Strony

poniedziałek, 10 stycznia 2022

"Trzy pstre tygrysy" Guillermo Cabrera Infante - Masturbrednie w trakcie semantycznego safari

Guillermo Cabrera Infante

Trzy pstre tygrysy

Tytuł oryginału: Tres Tristes Tigres
Tłumaczenie: Tomasz Pindel, Urszula Kropiwiec
Wydawnictwo: Universitas
Seria: Las Américas. Nieznana klasyka literatury latynoskiej
Liczba stron: 532
 


Hola, przyjacielu, a cóż to za frasunek naznaczył Twe czoło głębokimi bruzdami? O nie, nie z nami te numery! Widać przecież, ze coś Cię dręczy, a zmartwienie to paskudna choroba, w dodatku zakaźna! Zatem pomagając Ci, nie kierujemy się wyłącznie Twoim dobrem, ale i naszym własnym. Owszem, za bycie markotnym nie trafia się za kratki, lecz widok Twej smutnej twarzy będzie poruszał nasze sumienie. Jak tu bowiem dobrze się bawić, kiedy bliski nam człowiek pogrąża się w żalu? Ha, nie zwiedziesz naszych bystrych oczu! Twe uszy zastrzygły, gdy tylko polizało je słowo „zabawa”! Wszyscy to zauważyliśmy, więc nie bądź uparciuchem i nie daj się więcej prosić. Chodź z nami! Przewodnikiem naszym kubański pisarz Guillermo Cabrera Infante (1929 – 2005), celem zaś Trzy pstre tygrysy!

Ha, widzimy, że ciekawość aż Cię zżera i pewnie chciałbyś dowiedzieć się, o czym traktuje rzeczone dzieło. Problem w tym, doceń proszę naszą szczerość, że utwór to potężny kloc (polskie wydanie liczy sobie ponad 500 stron), śliski przy tym jak węgorz – przekonują się o tym śmiałkowie usiłujący spętać treść i istotę tej księgi w ciasne słowne powroza. Ujmując rzecz najogólniej, Trzy pstre tygrysy to nocny portret Hawany końca lat 50-tych XX wieku, czyli w okresie, gdy bliski jest już tryumf rewolucji kubańskiej przeciwko dyktaturze Fulgencio Batisty (1953 – 1959). Powieść, przynajmniej w początkowych fragmentach, to jedna nie kończąca się balanga fosforyzująca erotycznym napięciem. Razem z bohaterami odwiedzamy knajpy, kabarety, bary, kluby i mieszkania, z których wylewa się muzyka oraz gdzie błyszczą spocone ciała ludzi pogrążonych we frenetycznych tańcach i swawolach. Towarzyszami naszych nocnych eskapad są hawańskie tygrysy – to kawalerowie spędzający wieczory (…) cały czas rozmawiając, opowiadając plotki i dowcipy, a także, cały czas, filozofując, estetyzując, moralizując, cały czas (…) [1] – i niekoniecznie, wbrew temu, co sugeruje tytuł, jest ich trzech. Codac, fotograf czy raczej paparazzo, zafascynowany monstrualną, czarnoskórą śpiewaczką boler, Estrellą Rodríguez; grający na bongosach Mulat Eribó, bezskutecznie starający się o względy Vivian, dystyngowanej panienki z wyższych sfer; Arsenio Cué, osobowość telewizyjna, osobnik elokwentny, który swym nieco przebrzmiałym czarem wciąż przykuwa uwagę płci przeciwnej, skrzętnie to wykorzystując; wreszcie nieodłączny kompan Arsenia, czyli Silvestre, człowiek pióra i de facto przewodnik po gęstym labiryncie prozy Guillermo Cabrery Infante – każdy z protagonistów raczy nas swoim monologiem, pozwalając nam zanurzyć się w swoim specyficznym sposobie odbierania płynących z otoczenia bodźców.

