Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

czwartek, 20 września 2012

Trzy boginie Kazimierza

Mojry 

Mojry

Marek Soból


Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Archipelagi
Liczba stron: 228
 
 
 
 
 
W środowisku czytelniczym żyje dość żywe przekonanie, że współczesna polska proza praktycznie nie istnieje. Wielu zżyma się i zrzędzi, że obecnie pisarze z Kraju znad Wisły nie mogą zaproponować niczego, co chociaż przez chwilę mogłoby przykuć uwagę, a na kolejnego Lema, Gombrowicza, czy choćby Bachdaja przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. Osobiście uważam takie oraz podobne opinie za wielce krzywdzące, bowiem moim zdaniem młoda polska twórczość ma się całkiem dobrze. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem, aby się o tym przekonać, jest sięgnięcie po jedną z lektur, które proponuje nam Wydawnictwo A.B. w swojej serii Archipelagi. Ja skusiłem się niedawno na Mojry autorstwa Marka Sobola i dziś chciałbym nieco przybliżyć tę pozycję oraz sylwetkę pisarza.

Marek Soból to na co dzień to manager oraz informatyk, stały bywalec Alchemii, knajpy, która powoli wychodzi poza ciasne ramy definicyjne słowa lokal, stając się symbolem artystycznym urokliwego krakowskiego Kazimierza. Na oficjalnej stronie Alchemii Soból publikował różnorakie teksty, krótsze formy pisarskie, co zaowocowało w końcu wydanym w 2005 roku debiutanckim zbiorem trzech opowiadań Mojry.

W mitologii greckiej, Mojry, trzy córki Zeusa oraz Temidy, to boginie śmierci oraz życia, które w hierarchii stały nawet ponad panami Olimpu. Znały one przyszłość oraz losy zarówno bogów jak i ludzi. Mojry, których historię stworzył Soból to kobiety z krwi i kości. Lachesis przywdziewa postać starszej Żydówki, która przeżyła piekło Auschwitz. Po wojnie wraz z ukochanym mężczyzną emigruje do Paryża, gdzie prowadzi kawiarnię, w której podejmuje kolejnych klientów, uwielbiając wsłuchiwać się w snute przez nich historie oraz układać je i przeplatać z własnymi wspomnieniami niczym puzzle. W rolę Athropos wciela się pielęgniarka, pracująca w krakowskim szpitalu onkologicznym, gdzie regularnie styka się ze śmiercią, która przecina ledwie rozwinięte nitki życia małych pacjentów. Athropos po tragicznym zgonie ukochanej osoby, próbuje się pozbierać psychiczne i w ramach rekonwalescencji zaczyna pisać pamiętnik. Ostatnia bohaterka, Kloto, to doświadczona przez życie prostytutka, która prostym, ale żywym i plastycznym językiem maluje historię swojej egzystencji swojemu ulubionemu klientowi, którego przy sporej dozie chęci można wziąć za samego autora zbioru.

Wszystkie bohaterki mają ze sobą wiele wspólnego. Każda z nich raczy nas swoją biografią, która w przypadku całej trójki okazuje się historią zawiłą, przeplataną chwilami radości i euforii, niekiedy odmalowaną w barwach szarości i smutku, naznaczoną też piętnem tragedii. Życie po prostu, chciałoby się rzec. Wydaje się, że właśnie to jest bardzo mocnym punktem książki – opowieści, chociaż narratorkami są kobiety, których sylwetki psychologiczne nakreślił przecież mężczyzna, tchną autentyzmem oraz zwyczajnością (nie jest to jednak pospolitość, czy blichtr). To zdarzenia, które mogą przytrafić się każdemu. To rejestracja codzienności, rutyny życia, która niekiedy zostaje przerwana przez okrutną niesprawiedliwość losu. Wszystkie bohaterki w mniejszym lub większym stopniu doświadczają jakiegoś nieszczęścia, wszystkie uczą się oswajać uczucie bólu, które stara się kwitnąć w ich sercach, wszystkie dzielnie starają się nosić na swoich barkach ciężar spadającego na nie fatum. Być może autor starał się pokazać, że człowiek, mimo, że niekiedy jest tylko marionetką w rękach kapryśnego losu może się mu przeciwstawić, starając się oswoić nową rzeczywistość, w której przyszło mu żyć, godnie przyjmując kolejne cięgi. W końcu każdy z nas styka się z cierpieniem, złem, nieufnością, brakiem akceptacji, czy niesprawiedliwością, a mimo to potrafimy się podnieść, odbić się od dna i wyjść na prostą.

Autor przyprawia swoją prozę o wątki filozoficzne, pojawiają się dygresje na temat istoty naszej egzystencji, sensu popełnianego zła oraz akceptacji go przez bierność ogółu. Często natrafiamy na sentencje budujące na duchu, nakazujące nigdy się nie poddawać, przekonujące, że może za następnym zakrętem wreszcie czeka na nas szczęście – autor serwuje je jednak w formie zawoalowanej, tak, że nie śmierdzą one kiczem oraz banałem. Soból nie unika również tematów tabu, powszechnie uważanych za sprawy trudne, których nie powinno poruszać się w towarzystwie.

Krótko reasumując, Marek Soból oraz jego Mojry, to kolejny dowód na to, że polska proza wcale nie jest taka zła, jak wielu sądzi. Pisarz udowadnia, że powojenne pokolenie ma również coś do powiedzenia oraz posiada odpowiednie głosy, które byłyby w stanie wyrazić wszelkie trapiące je niepokoje. Mojry to trzy ściśle powiązane ze sobą opowiadania, w których bohaterki wchodzą ze sobą w interakcje, co dodaje zbiorowi dodatkowego smaczku. Nie jest to może pozycja wybitna, ale wg mnie debiut należy uznać za bardzo przyzwoity.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)