Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 11 marca 2016
"Na wieży" Gert Hofmann - Dramat w promieniach słońca
Tytuł oryginału: Auf dem Turm
Tłumaczenie: Karolina Niedenthal
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Współczesna Proza Światowa
Liczba stron: 170
Wakacje
to okres wypoczynku i relaksu. Zapominając o obowiązkach, jakie czekają na nas
w pracy, zanurzamy się w błogim lenistwie, rozkoszując się zasłużonym
wytchnieniem. Popularną formą spędzania wolnego czasu, którego mamy wtedy w
nadmiarze, są zagraniczne wojaże. Taka wyprawa, szczególnie z osobą bliską, to
doskonała okazja, by jeszcze lepiej się poznać – tyle, że większa wiedza na
temat bliźniego to nierzadko odkrywanie mrocznych i nieznanych dotychczas
części osobowości, które wprowadzają w konsternację i przerażenie, o czym można
przekonać się na podstawie lektury powieści Na
wieży, autorstwa Gerta Hofmanna.
Wspomniany artysta, żyjący w latach 1932 – 1993, to niemiecki pisarz oraz profesor. W młodości (1948 r.) spędzonej w NRD, Hofmann uczęszczał do szkoły tłumaczeń oraz interpretacji tekstów literackich, ucząc się rosyjskiego oraz angielskiego. W 1950 wstąpił na Uniwersytet w Lipsku, gdzie studiował romanistykę oraz slawistykę. W 1951 roku Hofmann wyemigrował do RFN, kontynuując rozpoczętą edukację we Freiburgu. Od 1961 roku pracował na zagranicznych uczelniach jako germanista-literaturoznawca. W trakcie swojej kariery wykładowcy Hofmann zwiedził Francję, Anglię, Szkocję, USA, Austrię oraz Jugosławię, by ostatecznie osiąść w Monachium. Karierę literacką rozpoczął stosunkowo późno, bowiem pierwsze znaczące dzieło, krótka nowela Denunziation, ukazała się w 1975 roku. Pierwszym utworem, który ukazał się w Polsce była powieść Na wieży – pozycję opublikowano w 1987 roku na łamach Państwowego Instytutu Wydawniczego w ramach serii Współczesna Proza Światowa.
Na wieży to powieść, której pierwsze strony przywodzą na myśl początkowe sceny krwawych horrorów. Oto niemieckie małżeństwo, całkiem młode, ale znające się wystarczająco długo, by ranić się do żywego w sposób zdecydowany i umiejętny, postanawia spędzić wakacje na Sycylii. W trakcie samochodowej podróży, pojazd ulega awarii, na skutek czego bohaterowie zmuszeni są do zjazdu z autostrady i zagłębienia się w tzw. zona morta, w poszukiwaniu warsztatu naprawczego. Dwójka ludzi po krótkiej tułaczce bocznymi drogami, brnąc poprzez rozpalone słońcem bezdroża dociera do miasteczka Dikaiarchaeia, gdzie staje się świadkami niezwykłych wydarzeń.
Przewodnikiem po obcym świecie, do którego trafiają Niemcy jest miejscowy kustosz, albo raczej dziwaczny osobnik, który sukcesywnie i uparcie tytułuje się tym mianem. Ów kustosz zaskakuje swoją natrętnością oraz męczy naskakującą obecnością. Wzbudza także obrzydzenie fizjonomią – obleśne gesty, niezdrowy wygląd, nieprzyjemny oddech. Jegomość jest odpychający, ale tym mocniej czepia się swoich gości, nie pozwalając im umknąć bez obejrzenia miejscowych atrakcji, wśród których największe znaczenie i renomę posiada impreza folklorystyczna, odbywająca się u podnóża tytułowej wieży. Postać kustosza jest równie niepokojąca, co tajemnicza. Otyły i niezdarny mężczyzna, posługujący się na pozór kulawą i niewprawną niemczyzną, zdaje się odgadywać myśli, dzięki czemu czyta w uczuciach i emocjach swoich gości niczym w otwartej księdze, wygrzebując następnie na światło dzienne wstydliwe i krępujące kwestie, które porusza z odrażającą wręcz swobodą i dezynwolturą. Wszystko to czyni z niezmiennym uśmiechem na ustach oraz rozbrajającą szczerością, sprawiając przy tym wrażenie dobrotliwego, wręcz naiwnego.
