Kult
Łukasz Orbitowski
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 480
Z Drugiego Listu Świętego Piotra
dowiadujemy się, co następujące: To
przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest do
prywatnego wyjaśniania. Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione
proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili od Boga święci ludzie [1].
Owe słowa przez Kościół Katolicki interpretowane są dość jednoznacznie i to
m.in. za ich sprawą ta instytucja przypisuje sobie wyłączne prawo do
analizowania i objaśniania biblijnych treści. Z tego też względu żadna osoba
twierdząca, że rozmawia z Bogiem czy z Maryją i głosząca swoje poglądy na temat
tego jak powinno wyglądać życie gorliwego katolika nie może liczyć na
pobłażanie – jej przypadek musi zostać sumiennie rozpatrzony, żeby wykluczyć
choćby najmniejszą ewentualność oszustwa, z racji czego doczekanie się uznania
rzekomego objawienia to proces niezwykle żmudny. Przekonuje się o tym Henryk
Hausner, bohater powieści Kult
autorstwa Łukasza Orbitowskiego (ur. 1977).
Henryk Hausner – czego
dowiadujemy się z relacji jego brata Zbigniewa – nigdy nie był materiałem na
przywódcę. Brak jakichkolwiek specjalnych zdolności, które wyróżniałyby go na
tle ogółu; nieumiejętność walki o swoje czy słabość pojmowana jako wrażliwość i
brak fizycznej krzepy to cechy najlepiej opisujące Heńka, który w miarę jak
lepiej poznajemy jego dzieciństwo i młodość bardziej kojarzy się z niezdarą,
niezgułą czy wręcz ofiarą losu (Lody
zawsze spadały mu z wafla, on sam z trzepaka i nigdy nie mógł dolecieć do piłki
[2]).
Pobożny rencista pomieszkujący kątem u starszego brata i jego rodziny wzbudza
jedynie politowanie. Ale to właśnie Henryk pewnego czerwcowego dnia 1983 roku spędzanego
rutynowo i prozaicznie, tj. na doglądaniu swojego ogródka działkowego przy
ulicy Nowy Otok w Oławie, doznaje teofanii. W altance objawia mu się Matka
Boska, która uzdrawia protagonistę, żądając by w zamian on uzdrawiał innych.
Maryja prosi też o wzniesienie sanktuarium, które stałoby się miejscem jej
kultu. Od tej pory egzystencja Henryka oraz jego najbliższych ulega diametralnej
zmianie – objawienia nie zostają uznane przez Kościół Katolicki, ale mężczyzna
pełni swoją posługę, przyjmując i lecząc lawinowo rosnące grono osób, które
uwierzyły w jego wizje, nie przestając przy tym snuć planów o budowie świątyni.
Fikcyjna historia, jaką raczy nas
Łukasz Orbitowski zainspirowana została autentycznymi wydarzeniami, znanymi
jako objawienia oławskie, w których
uczestniczył Kazimierz Domański (1934 – 2002). Pisarz wiele z tych zdarzeń
odtwarza, uzupełniając je jednak własną wyobraźnią czy artystyczną intuicją,
tworząc niemal od zera sylwetkę mistyka (Henryk Hausner bardzo luźno wzorowany
jest na Kazimierzu Domańskim), budując powieść, która w założeniu ma pomóc
odkryć, na czym polegał fenomen samozwańczego proroka. Jednocześnie Orbitowski
usiłuje uchwycić sedno oraz zrozumieć niezwykłość polskiej religijności
ludowej. Przyznać trzeba, że gdyby książkę rozpatrywać tylko pod tym kątem, to
należałoby ją uznać za lekturę kiepską. Heniek Hausner to może i figura tchnąca
autentyzmem, w której doszukamy się człowieka z krwi i kości, z intrygującą
biografią, w której młodzieńcze lata rzutują na dorosłe życie, ale
Orbitowskiemu raczej powiodło się wyjaśnienie przyczyn jego popularności.
Jeszcze słabiej wypadają próby sportretowania oławskich pielgrzymów,
określanych mianem jeremiaszy,
zjeżdżających się z całej Polski i pokonujących szereg przeszkód, w tym m.in.
niechęć ze strony milicji, brak oznaczeń, które pomogłyby dotrzeć na ogródki
działkowe czy konieczność sterczenia w gigantycznej kolejce, byle tylko zostać
pobłogosławionym przez swojego guru. Autor pozostawia nas z konstatacją że: Ludzie najbardziej na świecie potrzebują
bliskości cudu, żeby ten cud był na wyciągnięcie ręki. Jezus. Święci.
Aniołowie. Ta potrzeba nie zniknie (…) [3].
W rezultacie Jeremiasze nakreśleni
przez Orbitowskiego to postacie pozbawione indywidualności i osobowości.
Cechują się dewocją, która swobodnie egzystuje obok złośliwości. Istnieją
wyłącznie jako grupa, która za sprawą ironicznego pióra autora bardziej kojarzy
się z chmarą, ciżbą, motłochem czy wręcz szarańczą. Przypominają oni
nieszkodliwe, momentami sympatyczne, ale uciążliwe zwierzątka, idealnie
nadające się do sycenia lekceważenia podszytego poczuciem wyższości, w które mógłby
być uzbrojony stereotypowy inteligent-obserwator starający się poznać zwyczaje
prowincji.
