paweł huelle
śpiewaj ogrody
wydawnictwo znak kraków 2014
stron 319
Książka śpiewaj ogrody pawła huelle była lekturą przewidzianą na luty 2015 roku w moim, czyli rawskim, oddziale DKK*. I dobrze, gdyż sam bym po nią nie sięgnął. Odrzucało mnie pisanie małą literą tytułu i nazwiska oraz imienia pisarza. To dla mnie sztuczny i niesmaczny chwyt marketingowy, w dodatku chybiony, ale skoro taka maniera się autorowi podoba, pozwolę sobie zawsze tak jego godność odtąd zapisywać. Szata graficzna też nie w moich klimatach, podobnie jak kanon prezentowanej na okładce urody. Skoro jednak lektura obowiązkowa, to trzeba przeczytać.
Po nie najlepszym wrażeniu, jakie wywarła na mnie okładka, zaraz na pierwszych stronach ubodło mnie złe tłumaczenie z kaszubskiego i nie rozszyfrowane skróty. Nie odebrałem tego jako braku kompetencji autora, raczej jako niechlujność i lekceważenie czytelnika. Potem było już nieco lepiej.
Śpiewaj ogrody to dość luźna opowieść w kanonie narracji pierwszoosobowej napisana w formie wspomnień młodego chłopca, Polaka. Narrator jest tylko rejestratorem oraz przekaźnikiem tego co widzi i słyszy. Żadną miarą nie jest on głównym bohaterem powieści. Wiodących postaci jest kilka – Greta, Niemka, która pozostała w Polsce po przyłączeniu Gdańska do macierzy, jej mąż zafiskowany na punkcie zaginionej opery Wagnera, woźnica Bieszke wprowadzający wątek historii narodowości kaszubskiej w trudnych czasach po- i wojennych. Głównych elementów fabuły też jest kilka, od muzyki, szczególnie Wagnerowskiej, przez narodowe perypetie przedstawicieli różnych nacji w czasach przed, po i w trakcie II Wojny Światowej, aż po seryjne zabójstwa na tle seksualnym. No właśnie.
Zwykle wielowątkowość uznaję za zaletę, ale tylko wtedy, gdy wynika ona logicznie z innych aspektów dzieła literackiego i tworzy spójną całość z innymi elementami. Tym razem jednak tak nie jest. Choć postacie są zarysowane przekonująco i z prawdziwym kunsztem, to niektóre z nich sprawiają wrażenie wzbogacania powieści na siłę, niczym po lekturze poradnika typu „jak stworzyć bestseller w pięć minut”. Szczególnie postać i perypetie francuskiego seryjnego mordercy, które byłyby dobrym materiałem na samodzielną powieść, są wyraźnym dysonansem w porównaniu do reszty książki o zdecydowanie innym charakterze.
Dla niektórych głównym wątkiem, który zabiera niezwykle wiele miejsca i przesłania świetną warstwę historyczno-obyczajową oraz urokliwy, miejscami dramatyczny, miejscami nostalgiczny klimat gdańskich wspomnień, jest muzyka Wagnera i proces tworzenia. Niestety, w mojej ocenie tutaj właśnie autor poległ na całej linii. Epatuje czytelnika technikaliami mającymi sugerować wielką wiedzą muzyczną, na co wielu daje się złapać, choć dociekliwi mogą to wszystko wyczytać w internecie. Wystarczy jednak porównać wersję w wykonaniu huelle, drętwą i suchą, prawdopodobnie kompletnie niestrawną dla czytelnika niesiedzącego w temacie, z wizją malarskiego procesu twórczego, który ukazał Stephen King w swej powieści Ręka mistrza, wręcz porywającą nawet odbiorcę, który dotąd miał co najwyżej blade pojęcie o malarstwie, by zobaczyć przepaść między tym, co huelle stworzył, a tym, czego byśmy oczekiwali.
Śpiewaj ogrody ma aspirację do Wielkiej Literatury. Szkoda, że nie bardzo uzasadnione. Taki styl:
Kula trafiła w łydkę mego ojca.
za moich czasów był powodem do śmiechu nawet przy ocenianiu prac uczniów późnych klas szkoły podstawowej i nigdy się nie dam przekonać, że można wybaczyć podobne wpadki profesjonaliście, który ma w dodatku do pomocy cały zespół ludzi współtworzących finalny produkt – wydaną książkę.