O ile postać kustosza wprowadza zdenerwowanie i delikatną obawę, to sam klimat Dikaiarchaeii przyprawia o zdecydowanie złowróżbne odczucia. Uboga, okropna i odrażająca osada to zapadła wioska, przyprószona grubą na pół palca warstwą kurzu. Uderzają w niej wszechobecna nędza i smród. Miasteczko, wedle słów samego oprowadzającego, niby jest i niby go nie ma – znajduje się ono na granicy rozkładu, zbliżając się do krawędzi niebytu. Mury domów są wysmarowane i brudne, dachy pozapadane i dziurawe, a na drodze wala się nieuprzątnięte łajno. Rzeczywistość, dotychczas retuszowana ludzką ręką, upiększana i łagodzona poprzez działanie sztuki, architektury, itp., ulega rozpadowi na kawałki, zubożając się do swojej pierwotnej formy.
W rachitycznym, skarlałym świecie rozgrywa się także cichy dramat niemieckiej pary, której małżeństwo wisi na włosku. Ponieważ w utworze pierwszoosobowym narratorem jest mężczyzna, kolejne karty powieści dostarczają nam informacje głównie o nim. Dzięki temu czytelnik zyskuje sposobność, aby przekonać się, że protagonista to egoista i konformista, dla którego naczelną wartością jest własne szczęście i wygoda. Wszelkie rzeczy, które mogą zaburzać wznoszony przez wiele lat porządek i ład życia prywatnego, traktowane są jako zagrożenie bądź niepotrzebne ryzyko. Następne dziecko postrzegane jest w kategoriach zbędnego finansowego wydatku oraz jako źródło dodatkowych kłopotów, nerwów i obaw. Mężczyzna jest także typem osobnika, który zdaje się posiadać monopol na rację – wobec żony przyjmuje pogardliwy ton, którym wyjaśnia i komentuje nowe środowisko. Zabawna jest tendencja, by szczątkowe informacje zasłyszane od kustosza, uzupełniać domysłem i wytworami własnej fantazji po to, by następnie z dumą i satysfakcją przedstawiać je własnej żonie, pouczając ją przy tym i moralizując.
Osią, wokół której osnuta jest fabuła utworu jest tytułowa wieża. Co interesujące, z punktu widzenia dzieła, nie do końca istotne jest to, czym faktycznie jest owa budowla, o wiele większe znaczenie posiadają wyobrażenia na jej temat. Z perspektywy niemieckiego małżeństwa, a więc obcego elementu, który wtargnął na nieznane i nieprzyjazne pustkowie, wieża jest symbolem czegoś wielkiego, wysokiego, mocnego i trwałego, wokół czego chodzi się z zadartą głową. Z uwagi na imprezę, która ma się rozegrać u jej podnóża, budynek jest także czymś, co nęka, kusi i intryguje. Poniekąd to także obietnica uwolnienia się od natrętnego kustosza, który całe swoje działania koncentruje na próbach doprowadzenia swoich gości na tajemniczy festiwal.
