Pryncypał
Goffredo Parise
Tytuł oryginału: Il padrone
Tłumaczenie: Aleksander Konicki
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Proza Współczesna
Liczba stron: 240
Praca to
forma aktywności, do której jesteśmy przysposabiani on najmłodszych lat. Dla
zdecydowanej większości ludzi jest ona nieodzownym elementem życia, warunkiem
koniecznym, ponieważ pozwala zgromadzić finansowe środki, niezbędne do
codziennej egzystencji. Spełnia ona także rolę warstwy ochronnej, buforu
oddzielającego nas od głodu, ubóstwa, nędzy, zapewniając przy tym poczucie
(niestety raczej iluzoryczne i kruche) trwałości, stałości, a więc
bezpieczeństwa. Dobrze płatne zajęcie gwarantujące emeryturę oraz opiekę
socjalną, jest także szansą na w miarę wygodne przejście przez życie, często
uchodzi również za cel społecznego bytu. Trudno wyobrazić sobie ludzkość bez
pracy, w związku z czym równie niemożliwe jest pominięcie tego aspektu naszej
egzystencji przez literaturę, która zawsze oferuje interesujące i
wielowymiarowe spojrzenie na treści istotne dla człowieka. Aby się o tym
przekonać, wystarczy sięgnąć po powieść Pryncypał
autorstwa Goffredo Parise.
Parise to
żyjący w latach 1929 – 1986 włoski literat, scenarzysta oraz dziennikarz. Jego
dzieciństwo upłynęło pod znakiem niedostatku oraz niewygód – ojciec Goffreda
porzucił partnerkę Idę Wandę Bertoli, gdy ta zaszła w ciążę. Panna Bertoli nie
mogła liczyć na pomoc materialną ze strony rodziców – biznes jej ojczyma, który
zajmował się sprzedażą rowerów, upadł jeszcze przed poczęciem Goffreda. Ponadto
nad dzieckiem wisiało piętno bękarta,
przed którym matka oraz babcia starały się go chronić, informując
zainteresowanych o śmierci ojca. Sytuacja unormowała się dopiero w 1937 roku,
kiedy Ida Wanda wyszła za mąż za Osvalo Parise, dyrektora lokalnej gazety, po
którym Goffredo odziedziczył nazwisko. Chłopiec otrzymał także szansę uzyskania
odpowiedniej edukacji – został on wysłany do liceum gramatycznego, które ukończył
w 1947 roku, przez pewien czas studiował także filozofię na uniwersytecie w
Padwie. W 1951 roku cała rodzina przeniosła się do Wenecji i to właśnie w tym
mieście został opublikowany debiut literacki Goffredo Parise, nowela
zatytułowana Il ragazzo morto e le comete
(Martwy chłopiec i komety). Polski
czytelnik ma sposobność zapoznania się z prozą Parise w rodzimym języku za
sprawą niezastąpionego Państwowego Instytutu Wydawniczego. To właśnie ta
oficyna opublikowała ostatnią w dorobku, uhonorowaną nagrodą Viareggio powieść Pryncypał.
Głównym
bohaterem utworu jest dwudziestoletni młodzieniec, który za sprawą dobrego
znajomego swojego ojca otrzymuje szansę, by wyrwać się z dusznej, ciasno i mało
perspektywicznej prowincji i zrealizować swoje marzenia o pracy w branży
handlowej. Prostoduszny młokos, na którego barki, z racji otrzymanego
wykształcenia, spadają oczekiwania, wymagania oraz nadzieje całej rodziny przybywa
do wielkiego miasta, gdzie samochody pędzą po niewiarygodnie szerokich
jezdniach wartkim strumieniem, gdzie tłum zdaje się nigdy nie rzednąć, gdzie
wysokie budynki swymi wierzchołkami zuchwale sięgają samego nieba. Pośród tych
dziwów, w niepozornej uliczce znajduje się skromna, acz schludna kamieniczka
(która stanowi jednak tylko fasadę dla imponującej budowli ze szkła oraz stali)
– siedziba renomowanej firmy, w której protagonista będzie rozwijać swoją
karierę, wiążąc się z nią na dobre i na złe, stając się jej częścią czy raczej
niewielkim elementem, skromnym trybikiem. Ponieważ główny bohater, który jest
jednocześnie pierwszoosobowym narratorem powieści znajduje się dopiero na progu
samodzielnego życia, stopniowo wkraczając na krętą, długą i trudną ścieżkę,
prowadzącą ku realizacji własnych ambicji i życiowych celów, z pełną naiwności
pokorą przyjmuje on szansę otrzymaną przez los. I właśnie ta uległość,
bezwolność, brak zdecydowanego oporu oraz niemożność artykulacji własnych sądów
sprawią, że narrator trafi do świata pełnego absurdów, gdzie logika zdaje się
nie mieć racji bytu, ustępując miejsca kaprysom oraz wybrykom, których źródłem
jest rozchwiany emocjonalnie pryncypał.
