Strony

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Wiara niejedno ma imię,czyli Mario Vargas Llosa i Wojna końca świata




Mario Vargas Llosa

Wojna końca świata

tytuł oryginału: La guerra del fin del mundo
tłumaczenie: Dorota Walasek-Elbanowska
wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy 1992
ISBN 83-06-02220-3
liczba stron: 682



Sam już nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zarezerwować sobie w bibliotece Wojnę końca świata, której autorem jest Jorge Mario Pedro Vargas Llosa, peruwiański dziennikarz, myśliciel, polityk oraz znany i uznany pisarz, laureat Nagrody Cervantesa z 1994 (hiszpańskojęzyczny nobel) i „prawdziwej” Literackiej Nagrody Nobla z 2010. Na pewno nie zrobiły na mnie wrażenia te wyróżnienia, bo podchodzę do nich co najmniej sceptycznie. Ale stało się; książkę zamówiłem i otrzymałem, więc trzeba było się z nią zmierzyć.





Pod koniec XIX wieku w północno-wschodniej Brazylii, w regionie zwanym sertão, niczym Chrystus objawia się, prorok, apostoł i kaznodzieja Antonio Mendes Maciel zwany Nauczycielem (O Conselheiro). Po początkowym okresie nauczania wędrownego, osiedla się wraz z wyznawcami w Canudos odciętym od reszty świata przez dzikie wzgórza. Tu zaczyna tworzyć oazę „prawdziwej” wiary. Jak zwykle w takich sytuacjach, nie tylko od czasów Chrystusa czy czasów biblijnych, ale na pewno daleko wcześniejszych, nowe zostaje uznane przez stare za zagrożenie. Dochodzi do zbrojnej konfrontacji...


Kto zna historię tego epizodu z dziejów świata, wie jak się rzecz cała zakończy, ale pozostałym nie będę psuł tego aspektu lektury, tej niepewności i ciekawości napędzającej napięcie towarzyszące oczekiwaniu na każdy następny akapit. Dzieło Llosy, choć bardzo głęboko oparte w faktach i prawdzie historycznej, ma formę powieści, więc niech niezorientowani mają okazję poczuć pragnienie przekonania się co dalej. Inna sprawa, że nawet znający temat nie będą tego uczucia do końca pozbawieni, gdyż licentia poetica pozostawiła peruwiańskiemu mistrzowi swobodę w wybraniu finału, jaki czeka poszczególne postacie.

Jakkolwiek oczywistym centrum opowieści jest Nauczyciel, to trudno by było powiedzieć, iż jest on protagonistą dzieła. Mistrz, bo na pewno Llosa na to miano zasługuje, zaludnił karty swej książki postaciami niezwykle oryginalnymi, nadzwyczajnie zróżnicowanymi i kilka z nich zajmuje niemal równorzędne Nauczycielowi miejsce w strukturze powieści zarówno co do ilości miejsca im poświęconej jak i wagi emocjonalnej do nich przyłożonej. Oczywiście z racji swej szczególnej pozycji w opisywanej historii O Conselheiro jest punktem, w którym zbiegają się wszystkie osie narracji.

Pióro Llosy, styl jego prozy, niezwykle plastycznej i empatycznej, okazały się idealne do przedstawienia tej fascynującej, budzącej wielkie emocje i skłaniającej do poważnych refleksji historii. Lektura Wojny końca świata byłaby świetną rozrywką, gdyby nie waga i głębia problemów, których dotyka. Wątek że tak powiem przygodowy oraz batalistyczny jest poprowadzony perfekcyjnie i już to samo stawiałoby książkę wśród godnych przeczytania, bo dzieje się sporo i dynamicznie, ale prawdziwą jej głębię stanowi obraz tego, co doprowadziło do owych tragicznych wydarzeń – kocioł z takimi hasłami jak Bóg, wiara, patriotyzm, wolność. Przedstawienie rzeczywistości, która nie jest ani prosta, ani jednoznaczna, w tak wieloaspektowy sposób, jak się udało Llosie, przy zachowaniu dynamiki oraz odtworzeniu atmosfery czasu i miejsca jest prawdziwym majstersztykiem.

