Roberto Saviano
Zero zero zero. Jak kokaina rządzi światem
tytuł oryginału: ZERO ZERO ZERO
tłumaczenie: Joanna Kluza
wydawnictwo: Sonia Draga 2014
liczba stron: 400
Lekturą marca 2015 w rawskim DKK* była książka Zero zero zero Roberta Saviano. Jakiś czas temu na klubowym warsztacie gościł prześwietny dokument utrzymany w oryginalnej formie świadectwa, czyli osławiona Gomorra tego autora, więc obiecywałem sobie i tym razem prawdziwą ucztę czytelniczą.
Już od pierwszych stron miałem wrażenie, że to nie ten sam autor. O ile Gomorra wciągała, wręcz zniewalała czytelnika, i pomimo dużej ilości faktów czytało się ją szybko, to przy Zero zero czytelnik co chwilę się zacina. Pod względem stylistycznym Gomorra nie aspirowała do literatury wysokich lotów, ale też nie prowokowała do krytycznych uwag w tym względzie. Wszystko było podporządkowane głównemu celowi, czyli przesłaniu, które niosła, i wypadło to bardzo profesjonalnie. Tym razem mamy do czynienia z jakimiś ciągotkami ku barokowym wręcz językowym zdobieniom, niestety nie tylko że niezbyt z reguły udanym, to miejscami wręcz tak żałosnym, iż trudno dociec co artysta miał na myśli. Momentami mamy nawet do czynienia z fragmentami godnymi humoru zeszytów, a w innych to zwykły bełkot. Czy to Saviano tak się odmienił, czy też zasługa innego tłumacza? Nie potrafię rozstrzygnąć. Na szczęście tragicznie jest tylko momentami.
Gomorra, porównania nasuwają się same z siebie, miała wyraźną główną tezę – nowoczesna mafia rodem z Neapolu, której idea ogarnia powoli cały świat, to nie hierarchiczna i skodyfikowana organizacja à la don Corleone, ale luźna sieć doraźnych, przenikających się biznesów różnego kalibru, w której jedynym kryterium jest zysk. Zysk, który jest ostatecznym miernikiem, gdy trzeba uzasadnieniem, gdy trzeba rozgrzeszeniem. Zysk, który sprawia, że z nielegalnymi biznesami łączą się legalne, a mafia niczym nieoperacyjny rak przerasta rynek, gospodarkę, politykę i struktury państwa. I tu dochodzimy do głównego zarzutu wobec Zero zero, przy którym wpadki stylistyczne są mało ważne. Główne przesłanie, które w Gomorze było czytelne i jasne, tym razem ucieka, rozmydla się, trzeba go naprawdę usilnie się doszukiwać, co wcale nie jest łatwe.
W omawianej książce Saviano ukazuje nam potęgę narkobiznesu, która ucieka świadomości większości ludzi, rządów i społeczeństw oraz zagrożenia, które wynikają z ciągłego wzrostu tej branży. Jedynej, która nie obawia się kryzysów, dewaluacji, wojen i zmian prawnych. Opisuje nam historię, która do tego doprowadziła, a więc dzieje karteli z Ameryki Południowej, jak również rolę Stanów, które nie zawsze były ikoną antynarkotykowej krucjaty. Z natury rzeczy książka pełna jest więc przykładów bestialstwa i okrucieństwa szokującego większość czytelników. To przykuwa uwagę jednych odbiorcóww, a blokuje percepcję innych. I rzeczy ważne uciekają.
Wydawać by się mogło, że Zero jest zaprzeczeniem tez Gomorry – narkobiznes, zwłaszcza na wysokich szczeblach, to klasyczna mafia o wyraźnych strukturach i podziale władzy. Niełatwo zauważyć, że to dotyczy tylko pionu od producenta to dystrybutora. Cała reszta, reszta tylko z nazwy, bo w rzeczywistości równie niezbędna jak sam towar, to już schemat luźnych biznesów, najczęściej zalegalizowanych, mających na celu pranie pieniędzy a także wykonywanie innych zadań, bez których całość funkcjonować by nie mogła. Tutaj widzimy już rzeczywistość znaną z Gomorry – uczciwych przedsiębiorców, sędziów, urzędników i bankierów, którym w razie wpadki nawet nie można zarzucić udziału w zorganizowanej przestępczości, gdyż jedynie doraźnie ulegli złu. A jednak bez ich pomocy to zło istnieć by nie mogło. To jednak jakoś ucieka pod natłokiem opowieści o narcos.