Jak słusznie
wskazuje tytuł utworu, to właśnie przełożony odgrywa pierwsze skrzypce w tej
tragikomicznej powieści. Dyrektor Max, chociaż jest niewiele starszy od
głównego bohatera, jest już właścicielem potężnego przedsiębiorstwa,
w którym stara się zaprowadzić własne rządy. Ale prężnie funkcjonujący zakład
nie jest wynikiem geniuszu, ciężkiej pracy czy łutu szczęścia na trudnej do
przewidzenia giełdzie, a jedynie owocem sprytu i zaradności ojca. Ów fakt, tzn.
przejęcie firmy, uniemożliwia Maxowi zrozumienie zasad funkcjonowania tego typu
instytucji, której nieodzowną częścią są ludzie. Ekscentryczny pryncypał
owładnięty manią moralności nie potrafi dostrzec pierwiastka ludzkiego w swoich
pracownikach – traktuje on ich niczym uzupełnienie mebli, wind, biur,
klimatyzacji, sprzętów. Osobnik podejmujący pracę u pana Maxa niemal z miejsca
staje się jego własnością, przedmiotem, którego losem można do woli dysponować.
Kluczową cechą pracownika powinna być przydatność, utylitarność, celowość
podejmowanych działań. Codzienna egzystencja winna być podporządkowana pracy –
odpoczynek, relaks, seks, chwile wzruszeń mają na celu zwiększenie wydajności
oraz poprawę uzyskiwanych rezultatów. Natomiast sama praca powinna stać się
celem samym w sobie – każda akcja, decyzja, ruch winny przynieść pożytek
firmie. Nie ma bowiem istotniejszej rzeczy od samej świadomości wykonywania
swoich obowiązków, rozumianych jako zajęcie w służbie i na chwałę swojego
szefa, przełożonego, pryncypała. Konkludując, praca winna zastąpić religię, w
której najwyższym bóstwem jest właśnie zwierzchnik (wykluczona jest zatem
jakakolwiek równość, symetria – hierarchia, dysproporcja, wyższość i towarzysząca jest niższość
są bezdyskusyjnymi fundamentami). Warto w tym momencie nadmienić, że utwór
został napisany w 1965 roku – już wtedy autor potrafił bardzo celnie ocenić, do
czego prowadzi nieokiełznany, łapczywy, nachalny kapitalizm, którego produktem
ubocznym jest konsumpcyjne społeczeństwo nastawione głównie na zysk, żądzę
posiadania oraz nabywania przedmiotów, niekoniecznie potrzebnych w życiu codziennym,
ale nieodzownych do zaprezentowania wysokiego statusu materialnego.
Kontynuując jeszcze wątek religijny, godna uwagi jest zbieżność cech
pożądanego pracownika firmy, którą dzisiaj określilibyśmy mianem korporacji
oraz oczekiwanego rysu charakterologicznego wiernego, członka kościoła. W obu
przypadkach dobrze widziane są jednostki pokorne, naznaczone głębokim poczuciem
obowiązku, oddane służbie, bezwzględnie posłuszne, bierne, bezkrytycznie akceptujące
los, jaki przypadł im w udziale. Idealny podwładny powinien być niczym Jezusowy
apostoł – dla swojego przedsiębiorstwa winien zepchnąć na margines, bądź w
ogóle porzucić swoją rodzinę, bliskich, a wszystkie swoje siły skoncentrować na
pomnażaniu kapitału firmy.
