Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 31 października 2014

Goffredo Parise "Pryncypał" - W służbie Pana

Pryncypał

Goffredo Parise

Tytuł oryginału: Il padrone
Tłumaczenie: Aleksander Konicki
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Proza Współczesna
Liczba stron: 240




Praca to forma aktywności, do której jesteśmy przysposabiani on najmłodszych lat. Dla zdecydowanej większości ludzi jest ona nieodzownym elementem życia, warunkiem koniecznym, ponieważ pozwala zgromadzić finansowe środki, niezbędne do codziennej egzystencji. Spełnia ona także rolę warstwy ochronnej, buforu oddzielającego nas od głodu, ubóstwa, nędzy, zapewniając przy tym poczucie (niestety raczej iluzoryczne i kruche) trwałości, stałości, a więc bezpieczeństwa. Dobrze płatne zajęcie gwarantujące emeryturę oraz opiekę socjalną, jest także szansą na w miarę wygodne przejście przez życie, często uchodzi również za cel społecznego bytu. Trudno wyobrazić sobie ludzkość bez pracy, w związku z czym równie niemożliwe jest pominięcie tego aspektu naszej egzystencji przez literaturę, która zawsze oferuje interesujące i wielowymiarowe spojrzenie na treści istotne dla człowieka. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po powieść Pryncypał autorstwa Goffredo Parise.