W tym miejscu należy jednak
stwierdzić, że Kult to całkiem niezła
pozycja, którą lepiej rozpatrywać jako uniwersalną przypowieść o braterskiej
miłości; o obcości, jaka rozciąga się w naszych bliźnich, nawet w tych pozornie
dobrze nam znanych; o tym, że człowiek (…)
sam zmaga się z tym, co świat mu przyniósł, i konsekwencjami własnych uczynków [4]
oraz o konfrontacji z tym, co nieznane i wymykające się ludzkiemu pojmowaniu.
Bardzo udanym zabiegiem jest sama
konstrukcja dzieła. Kult stylizowany
jest na transkrypcję nagranego na kasety wywiadu, którego Zbigniew Hausner,
brat Henryka, udziela panu Łukaszowi z Krakowa, czyli alter ego Łukasza Orbitowskiego. Jako, że słyszymy czy też czytamy
jedynie odpowiedzi, faktycznym narratorem powieści jest Zbyszek. Jest to o tyle
ciekawe, że starszy brat oławskiego mistyka to jego całkowite przeciwieństwo. Z
zawodu fryzjer męski, z umiłowania entuzjasta kobiet, z charakteru typ
przeświadczony o własnym sprycie i roztropności. W czytelniku wzbudza żywe,
nierzadko negatywne emocje, szczególnie z uwagi na fakt, że Orbitowski kreuje
go na mężczyznę w starym stylu, tj. prostego, ufnego w potęgę przemocy,
niekiedy rycerskiego i szarmanckiego, przedmiotowo traktującego kobiety,
uwielbiającego zanudzać swoimi mądrościami napotkanych słuchaczy. Najbardziej
irytujące, bowiem zasadzające się na sprzeczności, przemyślenia dotyczą
szacunku wobec kobiet – Zbyszek z jednej strony wierzy w świętość rodziny, z
drugiej sądzi, że każdy facet ma prawo do skoku w bok, byle niewierność nie
wyszła na jaw. Co interesujące, to właśnie słabość do płci przeciwnej połączona
z głęboką wiarą w swój czar stawiają Zbyszka przed dramatycznym wyborem,
rzutującym na całą przyszłość.
Zbyszek jako narrator jest także
odpowiedzialny za styl, w jakim utrzymana jest książka, która przybiera formę
gawędy. Losy Henryka opowiedziane zostają potocznym, ale barwnym językiem,
który dobrze naśladuje drobnomieszczańską gwarę. Sama relacja jest przy tym
poszarpana, naznaczona dygresjami i wtrąceniami, zgodnie zresztą z teorią
samego Zbigniewa pouczającego swojego słuchacza: Pan chyba nie liczy, że opowiadam panu tę historię po kolei jak w
kalendarzu. Jeśli tak, to proszę mi wybaczyć, gówno pan wie o opowiadaniu. Nie
o to chodzi, jak było, ale jak pamiętamy, jak to się w głowie poukładało i co
do siebie tak naprawdę przytaje [5].
Owe tendencje do gubienia
głównego wątku na rzecz wtrętów i anegdot stanowią znakomity pretekst do
dzielenia się licznymi obserwacjami poświęconymi ludzkiej naturze, ze
szczególnym uwzględnieniem naszej polskiej mentalności. Orbitowski sygnalizuje,
że łatwo – szczególnie z perspektywy czasu – jest osądzać postępowanie innych,
ale rzeczą wymagającej niezwykłej pokory jest umiejętność dostrzeżenia swoich
niedoskonałości i krytyczne spojrzenie na własne czyny. Autor uzmysławia nam również,
że nierzadko nasz upór i duma, nie pozwalają przebaczyć, nawet gdy ten, który
skrzywdził przyznaje się do błędów i okazuje skruchę. Ponadto – jako, że każdej
wielkości towarzyszy ludzka małość i podłość – Kult to ciekawe studium poświęcone wszelakiej maści Judaszom.
Orbitowski umiejętnie pokazuje, że za każdą, nawet najpodlejszą zdradą kryje
się przymus bądź motywacja, które popychają ku takiej, a nie innej decyzji,
zaznaczając przy tym, że konieczność podjęcia owej decyzji na ogół jest
pochodną wcześniejszych postępków.
Reasumując, Kult to bardzo dobra powieść inspirowana oławskimi objawieniami. Co prawda Orbitowskiemu nie udaje się dokonać analizy polskiej mało miasteczkowej religijności, ale w zamian czytelnik otrzymuje opowieść o kwestiach uniwersalnych, orbitujących wokół człowieka będącego istotą zdolną do wzniosłych i szlachetnych działań, ale która też potrafi zniżyć się do najpodlejszych zachowań. Ostatnim akcentem decydującym o atrakcyjności lektury jest bardzo dobrze nakreślone tło zachodzących wypadków – zarówno PRL lat 80-tych XX wieku, kiedy kraj przechodzi przez (…) przejściowe trudności, gospodarkę niedoboru [6] jak i pstrokate lata 90-te XX wieku wraz z rodzącym się kapitalizmem zostają odmalowane ze starannością, nie skażoną tanim sentymentalizmem czy bezmyślnym krytykanctwem. Summa summarum dzieło Orbitowskiego to bardzo udany portret naszego kraju oraz zamieszkujących go ludzi. Rzecz godna polecenia.
