Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów
Kazuki Sakuraba
Tytuł oryginału: Akakuchibake no Densetsu
Tłumaczenie (z j. ang.): Łukasz Małecki
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 416
Serce wali ci jak oszalałe, ale
wysiłek się opłacił. Nie, dalej już nie możemy wejść. Zresztą jesteśmy już
wystarczająco wysoko. Weź jeszcze jeden głęboki wdech, by uspokoić oddech. A
teraz spójrz w górę. Zgadza się, na szczycie wzniesienia znajduje się piękna
rezydencja w kolorze czerwonych zwiędłych
liści. Budynek lata świetności ma już za sobą, widać zresztą, że zgarbił
się nieco i pochylił pod ciężarem upływającego czasu, ale wciąż fascynuje i
zadziwia swoją nieszablonową architekturą. W jego murach skrywa się historia
rodu Akakuchibów, jednej najpotężniejszych rodzin w górzystym i wietrznym
regionie San’in, w którym aktualnie się znajdujemy. Jeśli ciekawią cię perypetie
tej oryginalnej familii, to sięgnij po powieść japońskiej pisarki Kazuki
Sakuraby (ur. 1971), pt. Czerwone
dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów.
Książka opowiada o losach trzech
kobiet będących przedstawicielkami trzech różnych pokoleń. Babka, matka oraz
córka stają się pretekstem, by za sprawą ich życiorysów przybliżyć czytelnikowi
zarówno dzieje wspomnianego rodu Akakuchibów jak i okres zmian, które
przetoczyły się przez powojenną Japonię.
Utwór utrzymany w formie
pierwszoosobowej narracji snutej rzez Tōko Akakuchibę podzielony jest na trzy
części, z których każda poświęcona jest jednej z bohaterek. Dzieło rozpoczyna
się w latach 40-tych XX wieku, w momencie, gdy do wioski Benimidori położonej u
podnóża siedziby Akakuchibów podrzucona zostaje 3-letnia dziewczynka o imieniu Manyō.
Dziecko – opuszczona przez osnutych mgiełką tajemnicy ludzi z gór – zostaje
wychowana przez młode małżeństwo. Żona wykonująca obowiązki pani domu, tj.
dbanie o ciepło domowego ogniska i wychowanie dzieci oraz mąż zatrudniony w
hucie stali Akakuchiba Steelworks to para typowa dla tego odludnego regionu
Japonii. Nietypowa jest jednak pociecha, którą decydują się przygarnąć. Manyō
nie potrafi nauczyć się alfabetu, w rezultacie czego nie umie ani pisać, ani
czytać. Posiada za to inny dar, jakim jest możliwość zaglądania w przyszłość.
Wydaje się, że to właśnie ta zdolność pozwala jej zamieszkać w wielkim
czerwonym domu na szczycie wzgórza, kiedy to Manyō zostaje wybrana na żonę
dziedzica rodu, zadaniem którego jest przygotowanie się do roli sternika
Akakuchiba Steelworks. Rola Manyō jest jeszcze trudniejsza, bo jako wieszczka
musi zapewnić przetrwanie rodowi, a nie jest to łatwe, kiedy cały kraj
przechodzi przez wzburzone morze przemian i transformacji.
Wejście Manyō do familii
Akakuchibów poprzez zaaranżowane małżeństwo daje Sakurabie sposobność ukazania
funkcjonowania tradycyjnego japońskiego modelu rodziny. Z jednej strony kobieta
zostaje uprzedmiotowiona i zamknięta w czterech ścianach domostwa, z drugiej
zaś – na skutek nieustannej nieobecności zapracowanego męża – to ona decyduje o
tym, jakimi torami biegnie codzienna egzystencja poprzez wychowanie dzieci,
zażegnywanie drobnych utarczek czy utrzymywanie relacji z bliskimi. Poprzez
wprowadzenie na plan potomków Manyō, ze szczególnych uwzględnieniem najstarszej
córki o imieniu Kemari, Kazuki Sakuraba sygnalizuje zagrożenia, jakie niosą za
sobą przeobrażenia, obejmujące swoimi ramami całe społeczności. Autorka opisuje
m.in. lata gospodarczego cudu w Japonii, za który trzeba było zapłacić należytą
cenę – pogrążenie się kolejnych pokoleń w bagnie konsumpcjonizmu; upadek świata
tradycji i legend, który przegrał w starciu z globalizacją; postępujące
skażenie środowiska, odbijające się również na pogarszającym się zdrowiu czy
wreszcie grupa rozczarowanych, który ulegli złudzeniu, iż szeroko rozumiana
nowoczesność dzięki szeregowi technologii rozwiąże trapiące ludzkość problemy
to pokłosie zachłyśnięcia się tym, co nowe i błyszczące.
Kemari oraz jej rodzeństwo
wykorzystane zostaje też do zaprezentowania traum, z jakimi zmagają się potomkowie
budowniczych sukcesu, którzy nie poświęcali zbyt wiele czasu swoim pociechom. Presja
oczekiwań związanych z wyborem odpowiedniej ścieżki kariery, nieuchronność
opuszczenia dziecięcej rzeczywistości, postrzeganie rówieśników jako
konkurentów i rywali w przyszłej walce o sukces czy skonfrontowanie się z
własną tożsamością seksualną to tylko część przyczyn, z racji których młodzi
ludzie pozbawieni wzorców i wsparcia boją się wkroczyć w świat dorosłych. Obawy
te wyrażane są w różnej formie – począwszy od buntu i agresji, poprzez
abnegację i zobojętnienie, na kompletnym lęku przed otoczeniem skutkującym
wycofaniem się z publicznego życia skończywszy.