Piątym tygrysem, który co prawda nie zabiera głosu, ale sylwetkę którego poznajemy bardzo dobrze dzięki opowieściom pozostałych, jest Bustrofedon. Wydaje się, że ów jegomość to postać kluczowa dla wymowy całego dzieła. Już sam pseudonim jest wielce sugestywny, bowiem greckie słowo βουστροφηδόν oznacza ruch podobny do ruchu wołu podczas ciągnięcia pługa lub czółenka podczas tkania na krośnie – to także technika pisania w kolejnych wierszach tekstu na przemian od prawej do lewej, i od lewej do prawej. Podobną wieloznacznością skropione są niemal wszystkie karty Trzech pstrych tygrysów, które można odczytywać wedle wielu wykładni oraz kluczy, przy czym chyba jedynie sam autor byłby w stanie wychwycić je wszystkie (poprzestańmy na wymienieniu kilku artystów, do dzieł których nawiązuje Guillermo Cabrera Infnate, zaznaczając przy tym że jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej: William Faulkner, Lewis Carroll, Oscar Wilde, Miguel de Cervantes, Virginia Woolf, Jorge Luis Borges czy James Joyce; do kompletu trzeba by jeszcze dorzucić całą masę historycznych wydarzeń, filmów, popkulturowych symboli oraz tytułów ze świata muzyki). Nie mniej istotna jest językowa pasja Bustrofedona, który uwielbia słowne gry, zabawy i łamigłówki – nie brak ich zresztą w Trzech pstrych tygrysach, które jawią się niczym pean na cześć języka i jego potęgi. Guillermo Cabrera Infante raczy nas mnogością sztuczek i mrugnięć okiem, których źródłem są dosłownie odczytywane metafory (Później inne książki o wiele mniej wybitne za to bardziej poczytne (i dlatego rzadsze) odeszły tym samym przemytniczym szlakiem. Czasami szły (odprowadzane przeze mnie i mojego brata: towar nie może iść sam na sprzedaż) czwórkami, czasem dziesiątkami, niekiedy trójkami albo parami itp. [2]; Livia posiada cały arsenał spojrzeń, które wymienione na ręczne granaty, dajmy na to, uczyniłyby z jej oczu prochownię w koszarach Batisty. A pan mówi i wyciąga zawleczkę spojrzenia dla znakomitych nieznajomych, i odliczywszy do siedmiu rzuca je w kierunku Silvestre, któremu wybucha na twarzy (…) [3]; (…) a ja ciągle to samo, trzymałem się nocy, wrzucałem ją do szklanek z lodem, do negatywu albo do pamięci [4]), wyrazy o tym samym lub podobnym rdzeniu (Przyszło mi do głowy, że La Estrellę trzeba odkryć, a to jest słowo wymyślone dla takich jak Eribó albo Maria i Piotr Curie, bo radzi nie radzi przez całe życie odkrywają jedni rad, a drudzy coś dla radia i telewizji, i filmu [5]), przejęzyczenia (Spróbowałem sprowadzić rozmowę do punktu, w którym fraza muzyczna zastąpiła moją nutę, notę biograficzną [6]), zbitki i neologizmy ((…) można mówić po frangielsku i całować się jednocześnie [7]; (…) a on zabrał się za przetwarzanie i wytwarzanie: Alicja w Krainie Janczarów, Alicja w krainie poczwarek, Alicja wkradnie się w czwartek, Abolicja w krainie czarnych, Alepolicja, Alupolucja, Aleokracja, Krainoakcja, Krajina, Kroina, Krowina (…) [8]), homonimy (Biedny Nietsche dla biednych. Na Kubie nie ma Niczego innego [9]) czy oryginalne porównania (Wtedy przyjechał lekarz, zapalił światła na patio i jak zobaczył policjanta, omdlałego pianistę i mnie zesranego w gacie ze strachu, zrobił minę, którą musiał mieć Chrystus, czując usta Judasza i widząc ponad jego ramieniem rzymskich żołdaków [10]). W swoich językowych igraszkach i pląsach autor zapędza się tak daleko, że jedna część książki w całości poświęcona jest parodystycznej mimikrze – Guillermo Cabrera Infante, podszywając się pod kubańskich pisarzy i pisarki, tworzy kilka wariacji na temat ostatnich chwil Lwa Trockiego. Każde z opowiadań utrzymane jest w stylu znamiennym dla naśladowanego artysty bądź artystki, przy czym specyficzne cechy są wyolbrzymiane do gargantuicznych, a przez to, absurdalnych rozmiarów. Wszystko to składa się na niesamowity jazgot, kakofonię i harmider – w tym huku łatwo stracić głowę, jeśli chociaż przez moment zgubimy koncentrację, co sprawia, że lektura Trzech pstrych tygrysów jest mocno wymagająca. Tyle, że nawet jeśli nam, czytelnikom, uda się zachować maksymalną koncentrację, to i tak z ogromnym prawdopodobieństwem, nie raz i nie dwa, natrafimy na fragmenty, w których zdarzy się na utknąć, przez które pobieżnie przelecimy spojrzeniem, nad którymi nie będziemy się zbytnio pochylać, bo zwyczajnie braknie nam energii, które ogłuszą nas swoją nieczytelnością (będziemy więc niczym Beba i Magalena przysłuchujące się konwersacji Arsenia i Silvestrego i ni w ząb jej nie rozumiejące) – można odnieść wrażenie, że Guillermo Cabrera Infante testuje możliwości zarówno czytelnika, jak i języka. Autor zdaje się poszukiwać granicy, po przekroczeniu której słowo pisane z informacji nasyconej treścią (a przez to i sensem) staje się szumem czy odgłosami tła. Na tym też zasadza się ekwilibrystyka Trzech pstrych tygrysów, bowiem Guillermo Cabrera Infante nieustannie zbliża się do wspomnianej granicy i balansuje na cienkiej linie czytelności, zawieszonej nad otchłanią niedorzeczności (oklaski za piękny rym!).