[1] 2 P 1, 20 – 21 BT
[2] Łukasz Orbitowski, Kult, Wydawnictwo
Świat Książki, Warszawa 2019, s. 19
[3] Tamże, s. 452
[4] Tamże, s. 434
[5] Tamże, s. 110
[6] Tamże, s. 113
Zawsze z obawą podchodzę do polskich autorów piszących o "okresie przemian ustrojowych". Zapamiętam, że ta książka warta jest uwagi.
OdpowiedzUsuńTo jak są te zmiany opisywane w pewnym stopniu zależy też od bezpośrednich doświadczeń autora - dla Orbitowskiego lata 90-te to czas młodzieńczy i stąd jego obserwacje mogą się różnić od Twoich czy moich :)
UsuńObserwacje z różnych perspektyw zawsze doceniam. Obawiam się głównie wniosków ;)
UsuńMiałam nadzieje związane z tą książką, że właśnie przybliży ona fenomen polskiego małomiasteczkowego fanatyzmu religijnego. Ale wierzę, że w innych płaszczyznach powieść jest wciągająca, atrakcyjna. Współczesnych pisarzy polskich (np. Małecki, Orbitowski, Twardoch) praktycznie nie znam... Może czas to zmienić?
OdpowiedzUsuńOrbitowski jest świetny i jak na razie, nie zszedł poniżej pewnego poziomu. Zacznij od "Innej duszy" - najlepszej powieści, jaką kiedykolwiek napisał, która była jego pożegnaniem z fantastyką, ale i - co ciekawe - napisana była na zamówienie.
UsuńAwito, aby poznać daną społeczność, subkulturę czy wspólnotę trzeba się jednak na nią trochę otworzyć, a z tego, co czytałem wywiady z Orbitowskim udzielane w trakcie zbierania materiałów do napisania książki, to autor nie był raczej do tego skory - czuć dystans wynikający z przeświadczenia o intelektualnej wyższości. Nie zmienia to faktu, że sama książka jest bardzo dobra. A co do współczesnych polskich pisarzy i pisarek to u mnie też sprawy wyglądają dość krucho - zdecydowanie za rzadko po nich sięgam.
UsuńMichale - dzięki za podpowiedź, chętnie skorzystam z rady udzielonej Awicie i rozejrzę się za "Inną duszą", bo przyznaję, że znajomość z Orbitowskim chciałbym kontynuować.
To i ja rozejrzę się za „Inną duszą”, bo kiedyś czytałam jedną książkę Orbitowskiego i byłam pod wrażeniem – ładny, plastyczny język, ciekawa treść. Ta książka to „Tracę ciepło”. :)
UsuńOk, kolejna pozycja dopisana do listy ;)
UsuńDołączam się do zachwytów nad "Inną duszą". I do tego dołączam jako mieszkaniec Bydgoszczy, znający opisywane miejsca i pamiętający wydarzenia, z których inspirację czerpał Orbitowski. Wiem też, że do pisania przygotowywał się solidnie, bo na kilka tygodni w Bydgoszczy właśnie zamieszkał.
UsuńPokonany, tzn. przekonany zostałem ;)
UsuńRzeczywiście książka warta uwagi. Gdybym miała wybierać najlepszą powieść tego autora, to byłaby "Inna dusza". Polecam również książkę "Zimowla" Dominiki Słowik. Zupełnie inaczej porusza się w podobnej tematyce, co Orbitowski w "Kulcie".
OdpowiedzUsuńO "Zimowli" jest ostatnio całkiem głośno, a teraz czuję się dodatkowo skuszony, by sprawdzić, jakimi ścieżkami podąża Dominika Słowik. Orbitowski, jeśli chodzi o analizę religijności mnie nie przekonał, ale ciekaw jestem jak temat ugryzła ta młoda pisarka ;)
UsuńZaczynałam czytać chyba trzykrotnie i szybko odpadałam, bo monolog wydał mi się "przefajnowany". Pewnie jeszcze wrócę do tej powieści, ale nie za szybko.
OdpowiedzUsuńCo do polskiej religijności, warto zajrzeć do "Cudownej" Nesterowicza. Reportaż, ale interesujący.
Zbyszek, tj. osobnik snujący ów monolog jest początkowo niemożebnie irytujący i antypatyczny, ale w miarę zagłębiania się w książkę, okazuje się, że to po części zgrywa. Potem zaglądamy pod maskę i robi się z tego całkiem ciekawy portret człowieka płacącego ogromną cenę za swoje słaboskti.
UsuńA o "Cudownej" będę pamiętać. Dzięki za polecenie!
Usuń