Gdyby – to słowo często się przejawia, gdy analizuję me wrażenia po skończonej lekturze śpiewaj ogrody. Gdyby autor się ograniczył do klasycznej powieści historyczno-obyczajowej, może nie miałby ułatwionej akcji marketingowej, ale w dłuższym okresie czasu powieść pewnie lepiej by się obroniła w rankingu wartościowych pozycji. Gdyby odważył się na bardziej wnikliwe obserwacje społeczne i socjologiczne z okresów wielkich przemian, zamiast podłączać się pod etos górników i stoczniowców, pod stereotypy i antykomunistyczną propagandę, może zdołałby stworzyć coś wartościowego dla przyszłych pokoleń. Gdyby...
A wielka szkoda, gdyż rzecz jest do przeczytania, nawet do miłego przeczytania. Uważny czytelnik znajdzie obok myśli trywialnych i płytkich haseł również dociekliwe uwagi i głębokie refleksje, ale ta konieczność oddzielania ziarna od plew...
Jak ktoś gdzieś kiedyś powiedział lub napisał, nie pamiętam kto i gdzie, ale bardzo mi się to spodobało, zabrakło też klucza, którym jest umiejętne przetworzenie elementów własnej rzeczywistości na obraz jednostkowy i uniwersalny zarazem. Wszystko się rozmyło, pogubiło. Obraz utracił ostrość, a refleksje jednoznaczność i prawość. W dążeniu do stworzenia hitu wydawniczego przepadła szansa na eksportowalność, na książkę, która pokaże innym narodom polskie widzenie świata w skomplikowanych momentach historii. Bardzo tego żałuję
Wasz Andrew
*Dyskusyjny Klub Książki
Pierwsze wrażenie: Nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony...wiele postaci, które kuszą. Mimo to odstrasza zaprezentowany styl pisania. Czy są to zdania, które przewijają się raz na kilka kartek, czy książka od deski do deski jest tak napisana?
Jak napisałem - książka jest do poczytania i tym bardziej boli, że znalazły się w niej takie kwiatki, na szczęście naprawdę sporadyczne. Z drugiej strony daleko huelle choćby do takiego solidnego rzemiosła literackiego, jakie prezentuje Marek Krajewski. Do Wielkiej Literatury, przynajmniej stylistycznie, tym bardziej daleko.
UsuńPowiedziałbym tak - możesz spokojnie sięgać po śpiewaj ogrody, jeśli akurat nie masz nic innego do czytania. Nie będzie to czas stracony. Z drugiej jednak strony tyle jest naprawdę prześwietnych pozycji do przeczytania, a życie takie krótkie... :)
Ha, jak tylko zobaczyłem tekst, aż zaswędziało, żeby zapytać, skąd te małe literki, ale wszystko wyjaśniłeś już w pierwszym akapicie :) Ta maniera to chyba znak naszych czasów - każdy pragnie zareklamować swój produkt (niestety, ale w obecnych czasach takim produktem, który należy jak najszybciej sprzedać jest także książka) i jakoś go wyróżnić, w sposób mniej lub bardziej oryginalny oraz mniej lub bardziej trafny.
OdpowiedzUsuńCo do książki i samego autora, jak tylko ujrzałem Twoją aktualną lekturę, od razu byłem pewny, że to pozycja czytana w ramach DKK. Ja twórczością Huelle jeszcze się nie zapoznałem, chociaż od dłuższego czasu na mojej bibliotecznej półce stoi "Castorp". Po Twojej recenzji czuję jednak, że powieść będzie jeszcze musiała swoje odleżeć :)
Szkoda, biorąc pod uwagę koncept i potencjał, że Huelle stworzył powieść, w której wady i niedociągnięcia przysłoniły zalety i plusy. Szkoda tym bardziej, że akurat tego pisarza nasze media przedstawiają w bardzo pozytywnym świetle, traktując go wręcz jak twórcę wspomnianej przez Ciebie Wielkiej Literatury. Z tego względu bardzo ciekawią mnie Twoje opinie na temat innych książek tego Pana :)
Na razie nie przewiduję następnych jego książek, ale kto wie? Nigdy nie mów nigdy ;) Co do naszych mainstreamowych mediów, to... kogoś w końcu muszą reklamować, Niepokornych nie chcą. Tych wysokich lotów nigdy nie zauważają, zanim świat ich nie zauważy. Co im pozostaje? ;)
UsuńJakoś nie bardzo łapię, co ma opis muzyki Huelle do opisu obrazu Kinga, gdyby chodziło o Manna, wobec którego Huelle ma zresztą dług innego rodzaju, to rozumiem, ale tak?
