Chłopiec z Salskich Stepów
Igor Newerly
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 222
Pisząc co nie co o książce Igora Newerlego Zostało z uczty bogów,
wspominałem, że autor był postacią nietuzinkową, który w życiu imał się
niejednego zawodu (stolarz, dyrektor Instytutu Produkcji, nauczyciel
robót ręcznych, osobisty sekretarz Janusza Korczaka, redaktor pisma Mały Przegląd,
szklarz) i który niejedno przeżył (rewolucję w Rosji, aresztowanie
przez Gestapo oraz wizytę na Pawiaku, czy pobyt w Majdanku oraz
Oświęcimiu). Swoje młodzieńcze przygody autor opisał we wspomnianej
pozycji Zostało z uczty bogów, które akcja kończyła się wraz z
dotarciem Newerlego, przez płonącą w ogniu rewolucji Rosję, do granic II
Rzeczpospolitej. Powieść Chłopiec z Salskich Stepów, którą
chciałbym dziś nieco przybliżyć, opowiada o znacznie późniejszych
doświadczeniach, tych nabytych w trakcie pobytu w Majdanku. Głównym
bohaterem powieści, w której zawarto historię niemal całego życia
tytułowego chłopca nie jest jednak Newerly, a jego bliski przyjaciel,
doktor, zwany Ruskim Doktorem, poznany w obozie zagłady w Majdanku.
Na wstępie należy od razu wyjaśnić kilka
kluczowych rzeczy. Igor Newerly przebywając w obozie zagłady w
Majdanku, poznał radzieckiego lekarza Diegtiariewa, z którym bardzo
szybko się zaprzyjaźnił. Ruski Doktor, zwany też Doktorem Wową
opowiedział Newerlemu praktycznie całe swoje życie, począwszy od
wczesnego dzieciństwa, a na walkach z Niemcami w trakcie II Wojny
Światowej, skończywszy. Newerly słuchał całkiem uważnie swojego
przyjaciela, ale chyba nie przypuszczał, że kiedyś przyjdzie mu spisać
te opowieści – uczynił to dopiero 4 lata później, gdy wojenne piekło się
zakończyło. Książka powstała nieco z przypadku, wynikała bardziej z
potrzeby chwili niż z przemyślanego działania. Newerly, poproszony o
napisanie swoich wspomnień obozowych, z których miały powstać kolejne
odcinki radiowego słuchowiska, sprezentował kilka tekstów, w których
głównym bohaterem był właśnie Ruski Doktor. Z czasem teksty zaczęły pęcznieć, a całość rozrosła się na tyle, że wydawnictwo Czytelnik
zaproponowało wydanie książki. Trzeba wspomnieć o jednej istotnej
kwestii – owe 4 lata, które upłynęły od toczonych przez Diegtiariewa
opowieści do publikacji książki, dały się nieco we znaki Igorowi
Newerlemu, który część rzeczy skradzionych przez ulotną pamięć,
dopowiedział sam, a część nieco podkoloryzował. W efekcie otrzymaliśmy
powieść, która w ogromnej mierze bazuje na historii życia Diegtiariewa,
nie jest jednak w żadnym wypadku jej wiernym odwzorowaniem.
Newerly zmienił nawet nazwisko (na
Diergaczow) swojego głównego bohatera. Było to działanie celowe,
zamierzone i głęboko przemyślane – w przypadku, gdyby Diegtiariew vel
Diergaczow przeżył obozowe piekło, groziło mu realne niebezpieczeństwo
ze strony Wujka Stalina, który do więźniów obozów koncentracyjnych nie
pałał zbyt wielką miłością. Obywatela ZSRR, który żywcem trafił do
wrogiej niewoli często traktowało się jak zdrajcę. Przezorny Newerly,
wiedzący przecież całkiem sporo o sowieckiej Rosji, ukrył swojego
przyjaciela pod zmyślonym nazwiskiem. W tym konkretnym przypadku, była
to jednak niedźwiedzia przysługa, wyświadczona przez Newerlego. Ruski Doktor,
którego zresztą nasz polski pisarz próbował bezskutecznie odnaleźć, by w
końcu stwierdzić, że wojny prawdopodobnie nie przeżył, zgodnie z
obawami Newerlego musiał odpowiedzieć za wizytę w obozie
koncentracyjnym. Nie został na szczęście zesłany do łagru, trafił za to
na wygnanie – przez kilka lat pracował jako weterynarz na Salskich
Stepach. Taki stan rzeczy trwał, dopóki uparta tłumaczka powieści na
język rosyjski, Zinaida Szatałowa, nie odnalazła wreszcie tytułowego chłopca. Dzięki temu, w roku 1957, a więc prawie 10 lat od momentu publikacji Chłopca z Salskich Stepów,
Diegtiariew z dnia na dzień z osoby wyklętej, wyrzuconej z partii,
wegetującej poza nawiasem społeczeństwa, stał się bohaterem narodowym.
