Strony

piątek, 21 stycznia 2022

"Królestwo z tego świata" Alejo Carpentier - Przeklęta rewolucja

Alejo Carpentier

Królestwo z tego świata

Tytuł oryginału: El reino de este mundo
Tłumaczenie: Kalina Wojciechowska
Wydawnictwo: PIW
Seria: Proza Światowa
Liczba stron: 133
Format: .epub
 


Profesor J.-B. Romain z Wydziału Etnologii Uniwersytetu Państwowego Haiti, bohater powieści Kraj bez kapelusza, Dany’ego Laferrière stwierdza, że aby zrozumieć aktualną sytuację swojej ojczyzny: Trzeba dotrzeć do korzenia rzeczy. Narody mają historię, trzeba zaczynać od początku (...) [1]. Co prawda naukowiec zbyt dosłownie bierze sobie tę sentencję do serca, zanurzając się w przeszłości bez reszty, zupełnie tracąc kontakt z teraźniejszością, ale sama idea poznania pradziejów macierzystej ziemi jest już jak najbardziej godna rozważenia – w końcu znając koleje losy naszych przodków, łatwiej jest uniknąć błędów, jakie stały się ich udziałem. Z tego względu wydaje się, że lektura Królestwa z tego świata pióra kubańskiego pisarza Alejo Carpentiera (1904 – 1980), winna być obowiązkowa dla każdego Haitańczyka. Co istotne, ta skromna objętościowo powieść, cechuje się na tyle uniwersalną wymową, że jest ona atrakcyjna także dla przedstawicieli innych nacji.

Fabuła utworu koncentruje się wokół perypetii niewolnika Ti Nöela, którego życiorys stanowi pretekst do przybliżenia burzliwych wypadków, jakie owocują narodzinami państwa Haiti. Alejo Carpentier zarysowuje realia panujące w kolonii francuskiej Saint-Domingue, ukazując ich nieliczne blaski oraz obfite cienie, sygnalizując, że okrutny system kastowy w połączeniu z proporcją demograficzną (kolonię zamieszkuje około 40 tys. cieszących się pełnią obywatelskich swobód białych i niemal 0,5 mln ludzi drugiej i trzeciej kategorii, wśród których są pozbawieni niektórych przywilejów Mulaci oraz nie posiadający niemal żadnych praw, pochodzący z Afryki czarnoskórzy niewolnicy) musi doprowadzić do eskalacji napięcia i tarć, które przeradzają się w bunty i rebelie. Przygrywką do walk, które dają niepodległość, są działania Françoisa Mackandala (1728 – 1758), prowadzone w latach 1751 – 1758, sprowadzające się do organizowania band zbiegłych niewolników i budowania sieci kontaktów na plantacjach, co umożliwia przeprowadzanie akcji sabotażowych oraz trucicielstwa. Szczególnie ta druga forma dywersji jest bolesna dla francuskiej kolonii – z miejscowych roślin wytwarzane są trucizny, którymi nasączano studnie, lekarstwa, beczki z alkoholem oraz jedzenie, zaś ofiarami padają zarówno francuscy plantatorzy jak i niewolnicy, co znacząco destabilizuje sytuację społeczną (psychoza strachu) oraz gospodarczą (brak siły roboczej). Równie dużo miejsca poświęcono rewolucji haitańskiej (1791 – 1804), która wybucha na wieść o tym, że w ogarniętej pożarem przemian Francji, Konstytuanta uchwala równość praw mieszkańców kolonii, czego jednak nie zamierzają przyjąć do wiadomości zarządcy i plantatorzy Saint-Domingue. Carpentier z turpistyczną precyzją przytacza krwawe wydarzenia z przełomu XVIII i XIX wieku, które przynoszą upragnioną wolność, ale które jednocześnie naznaczają i piętnują młode haitańskie państwo. Rewolucja haitańska okazuje się bowiem nie tylko zrywem zmiatającym z powierzchni kolonię Saint-Domingue – ten potężny podmuch zmian to realne zagrożenie dla sąsiednich kolonii, funkcjonujących w oparciu o system niewolniczy. Perspektywa oswobadzania się kolejnych uciskanych skutkuje tym, że Haiti staje się pariasem na arenie międzynarodowej – na kraj nałożone zostaje embargo (przez Francję, Wielką Brytanię oraz Stany Zjednoczone), co w połączeniu z koniecznością spłaty wywłaszczonych francuskich ziemian, prowadzi do potężnych, finansowych perturbacji, wydatnie przyczyniających się do polityczno-społecznej niestabilności, która ciągnie się na Haiti do dzisiaj.

