Spijając filiżankami słońce
Magdalena Starzycka
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 236
Wiadomo dobrze, że ludzi nie powinno
oceniać się po wyglądzie. Podobnie jest zresztą z książkami – to
nierozsądne wydawać wyroki na temat treści oraz jakości lektury,
uczyniwszy to wyłącznie na podstawie okładki. Wszyscy jednak zdajemy
sobie doskonale sprawę jak głęboki rozdźwięk panuje pomiędzy tego typu
hasłami a rzeczywistością. Ludzie to w zdecydowanej większości
wzrokowcy, więc naturalne jest, że pierwsze wrażenie przy styczności z
nową osobą lub rzeczą, zawdzięczamy naszym oczom. A, że mało kto z nas
może poszczycić się spojrzeniem na tyle przeszywającym, by dowiedzieć
się coś na temat charakteru innej osoby, czy też prześwidrować treść
danej powieści, często zdarza się, że jesteśmy zaskakiwani, a nasze
wcześniejsze predykcje okazują się zupełnie błędne. Nie inaczej było w
moim przypadku, kiedy po raz pierwszy ujrzałem książkę Spijając filiżankami słońce.
Spodziewałem się klasycznego czytadła, piejącego z zachwytu nad życiem
za granicą, gdzie szczęśliwie zostały odnalezione miłość, wyciszenie,
wewnętrzny spokój, etc. Na szczęście promocyjna cena 5 zł na dłużej
przykuła moją uwagę i zobligowała mnie do przeczytania słów kilku o tej
pozycji – zdania subiektywny opis zanurzania się Polaka w obcym środowisku portugalskim; akcja powieści rozpoczyna się w latach osiemdziesiątych, a kończy obrazem Polski przechodzącej transformację; autorka współpracuje z czasopismami „Tygiel Kultury” oraz „Kronika Miasta Łodzi” brzmiały bardzo kusząco. Na dokładkę patronat medialny wortalu literackiego granice.pl. Zostałem pokonany – przekonany.
Lata osiemdziesiąte XX wieku. Świat nie
jest jeszcze globalną wioską. W Europie wciąż znajdują się kraje, o
których pozostali mieszkańcy kontynentu wiedzą bardzo niewiele, albo
zgoła nic. W dodatku Europę dzieli gruby mur (chociaż zaczynają pojawiać
się w nim coraz większe wyrwy) – jedną jej część zamieszkują szczęśliwe
oraz hołubiące pracę i poświęcenie w imię wyższych idei demoludy,
drugą, tę bardziej zgniłą moralnie, kraje Zachodu, liberalni konformiści
wyznający bezkrytyczną wiarę w kapitalizm. Kapitaliści oraz komuniści
nie znają się wzajemnie zbyt dobrze – niemal cała wiedza oparta jest na
stereotypach, domysłach oraz wyobrażeniach. Nic zatem dziwnego, że w
owym czasie Portugalia dla Polaka była równie zagadkowa jak Polska dla
Portugalczyka. PRL jawiła się jako kraina leżąca gdzieś za Żelazną
Kurtyną. Interesujący się nieco polityką kojarzyli jeszcze, że to dość
biedny kraj z wiecznie pustymi półkami. Z kolei kibice piłki nożnej
wiedzieli, że wąsaty bramkarz FC Porto z nazwiskiem nie do wymówienia,
Józef Młynarczyk to Polak. A co z Portugalią? Kraj na samym krańcu
Europy, z którego wyruszali wielcy odkrywcy, tacy jak Marco Polo, czy
Vasco da Gama, ojczyzna znanego pisarza José Saramago. To chyba tyle.
Upraszczając do maksimum fabułę powieści, można rzec, że książka
traktuje właśnie o tej wzajemnej obcości, jaką odczuwali wobec siebie
mieszkańcy obu krajów za czasów, kiedy flaga z sierpem i młotem
powiewała nad połową kontynentu.