Parise to żyjący w latach 1929 – 1986 włoski literat, scenarzysta oraz dziennikarz. Jego dzieciństwo upłynęło pod znakiem niedostatku oraz niewygód – ojciec Goffreda porzucił partnerkę Idę Wandę Bertoli, gdy ta zaszła w ciążę. Panna Bertoli nie mogła liczyć na pomoc materialną ze strony rodziców – biznes jej ojczyma, który zajmował się sprzedażą rowerów, upadł jeszcze przed poczęciem Goffreda. Ponadto nad dzieckiem wisiało piętno bękarta, przed którym matka oraz babcia starały się go chronić, informując zainteresowanych o śmierci ojca. Sytuacja unormowała się dopiero w 1937 roku, kiedy Ida Wanda wyszła za mąż za Osvalo Parise, dyrektora lokalnej gazety, po którym Goffredo odziedziczył nazwisko. Chłopiec otrzymał także szansę uzyskania odpowiedniej edukacji – został on wysłany do liceum gramatycznego, które ukończył w 1947 roku, przez pewien czas studiował także filozofię na uniwersytecie w Padwie. W 1951 roku cała rodzina przeniosła się do Wenecji i to właśnie w tym mieście został opublikowany debiut literacki Goffredo Parise, nowela zatytułowana Il ragazzo morto e le comete (Martwy chłopiec i komety). Polski czytelnik ma sposobność zapoznania się z prozą Parise w rodzimym języku za sprawą niezastąpionego Państwowego Instytutu Wydawniczego. To właśnie ta oficyna opublikowała ostatnią w dorobku, uhonorowaną nagrodą Viareggio powieść Pryncypał.
Głównym bohaterem utworu jest dwudziestoletni młodzieniec, który za sprawą dobrego znajomego swojego ojca otrzymuje szansę, by wyrwać się z dusznej, ciasno i mało perspektywicznej prowincji i zrealizować swoje marzenia o pracy w branży handlowej. Prostoduszny młokos, na którego barki, z racji otrzymanego wykształcenia, spadają oczekiwania, wymagania oraz nadzieje całej rodziny przybywa do wielkiego miasta, gdzie samochody pędzą po niewiarygodnie szerokich jezdniach wartkim strumieniem, gdzie tłum zdaje się nigdy nie rzednąć, gdzie wysokie budynki swymi wierzchołkami zuchwale sięgają samego nieba. Pośród tych dziwów, w niepozornej uliczce znajduje się skromna, acz schludna kamieniczka (która stanowi jednak tylko fasadę dla imponującej budowli ze szkła oraz stali) – siedziba renomowanej firmy, w której protagonista będzie rozwijać swoją karierę, wiążąc się z nią na dobre i na złe, stając się jej częścią czy raczej niewielkim elementem, skromnym trybikiem. Ponieważ główny bohater, który jest jednocześnie pierwszoosobowym narratorem powieści znajduje się dopiero na progu samodzielnego życia, stopniowo wkraczając na krętą, długą i trudną ścieżkę, prowadzącą ku realizacji własnych ambicji i życiowych celów, z pełną naiwności pokorą przyjmuje on szansę otrzymaną przez los. I właśnie ta uległość, bezwolność, brak zdecydowanego oporu oraz niemożność artykulacji własnych sądów sprawią, że narrator trafi do świata pełnego absurdów, gdzie logika zdaje się nie mieć racji bytu, ustępując miejsca kaprysom oraz wybrykom, których źródłem jest rozchwiany emocjonalnie pryncypał.
Jak słusznie wskazuje tytuł utworu, to właśnie przełożony odgrywa pierwsze skrzypce w tej tragikomicznej powieści. Dyrektor Max, chociaż jest niewiele starszy od głównego bohatera, jest już właścicielem potężnego przedsiębiorstwa, w którym stara się zaprowadzić własne rządy. Ale prężnie funkcjonujący zakład nie jest wynikiem geniuszu, ciężkiej pracy czy łutu szczęścia na trudnej do przewidzenia giełdzie, a jedynie owocem sprytu i zaradności ojca. Ów fakt, tzn. przejęcie firmy, uniemożliwia Maxowi zrozumienie zasad funkcjonowania tego typu instytucji, której nieodzowną częścią są ludzie. Ekscentryczny pryncypał owładnięty manią moralności nie potrafi dostrzec pierwiastka ludzkiego w swoich pracownikach – traktuje on ich niczym uzupełnienie mebli, wind, biur, klimatyzacji, sprzętów. Osobnik podejmujący pracę u pana Maxa niemal z miejsca staje się jego własnością, przedmiotem, którego losem można do woli dysponować. Kluczową cechą pracownika powinna być przydatność, utylitarność, celowość podejmowanych działań. Codzienna egzystencja winna być podporządkowana pracy – odpoczynek, relaks, seks, chwile wzruszeń mają na celu zwiększenie wydajności oraz poprawę uzyskiwanych rezultatów. Natomiast sama praca powinna stać się celem samym w sobie – każda akcja, decyzja, ruch winny przynieść pożytek firmie. Nie ma bowiem istotniejszej rzeczy od samej świadomości wykonywania swoich obowiązków, rozumianych jako zajęcie w służbie i na chwałę swojego szefa, przełożonego, pryncypała. Konkludując, praca winna zastąpić religię, w której najwyższym bóstwem jest właśnie zwierzchnik (wykluczona jest zatem jakakolwiek równość, symetria – hierarchia, dysproporcja, wyższość i towarzysząca jest niższość są bezdyskusyjnymi fundamentami). Warto w tym momencie nadmienić, że utwór został napisany w 1965 roku – już wtedy autor potrafił bardzo celnie ocenić, do czego prowadzi nieokiełznany, łapczywy, nachalny kapitalizm, którego produktem ubocznym jest konsumpcyjne społeczeństwo nastawione głównie na zysk, żądzę posiadania oraz nabywania przedmiotów, niekoniecznie potrzebnych w życiu codziennym, ale nieodzownych do zaprezentowania wysokiego statusu materialnego.
Kontynuując jeszcze wątek religijny, godna uwagi jest zbieżność cech pożądanego pracownika firmy, którą dzisiaj określilibyśmy mianem korporacji oraz oczekiwanego rysu charakterologicznego wiernego, członka kościoła. W obu przypadkach dobrze widziane są jednostki pokorne, naznaczone głębokim poczuciem obowiązku, oddane służbie, bezwzględnie posłuszne, bierne, bezkrytycznie akceptujące los, jaki przypadł im w udziale. Idealny podwładny powinien być niczym Jezusowy apostoł – dla swojego przedsiębiorstwa winien zepchnąć na margines, bądź w ogóle porzucić swoją rodzinę, bliskich, a wszystkie swoje siły skoncentrować na pomnażaniu kapitału firmy. 
Utwór odziany jest w szatę lekkiej i dowcipnej prozy i z tego względu czyta się go szybko, z niekłamaną przyjemnością. Ważnym czynnikiem decydującym o atrakcyjności stylu Goffredo Parise jest także groteska. Pisarz bierze na warsztat schemat, w którym pragnie znaleźć się znakomita większość ludzi – stabilna praca, zarobki wystarczające do zaspokojenia podstawowych potrzeb oraz umożliwiające odłożenie gotówki na nieprzewidziane wydatki jak również gwarantujące regularne wczasy, kochająca rodzina, lokum, kojarzące się z ciepłem domowego ogniska, bogate w nowoczesne wyposażenie, noszące znamiona luksusu – i schemat ten gwałtownie wykoślawia, karykaturyzuje. Absurd jest także niekwestionowanym władcą firmy dyrektora Maxa – wylewa się on z prywatnej ubikacji pryncypała, przykuca nerwowo pod krzesłem portiera o fizjonomii małpoluda, ogląda cudownie kształtne piersi jednej z sekretarek, kroczy niecierpliwie tuż za plecami dyrektora naczelnego, który nie posiada własnego biura. Na skupionym obliczu, pogrążonego w lekturze czytelnika z pewnością nie raz pojawi się uśmiech, ale w trakcie przewracania kolejnych stron powieści, w umyśle zaczyna kumulować się coraz większa ilość niepokojących przemyśleń – czy przypadkiem i my, rozwijając nasze piękne kariery, nie stajemy się sukcesywnie bezwolnymi przedmiotami, apatycznymi i znużonymi aż do szpiku kości osobnikami, którzy rzucając się w kolejny wir pracy i obowiązków, przestają być zdolni do odczuwania czegokolwiek poza znudzeniem i niespełnieniem?