Owe fakty, które stanowią fundament Królestwa z tego świata są nasączane incydentami stanowiącymi wytwór wyobraźni pisarza. Alejo Carpentier umiejętnie wykorzystuje białe plamy i luki w historycznych przekazach, uzupełniając je domysłem, fantazją oraz ustnymi przekazami i legendami. Kubańczyk skrzętnie czerpie z haitańskich podań i wierzeń, wprowadzając na karty swojego dzieła elementy lo real maravilloso americano (amerykańskiej rzeczywistości cudownej). Miejscowy folklor swobodnie miesza się ze zdarzeniami zapisanymi w oficjalnych kronikach, co przekłada się na cudowny taniec ułudy i empirii, tak znamienny dla sławetnego iberoamerykańskiego realizmu magicznego. Dzięki kubańskiemu pisarzowi spoglądamy na wybrane epizody z perspektywy tubylczej, jakże odmiennej od głęboko racjonalnej i ufnej w potęgę rozumu perspektywy europejskiej. I tak egzekucja  Françoisa Mackandala zakończona spaleniem na stosie jawi się jako zniszczenie wyłącznie ludzkiej powłoki buntownika, o którym przecież wszyscy ciemiężeni wiedzieli, że posiada zdolność zmiany kształtu: (…) zielona iguana, motyl nocny, nieznany pies, nieprawdopodobny pelikan – to tylko metamorfozy. Obdarzony mocą przeobrażania się w zwierzę rogate, w ptaka, rybę czy owada, Mackandal odwiedzał hacjendy równiny, aby czuwać nad swoimi wiernymi i sprawdzić, czy jeszcze ufają w jego powrót [2]. Tym sposobem można też wyjaśnić przyczynę gwałtownego rozwoju epidemii żółtej febry, która zaczęła dziesiątkować Francuzów przybyłych w 1794 roku na Saint-Domingue w celu spacyfikowania niepokornych – to wypełnienie się klątwy Mackandala, który w trakcie egzekucji obiecuje, że razem z innymi zabitymi niewolnikami wróci na ziemski padół pod postacią komarów, skutecznie roznosząc zarazę. Wreszcie atak apopleksji, której ofiarą, dnia 15 sierpnia 1820 roku w trakcie mszy świętej, pada król Haiti Henri Christophe (co szybko prowadzi do rewolucji pałacowej zakończonej samobójczą śmiercią na wpół sparaliżowanego władcy) przedstawiony zostaje jako zemsta widma arcybiskupa Corneja Breille, zamurowanego żywcem i zmarłego kilka miesięcy wcześniej z rozkazu tyrana.

Figura Henriego Christophe'a (1767 – 1820), niewolnika, który został prezydentem, a następnie królem Haiti, zostaje ponadto wykorzystana przez Alejo Carpentiera do ukazania odwiecznej prawdy (a opisanej choćby w Eksplozji w katedrze), że wszelkie rewolucje rzadko kiedy przynoszą realizację haseł wypisanych na sztandarach, z którymi buntownicy ruszają do walki. Nowa rzeczywistość nie jest wspaniała, ba, nierzadko okazuje się być ona równie zła, czy wręcz gorsza, niż poprzednia, która doprowadziła przecież do zrywu. Symbolem takich pogrzebanych nadziei i wykwitłych na ich ruinach rozczarowań jest Cytadela La Ferrière. Budowa ogromnej fortecy, ulokowanej w niedostępnym, górzystym terenie, zlecona zostaje przez Henriego Christophe'a dla obrony przed spodziewaną inwazją wojsk Francuzów. Prace przy wznoszeniu twierdzy kończą się w 1820 roku. Trwają blisko 15 lat i pochłaniają życie ogromnej liczby przymusowych robotników, wywodzących się z byłych niewolników. Wśród pechowców zagnanych do tej morderczej pracy jest Ti Nöel, który, z przygnębieniem i goryczą, tak podsumowuje swoje położenie: (…) było coś nieskończenie bolesnego w tym, że okładał go kijem Murzyn tak czarny jak on, z równie grubymi wargami i równie wełnistą głową i płaskim nosem; równie nisko urodzony i prawdopodobnie tak samo jak on naznaczony żelazem. Tak jakby w jednym i tym samym domu synowie bili ojców, wnuki dziadków, a synowie matkę, która gotowała w kuchni. Poza tym w tamtych czasach koloniści wystrzegali się zabijania niewolników – i zdarzało się to raczej nierozmyślnie – gdyż śmierć niewolnika oznaczała wielką stratę pieniężną. Tutaj natomiast śmierć Murzyna w niczym nie uszczuplała skarbu publicznego: póki są Murzynki, które rodzą – a były i miały być zawsze – nigdy nie zabraknie rąk do noszenia cegieł na wierzchołek góry [3].

