznie niskim poziomie, co niestety nie działa na korzyść tych, które mogłyby przypaść nam do gustu. Wyszukiwarka naprawdę by się przydała :D Albo tacy blogerzy jak Ty, których etykieta SP nie odstrasza i odkrywają takie ciekawe rzeczy jak opowiadania Borkowskiego :) Droga przetarta, nie będę się wahała poczytać, jeśli gdzieś je znajdę.
OdpowiedzUsuńTaaaak, o SP jest ostatnio b. głośno, szczególnie za sprawą Pawła Pollaka, tłumacza literatury szwedzkiej oraz blogera, który na łamach swojego serwisu opublikował dość krytyczną recenzję dzieła napisanego przez panią Martę Grzebułę, autorkę wydającą swoje książki własnym sumptem :)
UsuńJa osobiście po SP sięgam bardzo rzadko, ale przyznaję, że kiedy już to czynię, staram się zrobić porządny rekonesans. Ostatnimi czasy o pracy redaktorskiej bardzo mało się mówi, nie przywiązuje się do niej zbyt dużej wagi, ale praktycznie każda książka wydana własnymi siłami jest wołaniem o rzetelną korektę i redaktora z prawdziwego zdarzenia. Inna sprawa, że redaktor, taki autentyczny pasjonat, pracujący głównie z miłości do książek, to gatunek coraz rzadziej spotykany.
Gratuluję znaleziska. Trzeba się cechować pewną czytelniczą odwagą, żeby sięgnąć po coś co prawdopodobnie przed SP zostało ocenione przez kilku znajomych i samego piszącego:) Ja takiej odwagi nie mam, choć nie ukrywam, że zdarza mi się wpaść na polecaną książkę, która w mojej opinii okazuje się słaba.
OdpowiedzUsuńW tym przypadku ryzyko nie było aż takie duże - wymieniliśmy z autorem kilka maili i na podstawie lektury tych krótkich wiadomości odniosłem bardzo pozytywne wrażenia, co do samej osoby twórcy jak i jego literackiego warsztatu :)
UsuńA czytanie polecanych dzieł to zawsze loteria, chyba, że osoba polecająca cechuje się dokładnie takim samym gustem czytelniczym jak nasz :)
Z wielką przyjemnością znajduję u Ciebie tę recenzję. Miałam już prawdziwą przyjemność przeczytać opowiadania i wkrótce także zasiądę do napisania recenzji. Zgadzam się z Tobą, że to kawał solidnej roboty i świetny debiut.
OdpowiedzUsuńO, ale się złożyło :) Bardzo jestem ciekaw Twoich wrażeń płynących z lektury tego zbioru opowiadań. Z niecierpliwością czekam na Twój tekst i w pełni zgadzam się, że pan Borkowski może pochwalić się naprawdę dobrym i interesującym debiutem :)
UsuńNa przełomie 2015/6 wyszła wersja papierowa, wydana przez Lampę. Z trochę inną okładką i z podmienionym jednym opowiadaniem.
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki za informację!
Usuń