Inną postacią służącą do
odmalowania portretu zagubionych młodych ludzi jest Tōko Akakuchiba, córka
Kemari i wnuczka Manyō. Tōko – narratorka powieści, która o sobie zaczyna mówić
dopiero w ostatniej części książki – uważa się za osobę do bólu pospolitą.
Domniemana zwyczajność jest przy tym źródłem kompleksów odczuwanych wobec matki
i babki, które Tōko traktuje jako legendy rodu. Co ciekawe owa przeciętność i
banalność powoduje, że protagonistka jest idealną słuchaczką – Tōko jest niczym
naczynie, do którego wlewają się cudze opowieści. Taki rys osobowościowy
sprawia również, że jest ona bohaterką mogącą z powodzeniem odnaleźć się na
stronach utworów Harukiego Murakamiego, lubującego się w kreowaniu pozornie
szarych i trywialnych osobników, którzy na sprawą kapryśnego losu przeżywają
niezwykłe przygody. W przypadku Tōko mamy do czynienia z niespodziewaną podróżą
w przeszłość i odkrywaniem prawdy o swoich przodkach.
Nazwisko Harukiego Murakamiego
może przyjść do głowy czytelnika także w momencie, gdy analizujemy styl, w
jakim utrzymane są Czerwone dziewczyny,
a w szczególności ich pierwsza część będąca biografią Manyō. Kazuki Sakuraba
chętnie operuje mitami i legendami, które chwilami bardzo swobodnie mieszają
się z tym, co uznajemy za podbudowaną racjonalnością i zdrowym rozsądkiem
rzeczywistość. Ten piękny mariaż logiki i tego, co wymyka się ludzkiemu
pojmowaniu zostaje jednak przez Sakurabę brutalnie zniszczony, na czym lektura
traci sporo uroku i to nawet uwzględniwszy fakt, że zabieg ten jest celowy,
bowiem symbolizuje on nadejście nowych czasów, w których zabobon i przesąd
muszą skryć się w głębokim cieniu.
Rezygnacja z tej baśniowo-sennej
sfery jest o tyle problematyczna, że następne rozdziały wręcz porażają
infantylnością i banalnością. Wraz pojawieniem się na pierwszym planie Kemari, Czerwone dziewczyny zaczynają dryfować
w kierunku powiastki dla zbuntowanych nastolatek. Historia pięknej księżniczki,
która z rebeliantki przedzierzga się w artystkę nie zmierza do żadnej
interesującej pointy, zamiast tego drażni schematycznością. Niewiele lepiej
radzi sobie Tōko usiłująca zainteresować nas kryminalną zagadką, która okazuje
mało wyrafinowana, a towarzyszące jej refleksje – miałkie i wtórne. W
rezultacie Czerwone dziewczyny to w
najlepszym razie średnia lektura, którą kończy się siłą rozpędu, jaki nadaje
czytelnikowi pierwszy rozdział. Książka jest bolesnym potwierdzeniem sentencji,
którą wypowiada jeden z protagonistów: Największą
sztuką jest zacząć coś, a potem z powodzeniem to kontynuować [1].
[1] Kazuki Sakuraba, Czerwone dziewczyny. Legenda rodu
Akakuchibów, przeł. z j. ang. Łukasz Małecki, Wydawnictwo Literackie, Kraków
2017, s. 457
Książka intryguje mnie od chwili jej publikacji i na pewno będzie czytana.;) Poszłam kiedyś nawet na spotkanie z autorką: było wyjątkowo nijaki i do dzisiaj nie wiem, czy to zasługa prowadzących, czy samej pisarki.;(
OdpowiedzUsuńTo ciekaw jestem bardzo Twoich wrażeń - z przyjemnością przeczytam Twoją recenzję ;)
UsuńA przeprowadzenie dobrego i ciekawego spotkania autorskiego to nie lada wyzwanie. Potrzeba naprawdę dobrych prowadzących, by wycisnąć z danego artysty to, co najlepsze ;)
Hmm... realizm magiczny po japońsku...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak nierówna i że ostatnie rozdziały zniweczyły nadzieje na doskonałą lekturę. Mimo wszystko chciałabym poznać tę książkę i te dziewczyny, które są jej bohaterkami. Kobieca perspektywa w japońskiej literaturze bardzo mnie interesuje.
Zapowiadało się ciekawie, a kończywszy miałem wrażenie, że obcuję z przeciętnym czytadłem. Dlatego jeśli chodzi o kobiecie pióro, to o wiele bardziej polecam Yōko Ogawę.
UsuńW mi wpadło (negatywnie) w oko, że tłumaczenie jest z angielskiego, a nie japońskiego. Takie piwoty rzadko robią dobrze na język.
OdpowiedzUsuńTrochę to dziwne, że niektóre wydawnictwa decydują się wciąż na takie pójście na łatwiznę. Akurat dobrych japonistów na rynku nie brakuje.
UsuńRozdziały rzeczywiście są nierówne, część krytykowana przez Ciebie miała nawiązywać do mangi. Ale tło społeczno-historyczne jest ciekawe, jak i bardzo plastyczny opis otoczenia. Miałam stale przed oczami japońskie drzeworyty:)
OdpowiedzUsuńTak, tak, czytałem, że autorka to także uznana mangaczka, ale wykreowane przez nią postacie wydawały mi się tak papierowe, że z trudem przebrnąłem przez tę część.
UsuńZgadza się, samo tło jest niezwykle ciekawe, dlatego tym bardziej żal tych słabszych fragmentów - bez nich książka byłaby naprawdę rewelacyjną lekturą.