Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 27 stycznia 2012

Statek „Derbent”



Jakiś czas temu, drogą wymiany, wpadła mi w ręce książka Statek „Derbent” (Танкер „Дербент”), której autorem jest Jurij Krymow (Юрий Соломонович Крымов), a tłumaczenie popełniła* Melania Kierczyńska. Nie żeby mi na Derbencie zależało, ale miałem na zbyciu książkę całkowicie mi zbędną, więc czemu nie...

Do lektury się nie paliłem, gdyż 1949 rok, w którym ją wydano, to wojujący socrealizm, więc na arcydzieło nie miałem raczej co liczyć, ale w końcu przyszedł ten dzień i zacząłem czytać. Z początku z wyraźną niechęcią, ponieważ literatura to ewidentnie komunistyczna, a więc „świadoma” w ten szczególny sposób, który wpływa i na treść, i na formę.

Książka składa się z dwóch części: zasadniczej, czyli powieści Statek „Derbent” i dodatku, którym są listy z frontu roku 1941 pisane do rodziny przez powieściopisarza, który tą swoją przygodę przypłacił życiem. Dwie części – dwa światy.

Właściwa powieść, pomimo maniery specyficznej dla czasów, w których powstała i pewnych niedomagań tłumaczenia, po krótkim okresie aklimatyzacji czytelnika staje się lekturą interesującą i dość przyjemną w odbiorze. Fabuła to typowa socrealistyczna opowieść o stakanowskich racjonalizatorach walczących o zwiększenie produkcji przeciwko oporowi skostniałego społeczeństwa i zdegenerowanych elementów antyludowych. Również forma i zakończenie jest zgodna z kanonem walczącej literatury komunizmu. Nie będę ich przybliżał, by nie psuć niewątpliwej przyjemności, jaką niejednemu dzisiejszemu uważnemu czytelnikowi może dać ta lektura.

O dziwo, niewątpliwym atutem powieści jest przekład, którego archaiczne i prostackie słownictwo morskie jest krańcowo odmienne od tego, które znamy z literatury pisanej przez elitę oficerów naszej przed i powojennej marynarki handlowej oraz wojennej. Nie są tego w stanie zepsuć nawet ewidentne błędy merytoryczne i językowe. Krymow objawia się nam również jako bystry obserwator, mimo propagandowego nastawienia potrafiący celnie odmalować różne typy charakterów ludzkich, ich wzajemne interakcje ze zdarzeniami i między sobą oraz specyficzny klimat żeglugi tankowcami po Morzu Kaspijskim bardziej podobnej do jazdy tramwajem, w kółko tam i z powrotem, niż do romantyki transatlantyckich rejsów. Jest i coś dla płci pięknej, czyli wątek miłosny. W sumie – wszystko czego czytelnikom trzeba.

O ile część pierwsza, czyli powieść właściwa, jest do przełknięcia, i to całkiem przyjemnego przełknięcia, to część druga, czyli „Listy z frontu”, brzmi tak fałszywie, iż budzi w ogóle wątpliwości co do autentyczności lub poczytalności autora. Kiedy się je czyta, trzeba sobie cały czas przypominać, że to 1941 rok, kiedy Ruscy na wszystkich frontach biorą lanie niespotykane dotąd w dziejach, gdyż z treści można pomyśleć, że wręcz wygrywają! Kontrast między Listami, a choćby prześwietną powieścią wspomnieniową Przez wojenną zawieruchę jest większy niż między bielą i czernią. Żenada!

Reasumując; mimo wszystko dałbym tej książce czwórkę w starej skali ocen (od 2 do 5). Warto ją przeczytać z różnych względów. Inne wartości ma dla marynistów, inne dla koneserów znudzonych klonopodobnymi bestsellerami naszych czasów, a inne choćby dla młodzieży, która może przenieść się nie tylko w tamte dziwaczne czasy, ale przede wszystkim posmakować nieskażonego autentyzmu ówczesnej osobliwej mody w literaturze. Na pewno warto więc sięgnąć po Statek „Derbent”, choć nie jest to lektura dla niewyrobionych lub nieuważnych czytelników


Wasz Andrew

* Jeśli ktoś nie wie, iż prędkość statku na morzu zawsze podaje się węzłach, a nie w milach morskich na godzinę, choć to w sumie to samo, to automatycznie wypada z kanonu literatury marynistycznej. Podawanie zaś prędkości w milach morskich (a nie w milach morskich na godzinę), jest ewidentnym niechlujstwem językowym, podobnie jak wpadki typu „trzeba wziąć się w ręce” zamiast „wziąć się w garść” (recenzja dotyczy wydania 3 z 1949 roku, wydawnictwo „Książka i Wiedza” (nomen omen).

Statek Derbent [Jurij Krymow]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)