Głośna w ostatnich dniach jest sprawa Caster Semenyi. Semenya to mistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro w biegu na 800 m oraz trzykrotna mistrzyni świata na tym dystansie. Mająca umięśnioną sylwetkę oraz niski tembr głosu zawodniczka zgodnie z nowymi regulacjami będzie zmuszona do sztucznego obniżania poziomu testosteronu. Zgodnie z nimi, IAAF będzie dopuszczał do startów w najważniejszych zawodach biegaczki utrzymujące wcześniej przez co najmniej sześć miesięcy testosteron maksymalnie na poziomie 5 nanomoli na litr krwi.
Caster Semenya nie weźmie udziału w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Dausze. Startu biegaczce z RPA zakazał szwajcarski sąd, który wziął pod uwagę (naturalne – przyp. aut) anomalie hormonalne w jej organizmie.
Mistrzyni twierdzi, że urodziła się kobietą i czuje się kobietą, a poddawanie jej takim badaniom można uważać za dyskryminację i znieważenie, zaś zmuszanie do sztucznego ingerowania w organizm za szykany. Warto dodać, że obecnie nie ma problemu z odróżnieniem naturalnego poziomu testosteronu od takiego po sztucznej ingerencji a pikanterii dodaje fakt, że mężczyzn nikt się o poziom naturalnego testosteronu nie czepia, jedynie o manipulacje przy jego poziomie.
Do zajęcia się tym tematem natchnęła mnie dyskusja w polskiej telewizji, ale podobne debaty odbywają się we wszystkich zachodnich mediach.
No i doszliśmy do sedna problemu. Nikt o tym nie chce powiedzieć, ale wspomniana sytuacja pokazuje, jak w naszej judeo-chrześcijańskiej cywilizacji rozeszły się drogi wiary i nauki, wiary i rzeczywistości, a we wszystkim do zidiocenia prowadzi poprawność polityczna.
Z jednej strony wszyscy podkreślają katolicko-chrześcijańskie korzenie Europy a USA biją sobie na mamonie IN GOD WE TRUST, więc sprawy oczywiste powinny być rozstrzygane w sposób oczywisty. Skoro jest ktoś, kto urodził się kobietą, ma kobiece narządy płciowe (choćby niekompletne) i czuje się kobietą, to zgodnie z nauką Kościoła JEST kobietą. Człowiek może być przecież tylko mężczyzną albo kobietą, bo Bóg stworzył tylko te dwie opcje. Skoro Semenya nie jest mężczyzną, to jest kobietą niezależnie od tego jaki ma poziom testosteronu, ile ma rąk, ile oczu i czy ma włosy, czy nie. Jest taką, jaką ją Bóg stworzył. Ale z drugiej strony okazuje się, że nikt tak nie uważa, nawet z tych, co deklarują katolicyzm. Kościół też się nie wypowiada, choć powinien, skoro właśnie walczy z tymi, co nie chcą być takimi, jakimi ich Bóg stworzył i z tymi, którzy chcą stworzyć inne rodzaje ludzi poza mężczyznami i kobietami.
Ten przykład pokazuje aż za wyraźnie, że Kościół i poprawność polityczna, choć walczą ze sobą, nie ogarniają rzeczywistości, że wspólnie stworzyły dwa światy – obok rzeczywistego, ten urojony, który coraz bardziej od pierwszego odstaje.
Na dodatek przez to szamotanie się między prawdami Kościoła, poprawością polityczną i „prawdami” nauki dochodzi do kuriozów – zawodniczka, która jest taką, jak ją Bóg stworzył, nie może już startować ani jako kobieta (bo ma testosteron), ani jako mężczyzna (bo nie ma członka). Ciekawe co by powiedzieli mądrale od igrzysk, jeśli do startu by kandydował ktoś z trzema rękami. A byli kiedyś tacy ludzie, i nawet byli ze swej odmienności dumni. A teraz mamy taką wolność i tolerancję, że taką trzecią rękę od razu po urodzeniu się chlasta, o ile wcześniej nie dokona się aborcji. Chyba nie idziemy w dobrym kierunku.
Na zakończenie, dla humoru, rzucam propozycję, by do zawodów szachowych nie dopuszczać ludzi ze byt wysokim IQ albo niech biorą pigułki na ogłupienie do przeciętnego poziomu. Przecież sport, nawet szachy, jest dla normalnych, a nie dla anomalii.
Wasz Andrew
w tekście wykorzystałem pewne fragmenty newsów z internetu, których autora nie można ustalić, gdyż są powielane na wielu portalach