Pretekstem do porównana obu krajów jest
postać głównego bohatera i równocześnie narratora powieści – pracownika
naukowego, który otrzymuje szansę legalnego wyjazdu do Portugalii i
podjęcia pracy na jednym z lizbońskich uniwersytetów w charakterze
nauczyciela egzotycznego języka polskiego. Co warte podkreślenia,
lektura książki nie jest jedynie zapisem wrażeń z pobytu w Portugalii.
Owszem, w książce znajdziemy sporo intrygujących oraz żywych i
plastycznych opisów malowniczych zakątków Lizbony oraz portugalskiej
prowincji. Narrator zapozna nas z legendarnym gatunkiem muzycznym,
pięknym i melancholijnym fado – portowym bluesem tworzonym w biednych
dzielnicach portugalskich miast. Uraczeni zostaniemy nie jedną ciekawą
historią oraz anegdotą. Przyjrzymy się bliżej życiu codziennemu
Portugalczyków, przy czym spotkamy zarówno przedstawicieli młodszego
pokolenia jak i ich rodziców, piewców tradycji i starych obyczajów.
Zagościmy w niejednym lokalu i za sprawą znakomitych opisów,
przynajmniej w wyobraźni zakosztujemy kilku tradycyjnych potraw z
portugalskiego stołu. Jednakże charakterystyka Portugalii u schyłku XX
wieku, jej historii oraz społeczeństwa to tylko część wielkiej budowli,
na którą składa się cała powieść.
Książka to bowiem wielka rzeka wspomnień
głównego bohatera, to swoiste rozliczenie się z czasu spędzonego na
ziemskim padole. To równocześnie pieczołowity zapis zmian, które
dokonywały się w Polsce, szczególnie intensywnie po roku ’89. Dzięki
temu, że narrator na co dzień zamieszkuje obcy i dość odległy kraj,
transformacja ustrojowa zachodząca w naszej ojczyźnie obserwowana jest z
innej perspektywy, z zachowaniem odpowiedniego dystansu, który pozwala
na szersze ogarnięcie tematu. Można pokusić się o stwierdzenie, że
Portugalia, która przecież wcale nie została potraktowana po macoszemu,
jest pretekstem do prezentacji Polski w jej dwóch obliczach: tej
peerelowskiej oraz postkomunistycznej z raczkującym dzikim kapitalizmem.
Portugalia, co zrozumiałe, staje się
również materiałem porównawczym. Jest to sprawa dość oczywista, bowiem
naturalnym odruchem każdego człowieka, a w szczególności obywatela ZSRR
albo któregoś z jego państw satelickich, po przekroczeniu Żelaznej
Kurtyny i znalezieniu się w kompletnie innym otoczeniu jest porównanie
zastanego stanu rzeczy do miejsca, które zdecydowaliśmy się opuścić.
Rzecz jasna, PRL nawet przy niezbyt bogatej wówczas Portugalii wypada
niesamowicie blado, czy raczej szaro i buro. Szokujący jest przede
wszystkim szalejący dobrobyt – w każdym sklepie napotyka się
półki, które uginają się wręcz od bogactwa wystawianego na nich towaru.
Człowiek może spędzić godzinę na zakupach, a i tak nie nabyć tego, co
zaplanował, bowiem wybór proponowanego asortymentu jest tak szeroki, że
aż trudno się na cokolwiek zdecydować. Do tego dochodzi obfitość
książek, podręczników, brak cenzury, wolność słowa oraz pieniądze. Niby
te ostatnie szczęścia nie dają, ale kiedy pensja pracownika naukowego w
PRL-u warta jest 6 dolarów, to na życie zaczyna się patrzeć inaczej, gdy
zaczyna zarabiać się wielokrotność tej kwoty.
Jednak wyjazd do Portugalii, szczególnie
w okresie, gdy czerwony wielki brat rozciągał swe miłościwe oko na
wszystkie zaprzyjaźnione narody, nie był rzeczą łatwą. Problem zaczynał
się już z samą nauką języka portugalskiego. Narrator, by go w pełni
opanować musiał wykazać się ogromną niezłomnością i uporem, jeśli chodzi
o samokształcenie. Jako mieszkaniec Łodzi nie mógł oczekiwać żadnych
kursów, czy indywidualnych zajęć z nauczycielem. Ponoć był kiedyś
romanista znający portugalski, ale wszelkich słuch po nim zaginął.