Siłą Wojny końca świata są niepowtarzalny klimat, perfekcyjnie wyważone ujęcie tematu, oraz fakt, że powieść choć bardzo obszerna, wciąga i nie puszcza, choć nie jest to lektura lekka ani łatwa, gdyż zmusza do samodzielnego myślenia nad kardynalnymi problemami wiary i filozofii oraz polityki. Jestem przekonany, że każdy odbierze to dzieło trochę inaczej, a wielu w ogóle z niego zrezygnuje, gdyż ten rodzaj myślenia naprawdę może boleć. Jednocześnie jednak uważam tę książkę za jedną z tych najlepszych, jakie w życiu czytałem. Dla polskiego czytelnika ma jeszcze tę zaletę, że ze względu na odległość od spraw polskich pozwala pomyśleć o rzeczach, o których na gruncie rodzimym nie da się porozmawiać bez obrażania, bezczeszczenia i zdrady, choć i naszych spraw dotyczy jak najbardziej.

We mnie wielkie zaciekawienie wzbudziło pytanie – jak ocenić sytuację, gdy „sekta” broniącą spraw, które do niedawna były kluczowe dla Kościoła (jedność Kościoła i państwa, wyłączność ślubów kościelnych), jest potępiana przez Kościół, który właśnie zaparł się swych własnych dogmatów i poszedłszy na ugodę z władzą świecką zgodził się na rozdzielność państwa od wiary i na śluby cywilne.

Inna sprawa, to na przykład, co by było, gdyby Bóg znów zstąpił na Ziemię? Jak byśmy go potraktowali. I czy przypadkiem konflikt Nauczyciela z państwem i Kościołem nie za bardzo przypomina konflikt Chrystusa z Rzymem i żydowskimi kapłanami? Czy siła wiary Nauczyciela i jego uczniów nie była równie wielka jak Chrystusa i Apostołów? Czy wiara nie kieruje się tym samym kryterium co polityka – o słuszności przesądza zwycięzca? Nasi to święci, a ich to fanatycy? Nasi to wierni, tamci to sekta?

Oczywiście, powodów do refleksji jest nieporównanie więcej, bo mamy do czynienia z dziełem wielowątkowym, wielopłaszczyznowym i wielopoziomowym. Świetnie by się nadawało na lekturę do Dyskusyjnego Klubu Książki. Na lekturę do szkoły na pewno już nie, gdyż interpretacja pod jedynie słuszny klucz, jaki by on nie był, byłaby barbarzyństwem.

„Moje” wydanie opatrzone jest prześwietnym posłowiem tłumaczki i jeśli będziecie mieli wybór, zalecam właśnie takie opracowanie, przy czym zdecydowanie posłowie, jak sama nazwa wskazuje, zaleca się czytać PO skończonej lekturze.

Oczywiście można się dopatrzyć drobnych błędów, jak na przykład widocznego niezrozumienia istoty różnic między transzeją, barykadą i parapetem, choć trudno orzec kto zawinił – autor czy tłumaczka. Są to jednak sporadyczne potknięcia, które nie wpływają na odbiór całości. W mojej ocenie Wojna końca świata, to dzieło całkowicie kompletne, niezwykle głębokie i dojrzałe, zasługujące w pełni na miano wybitnego arcydzieła, a jednocześnie, w przeciwieństwie do wielu innych uznanych powieści, choć mocno deperesyjne, to niepozbawione zalet literatury rozrywkowej. Zdecydowanie i absolutnie polecam; naprawdę mocna rzecz.


Wasz Andrew







W związku z przesiadką z LubimyCzytac.pl na goodreads.com nowa słowna skala ocen.

  • nie podobała mi się
  • była w porządku
  • podobała mi się
  • naprawdę mi się podobała
  • była niesamowita

4 komentarze:

  1. Cieszę się, że zdecydowałeś się sięgnąć po Llosę, bowiem ten pisarz już od dłuższego czasu widnieje na mojej liście nazwisk, których dzieła warto czytać. A zadowolony jestem tym bardziej, że "Wojny końca świata" jeszcze nie znam - jej lektura dopiero przede mną.

    Co do samej tematyki i stylu, tj. wzięcia na warsztat autentycznego wydarzenia i uzupełnienia pewnych luk własną wyobraźnią, to książka mocno kojarzy mi się z rewelacyjnym "Świętem Kozła".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przekonałem się, że to naprawdę mistrzowskie pióro. Może kiedyś się skuszę na Kozła, ale na razie wolę lżejszą tematykę...

      Usuń
  2. A może to byłem ja? ;) Niemal równo rok temu pisałem o „Sądzie w Canudos” Sandora Maraiego, które to poświęcone jest temu samemu epizodowi historycznemu. W podsumowaniu pisałem nawet, że chciałbym też przeczytać Llosę jako tego z "lokalnym" punktem widzenia.

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)