Wszystko to oczywiście za sprawą powieści Igora Newerlego, który celowo
przekręcił nazwisko Diegtiariewa, by chronić go przed gniewem Stalina –
typowa ironia losu, który spłatał niemiłego figla obu panom.
Na podstawie kilku przytoczonych faktów,
widzimy jak na dłoni, że same losy książki, jej bohaterów, autora,
etc., to wspaniały materiał na napisanie następnej powieści. Newerly po
tylu latach jałowych poszukiwań w końcu spotyka swojego bliskiego
przyjaciela, którego zaliczył już w poczet ofiar wojny, wspólnie
podróżują po Polsce, wygłaszając cykl wykładów, wreszcie też Newerly
dopytuje Diegtiariewa o kwestie, które nurtowały go, gdy pisał książkę, a
których nie mógł sobie do końca przypomnieć – przy okazji polski pisarz
przekonuje się, o jak wielu interesujących rzeczach w ogóle nie
wspomniał, jak wiele przekłamań wkradło się do jego literackiego dzieła.
Świetna historia ze szczęśliwym zakończeniem, będąca żywym dowodem na
prawdziwą polsko-radziecką przyjaźń.
A co do samej książki, o której
właściwie mógłbym już chyba nic nie pisać, to z pewnością jest to
lektura żywa, ciekawa i wielce interesująca. Napisana plastycznym
językiem, z którego promieniuje ciepło wspomnień osoby Ruskiego Doktora,
przeplatana pięknymi opisami przyrody, niebanalnymi dialogami, ze
starannie odmalowanymi ludzkimi charakterami, stanowi godzien uwagi
zapis na temat historii II Wojny Światowej, czy obozowej codzienności. W
domyśle słuchowisko, w oparciu o które powstała powieść, skierowane
było pod adresem ludzi młodych, stąd też Chłopiec z Salskich Stepów
nie jest lekturą przerażającą, straszną, budzącą grozę, czy wstręt.
Newerly bardzo umiejętnie sportretował okropności, do których jest w
stanie posunąć się człowiek, zrobił to jednak w taki sposób, że
czytelnikowi nie odbiera się do końca wiary w ludzi. Na tle obozowego
piekła, szczególnym blaskiem świeciły wartości humanitaryzmu, czy
głębokiego altruizmu, których można było doszukać się u całkiem sporej
rzeszy uwięzionych. Wydaje mi się, że za to należy się szczególny
szacunek dla Newerlego – przeszedł on przez prawdziwe piekło na ziemi,
był świadkiem największego upodlenia gatunku ludzkiego, a mimo to nigdy
nie epatuje tym faktem, nie stara się na siłę szokować czytelnika.
Oczywiście Newerly nie posuwał się do trywializacji sprawy i
prezentowania czarno-białego obrazu, w którym to hitlerowski żołnierz
jest zawsze oprawcą, a więzień szlachetnym człowiekiem, znoszącym
wszystkie okropności. Polski pisarz zwraca uwagę, że często gorszym
oprawcą oraz katem od niemieckiego wojaka okazywał się rodak. Niekiedy
to właśnie essesman występował w roli sprawiedliwego, który nie
dopuszczał do rozlewu krwi. Newerly wyraźnie podkreślał, że w czasie
wojny to nie narodowość decydowała o postępowaniu człowieka, a jego
moralna odporność na palącą żądzę przeżycia, nawet kosztem innych, była
kwestią siły charakteru i ludzkiej szlachetności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)