Co ciekawe, wymowa książki nie jest aż pesymistyczna, jak mogłoby się wydawać, bowiem puentą pozostaje konstatacja, że rewolucyjne błędy to wynikowa odwagi podjęcia jakichkolwiek działań, by poprawić swoją dolę: Ale w tym właśnie jest wielkość człowieka, w pragnieniu ulepszenia tego, co istnieje. W podejmowaniu zadań. W Królestwie Niebieskim nie ma czego zdobywać, tam wszystko jest hierarchią ustanowioną, bezimienną i pustą, egzystencją bez kresu, nieznającą poświęcenia, odpoczynku od rozkoszy. I tylko w Królestwie Tego Świata, udręczony bólem, zgięty pod brzemieniem trudów, piękny w swojej nędzy, zdolny kochać pośród plag i nieszczęść, człowiek może znaleźć swoją wielkość, osiągnąć swój najwyższy wymiar [4]. Jęczenia i narzekania, przemieszane z apatią i biernością, nigdy nie przynoszą choćby nadziei na coś lepszego. Działanie to przynajmniej wyruszenie na szlak, to droga dająca poczucie misji i celu, to satysfakcja, że chociaż podjęliśmy wyzwanie. Polecam!

P.S. Proza Alejo Carpentiera jest niezwykle barwna i plastyczna. To istny melanż kolorów i kształtów, który w moim odczuciu bardzo dobrze udało się zwizualizować (choć nieświadomie) amerykańskiemu malarzowi, Jacobowi Lawrence’owi (1917 – 2000), autorowi serii obrazów pt. The Life of Toussaint L’Ouverture, poświęconych Toussaintowi Louverture, czyli jednej z kluczowych postaci walk o niepodległość Haiti. Dzieła Lawrence’a są o tyle godne obejrzenia, że Louverture w ogóle nie zostaje wspomniany na kartach Królestwa z tego świata, na czym zresztą zasadza się przekorność stylu Carpentiera. Kubańczyk woli koncentrować się na osobnikach bardziej drugorzędnych, pozostających w cieniu, którzy jednak nie pozostali bez wpływu na to, jak potoczyła się Wielka Historia. Stąd The Life of Toussaint L’Ouverture to znakomite uzupełnienie tego, o czym pisze Carpentier.


Ambrose

 ------------------------------------

[1] Dany Laferrière, Kraj bez kapelusza, przeł. Tomasz Surdykowski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2011, s. 161 – 162
[2] Alejo Carpentier, Królestwo z tego świata, przeł. Kalina Wojciechowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2018, s. 33
[3] Tamże, s. 82 – 83
[4] Tamże, s. 121 – 122

16 komentarzy:

  1. Chyba się jednak nie skuszę. Raz - nie są dla mnie atutem wtręty magiczne, Dwa, co ważniejsze, iż nie zgadzam się z przekazem, z główną tezą, iż lepsza zbrodnicza rewolucja, niż nic nie robienie. Twierdzenie to jest podwójnie fałszywe. Po pierwsze, po rewolucji jest często dużo gorzej niż przed (nie trzeba daleko szukać przykładów, wystarczy wspomnieć Rosję). Po drugie, i ważniejsze, poza rewolucją i nic nie robieniem jest jeszcze ewolucja. Podobne lektury, poniekąd usprawiedliwiające zbrodnie i „wypaczenia”, sprawiają, iż ludzie bardzo rzadko uważają, iż warto się angażować w ewolucję, w drobne zmiany, których suma daje efekty bez kosztów będących immanentną cechą każdej rewolucji. Przykład widzimy i u nas - zawsze znajdą się tłumy gotowe do zadymy w imię czegoś, ale na co dzień pozostają one bierne. Ich aktywność ogranicza się co najwyżej do okresu wyborczego, o ile nie do samego wrzucenia kart do urny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie oceniam tego końcowego zdania. Tym bardziej, że tak jak zresztą nadmieniłem w tekście, autor bardzo dobitnie pokazał, że rewolucja z reguły nie ma szczęśliwego finału, że bywa jeszcze gorzej niż przed zrywem, że wystawiony przez los rachunek może być niezwykle krwawy. Nie można więc powiedzieć, że Carpentier mami czytelnika, że podsuwa mu jakieś fałszywe teorie, bo na podstawie tego, co zostało przez Kubańczyka napisane bardzo łatwo dojść do wniosków, które Ty wysnułeś (że lepiej nie podejmować się przewrotu). No i trudno chyba też oczekiwać od zdesperowanych niewolników rozważań na początkowych etapach działaniach na temat tego, czy bunt, jakiego się podejmą będzie "zbrodniczą rewolucją" - takie epitety wystawiane są już przez kolejne pokolenia, dokonujące ocen i podsumowań :)