Klimat dzieła oraz rozgrywające się zdarzenia, przywodzą na myśl twórczość Franza Kafki oraz Kōbō Abe. Bohaterowie, równie nagle, co niespodziewanie, dostają się w szpony świata, który jest obcy oraz nieprzyjazny. Z obserwatorów, widzów oraz turystów przedzierzgają się oni w uczestników wypadków, których nie potrafią uniknąć, którym nie umieją się wymknąć. Ponadto protagonistów ogarnia bezwolność, bezsilność, apatia oraz bierność. Podążają oni z nurtem wydarzeń, akceptują wolę innych, a jakikolwiek opór okazuje się bezowocną próbą, która kruszeje pod wpływem silniejszego nacisku. Złowieszczy nastrój utworu uzupełniają fizyczna bezwzględność, brutalność i okrucieństwo (będące domeną najmłodszych mieszkańców D.), przemieszane z psychicznym znęcaniem się (specjalność mężczyzny). Finalnym akcentem, decydującym o charakterze książki jest pogoda, podkreślająca jałowość i bezsens krainy, do jakiej przybywają bohaterowie – w sycylijskiej mieścinie dominuje upał i żar, prażący powiew powietrza, a głębokiemu błękitowi nieba towarzyszy oślepiające i porażające bielą światło, które wywleka na wierzch wszelkie brudy.
Reasumując,
Na wieży to krótka, ale wstrząsająca
powieść, w interesujący sposób poruszająca tematykę, którą obecnie określa się
mianem turystyki biedy. Gert Hofmann
odmalowuje dramat współczesności, udowadniając, że mieszkańcy krajów
wysokorozwiniętych to często rodzaj ograniczonej umysłowo publiki, która
niczego nie jest w stanie sobie wyobrazić – zamiast tego pragnie ona wszystko
zobaczyć, pomacać, usłyszeć, powąchać. Tyle, że z racji faktu, że wymyślono i
pokazano już tak wiele, ponieważ bardzo trudno jest o nowe podniety, które
doprowadziłyby do wydzielenia odpowiednio wysokich dawek adrenaliny, wspomniana
publika tonie w nudzie, bezskutecznie poszukując nowych bodźców, za obietnicę
których jest skłonna słono zapłacić. Ciekawa propozycja dla poszukiwaczy współczesnej
prozy niemieckiej.
Wasz Ambrose
12 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Skoro w utworze panuje złowieszcza atmosfera, podobna do tej z książek Kafki, to ja chcę to przeczytać. Czuję się bardzo zachęcona, mam wrażenie, że akcja od razu mnie zaciekawi, choć narrator, traktujący swoją żonę pogardliwie, na pewno będzie mnie drażnił. No i kustosz-nudziarz też sprawia wrażenie postaci mocno irytującej.
OdpowiedzUsuńNiemiecką literaturę współczesną czytam dosyć rzadko, a to dlatego, że nie natrafiłam na autorów, którzy by mnie zaciekawili. Po przeczytaniu Twojej recenzji mam wrażenie, że na Hofmanna warto zwrócić uwagę. Czy w Polsce opublikowano coś jego autorstwa oprócz „Na wieży”?
Zaznaczam, że klimat skojarzył mi się z tym kafkowskim, ale nie jest to jednak twórczość na miarę F. Kafki :) A bohaterowie powieści "Na wieży" są z reguły antypatyczni - próżno szukać w utworze pozytywnych postaci i także stąd wrażenie nierealności, bytowania w sennym koszmarze.
UsuńW kwestii pozostałej twórczości Hofmanna, opublikowano jeszcze "Pana Veilchenfelda" (PIW, 1990) oraz "Upadek ślepców" (PIW, 2005). A współczesna literatura niemiecka nie jest w naszym kraju zbyt popularna, chociaż w czasach komuny i po upadku PRL-u wydano jej całkiem sporo (Martin Walser, Hansa Fallada, Heinrich Böll, Gabriele Wohmann, Peter Weiss, Ernst Georg Schnabel, Alfred Andersch to pierwsze z brzegu nazwiska, które w naszym kraju mają wydane chociaż 2 polskie przekłady).
Rokuje na bardzo ciekawą pozycję. Choćby to Twoje zdanie „nie do końca istotne jest to, czym faktycznie jest owa budowla, o wiele większe znaczenie posiadają wyobrażenia na jej temat” można odnieść aż do zbyt wielu aspektów współczesności, choć nie tylko.
