Jakiś czas temu przeżyłem krótką przygodę z instagramem. Pasowało mi to, że w przeciwieństwie do facebooka oferuje on skuteczne wyszukiwanie treści, zamiast kręcenia się w kółku wzajemnej adoracji „znajomych”. Sam też zacząłem publikować i przez jakiś czas było bardzo miło. Aż do dnia, gdy stwierdziłem, że nie mogę dać lajka kolejnemu zdjęciu, które mi się spodobało. Ukazała się za to plakietka o czasowym zablokowaniu tej funkcji. Wnerwiło mnie, że nie było żadnej informacji o przyczynie blokady, ale zajrzałem do netu i ustaliłem, że jest limit 60 lajków na godzinę. Po przekroczeniu granicy funkcja zostaje czasowo zablokowana.
Przy okazji poczytałem o innych blokadach. I wyjaśniła się sprawa nerwicy jednego z mojego ulubionych użytkowników. Obserwowałem mianowicie między innymi profil o rosyjskich samochodach i gdy zwróciłem uwagę właścicielowi, że mógłby podpisywać swe niezwykle interesujące zdjęcia, ten poinformował, że chce, ale nie może, bo mu insta blokuje tę funkcję. Chwilę potem i mnie to spotkało. Możesz bowiem na insta wrzucać zdjęć ile chcesz, ale opisów to już nie. Jak będziesz za dużo pisać, to dostaniesz blokadę.
Jak widać instagram nie odstaje od innych wielkich biznesu, nie tylko internetowego. Pomimo szumnych deklaracji tak naprawdę ma gdzieś funkcje informacyjne, jakie mógłby mieć serwis. Gdy kogoś interesują czołgi, samochody, czy cokolwiek innego, byłoby korzystne, by się dowiedział, co akurat widzi na zdjęciu. A tak nie jest. Choć zdjęcie zajmuje na serwerze dużo więcej miejsca niż opis, to właśnie ilość opisów jest limitowana, a nie ilość zdjęć.
A limit lajkowania? Dlaczego nie mogę raz dziennie wejść na insta, by zalajkować powiedzmy 100 zdjęć, które mi się podobają, ale mogę wchodzić co godzinę i lajkować po powiedzmy 50? Jedyną logiczną odpowiedzią jest ta, że nie chodzi o to, by ograniczyć wzajemną adorację przez bezmyślne masowe lajkowane, a o to, by zmusić użytkowników do stałego, nałogowego siedzenia na instagramie, by nie mogli wejść raz dziennie i przejrzeć wszystko, co ich interesuje, a zaglądali co chwilę.
Kto choć raz grał dłużej w jakąś grę online, ten pewnie zauważył, że gdy nagle z niej zrezygnował, zaczął otrzymywać ofertę bonusów, które go czekają, jeśli wróci, a których nigdy wcześniej mu nie proponowano. Dlaczego? Dlatego, że głównym celem „darmowych” aplikacji internetowych jest utrzymanie użytkownika online jak najdłużej. Po co, tego chyba nie trzeba wyjaśniać. Szpiegowanie w internecie to temat rzeka. I niestety instagram też wpisuje się w tę tendencję.
Nie, nie wypiszę się z insta, gdyż jest kopalnią unikalnych fotek, do których inną drogą trudno dotrzeć. Ale pozostanę użytkownikiem pasywnym, do aktywności na tej platformie nic mnie już nie przekona. To po prostu fabryka nałogowców.
Z jednej strony tyle się mówi o coraz większym zagrożeniu chorobliwą potrzebą bycia online, porównuje się to zagrożenie z alkoholizmem i narkotykami. Z drugiej działania takich serwisów jak instagram wskazują na to, że tak jak w przypadku narkotyków i alkoholu ci, którzy robią na tym pieniądze, mają gdzieś szkody, jakie wyrządzają
Wasz Andrew