Siłą rzeczy dzieło Kubańczyka – ten wielki kalambur – jest opowieścią o tym, jak zwodniczy oraz zawodny może być język. Bo z jednej strony język to całkiem efektywne narzędzie komunikacji, umożliwiające choćby częściowe czy połowiczne zrozumienie bliźniego, z drugiej zaś, jeśli brak nam płaszczyzny wspólnych doświadczeń czy obopólnej woli nawiązania kontaktu, język zamienia się w strumień przypadkowych znaków, wzmagających naszą frustrację oraz bezsilność, bowiem nie posiadając kodu niezbędnego do deskrypcji, (wiedząc przy tym, że ów kod istnieje), skazani zostajemy na błąkanie się po pustyni bezsensu (jak choćby pierwszoosobowy narrator z Nazw Dona DeLillo, z rozpaczą zauważający, że: To nie ma sensu, jeśli nie znasz tajemnic, szyfrów. Wtedy to nic nie znaczy, nic nie wyraża, do niczego się nie odnosi, tak naprawdę jest absolutnie bezużyteczne [11]). S-słowa to podróbki (…) [12], chciałoby się zarazem wyjąkać, dziwiąc się przy tym, jak dobrze konstatacja Martina, bohatera powieści Oczarowanie Lily Dahl pióra Siri Hustvedt, opisuje utwór Guillermo Cabrery Infante, który stanowi idealny dialog dla wcześniejszych, ale i późniejszych literackich płodów, czego wspomniani DeLillo oraz Hustvedt są skromnym przykładem. Co interesujące, ta nieufność czy niepewność wobec językowych treści jest sprytnie podsycana w trakcie lektury, bowiem Guillermo Cabrera Infante co rusz raczy nas wątpliwościami, jakie targają poszczególnymi uczestnikami dramatu: Bo już sama nie wiedziałam, co było naprawdę, a co zmyślone [13]; (…) wydarzyły się trzy rzeczy jednocześnie albo jedna po drugiej [14]; (…) a ona to nie była ona, to znaczy La Estrella, tylko Magalena czy Irenita albo może Mirtila, w każdym razie nie ona, bo doskonale potrafię odróżnić wieloryba od sardynki (…) [15]; Musiałam być wtedy mała. Wiem tylko, że było to blaszane pudełko, pomarańczowe, czerwone albo złote, z czekoladkami, herbatnikami czy galaretkami (…) [16]. W rezultacie czytelnik wielokrotnie wyprowadzany jest na manowce przypuszczeń, co jednocześnie niesie za sobą bardzo ciekawe konotacje – skoro bowiem granice świata przedstawionego są tak płynne, można odczytać to jako zaproszenie, byśmy sami, za pomocą naszej wyobraźni, wyrysowali ich kontury. Tym samym Trzy pstre tygrysy to znakomity przykład dzieła otwartego, o którym pisze Umberto Eco w swoim rozbudowanym eseju Dzieło otwarte. Forma i nieokreśloność w poetykach współczesnych – dzięki sporej niedookreśloności, odbiorca staje się współkreatorem literackiego płodu, nadając mu finalny sznyt.