OdpowiedzUsuńTak, problem w postrzeganiu rzeczywistości takiej, jaką ona jest w istocie i zbyt mocne spoglądanie na świat i jego elementy przez pryzmat naszych oczekiwań i wyobrażeń, to odwieczna bolączka ludzkości :)
UsuńPamiętam, że kiedy w bibliotece przez przypadek sięgnęłam po książki z tej serii, to czułam jakbym znalazła świętego Grala. Uwielbiałam te powieści. Swoją drogą dziwne, że władze komunistyczne pozwoliły na wydanie tej książki, w końcu pisarz wyemigrował do RFN. Chociaż z drugiej strony tematyka jaką podejmuje Hofmann mogła akurat odpowiadać - zwłaszcza ten zepsuty świat Zachodu.
OdpowiedzUsuńJa tę kolekcję poznaję dopiero sukcesywnie od paru lat i jak na razie jestem bardzo zadowolony z powieści, z którymi obcowałem. A śledząc trendy wydawnicze z okresu PRL-u to śmiało można pokusić się o stwierdzenie, że sławetna "cenzura" poza kilkoma głośnymi nazwiskami (Gombro, Miłosz, itd.) była niezwykle liberalna, ba, wydaje się wręcz, że wielu ówczesnych twórców nie miałoby większych szans zaistnienia na współczesnym polskim rynku książki :)
UsuńZ pewnością dziś wiele ambitnych i dobrych książek nie miałoby szans na rynku wydawniczym.
UsuńBardzo intrygująca pozycja. Początkowy opis w pierwszym momencie kazał mi pomyśleć, że to jakiś thriller:) A porównanie do autora "Kobiety z wydm" naprawdę kusi by sięgnąć i po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńOtoczenie oraz wydarzenia z pierwszych stron automatycznie nasuwają na myśl skojarzenia z horrorem - dwójka ludzi gdzieś na pustkowiu, pośród obcych, w mało przyjaznym środowisku. Jedna z początkowych scen - zabicie kozy przez grupę miejscowych wyrostków - dodatkowo wzmacnia to wrażenie sennego koszmaru i majaku. Książka, gdyby ją do czegoś porównać, mogłaby uchodzić za lepką breję - śmierdziałaby potem kustosza oraz oportunizmem i niezdecydowaniem narratora. Ale sama wymowa dzieła - krytyka wobec bezrozumnego szukania kolejnych podniet - jest dość wartościowa :)
UsuńPierwsze słyszę. Porównałeś klimat do książek Franza Kafki oraz Abe Kōbō. A mnie się od razu nasunął Paul Bowles i jego książka "Ponad światem". Oczywiście nie wiem czy słusznie. Wieża jest ciekawym symbolem. Kiedyś zastanawiałam się nad nim w recenzji do utworu Herlinga-Grudzińskiego. Tu mamy podobny motyw... No i oczywiście temat masowej turystyki - temat rzeka...Tytuł warto zapamiętać:)
OdpowiedzUsuńHa, ja także nie słyszałem o tej książce, dopóki nie natknąłem się na nią w antykwariacie. Pozycji "Ponad światem" nie miałem jeszcze okazji przeczytać, ale po blurbie, wnioskuję iż jest to interesująca lektura.
UsuńA jeśli chodzi o temat turystyki, szczególnie bieda-turystyki, to w utworze "Na wieży" został on zaprezentowany w sposób równie ciekawy, co mocny i dosadny. Autor wyraźnie sygnalizuje jak wiele można zrobić, by przyciągnąć potencjalnych turystów, oferując im dramat życia ludzkiego, jego nędzę i beznadzieję.
Bardzo interesująco zapowiada się ten dramat. Jak tylko skończę moje obecne czytelnicze "obowiązki" to na pewno sięgnę po "Na wieży".
OdpowiedzUsuń