OdpowiedzUsuńKing przedstawiając proces natchnionego tworzenia dzieła (akurat malarskiego) stworzył klimat całkowicie przekonujący i czytelny, jak podejrzewam zarówno dla mających pojęcie o tej dziedzinie sztuki, jak i dla tych, którym jest ona obca. Czytelnik ma wręcz odczucie, jakby sam brał udział w tworzeniu obrazu, a przynajmniej był współodczuwającym świadkiem. Produkowanie muzyki - to sformułowanie chyba dość dobrze oddaje wrażenia z lektury wątku tworzenia dzieła muzycznego w wykonaniu huelle; nie daje w tym aspekcie żadnych przeżyć. Czytelnik nie czuje twórczego transu, nie wyobraża sobie natchnienia...
UsuńRozumiem, tyle że chodzi mi właśnie o zestawienia dzieła muzycznego z dziełem malarskim jako nie najszczęśliwsze, to w końcu dwie odrębne dziedziny. Dlatego zestawienie z Mannem (i może Schweitzerem, chociaż jego książka to nie literatura piękna) wydaje się bardziej akuratne, zwłaszcza że King to jednak inna kategoria literatury.
UsuńSłusznie, ale Manna nie próbowałem, więc ciężko mi się wypowiadać :)
UsuńNie przepadam za manierą pisarską Huellego, ale jednak "Waiser Dawidek" to na pewno o wiele lepsza literatura niż Marek Krajewski kiedykolwiek będzie w stanie napisać. To różnica między rzemieślnikiem a artystą, którym Huelle niewątpliwie jest lub też bywa.
OdpowiedzUsuńDawidka nie czytałem, więc na ten temat się nie wypowiadam.
UsuńJeśli artysta może robić błędy, których nie wybacza się nawet w podstawówce, a nie jest to zamierzone (wtedy nie jest błędem), to ja takiej „Wielkiej Sztuki” nie kupuję. Co do artyzmu, to trudniej pokazać pułapki „Wielkiej Sztuki” w literaturze, gdyż małpy nie potrafią pisać, ale w malarstwie już nieraz „dzieła” zwierzaków, nie tylko naczelnych, bywały wychwalane przez krytyków jako objawienia awangardy i Wielkiej Sztuki. Do czasu ujawnienia tożsamości gatunkowej „twórców” oczywiście. Może najpierw podstawy rzemiosła, a potem aspiracje do panteonu? Oczywiście odnoszę się tylko do „śpiewaj ogrody”. Przy okazji - jest wielu twórców o nierównym poziomie. Czy dzieło mierne, ale stworzone przez kogoś, kto stworzył inne, lepsze, ma być lepiej oceniane tylko z powodu innych dokonań twórcy?
I podkreślam - nigdy nie oceniam twórcy, tylko konkretne dzieło :)
Usuń"Dawidek" to było coś, ja z kolei znowu nie znam najnowszej książki, więc może być i tak, że arcydziełem nie jest ;)
UsuńMnie "Weiser Dawidek" nie zachwycił, a sam tytuł "śpiewaj ogrody" też wzbudził instynktowną niechęć. To, że uznanym autorom uchodzi więcej niż debiutantom jest jakąś niesprawiedliwością losu. Dlatego mnie wybaczam znanym nazwiskom. Zastanawiałam się nie raz (?) czy gdyby czytać literaturę tak samo jak recenzenci czytają artykuły naukowe, czyli bez wiedzy o autorach, opinie byłyby podobne. Śmiem wątpić. Ile razy widać teksty typu: nie podobała mi się książka, ale w końcu to jest [noblista, Stephen King, nowa Tokarczuk] to polecam, coś w tym musi być.
OdpowiedzUsuńJa też nigdy nie daję forów uznanym twórcom. Jeśli już, to odwrotnie. Od papieża powinno wymagać się wyższych standardów niż od wiejskiego wikarego. A u nas większość tradycyjnie... Nawet w szkole; profesor wywieszkę na drzwiach z babolem ortograficznym wiesza, w skrypcie od statystyki profesorka źle rozwiązuje zadania, ale błędy wytyka się tylko uczniom. To nie Ameryka ;)
Usuń