Cóż jednak, jeśli obedrzemy Trzy pstre tygrysy z tej eksperymentalnej skóry? Czy poza efektownym futrem literackich wygibasów książka może zaoferować coś jeszcze? No cóż, na pierwszy powieść Guillermo Cabrery Infante to przede wszystkim zabawa czy też gra, ale jeśli dobrze porozglądać się po zakamarkach tego gmachu, okazuje się, że utwór odznacza się szeroką rozpiętością poruszanych tematów. Trzy pstre tygrysy to fantastyczna panorama Hawany jawiącej się jako miasto, które nigdy nie zasypia. Poszczególni narratorzy są niczym przewodnicy, oprowadzający nas po kubańskiej stolicy, zaciągający nas do najbardziej roztańczonych spelunek, dzięki czemu możemy poczuć klimat karaibskiej zabawy. Temu karnawałowemu nastrojowi towarzyszą intensywne rozważania poświęcone muzyce – przysłuchujemy się niejednej rozmowie dotyczącej rytmu (Eribó porównuje go do popędu seksualnego), melodii czy odbiorowi dzieł starych mistrzów we współczesnym świecie (kapitalnie kończy się dyskusja prowadzona przez Arsenia i Silvestrego, którą można skwitować: (…) Vibachldi albo Vibach Vivaldi albo Bivaldi (…) [17]). Cieniem na tej szampańskiej atmosferze kładzie się postać Fulgencia Batisty, proamerykańskiego i antykomunistycznego dyktatora, którego reżim zmierza jednak ku upadkowi – z kilku krótkich fragmentów dowiadujemy się, że na Kubie jest już Fidel Castro oraz jego oddziały partyzanckie. Widmo nieuchronnej konfrontacji nie spędza jednak snu z powiek naszym tygrysom. Ostatnim akcentem, który przykuwa uwagę są kwestie rasowe. Znamienny jest fakt, że w przypadku każdej z pojawiających się postaci, która nie jest kreolem bądź Amerykaninem, wspomniany zostaje kolor jej skóry (stąd wiemy, że La Estrella jest czarnoskóra, zaś Eribó oraz Magalena to Mulaci). Skóry, której odcień wyznacza społeczną pozycję, ułatwiając bądź utrudniając ewentualne awanse.

Cała ta kawalkada stanowi niezwykłą przygodę, która staje się udziałem śmiałków odważnych i zuchwałych na tyle, by zmierzyć się z prozą Guillermo Cabrery Infante. Trzy pstre tygrysy to semantyczne safari, a zarazem masturbrednie, za sprawą których uświadamiamy sobie jak niezwykłym tworem jest język oraz to, co można powołać do istnienia przy jego użyciu. Jeśli więc tym tekstem udało mi się wykrzesać w was choćby iskierkę bojowej fantazji, to przywdziejcie styropianową zbroję (jest lżejsza, wygodniejsza i tańsza niż stalowa) i weźcie porządny rozpęd, by z impetem wykonać efektowny skok na główkę (niekoniecznie musi to być salto mortale) prosto do głębokiego basenu absurdu, w jakim taplają się Trzy pstre tygrysy. Que lo paséis bien!