Brak struktury, która prowadziłaby czytelnika i porządkowała książkę oraz nadawała jej wymowę jest wielkim niedostatkiem, który sprawia, iż prawie niczym nie różni się ona od zbioru mniej lub bardziej luźno połączonych ze sobą notatek prasowych wrzuconych do pudełka z nadzieją, że czytelnik sam wyciągnie z nich wnioski. Książka przypomina kogoś, kto z chęci podania rozmówcy wszelkich możliwych dowodów jednocześnie zaprzepaszcza szansę na to, by wyartykułować to, co chce nimi udowodnić, gdyż przytłoczony masą faktów odbiorca nie jest już w stanie ogarnąć ich wymowy.
A jaka jest wymowa Zero zero zero? Zasadniczo taka, że po epokach złota i korzeni, ropy i innych, nastała epoka kokainy i syntetycznych narkotyków. To rynek, który odgrywa z każdym rokiem większą rolę w światowej, a zwłaszcza zachodniej gospodarce, który może decydować o wyjściu, lub nie, obronną ręką z kryzysu, który powoduje erozję podstaw demokracji i państwowości, przez co w konsekwencji może być większym zagrożeniem dla naszego świata takiego, jakim go znamy, niż islam czy hegemonistyczne dążenia Rosji albo Chin.
Pomimo więc wszystkich swych wad, jest nowa książka Roberta Saviano niezwykle wartościowa. Porusza tematykę raczej pomijaną w dzisiejszych mediach, a mogącą w niedalekiej przyszłości stać się jednym z najważniejszych problemów Zachodu. Szkoda, że Saviano ledwo to zasygnalizował na samym końcu, tak lekko, że większość zmęczonych czytelników w ogóle tej puenty nie zauważa.
Narkotyki są w biznesowym sensie jak alkohol. Do czego prowadzi prohibicja Stany Zjednoczone już przerabiały. Szkoda tylko, że nikt nie wyciąga z tej nauczki wniosków. Prawie wszystkie państwa, za nielicznymi wyjątkami, prowadzą z góry przegraną wojnę próbując walczyć z nielegalnym rynkiem narkotyków. Stany odstąpiły od prohibicji zanim mafia stała się silniejsza niż samo państwo. Pytanie, które mi się nasuwa, to czy ten moment już nie minął, jeśli chodzi o narkotyki? Czy aby same lobby przemysłu narkotykowego nie jest zainteresowane w utrzymaniu jego nielegalności? To powoduje straty i zagrożenie, ale zarazem zapewnia stopę zysku, której nie oferuje żaden inny produkt ani żaden inny biznes na świecie.
Dlaczego taki tytuł książki? Niektórzy wiedzą, ale tym, którzy nie, nie zdradzę. Niech doczytają sami.
Zero zero zero jako gotowe opracowanie, jako kompletny i skończony dokument, wypada bardzo słabo. Ta książka nie jest też dla smakoszy z aspiracjami do delektowania się Wielką Literaturą Piękną ani nie poprawi nikomu samopoczucia. Jednak jako kopalnia faktów oraz interesujących ciekawostek i materiału do przemyśleń, jako zbiór pytań domagających się odpowiedzi i dylematów moralnych do rozstrzygnięcia, jest pozycją niezwykle wartościową i absolutnie wartą poznania dla wszystkich, którzy lubią wiedzieć i rozumieć, więc polecam ją każdemu gorąco
Wasz Andrew
* Dyskusyjny Klub Książki
Mam chrapkę na tę powieść ;)
OdpowiedzUsuńTo nie powieść ;)
UsuńNawiązując do prohibicji, wydaje się, że obecnie, w dobie mediów i internetu, łatwiej jest utrzymać społeczeństwo w przekonaniu, że legalizacja narkotyków to fatalne rozwiązanie. Zresztą żeby lobbować taką tezę można wykorzystać choćby stanowisko kościoła katolickiego, który np. w naszym kraju, wciąż jeszcze ma sporo do powiedzenia w różnych kwestiach kształtujących oblicze państwa.
OdpowiedzUsuńW działaniach KK najbardziej irytuje mnie to, że im mniej wymaga od swoich wiernych, im mniej wierni robią sobie z jego nakazów, tym bardziej żąda od państwa, by wymusiło działania dotyczące również osób o innych poglądach/wierze i ich przestrzeganie zapewniło przymusem państwowym.
UsuńW Polsce jest ponad dziewięćdziesiąt procent katolików, Jeśli ćpa te kilka pozostałych procent, nie jest to wielki problem w skali państwa. Jeśli zaś ćpają wierni, Kościół powinien być ich pasterzem i wskazać im drogę, a nie wołać, by państwo mechanicznym prawnym przymusem zrobiło zań tę robotę. Chyba, że przyzna się, że nie ma żadnej władzy duchowej, tylko po co wtedy istnieje i bierze od państwa pieniądze? Oczywiście upraszczam sprawę, ale coś tu od dawna nie działa tak jak powinni.
Kościół bardzo często w historii zajmował stanowisko w różnych sprawach, i choć potem je zmieniał, zawsze twierdzi, że tym razem ma rację.