Pozostawały jedynie skrypt dla warszawskich studentów portugalistyki.
Sęk w tym, że książki nie można było przetrzymywać w nieskończoność. Co
prawda istniała opcja skopiowania podręcznika, ale była to jedynie
ewentualność teoretyczna. W okresie stanu wojennego kserokopiarka
uchodziła za narzędzie równie niebezpieczne i groźne, co karabin
maszynowy. Dostęp do niej był ściśle ograniczony, a zaszczyt korzystania
z niej przypadał nielicznym wybrańcom. A nawet, jeśli zrządzeniem losu
oraz dzięki determinacji w pokonywaniu kolejnych przeszkód natury
formalnej, kserokopiarka została udostępniona, to przecież zawsze
istniała obawa, że akurat zabranie papieru... Polak to jednak istota ze
wszech miar kreatywna – nie inaczej jest w przypadku głównego bohatera,
który do szlifowania zdolności językowych wykorzystywał wszelakiej maści
towary, przesyłane od kuzyna, zamieszkałego w Brazylii. Kompendium
wiedzy zostały zatem etykiety z mydeł, proszków do prania, czekolady,
czy suszonego mięsa. Powieść w ogromnej mierze ukazuje tego typu
absurdy, które były przecież codziennością w komunistycznej Polsce. Owe
skrajności stają jeszcze bardziej jaskrawe i widoczne, kiedy bohater
zestawi je z rzeczywistością zastaną w Portugalii.
Historia głównego bohatera obejmuje
również Polskę wyzwoloną, czyli tę, w której obecnie przyszło nam żyć.
Akt jej narodzin niósł ze sobą wiele nadziei oraz oczekiwań, które
jednak w ogromnej mierze nie spełniły się. Starzycka, jak wielu
współczesnych polskich pisarzy, dobitnie pokazuje, że na transformacji
ustrojowej najwięcej skorzystały farbowane lisy, które szybko
potrafiły odnaleźć się w nowej rzeczywistości, oportuniści, umiejący
błyskawicznie zmieniać swoje polityczne zapatrywania oraz zwykli
przestępcy i złodzieje. Smutne jest to, że współczesna klasa polityczna w
większości wywodzi się właśnie z tego typu środowisk. Nowa Polska,
demokratycznopodobny twór jest zatem ogromnym rozczarowaniem, za które
nikt, przynajmniej na razie, nie zamierza wziąć odpowiedzialności.
Na szczęście lektura nie jest tylko
melancholijnym narzekaniem na naszą ojczyznę. Główny bohater, za czasów
PRL-u będący jedną z niewielu osób w kraju znających język portugalski,
był często zatrudniany przez wszelakiej maści instytucje jako tłumacz.
Poznany w ogromnych trudach język okazał się więc nie tylko przepustką
pozwalającą chociaż na chwilę wyrwać się z szarej polskiej
rzeczywistości, ale również początkiem wielu fascynujących i zabawnych
przygód związanych z wizytami Portugalczyków bądź Brazylijczyków w kraju
wielkiego fiata.
Reasumując rzeknę raz jeszcze, że
Magdalena Starzycka wielce zaskoczyła mnie swoją książką. To wspaniała
historia człowieka, który poprzez ogrom wyrzeczeń oraz samozaparcie
zrealizował swoje marzenia. To także interesujące spojrzenie na Polskę
przed transformacją ustrojową oraz po obaleniu komunizmu, spojrzenie
przez pryzmat Portugalii. Oprócz ciekawego porównania obu krajów autorka
zapoznaje nas z wieloma faktami na temat mieszkańców zachodniej części
Półwyspu Iberyjskiego – pani Starzycka bardzo zaimponowała mi
znajomością kultury oraz obyczajów Portugalczyków, w których to nie
brakuje i polskich akcentów. Powieść polecam zatem z czystym sumieniem,
tym bardziej, że w księgarni Matras można nabyć ją za jedyne 5 polskich
złotych. Na pewno nie jest to wygórowana cena za tak przyjemną lekturę.
Wasz Ambrose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)