Ambrose

 ------------------------------------

[1] Guillermo Cabrera Infante, Trzy pstre tygrysy, przeł. Urszula Kropiwiec i Tomasz Pindel, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2016, s. 333
[2] Tamże, s. 37
[3] Tamże, s. 153
[4] Tamże, s. 66
[5] Tamże, s. 131
[6] Tamże, s. 62
[7] Tamże, s. 101
[8] Tamże, s. 231 232
[9] Tamże, s. 489
[10] Tamże, s. 319
[11] Don DeLillo, Nazwy, przeł. Robert Sudoł, Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2012, s. 191
[12] Siri Hustvedt, Oczarowanie Lily Dahl, przeł. Magdalena Słysz, Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2000, s. 70
[13] Guillermo Cabrera Infante, Trzy pstre tygrysy, przeł. Urszula Kropiwiec i Tomasz Pindel, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2016, s. 22
[14] Tamże, s. 58
[15] Tamże, s. 81
[16] Tamże, s. 146
[17] Tamże, s. 335

8 komentarzy:

  1. „Tytuł oryginału: Bicentenaire
    Tłumaczenie: Jacek Giszczak”

    Czy tytuł oryginału na pewno brzmi „Bicentenaire” i tłumaczem na pewno jest Giszczak? :) A po książkę na razie nie będę sięgać, mam wrażenie, że męczyłabym się przy niej. Zdradzisz, ile dni poświęciłeś na jej czytanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za czujność! Już poprawione :)

      A książkę spokojnie można potraktować w kategoriach wyzwania, stąd trzeba poświęcić jej trochę wysiłku oraz czasu. Mnie lektura zajęła prawie 2 tygodnie.

      Usuń
  2. Masakra :) Chyba nie skuszę się w przewidywalnej przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam już przyjemność poczuć przez chwilę prozę Guillermo Cabrery Infante; były to dwa opowiadania wydane w jednym tomiku pod tytułem "Ona śpiewała bolera". I oczywiście można zanurzyć się w półświatek Hawany tuż przed rewolucją, ale "Trzy pstre tygrysy" wydają się być czymś więcej, czymś bardziej intensywnym i trudniejszym. Widzę, że pisarz wyzwolił w Tobie pokłady językowej zręczności i błyskotliwości :-) "Jedna niekończąca się balanga fosforyzująca erotycznym napięciem"- cudne! Nie jestem jednak pewna, czy nadążyłabym za tym mistrzem językowego dryblingu i pewnie oblałabym test na wytrzymałość. Co prawda wiele iberoamerykańskich powieści, czytanych przeze mnie w młodości, było właśnie takimi językowymi grami, bardzo trudnymi do rozszyfrowania, pełnymi formalnych eksperymentów i językowych igraszek, skierowanymi do młodych, zbuntowanych, rozpolitykowanych i rozerotyzowanych czytelników (np. "Książka dla Manuela" Cortazara), a więc może kiedyś podejmę to wyzwanie? Myślę, że Twój trud przyniósł Ci jednak dużą satysfakcję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te opowiadania to w rzeczywistości wyimki z "Trzech pstrych tygrysów", więc pierwszy krok w kierunku lektury tej niezwykłej książki już wykonałaś :) Wydaje mi się, że przy odpowiednio ciepliwym podejściu i bez nakładania na siebie presji, że powieść trzeba skończyć za wszelką cenę, lektura staje się przygodą, którą się przeżywa - są momenty trudniejsze, ale nie brakuje też dobrej zabawy i radości obcowania z czymś pomysłowym i humorystycznym. No i jako zaprawiona w literackich wyprawach czytelniczka prozy iberoamerykańskiej, posiadasz bogaty bagaż doświadczeń, który znacząco ułatwiłby Ci proces czytania dzieła Infante :)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Słówko z książki. Nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie użyć.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)