Stramer
Mikołaj Łoziński
440 pages, HardcoverFirst published October 16, 2019
Format: 440 pages, Hardcover
Published: October 16, 2019 by Wydawnictwo Literackie
ISBN 9788308069462
Niejeden dorosły człowiek jest głęboko przeświadczony, iż w jego rękach znajduje się monopol na posiadanie racji. Niejako z założenia przyjmuje się, że starsi wiedzą lepiej, że więcej rozumieją, że to do nich kierowane są wszelakiej maści zapytania, że to oni są tymi, którzy objaśniają meandry skomplikowanej rzeczywistości. Z tego względu zrozumiałym jest fakt, że grupa małolatów nie zamierzająca podporządkować się i uznać autorytetu innych, postrzegana jest w kategoriach zagrożenia, z którym prędzej czy później trzeba będzie się skonfrontować. Tyle, że walka z niebezpieczeństwem na poły realnym, a na poły wyobrażonym, ma swoją cenę, nierzadko bardzo wysoką, o czym pięknie przypomina nam Andrés Barba, hiszpański pisarz i tłumacz, autor powieści Świetlista republika.
Za sprawą powieści Czarny obelisk autorstwa niemieckiego pisarza Ericha Marii Remarque, do Józefa Stalina na stałe przylgnęły słowa, że: Jedna śmierć to tragedia, milion – to statystyka. Dziś nie sposób ustalić, czy ów rewolucjonista bolszewicki sprawujący dyktatorską władzę w Związku Socjalistycznym Republik Radzieckich w latach 1922 – 1953, faktycznie wyrzekł tego typu zdanie, ale pewne jest, że w okresie jego panowania panował masowy, państwowy terror, który pochłonął życie ponad 20 milionów ludzi. Jednym z rozdziałów wielkiej księgi tragedii i krzywd, pisanej latami przez Stalina jest Hołodomor, klęska głodu wywołana na terenie Ukraińskiej SRR przez komunistyczne władze Związku Sowieckiego w latach 1932 – 1933 jako odpowiedź na sprzeciw ludności wiejskiej wobec kolektywizacji rolnictwa i ściągania obowiązkowych, nieodpłatnych dostaw płodów rolnych w ilościach przekraczających realne możliwości produkcyjne wsi. Według różnych szacunków, katastrofa do której doprowadzono z rozkazu samego Stalina, pochłonęła od 3 do nawet 12 milionów ofiar. Ofiar, które wbrew staraniom radzieckich oficjeli i dygnitarzy, nigdy nie zostały zapomniane, i które upamiętnił m.in. Wasyl Barka (1908 – 2003), amerykański prozaik ukraińskiego pochodzenia, poeta, tłumacz i literaturoznawca, autor powieści Żółty książę.
W Przesłaniu Pana Cogito Zbigniew Herbert uczy nas:
(…)Zejście do podziemi, do kazamatów stworzonych ludzką ręką, kierowaną najprymitywniejszymi i najbardziej brutalnymi instynktami to doświadczenie traumatyczne, wyniszczające, destrukcyjne. Człowiek, skonfrontowany ze słabością i ułomnością moralną bliźniego ubranymi w zinstytucjonalizowane tortury naznaczone sadyzmem i perwersją, ma prawo zwątpić w niejeden aspekt cywilizacji, w szlachetne idee humanitaryzmu, w samo człowieczeństwo czy w sens istnienia. A gdy piekielne kręgi przekracza istota potrafiąca władać piórem, to na jej barkach – oprócz przeżytego cierpienia – złożony zostaje jeszcze jeden ciężar, jakim jest powinność opisania zaznanego zła. Wciąż niezagojone rany trzeba na nowo otworzyć, by raz jeszcze zanurzyć się w bagnie gehenny – zrodzone tym sposobem świadectwo to wyraz szacunku, dla tych, którzy wciąż są zniewoleni. Nadto to przypomnienie dla nas, żyjących w cieple i spokoju, że pokój nie jest wartością trwałą, że nieustannie należy o niego walczyć, że świat wciąż pełen jest osobników, którzy chcieliby innym narzucić swoje wizje, wszelki opór dławiąc tępą siłą. Brzemię, jakie niesie ocalony jest ogromne, dlatego doceniajmy tych, którzy mają odwagę się z nim zmagać. A że nie jest to łatwa walka, możemy przekonać się sięgając po książkę Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku autorstwa Stanisława Asiejewa (ur. 1989), ukraińskiego dziennikarza i pisarza.