      A co do ewolucji, to idea jest piękna, ale żeby ją ziścić istnieje chyba potrzeby choćby minimalnych swobód, by móc pozwolić sobie na taką pracę od podstaw. W przypadku tak niesamowitego ucisku, kiedy uprzedmiotowiona grupa społeczna jest pozbawiona niemal wszelkich praw, prędzej czy później można spodziewać się tarć. Stąd wg mnie odpowiedzialnością za owe "zbrodnicze rewolucje", jak choćby ta na Haiti, czy nasza rabacja galicyjska, odpowiedzialni są w ogromnej mierze ci, którzy stworzyli warunki tak głębokiej dychotomii, która z czysto demograficznych powodów, prędzej czy później, zawsze zakończy się brutalnością i przemocą. Sam zresztą często powtarzasz, że żyzną glebą pod wybuch II WŚ były niemożliwe do spełnienia żądania państwa Ententy wobec Republiki Weimarskiej, co w konsekwencji pozwoliło Hitlerowi na przejęcie władzy :)

      Usuń
    2. "A co do ewolucji, to idea jest piękna, ale żeby ją ziścić istnieje chyba potrzeby choćby minimalnych swobód, by móc pozwolić sobie na taką pracę od podstaw." Zgadzam się. Istnieje jeszcze pewne "ale". Dobrym przykładem wydaje mi się Wielka Brytania pod koniec XVIII wieku i historia brytyjskiego ruchu na rzecz zniesienia niewolnictwa. Mieszkańcy tego kraju cieszyli się wówczas sporymi swobodami: wolnością słowa, stowarzyszania, możliwością wnoszenia petycji do parlamentu. Udało się im stworzyć powszechny ruch skierowany przeciw niewolnictwu i naprawdę zmienić świadomość społeczną. Na zmianę prawa przełożyło się to dopiero wtedy, gdy niewolnictwo przestało być tak bardzo opłacalne z powodu krwawych powstań niewolników i wojen z Francją, więc nawet zmiana społeczna na drodze ewolucji jest prawie niemożliwa.
      Bardzo polecam książkę Adama Hochschilda na ten temat zatytułowaną "Pogrzebać kajdany".

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję za ten uzupełniający komentarz oraz za podsunięcie bardzo ciekawego tytułu. Adam Hochschild jest już zresztą na mojej liście do przeczytania za sprawą "Ducha króla Leopolda", o której to książce kiedyś wspominałaś.

      Usuń
    4. => Galene, Ambrose. Na pierwszy rzut oka wydaje się iż faktycznie wybór między rewolucją a ewolucją determinowany jest przez stopień ucisku i posiadanych już swobód. Pomimo intuicyjności i uroku tej teorii okazuje się jednak, że chyba inne czynniki są równie ważne, choć absolutnie nie wykluczają i jej wpływu. Można porównać na przykład Czarnych i Azjatów w USA. Czarni, mimo zniesienia niewolnictwa i zrównania praw, nie zmienili nastawienia do Białych, nie zmienili swojej retoryki i wciąż obnoszą się z białym rasizmem, choć z czasem stali się tak samo rasistowscy jak Biali. Tymczasem Azjaci, którzy również stykają się ze skierowanym przeciwko sobie rasizmem, stosują całkiem inną strategię i wydaje się, iż ich pozycja jest teraz w USA nieproporcjonalnie lepsza niż Czarnych i są lepiej od nich postrzegani, mimo iż Chiny, kraj jak najbardziej azjatycki, jest głównym zagrożeniem dla USA, a wcześniej były nimi inne kraje azjatyckie, od Japonii po Wietnam i Koreę.