Wasz Ambrose 

11 komentarzy:

  1. Lektura jak najbardziej na czasie. Pytanie tylko, czy ci, którym najbardziej by się przydała, w ogóle mają czas na lekturę inną, niż zawodowa? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie, a szkoda, bo Parise świetnie przedstawił jak może prezentować się pożądany pracownik przyszłości. Jest to wizja o tyle wesoła i zabawna, o ile przerażająca :)

      Usuń
  2. Już sam fakt, że to pozycja została wydana w serii "Współczesna Proza Światowa" intryguje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sięgam po lektury z tych serii ("Współczesna Proza Światowa" oraz "Proza Światowa") w ciemno i jak dotąd nie rozczarowałem się ani razu :)

      Usuń
  3. Jak zwykle wynajdujesz pisarza, którego w życiu gdzie indziej bym nie spotkała. Co do treści - bardzo mi przypomina krytykę pracy w korporacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja i tak mam znacznie ułatwione zadanie - znajduję autora, który jest już dostępny na polskim rynku. Prawdziwym wyzwaniem było odnalezienie tego pisarza, kiedy jeszcze żadne z jego dzieł nie było znane w naszym kraju :) PIW wydaje sporo takich artystów, "sprowadzając" ich do Polski i za to niezmiernie szanuję tę oficynę :)

      Usuń
  4. Jak zwykle - autora nie znałam :( Trochę obawiałam się na początku, że to książka pachnąca prostym moralizatorstwem z jakimś takim pozytywistycznym zapachem, a tu zaskakująco aktualna opowieść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez obaw, za dużo w tej książce groteski i absurdu, żeby mogła być mowa o jakimkolwiek moralizatorstwie :)

      Usuń
  5. Jak widać, kapitalizm od lat się nie zmienił. A może to ludzie są tacy, a nie inni? Dobrze, że utwór odziany został w absurd i groteskę, żeby nieco złagodzić smutne przesłanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ja skłaniałbym się bardziej ku tej drugiej opcji, tzn. wg mnie nasza ludzka natura niechętnie ulega zmianom. Tak, absurd i groteska to zdecydowanie najmocniejsze punkty tego utwory - wydaje mi się, że gdyby spróbować przenieść go na teatralne deski, mogłaby z niego wyjść całkiem zgrabna tragikomedia :)

      Usuń
    2. Ciekawe, czego byłoby więcej - tragedii, czy komedii?

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)