Droga powinna zostać pokonana. Trzeba osiągnąć metę, a nie tylko do niej się zbliżyć. Gdy wielbłąd mimo naszych starań ugrzązł w błocie, czyż nie jest wszystko jedno, czy jesteśmy daleko czy blisko od celu? Tymczasem większość ludzi nawet nie odwiązuje swojego wielbłąda, żeby ruszyć do celu [1]. W umyśle kołacze się pytanie. Cóż jest ważniejsze: kres podróży i to, co nas tam czeka czy też droga tam prowadząca? Czyż samo podjęcie decyzji, by ruszyć przed siebie w poszukiwaniu rzeczy pożądanych, upragnionych czy budzących ciekawość, nie nadaje naszemu żywotu kojącego poczucia sensu? A może samo wędrowanie jest aktywnością na tyle zajmującą i pobudzającą do autorefleksji, że staje się celem samym w sobie? O jednoznaczne odpowiedzi trudno, ale jedno wydaje się być pewne – przemierzając świat z otwartym umysłem, wiele intrygujących przeżyć może stać się naszym udziałem. Przekonuje się o tym Natan, bohater powieści Ten sam kurz drogi pióra Wasyla Słapczuka (ur. 1961), ukraińskiego pisarza, poety i krytyka literackiego, uczestnika radzieckiej interwencji w Afganistanie w 1981 roku.
Pewnego, gorzkiego dnia budzisz się, niekoniecznie rano, i uzmysławiasz sobie, że Twoja młodość postanowiła definitywnie się z Tobą pożegnać. Nie lubisz się rozklejać, mierzą Cię łzawe rozstania, szczycisz się tym, że z reguły udaje Ci się zachować fason. Ale ta sytuacja jest wyjątkowa. Owa agresywnie wwiercająca się w mózg świadomość, że oto czas i jego destrukcyjna działalność dotyczą również Ciebie, burzy Twój wewnętrzny spokój. Nie jest to miło uczucie. Starasz się jednak je przezwyciężyć. Wychodzisz ze swojej skorupy i o wiele baczniej niż zazwyczaj przyglądasz się otaczającej Cię rzeczywistości, zyskując coraz większą pewność, że nadeszła pora, by spróbować się do niej dostosować. Zagryzasz więc wargi, zgrzytasz zębami i decydujesz skończyć z rolą wyrzutka, z rolą z którą przez tyle lat byłeś związany i która pozwalała Ci emanować pociągającym blaskiem niepokorności i zadziorności. Tyle, że wszystko ma swój kres. Pora zmądrzeć. Pora się ustatkować. Pora przyjrzeć się, jak z tym procesem radzą sobie inni i w tym właśnie celu sięgasz po Hymn demokratycznej młodzieży pióra ukraińskiego pisarza Serhija Żadana (ur. 1974).
Im bardziej totalitarny kraj, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że przeciętnemu obywatelowi uda się przejść przez życie suchą stopą, nie zanurzając się w bagnie polityki. Całkowite podporządkowanie jednostki państwu, ingerencja w niemal wszystkie aspekty życia publicznego oraz prywatnego, tłamszenie wszelkich oznak niepokorności oraz brutalna walka z każdym przejawem niezależnego myślenia sprawiają, iż prędzej czy później znajdziemy się na celowniku wielkiego oka, które bacznie będzie przyglądać się naszej osobie, oceniając, w jakim stopniu stanowimy zagrożenie dla trwałości systemu. Chcąc przekonać się, jak wygląda codzienna egzystencja pod takim permanentnym nadzorem, warto sięgnąć po powieść Zielony namiot pióra Ludmiły Ulickiej (ur. 1943), rosyjskiej działaczki społecznej, pisarki i scenarzystki.