      Usuń
    5. No właśnie. Azjaci startowali jako migranci zarobkowi, Czarnoskórzy jako niewolnicy. Generalnie czarno-białe relacje w USA są tak złożone, wieloaspektowe, skomplikowane, ale i przesycone resentymentem, że trudno jest (dla mnie) jednoznacznie wskazywać winnych tego, że wciąż tak częste i widoczne są tam tak duże tarcia. Bo z jednej strony można napisać, że Czarni obnoszą się ze swoim statusem "ofiar", z drugiej zaś wystarczy przytoczyć kilka przykładów tego, jak traktuje się Czarnych w sytuacji, kiedy pojawia się podejrzenie popełnienia przestępstwa - Czarnoskóry jest winny z automatu i w istocie musi on wykazać swoją niewinność, podczas gdy oficjalnie obowiązuje praesumptio boni viri.

      Usuń
  2. Zapowiada się fantastyczna lektura! Wydaje się, że Kubańczyk fascynował się historią Haiti - ojczyzny pierwszych rewolucyjnych zrywów w tej części świata i wykonał ogromną pracę badawczą, szukając źródeł historycznych zapisanych w kronikach jednocześnie czerpiąc z mitów i folkloru. Cudownie pociągająca mieszanka! Niezwykle ciekawa jest postać Henriego Christophe'a. Czy symbolem każdej władzy musi być ogromna budowla (forteca, pałac, mauzoleum) budowana ogromnym kosztem?
    Jeśli chciałbyś poczytać o historii Haiti z kobiecego punktu widzenia, to (z lekką nieśmiałością, bo nie jest to poziom Carpentiera) polecam powieść Isabel Allende "Podmorska wyspa". Opowiada historię życia wyzwolonej niewolnicy (lata 1770-1793). To moja pierwsza książka o Haiti i jej fascynującej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z tego, co wyczytałem wizyta na Haiti natknęła go do napisania tej książki. A prozę Carpentiera cenię sobie właśnie z tego względu - autor wykonuje mrówczą pracę źródłową, stąd w jego powieściach występuje cały szereg interesujących postaci, mniej znanych historycznych zdarzeń czy nawiązań do lokalnego folkloru.

      A za wspomnienie o "Podmorskiej wyspie" bardzo dziękuję. Będę rozglądać się za tą pozycją, tym bardziej, że Allende jeszcze nie czytałem, a już od pewnego czasu obiecuję sobie sprawdzić twórczość tej pisarki.

      Usuń
  3. Dzięki za plastyczną egzemplifikację dzieła Carpentiera. Wspaniałe grafiki Jacoba Lawrence'a, będę je sobie oglądać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też bardzo przypadły do gustu, kiedy się na nie natknąłem, dlatego postanowiłem się z nimi podzielić :) Inne prace autora też są niezwykle interesujące. Mnie szczególnie podoba się "…is life so dear or peace so sweet as to be purchased at the price of chains and slavery?—Patrick Henry, 1775".

      Usuń
  4. Szczerze mówiąc to nie słyszałam wcześniej nic na temat tej książki. Zapiszę sobie tytuł, może uda mi się przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alejo Carpentier lata swojej literackiej świetności w Kraju nad Wisłą miał w okresie PRL-u, kiedy panował boom na literaturę iberoamerykańską. No ale ostatnimi czasy PIW zaczął wznawiać dzieła tego pisarza (oprócz "Królestwa z tego świata", powtórnie wydano także "Eksplozję w katedrze" oraz "Podróż do źródeł czasu") i może wróci moda na czytanie jego utworów, chociaż są to książki niełatwe, bowiem autor operuje specyficznym stylem, przeładowanym ozdobnikami (często określa się go mianem "barokowego").

      Usuń
    2. PIW w ogóle wydaje ostatnio sporo interesujących wznowień.:) Carpentiera wciągam na długą listę książek do przeczytania.

      Usuń
    3. Mnie szczególnie cieszą wznowienia japońskie. Co prawda "Głos góry" oraz "Futbol ery Man'en" czytałem już wcześniej, ale np. po "Złotą pagodę" sięgnąłem właśnie za sprawą PIW-u, bowiem wcześniejsze wydanie Wilgi było b. trudno dostępne.

      A z Carpentierowych wznowień, to chyba skuszę się na "Podróż do źródeł czasu", bo mam w najbliższych planach tę książkę.

      Usuń
    4. Polecasz wszystkie wymienione tytuły?

      Usuń
    5. Jak najbardziej. To jedne z moich ulubionych książek. Wszystkie wywarły na mnie ogromne wrażenie.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)