Utwór odziany jest w szatę lekkiej i dowcipnej prozy i z tego względu
czyta się go szybko, z niekłamaną przyjemnością. Ważnym czynnikiem decydującym
o atrakcyjności stylu Goffredo Parise jest także groteska. Pisarz bierze na
warsztat schemat, w którym pragnie znaleźć się znakomita większość ludzi –
stabilna praca, zarobki wystarczające do zaspokojenia podstawowych potrzeb oraz
umożliwiające odłożenie gotówki na nieprzewidziane wydatki jak również
gwarantujące regularne wczasy, kochająca rodzina, lokum, kojarzące się z
ciepłem domowego ogniska, bogate w nowoczesne wyposażenie, noszące znamiona
luksusu – i schemat ten gwałtownie wykoślawia, karykaturyzuje. Absurd jest
także niekwestionowanym władcą firmy dyrektora Maxa – wylewa się on z prywatnej
ubikacji pryncypała, przykuca nerwowo pod krzesłem portiera o fizjonomii
małpoluda, ogląda cudownie kształtne piersi jednej z sekretarek, kroczy
niecierpliwie tuż za plecami dyrektora naczelnego, który nie posiada własnego
biura. Na skupionym obliczu, pogrążonego w lekturze czytelnika z pewnością nie
raz pojawi się uśmiech, ale w trakcie przewracania kolejnych stron powieści, w
umyśle zaczyna kumulować się coraz większa ilość niepokojących przemyśleń – czy
przypadkiem i my, rozwijając nasze piękne kariery, nie stajemy się sukcesywnie
bezwolnymi przedmiotami, apatycznymi i znużonymi aż do szpiku kości osobnikami,
którzy rzucając się w kolejny wir pracy i obowiązków, przestają być zdolni do
odczuwania czegokolwiek poza znudzeniem i niespełnieniem?
Wasz Ambrose
Lektura jak najbardziej na czasie. Pytanie tylko, czy ci, którym najbardziej by się przydała, w ogóle mają czas na lekturę inną, niż zawodowa? :)
OdpowiedzUsuńPewnie nie, a szkoda, bo Parise świetnie przedstawił jak może prezentować się pożądany pracownik przyszłości. Jest to wizja o tyle wesoła i zabawna, o ile przerażająca :)
UsuńJuż sam fakt, że to pozycja została wydana w serii "Współczesna Proza Światowa" intryguje.
OdpowiedzUsuńJa sięgam po lektury z tych serii ("Współczesna Proza Światowa" oraz "Proza Światowa") w ciemno i jak dotąd nie rozczarowałem się ani razu :)
UsuńJak zwykle wynajdujesz pisarza, którego w życiu gdzie indziej bym nie spotkała. Co do treści - bardzo mi przypomina krytykę pracy w korporacji...
OdpowiedzUsuńJa i tak mam znacznie ułatwione zadanie - znajduję autora, który jest już dostępny na polskim rynku. Prawdziwym wyzwaniem było odnalezienie tego pisarza, kiedy jeszcze żadne z jego dzieł nie było znane w naszym kraju :) PIW wydaje sporo takich artystów, "sprowadzając" ich do Polski i za to niezmiernie szanuję tę oficynę :)
UsuńJak zwykle - autora nie znałam :( Trochę obawiałam się na początku, że to książka pachnąca prostym moralizatorstwem z jakimś takim pozytywistycznym zapachem, a tu zaskakująco aktualna opowieść :)
OdpowiedzUsuńBez obaw, za dużo w tej książce groteski i absurdu, żeby mogła być mowa o jakimkolwiek moralizatorstwie :)
UsuńJak widać, kapitalizm od lat się nie zmienił. A może to ludzie są tacy, a nie inni? Dobrze, że utwór odziany został w absurd i groteskę, żeby nieco złagodzić smutne przesłanie.
OdpowiedzUsuńHa, ja skłaniałbym się bardziej ku tej drugiej opcji, tzn. wg mnie nasza ludzka natura niechętnie ulega zmianom. Tak, absurd i groteska to zdecydowanie najmocniejsze punkty tego utwory - wydaje mi się, że gdyby spróbować przenieść go na teatralne deski, mogłaby z niego wyjść całkiem zgrabna tragikomedia :)
UsuńCiekawe, czego byłoby więcej - tragedii, czy komedii?
Usuń